W końcu wyruszyłem w podróż z sakwami. Na sam początek trzeba było się jakoś wydostać z Tōkyō, a ponieważ zatrzymałem się na południu, to miałem nie lada wyzwanie.
Chciałem odrobinę zaoszczędzić na parkingu dla rowerów, więc zostawiłem rower pod mieszkaniem i rano zastałem brak latarki, którą kupiłem
4 lata temu. Mogłem się tego spodziewać po tym mieście. Teraz poza urwaną stopką mam kolejny wydatek na liście. Ciekawe, co jeszcze przyniesie ta podróż.
Na początek spróbowałem jechać drogami osiedlowymi. Było nawet znośnie, gdy okazało się, że w pół godziny pokonałem zaledwie 3 km. Wjechałem na główną ulicę i jadąc z autami po prostej drodze, udało mi się nieco podciągnąć średnią. Wadą były tylko światła, bo miałem czerwone co trzecie skrzyżowanie.
Znalazłem się na przedmieściach Tōkyō, gdzie powróciłem do planu objazdu drogami osiedlowymi. Błądziłem tak do czasu, aż dojechałem do rzeki Ara-kawa, gdzie mogłem wjechać na wał rzeczny. Musiałem też trochę przejechać po bezdrożach, gdy plac budowy stanął mi na drodze.
Wałami do celu niestety nie mogłem dojechać, więc wróciłem do jazdy główną drogą i tak dostałem się do Kawagoe. Miasto jest nazywane Małym Edo (a Edo to dawna nazwa Tōkyō) ze względu na dużą liczbę historycznych budynków w centrum. Objechałem kilka z zaplanowanych punktów i znalazłem się do deptaku. To był błąd, bo liczba ludzi była ogromna. Dzisiaj zatrzymałem się w hotelu kapsułowym z gorącymi źródłami.