Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Nara

Dystans całkowity:413.35 km (w terenie 1.20 km; 0.29%)
Czas w ruchu:24:29
Średnia prędkość:16.88 km/h
Maksymalna prędkość:60.43 km/h
Suma podjazdów:3201 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:51.67 km i 3h 03m
Więcej statystyk

Tam, gdzie narodzili się ninja

44.9402:46
Wczoraj miałem czas, żeby tylko przespacerować się po tych samych miejscach, co dzień wcześniej, więc nie wsiadałem na rower. Dzisiaj, już nie zapominając o niczym, ruszyłem dalej.
Drogę miałem prostą, więc jechałem zgodnie z planem. Gdy jednak wjechałem na wysokość ponad 200 m n.p.m., podczas gdy taką wysokość miałem osiągnąć 30 km później, zorientowałem się, że coś jest nie tak. Spojrzałem kilka razy na mapę i zauważyłem błąd – powinienem był pojechać dużo bardziej na północ przed ruszeniem w kierunku wschodnim. Zdarza się. Musiałem tylko lekko skorygować trasę. I tu zaczęły się schody, a właściwie pagórki, bo dodałem sobie kilka podjazdów, aby ostatecznie wrócić na zaplanowaną drogę. Gdybym tak zawrócił do centrum Nary, byłoby dużo lżej.
Jadąc wzdłuż rzeki, trafiłem do prefektury Kyōto i znalazłem przystanek drogowy Michi-no-Eki, na którym można zrobić zakupy lub zjeść. Zjadłem bento, czyli obiad w pudełku. Podgrzałem go w mikrofalówce o publicznym dostępie (są w każdym supermarkecie!), a potem pojechałem dalej, docierając do miasta Iga.
Już z daleka dostrzegłem zamek, do którego skierowałem się od razu. Nie wszedłem do środka, bo byłem na tylu zamkach, że wiedziałem, czego się spodziewać. Obok zamku znajdowało się muzeum ninja. Stamtąd dowiedziałem się, że Iga jest miejscem narodzin tych wojowników. Byłem przekonany, że ninja mają dłuższą historię.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kyōto, Japonia / Mie, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Spacer z Ōsaki do Nary

31.9902:01
Nie do końca wiedziałem jak powinienem jechać, a planowałem po prostu ruszyć na wschód. Mając więc Narę po prostej, pojechałem prosto.
Zrobiło się ciepło, jechałem przed siebie, aż dostałem się do stóp wzniesienia. Już od początku stromizna okazała się być zabójcza. Próbowałem jechać, ale po kilkuset metrach darowałem sobie i zacząłem mozolnie wpychać rower pod górę. Jeszcze tak stromego podjazdu to chyba nie widziałem w Japonii. Za plecami miałem panoramę miasta, a wokół siebie bezlistne drzewa. Od czasu do czasu ktoś na motocyklu przejechał, a tak to miałem względny spokój i jedynie trud wpychania 40 kg pod górę nie pozwalał odetchnąć.
Koniec spaceru, dostałem się na szczyt. Tam już można było wsiąść na rower, więc z ponad 400 m w pionie zaledwie 100 udało mi się pokonać na rowerze, z czego większość to był nieodczuwalny podjazd zanim znalazłem się pod górą. Zjazd był wygodniejszy, bo było dużo asfaltu (z drugiej strony wzniesienia sam beton z otworami dla zwiększenia przyczepności), chociaż hamulce szybko się grzały przez dużą liczbę zakrętów. Zjechałem na dół, aby znaleźć na drodze kolejną górę. Całe szczęście mniejszą i szybko trafiłem do Nary.
Już tradycyjnie zostawiłem bagaż w hostelu i ruszyłem na pieszą wycieczkę po mieście, w którym byłem już tyle razy, co w Ōsace. Zawsze jednak znajdzie się coś ciekawego do sfotografowania, jak kwitnące śliwy (vel morele japońskie) albo popołudniowe słońce oświetlające zabytkową architekturę.
Po powrocie do hostelu okazało się, że zapomniałem zasilacza do komputera. 40 km najprostszą drogą to przynajmniej 4 godziny na załatwienie sprawy, więc zdecydowałem się na pociąg. Wyszły łącznie 3 godziny, które będę musiał odrobić. Chyba pierwszy raz od przylotu do Japonii zapomniałem o czymś, i to od razu o tak niezbędnym przedmiocie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Nara, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wakayama

91.2704:53
Dzisiaj ruszam na zachód. Myślałem o objechaniu półwyspu, ale wziąłem za krótki urlop. Z pogodą nigdy nie wiadomo, bo miała być pora deszczowa, a ja się smażę w słońcu. Dobrze, że dzisiaj było pochmurne przedpołudnie.
Pożegnałem Kyoko i ruszyłem wcześnie rano na południe, aby dostać się do doliny prowadzącej prosto do docelowego miasta, Wakayamy. Gdy tylko przejechałem wzniesienia, trafiłem na szlak rowerowy. Nie wiedziałem skąd prowadził, ale domyślałem się, że ze źródła rzeki płynącej doliną. Cale szczęście, że trafiłem na ten szlak, bo biegł po wałach rzecznych o znikomym ruchu.
Do południa zrobiłem połowę dystansu do dzielącego mnie celu. Chmury zaczęły znikać i musiałem znosić rosnący upał. Do tego dochodziła wysoka wilgotność powietrza. Przejrzystość też nie była najlepsza, ale kilka zdjęć zrobiłem na pamiątkę. Myślałem, że słaba widoczność jest spowodowana wysoką wilgotnością, ale potem wyjaśniło się, że ten obszar Japonii jest zanieczyszczony przez duże skupisko przemysłu olejowego i metalurgicznego.
Złapałem gumę. Nie wiem co przebiło oponę, ale spędziłem trochę czasu na łataniu. Na szczęście użyłem prawdziwych łatek, a nie jakichś beznadziejnych naklejek, z którymi męczyłem się na początku podróży po Japonii. Do tego pokleiłem poprzecinaną oponę, żeby ostre kamyczki ani szkło nie wbiły się zbyt łatwo w dętkę. Martwi mnie, że bieżnik jest tak cienki, a przecież niedawno wymieniłem oponę.
Po jakimś czasie szlak został przecięty ruchliwą drogą i gdy przedostałem się na drugą stronę, wjechałem na zły wał. Szlaki R-1 i R-2, którymi jechałem przez jakiś czas, rozdzieliły się. Ten drugi prowadził w zupełnie innym kierunku, więc gdy zorientowałem się, że coś jest nie tak, zjechałem z niego. Niestety nie udało mi się wrócić na R-1 i do Wakayamy dojechałem po ulicach napotkanych miast. Jako że jeszcze miałem czas przed spotkaniem z dzisiejszym Couchsurferem, pojechałem do zamku. Długo tam nie zabawiłem, bo ostatecznie czas zaczął mnie gonić. Pod umówionym dworcem spotkałem się z Nikitą. Jest on studentem z Białorusi, który studiuje w ramach wymiany. Wieczorem pokazał mi miasto i okolice.

Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, Japonia / Nara, Japonia / Wakayama, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Gdy świetliki zapadają w sen

75.3804:26
Po ponad dwóch tygodniach przyszło mi się spakować i ruszyć w dalszą drogę. Znów musiałem się uczyć jazdy z trzecim kołem, bo jakimś sposobem początek był taki, jakby pijany na rower wsiadł.
W ten bezchmurny, upalny dzień musiałem jechać na południe, pod słońce. Droga do Nary nie była najłatwiejsza. Kilka razy trafiłem na drogi, którymi jechałem z Ōtsu do Nary jakiś czas temu, ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć całej trasy. Metodą prób i błędów zabłądziłem kilkakrotnie, aż w końcu znalazłem się w Narze. Połowa drogi za mną.
Już raz próbowałem dojechać do Kashihary, więc odnalazłem hostel w Narze, spod którego biegnie prosta jednokierunkowa droga na południe do Sakurai. Tam zatrzymałem się w konbini (odpowiednik polskiej Żabki), żeby się ochłodzić. Zaczepił mnie Japończyk. Był ciekawy mojego nietypowego roweru. Nie mówił po angielsku, więc więcej było uśmiechów niż wymiany zdań. Po chwili podszedł do mnie drugi Japończyk, już mówił po angielsku, ale wręczył mi tylko prezent (lody, napój energetyczny i batony energetyczne) i poszedł w swoją stronę. Tak bezinteresownie. Witamy w Japonii.
Z tego całego postoju zostało mi niewiele czasu, aby dotrzeć do celu. Sprężyłem się i dojechałem do stacji kolejowej, gdzie spotkałem się z Kyoko, którą poznałem przez serwis Couchsurfing. Zebrała mnie do chramu Kashihara-jingū, jako że nie zdążyłem do niego dotrzeć przed spotkaniem, a potem pojechałem poznać jej rodzinę. Wieczorem wybraliśmy się w podróż samochodem do jakiegoś znanego miejsca, gdzie można zobaczyć świetliki. Od spotkanych tam osób dowiedzieliśmy się, że świetliki o tej porze szły spać i dlatego zobaczyliśmy zaledwie kilka owadów. Pojechaliśmy jeszcze w jedno miejsce i tam już mieliśmy szczęście zobaczyć ich więcej.

Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, Japonia / Kyōto, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Starożytna Nara

66.6004:17
Dzisiaj po niebie przewijały się chmury. Od rana ich przybywało, dzięki czemu temperatura była przyjemniejsza. Nie miałem specjalnie planu na weekend, więc wybrałem się do Ōsaki.
Przed opuszczeniem Nary, chciałem rzucić okiem na Tōdai-ji. Ludzi było nieco mniej niż przedwczoraj. Pewnie z racji wczesnej pory. Nie siedziałem jednak długo. Trzeba było ruszać dalej, aby przed zmrokiem dotrzeć do celu, a byłem zmęczony codzienną podróżą.
Zupełnie zapomniałbym o pałacu Heijō w Heijō-kyō, czyli w starożytnej Narze. Do dzisiejszego dnia zachowały się tylko fundamenty, które przeleżały przez kilkaset lat pod ziemią, ale kilka elementów pałacu zostało zrekonstruowanych i udostępnionych za darmo, dzięki czemu można poznać odrobinę historii i prawdopodobny wygląd pałacu cesarskiego, który znajdował się w starożytnej stolicy Japonii. Zwiedziłem pałac, podjechałem pod południową bramę, a potem ruszyłem przed siebie.
Między Narą i Ōsaką znajduje się długi łańcuch górski. Jest kilka dróg na drugą stronę. Wybrałem chyba najłatwiejszą, chociaż kusiła mnie ta z przejazdem przez szczyt góry. Podjazd nie był specjalnie ciekawa, dopiero po drugiej stronie zrobiło się... dziwnie. Jechałem w dół, nawet 60 km/h, aż w pewnym momencie zza drzew ukazała się panorama na Ōsakę. Chcąc zrobić zdjęcie, zawróciłem odrobinę, aby pozbyć się drzew z kadru, i niespodzianka! Droga była jednokierunkowa. Na szczęście nikt nie wpadł na mnie, gdy przyciśnięty do barierki mostu, robiłem zdjęcia. Ciężko było też ruszyć, bo wiedziałem kiedy coś wyskoczy zza zakrętu. Ja to kiedyś źle skończę.
Na dole zaczepił mnie rowerzysta zmierzający do Ōsaki. Pochwalił się, że był na górze Ikoma-yama, która mnie wcześniej kusiła. Z moim bagażem nie byłoby tak prosto. Przejechaliśmy się tylko kawałek, bo musiałem odnaleźć swój nocleg.
Dojechałem do hostelu, a właściwie miejsca, gdzie powinien być budynek. Okazało się, że właściwe miejsce znajdowało się w remontowanym bloku obok i znalezienie właściwego mieszkania zajęło mi strasznie dużo czasu. Był to jednak najtańszy nocleg, na jaki trafiłem w Japonii (1100 jenów).
Na koniec dnia pojechałem do zamku w Ōsace. Niestety skierowałem się w zupełnie inne miejsce na mapie i straciłem trochę czasu zanim zorientowałem się. Do celu dojechałem po zmroku, ale udało mi się zrobić nocne zdjęcie. Na tym zakończyłem swój dzień i wróciłem do hostelu.
Kategoria na trzech kółkach, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Nara, Japonia / Ōsaka, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Sakurai

43.8002:15
Powróciła słoneczna pogoda, ale już nie chciałem zwiedzać Nary. Przedłużyłem swój pobyt i wybrałem się na krótką wycieczkę na południe.
Celem było miasto Kashihara. Przez wiele kilometrów na południe jechałem po drodze osiedlowej. Półtora do dwóch metrów szerokości, zabudowania zaczynają się od krawężników i prawie zerowy ruch. Tylko niebezpiecznie jest, gdy ktoś wychodzi z domu albo na skrzyżowaniach, na których nikt się nie spodziewa innych ludzi. Co jakiś czas mijałem chramy, świątynie i przeróżne kapliczki. Aż chciałoby się przed każdym takim miejscem zatrzymać i obejrzeć każdy detal, a w wielu miejscach detale odgrywają dużą rolę. Trzeba jednak znać ich znaczenie.
Moim głównym celem był chram Hibara-jinja. Wjechałem na jakiś szlak pieszy i o dziwo dotarłem do celu. Co prawda musiałem przejechać kawałek polnej drogi, ale szczęście mi sprzyjało i nie musiałem nigdzie zawracać.
Zjechałem do centrum miasta Sakurai, a tam moim oczom ukazała się olbrzymia brama torii, przez którą można by przeciągnąć nawet autostradę. Niestety mój czas dobiegał końca, więc zrezygnowałem z Kashihary i wróciłem do Nary. Już nie miałem takiego szczęścia do dróg i musiałem dzielić się przestrzenią z dużą liczbą aut.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nara pieszo

9.2600:49
Wczorajsze zachmurzenie przyniosło opady deszczu. Padało w nocy i za dnia miało być tylko pochmurno. Od czasu do czasu jednak pokropiło, ale nie przeszkodziło mi to w spacerowej wycieczce po Narze.
Byłem tutaj prawie 2 lata temu, więc bardziej chciałem sobie odświeżyć pamięć niż zwiedzać. Pojechałem do parku, który cieszy się dużą popularnością ze względu na setki jeleni, które żyją na wolności i przyzwyczaiły się do obecności ludzi. Odwiedziłem chram Kasuga-taisha, a potem świątynię Nigatsu-dō. Próbowałem sobie jeszcze przypomnieć gdzie mnie nogi poniosły podczas pierwszej wizyty w tym mieście. Przeszedłem się pod świątynię Tōdai-ji, gdzie natłok turystów przekraczał dostępną przestrzeń przed zabytkiem. Zauważyłem, że zmienili bramę wejściową, aby wpuścić jeszcze więcej osób do środka jednocześnie. Pokręciłem się jeszcze po parku i wróciłem do hostelu.

Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nara

50.1103:02
W nocy padał deszcz. W końcu temperatura spadła. Mogłem odetchnąć. Nie znalazłem tanich noclegów w miejscach, które chciałem zobaczyć, więc pojechałem do Nary.
Droga była wąska, ruch też jakiś większy. Dopiero po pewnym czasie udało mi się uciec na boczne drogi. Niestety w pewnym momencie usłyszałem trzask i mój bagażnik znów odleciał. Tym razem pękła śruba z drugiej strony zawiasu. Mam powoli tego dość. Na szczęście wczoraj kupiłem cały komplet śrub, więc udało mi się uratować bagażnik, a dla bezpieczeństwa podwiązałem go paskiem, aby uzyskać 3 punkty podparcia. Teraz, jeśli coś pęknie, będzie to sztyca.
Dojechałem do Nary, a po drodze nawet zahaczyłem o Kyōto, do którego wybieram się wkrótce. W mieście spotkałem dużo ludzi, ale zabrakło mi czasu na zwiedzanie, więc tylko przejechałem się po kilku ulicach, aby przypomnieć sobie miasto sprzed prawie dwóch lat. Przez cały dzień od czasu do czasu spadało trochę kropel z nieba, a gdy dojechałem do hostelu, zaczęło padać. Ja to mam wyczucie.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Kyōto, Japonia / Nara, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT, Japonia / Shiga

Kategorie

Archiwum

Moje rowery