Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

kraje / Japonia

Dystans całkowity:28419.94 km (w terenie 98.59 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1602:43
Średnia prędkość:17.10 km/h
Maksymalna prędkość:65.39 km/h
Suma podjazdów:213938 m
Liczba aktywności:443
Średnio na aktywność:64.15 km i 3h 47m
Więcej statystyk

Powrót wiosny

  51.55  03:14
Dzisiaj miało padać, więc do kolejnego celu miałem krótką drogę. Ostatecznie nawet nie pojawiło się zachmurzenie. Przynajmniej wróciła wiosna, bo ruszając rankiem, miałem wokół siebie dużo śniegu, a po przekroczeniu gór cały śnieg zniknął, a nawet pojawiły się kwitnące morele japońskie.
Kolejny dzień, w którym nie działo się dużo. Odwiedziłem kilka stacji drogowych (Michi-no-Eki), podziwiałem białe szczyty, które zostawiłem za plecami i tyle. Dotarłem do kolejnego domu gościnnego, gdzie ponownie byłem jedynym gościem.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Zima wiosną

  54.38  03:19
Padało, gdy wyruszałem, a rankiem podobno nawet sypało śniegiem. W sumie bez różnicy, bo wokół było go wystarczająco dużo. Pojechałem wolnym tempem, aby nie zachlapać za mocno roweru, bo było mnóstwo kałuż. Deszcz – całe szczęście – nie był intensywny. Kilka razy nawet przestało padać, aż w końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło słońce. Mogłem się nieco wysuszyć. U celu było równie dużo śniegu, co na początku mojego dnia.
Kategoria kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ile dzieli wiosnę i zimę?

  107.14  07:11
Ruszyłem bardzo wcześnie ze względu na długi dystans do kolejnego hostelu, a tych, okazuje się, jest niewiele w tych okolicach. Dzień zaczął się słonecznie i ciepło, choć wiatr, który zerwał się poprzedniego wieczora, czasem doskwierał.
Kontynuowałem podróż na północ. Kwitnące drzewa wiśni (sakura) były coraz rzadziej widoczne, ale morele japońskie (ume), których okres kwitnienia wypada tuż przed wiśniami, mijałem najpierw pojedynczo, a potem nawet całymi sadami. Wybierałem oczywiście jak najmniej zatłoczone drogi, bo jazda niektórymi chodnikami nie należy do najprzyjemniejszej. Przynajmniej na grubych oponach mniej trzęsie.
Wzdłuż rzeki Tone-gawa trafiłem najpierw na drogę dla rowerów, a potem na spokojną ulicę, która jednak przyniosła dużo podjazdów. W mieście Numata zaczęły się schody. Zruszył się silny wiatr, do tego droga zaczęła piąć się w górę, a zjeżdżając z jednego wzgórza, wjechałem w kamyk, który doprowadził do klasycznego snejka. Dwie dziury w dętce. Pierwsza poważniejsza awaria podczas tej podróży (nie licząc złamanej stopki). Poprzednim razem też podczas czwartej wycieczki przebiłem oponę.
Dalej już było tylko ciekawiej. Wjechałem na drogę pięćdziesięciu pięciu zakrętów. Każdy z nich był ozdobiony tabliczką z numerem i długością. Za ostatnim stał tunel, ale wcześniej krajobraz zmienił się diametralnie. Na wysokości 800 m n.p.m. zaczął pojawiać się śnieg w rowach (na zmianę ze śmieciami, bo Japończycy – jak Polacy – mają gdzieś środowisko). Im wyżej, tym robiło się chłodniej, a śniegu przybywało. Martwił mnie znikomy ruch oraz znaki informujące o śniegu sięgającym 150 cm. W końcu jednak dotarłem do tunelu bez problemów, przejechałem go, a tam jak zimą. Wszystkie szczyty pokryte grubą warstwą śniegu, przy drogach nawet 2-metrowe zaspy, a gdy dostałem się do zabudowań, spotkałem ludzi wracających z nart. Kompletnie nie spodziewałem się, że jedna góra dzieli dwa sezony.
Miałem na sobie już dwie bluzy i grubsze rękawice, ale po kilku kilometrach zacząłem przemarzać. Z ponad 20 °C na południu zrobiło się 5 albo i mniej. Nawet Garmin pod koniec odmówił współpracy w tej temperaturze. Nie wiem, co dalej, bo w ciągu najbliższych dni ma padać, więc mogę gdzieś ugrząźć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Gunma, Japonia / Niigata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Gunma

  68.80  04:12
Z rana było pochmurno. Miało padać, ale się rozmyśliło. Po krótkim spacerze historycznymi ulicami ruszyłem drogami lokalnymi do kolejnego celu. Nie wiem tylko, o czym miałbym napisać, bo dzisiaj nie działo się zupełnie nic ciekawego. Po kilku godzinach jazdy wyszło słońce, które towarzyszyło mi do końca podróży.
Nadal spotykam kwitnące drzewa wiśni. Tytuł z kolei to nazwa prefektury. Jedna z ostatnich, w których pojawiłem się po raz pierwszy.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, Japonia / Saitama, Japonia / Gunma, wyprawy / Japonia wiosną 2019, po dawnej linii kolejowej, rowery / Trek

Przeprawa przez Tōkyō

  57.74  03:45
W końcu wyruszyłem w podróż z sakwami. Na sam początek trzeba było się jakoś wydostać z Tōkyō, a ponieważ zatrzymałem się na południu, to miałem nie lada wyzwanie.
Chciałem odrobinę zaoszczędzić na parkingu dla rowerów, więc zostawiłem rower pod mieszkaniem i rano zastałem brak latarki, którą kupiłem 4 lata temu. Mogłem się tego spodziewać po tym mieście. Teraz poza urwaną stopką mam kolejny wydatek na liście. Ciekawe, co jeszcze przyniesie ta podróż.
Na początek spróbowałem jechać drogami osiedlowymi. Było nawet znośnie, gdy okazało się, że w pół godziny pokonałem zaledwie 3 km. Wjechałem na główną ulicę i jadąc z autami po prostej drodze, udało mi się nieco podciągnąć średnią. Wadą były tylko światła, bo miałem czerwone co trzecie skrzyżowanie.
Znalazłem się na przedmieściach Tōkyō, gdzie powróciłem do planu objazdu drogami osiedlowymi. Błądziłem tak do czasu, aż dojechałem do rzeki Ara-kawa, gdzie mogłem wjechać na wał rzeczny. Musiałem też trochę przejechać po bezdrożach, gdy plac budowy stanął mi na drodze.
Wałami do celu niestety nie mogłem dojechać, więc wróciłem do jazdy główną drogą i tak dostałem się do Kawagoe. Miasto jest nazywane Małym Edo (a Edo to dawna nazwa Tōkyō) ze względu na dużą liczbę historycznych budynków w centrum. Objechałem kilka z zaplanowanych punktów i znalazłem się do deptaku. To był błąd, bo liczba ludzi była ogromna. Dzisiaj zatrzymałem się w hotelu kapsułowym z gorącymi źródłami.
Kategoria z sakwami, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Saitama, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Wiosna w Japonii

  46.81  02:46
To już trzeci raz, gdy odwiedzam Japonię. Trzeci też raz, gdy mam możliwość zobaczyć kwitnące wiśnie. Już nie mogę się doczekać kolejnych przygód.
W Warszawie jedynym problemem było pudło na rower. Nie to, że go nie dostałem. Dostałem tak duże, że zdecydowałem się je pociąć na kawałki. Mimo wszystko doleciałem do Japonii bez komplikacji. Wylądowałem tym razem na lotnisku Haneda w Tōkyō. Podczas składania roweru odpadła stopka. Już od kilku dni czułem, że coś z nią nie tak. Trzeba będzie kupić nową, bo bez niej życie jest ciężkie. (Aczkolwiek jeździłem prawie półtora roku po Azji na kolarzówce bez stopki).
Nocleg miałem nieopodal, więc nawet nie nagrywałem nocnego przejazdu. Problemy ruchu lewostronnego czas zacząć: na nowo uczyć się jazdy lewą stroną, zasady lewej dłoni i w ogóle tego, że rower ma absolutne pierwszeństwo, bo taka jest mentalność Japończyków, którzy jeżdżą na rowerze byle jak i mają fory u pieszych oraz kierowców.
Odwiedziłem Aki, którą poznałem niemal dwa lata temu. Spędziliśmy wspólnie kilka dni i dzisiaj musiałem pojechać rowerem, bo od tych pieszych wędrówek pojawił mi się odcisk na nodze i rower był jedyną radą. Przy okazji dorzucam kilka zdjęć, które zrobiłem od przylotu.
Już od początku wiedziałem, że przejazd przez Tōkyō będzie koszmarem. Nie było inaczej. Początek podróży był spokojny. Jechałem ulicami i chodnikami. Dużo wygodniej na Treku z amortyzacją niż na kolarzówce. Pokonałem połowę dystansu, aż dojrzałem wieżę tokijską. Tylko o nią zahaczyłem, bo nie mogłem tracić czasu. Umówiłem się z Aki przy jednym z tysiąca tokijskich dworców. Mieliśmy odwiedzić kilka miejsc. Trochę się wkopałem, gdy przejeżdżałem przez Shinjuku, bo ludzi było tyle, że ani przejechać.
Znalezienie parkingu dla roweru nie jest proste. Wszędzie znaki zakazu parkowania i mimo że Japończycy nie zwracają na to uwagi, ja wolałem nie ryzykować. Znalazłem murek bez znaku zakazu, zostawiłem rower obok innych i poszedłem spędzić ostatni dzień wolnego.
W drodze powrotnej zajechałem do parku Yoyogi-kōen, gdzie ludzi było zaskakująco dużo. Ogólnie martwiłem się, że będę spóźniony na kwitnienie wiśni, ale ostatecznie przybyłem w czasie, gdy zaledwie kilka drzew wypuściło pąki. Był to tylko powód, aby rozglądać się za kwiatami jeszcze uważniej. Tylko skąd tyle ludzi na ulicach? Oni też przybyli za wcześnie?
Zaczęło robić się chłodno, więc pojechałem do pensjonatu. Jakimś trafem przejechałem przez najbardziej ruchliwe skrzyżowanie na świecie w dzielnicy Shibuya. Ludzie przechodzili jeszcze długo po zielonym dla ruchu ulicznego.
Miałem w planach odwiedzić kilka miejsc, ale zapadł zmrok. Błądząc po mieście, trafiłem na drogę, którą przyjechałem do centrum. Wróciłem więc po własnym śladzie.
Kategoria za granicą, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Lipiec 2018 (GT)

  48.47 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Japonia, rowery / GT

Ostatnia historia z Japonii

  52.46  02:37
Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła po dopłynięciu do Sendai z Hokkaidō były upał i wilgotne powietrze. Japońskie lato się rozpoczęło, a ja umierałem już po kilku minutach jazdy. Termometr pokazywał absurdalne 43 °C w słońcu, choć to na pewno dlatego, że elektronika się za bardzo nagrzała. Wieczorem w wiadomościach jednak informowali o mieście w centralnej części wyspy Honshū, gdzie temperatura realnie osiągnęła 40 °C.
Został jeszcze tydzień zanim opuszczę Japonię, więc w natłoku pakowania, kupowania pamiątek, spotkań ze znajomymi i załatwiania ostatnich spraw znalazłem tylko chwilę na ostatnią przejażdżkę. Było dużo chmur, a prognoza ostrzegała przed przelotnymi deszczami. Mimo wysokiej temperatury, wiatr chłodził ciało. Chciałem pojechać podobną drogą, jak rok temu. Na początek trafiłem na nieznane mi ulice w Sendai, ale szybko znalazłem się na wspomnianej trasie. Po niewielkim podjeździe dojechałem do... zamkniętej drogi. Wyglądało, jakby nikt nią nie jechał od dawien dawna, więc nie przekraczałem blokady i wypatrzyłem na mapie objazd. Tam też okazało się, że nie ma przejazdu. Przeszedłem jednak bokiem przez blokadę i dojechałem do miejsca, które wymusiło zamknięcie dróg. Piaskowe zbocze osunęło się na drogę. Mogłem tamtędy przejść, przenosząc rower, ale zauważyłem auto geodetów za gruzowiskiem i przestraszyłem się. Czasami kwestie bezpieczeństwa są priorytetowe w Japonii, więc nie chciałem mieć problemów. Zawróciłem i zrezygnowałem z dalszych prób dojazdu do jeziora. Do domu wróciłem nieco inną drogą, aby nie wracać po własnym śladzie. Teraz sprawdziłem, że znaki zakazu dotyczyły wyłącznie pojazdów, a piesi mogli drogą podróżować, więc moje obawy były prawdopodobnie bezzasadne.
Podsumowując moją przygodę, rok i 3 miesiące w Azji to długo. Odwiedziłem Japonię, Tajwan i Koreę Południową (już z plecakiem). Większość czasu spędziłem na rowerze, pokonawszy 18,7 tys. km (93% po Japonii). Czasami jeździłem codziennie, zatrzymując się w hostelach, hotelach, pensjonatach i u ludzi poznanych w serwisie Couchsurfing.com. Czasami zatrzymywałem się na dłużej w jednym miejscu, dzięki czemu miałem bazę wypadową do wycieczek na lekko.
Po przylocie do Japonii ruszyłem na północ do Sendai, gdzie spędziłem hanami, czyli okres podziwiania kwitnących drzew wiśni. Potem ruszyłem w dalszą podróż, zatrzymując się na tydzień pod Matsumoto. Chciałem zobaczyć Fuji-san, więc kontynuowałem podróż na południe. Nastał złoty tydzień w Japonii, który czasami pokrywa się z długim weekendem majowym w Polsce. Dojechałem w jego trakcie do Nagoi, skąd ruszyłem przez górzystą prefekturę Gifu, aby dotrzeć do Kanazawy. Odwiedzając Narę i Ōsakę, dojechałem do Kyōto. Tam zrobiłem sobie bazę na 2 tygodnie, aby lepiej poznać miasto i okolice.
Mając trochę czasu, odwiedziłem Wakayamę, gdzie po raz pierwszy trafiłem na szlaki rowerowe w Japonii. Potem wróciłem na północ, aby zatrzymać się na 3 tygodnie w Ōsace. Był to okres odpoczynku od roweru, po którym ruszyłem na półwysep Kii. W teorii trwał sezon deszczowy w Japonii, ale w tym roku był on wyjątkowo dziwny, bo prawie nie padało. Przyszło za to lato, które dla mnie okazało się piekłem. Dojechałem do miasta Ichinomiya, w którym zaprzyjaźniłem się z Pauliną. Zatrzymałem się tam na krótko, bo nie dawałem rady w upale. Wsiadłem na prom i popłynąłem do Sendai.
Ruszyłem na wyprawę po Tōhoku, gdzie spotkał mnie tajfun. Zaczęła się jesień, więc ruszyłem w kolejną podróż. Pojechałem do Tōkyō. Tym razem złapała mnie jesienna pora deszczowa. Nie zobaczyłem przez to Fuji. Chciałem dostać się do Kyōto. Na drodze stanęły dwa tajfuny, ale nie pokrzyżowały mi planów. Spędziłem miesiąc w starej stolicy, podziwiając przepiękną jesień.
Zbliżała się zima. Ruszyłem w podróż na zachód. Dostałem się na wyspę Shikoku, skąd powróciłem na Honshū po znanym szlaku Shimanami Kaidō. Uciekałem przed zimą na południe. Wjechałem na wyspę Kyūshū podwodnym tunelem. Święta spędziłem u japońskich znajomych pod Kumamoto. Zostawiłem u nich swoje rzeczy, aby na kilka tygodni paradoksalnie polecieć do przysypanego śniegiem Sendai i po raz kolejny odpocząć od roweru.
Kontynuując ucieczkę przed zimą, dotarłem na wyspę Amami. Spędziłem tam tydzień, po czym popłynąłem dalej na Okinawę. Pierwotny plan zakładał, że spędzę tam zimę i wrócę na główną wyspę, aby dostać się do Tōkyō. Za namową poznanych ludzi, kupiłem bilet do Tajwanu. Ruszyłem w prawie miesięczną podróż wokół wyspy, odwiedzając stolicę, miejsce kultu fanów Ghibli, przepiękne wschodnie wybrzeże czy najstarsze miasto na wyspie, które kiedyś było stolicą.
Powróciłem do Japonii w okresie kwitnienia moreli japońskiej. Ruszyłem na wschód, niefortunnie trafiając na opad śniegu pod Fuji. Następnie znalazłem się w Tōkyō, gdzie trwało hanami. Wszystkie drzewa wiśni były w pełnym rozkwicie, więc spędziłem kilka dni na fotografowaniu kwiatów. Po raz kolejny odwiedziłem Sendai. Zrobiłem sobie krótką wycieczkę do Seulu w Korei, a po powrocie ruszyłem w 3-tygodniową podróż po Hokkaidō.
Ogrom doświadczenia zdobytego podczas całej mojej podróży jest nieopisywalny. Poznałem setki ludzi, skosztowałem tysiące potraw, odwiedziłem dziesiątki świątyń i chramów, byłem na kilkunastu festiwalach, odpoczywałem w gorących źródłach, w restauracjach i w izakayach, bawiłem się przecudownie. Był to najlepszy okres w moim życiu. Z rozpaczą muszę opuścić ten kraj. Będę jednak wyczekiwał dnia, gdy tu powrócę i na nowo zacznę odkrywać zarówno miejsca poznane, jak i wciąż czekające na moją wizytę. Już teraz nie mogę się tego doczekać.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Ostatni dzień na Hokkaidō

  60.82  03:50
Już jak co roku, postanowiłem spędzić urodziny na rowerze. Po raz drugi w Japonii, choć tym razem plan był jednym z najmniej ciekawych do tej pory. Musiałem wrócić się do Tomakomai po śladzie z wczoraj.
Miał być deszczowy dzień, więc nie spodziewałem się niczego ciekawego. Tylko kropiło, gdy ruszałem. Była też gęsta mgła. Rzuciłem jeszcze okiem na zamek, który był częścią parku rozrywki – jak się domyślam – w stylu europejskim. Przez kilkanaście kilometrów jechało się nie najgorzej. Dopiero później się rozpadało. Ślamazarnie dotarłem do Tomakomai. Dojechałem do portu, aby rzucić okiem na godzinę otwarcia kas.
Gdy spróbowałem zrobić zdjęcie telefonem, okazało się, że wyświetlacz przestał działać. Byłem przekonany, że telefon był wodoodporny (mimo braku takiego zapisu w specyfikacji). Niestety pomyliłem się i do końca dnia nie udało mi się odzyskać ekranu. Nie sądzę, żeby udało mi się znaleźć serwis LG w Japonii. Będą problemy.
Miałem sporo czasu przed rejsem, więc pokręciłem się po mieście. Zjadłem ostatni posiłek w SeicoMart, czyli lokalnej sieci konbini i zatrzymałem się w galerii handlowej. Pokręciłem się, kupiłem jeszcze trochę pamiątek na drogę (w tym melona, który jest popularny na wyspie). W końcu ruszyłem z powrotem do portu i sprawnie dostałem się na prom. Wracam do Sendai.
Przez 3 tygodnie mojego pobytu na Hokkaidō pokonałem niemal 2 tys. km. Mógłbym tutaj spędzić jeszcze kilka razy tyle, bo odkryłem kilka pięknych miejsc, a nie miałem możliwości zmiany planów, aby je lepiej zwiedzić. Do tego wschód i zachód wyspy pozostają mi nieznane.
Mimo tak krótkiego czasu zdołałem zobaczyć kilka przepięknych miejsc. Ośnieżony łańcuch wulkaniczny Daisetsuzan (nawet dwukrotnie), jezioro wulkaniczne Kussharo-ko w olbrzymiej kalderze, miasteczko zdrojowe z gorącymi źródłami Sōunkyō otoczone 100-metrowym wąwozem czy miasteczko Otaru z europejską architekturą. Zdobyłem cel, czyli najdalej na północ wysunięty punkt Japonii – przylądek Sōya. Niewykluczone, że wrócę na Hokkaidō i wtedy zabiorę ze sobą więcej czasu, aby lepiej odkryć tę wyspę.
Kategoria kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hokkaidō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Czerwiec 2018 (GT)

  24.76 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Japonia, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery