Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2016

Dystans całkowity:878.41 km (w terenie 6.86 km; 0.78%)
Czas w ruchu:31:08
Średnia prędkość:19.71 km/h
Maksymalna prędkość:46.00 km/h
Suma podjazdów:3743 m
Suma kalorii:6917 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:87.84 km i 3h 27m
Więcej statystyk

Styczeń 2016

  264.72 
Dojazdy do pracy.
Kategoria rowery / Trek, kraje / Polska

Pod Poznaniem, część 4

  47.14  02:16
Prognoza pogody się zmieniła, więc nie chciało mi się wstawać wcześnie z łóżka. Przedpołudnie spędziłem na grzebaniu przy rowerze. Przy okazji założyłem kawałek dętki na spodnią część sterów, aby osłonić łożysko. Podobno są tylko dwa sposoby: dętka lub neopren. Wybrałem najtańszą opcję (wszak mam mnóstwo dziurawych dętek), choć najtrudniejszą do zamontowania. Potem pojechałem do serwisu.
Skróciłem rurę sterową oraz kupiłem nowe błotniki. Stary błotnik nie pasował do nowego widelca, a w tym mizernym serwisie nie sprzedają części zamiennych i już nie chciało mi się latać po mieście za dwoma kawałkami drutu. Potem zrobiłem jazdę testową.
Nie miałem dużo czasu na kręcenie, bo przed wieczorem prognozowany był deszcz. Ruszyłem na miasto, żeby przejechać się drogą nad brzegiem Warty. Od dwóch lat mnie to korciło, aż w końcu się udało. Przy okazji zobaczyłem prawie stuletnie schody w Parku Szelągowskim, niegdyś największym parku Poznania. Później chciałem dotrzeć do centrum drogą z drugiej strony rzeki, ale na skrzyżowaniu zatrzymałem się i zastanowiłem, co też ciekawego się dzieje na Gdyńskiej. Pojechałem i rozczarowałem się. Nowa droga dla rowerów wciąż nie powstała, a ze starej zaczęli zdzierać kostkę. Jedno szczęście, że wkrótce wyłożą tam asfalt, czyli jest nadzieja, że będzie można tamtędy wygodnie jechać. Tylko dokąd? Droga za przejazdem kolejowym jest w fatalnym stanie. Do tego wąsko i liczba aut horrendalna, więc dzisiaj aż uciekłem do centrum Koziegłów. Tam po drogach osiedlowych (niektórymi miejscami widoki całkiem niezłe) wróciłem na główną. O dziwo wszystkie auta zaczęły zmierzać na południe. Tam chyba jest tak zawsze. W drodze uśmiechnęła się do mnie rowerzystka, której kiwnąłem głową. Jak strasznie mało widuję kolarzy ostatnimi czasy. Co to się dzieje w tak dużym mieście?
Dojeżdżając do Biedruska, rzuciłem okiem na drogę terenową do Poznania. Jezioro na drodze zdecydowanie odradzało wjazd, więc bez namysłu pojechałem dalej. Myślałem o dodatkowych kilometrach przez poligon, ale obawiałem się wiatru, który dzisiaj był wyjątkowo silny oraz deszczu, przed którym chciałem zdążyć do domu. W Poznaniu żadnej niepogody nie wyczuwałem, więc zrobiłem jeszcze przejażdżkę przez Morasko, potem na szybkie zakupy, jeszcze jedno okrążenie wokół osiedla i byłem w domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Mam sztywny

  36.78  01:40
Prognoza pogody grozi deszczowym weekendem, dlatego dzisiaj rano zamiast na siłownię, skierowałem się na przejażdżkę pod miastem. Miałem 2 godzinki przed pracą, więc zamiast typowych 5,1 km, zrobiłem trochę więcej.
Zastosowałem bardzo podłą technikę niczym pospolity brukowiec. Chciałem zwrócić uwagę na mój nowy, sztywny widelec, który w końcu wpadł mi w ręce. Zamontowałem go wczoraj samemu, bo w serwisie woleli składać rowery z nowej kolekcji zamiast obsłużyć klienta, i dzisiaj był pierwszy test. Z początku nie odczułem wielkiej różnicy, bo mój amortyzator od pewnego czasu był zapieczony, więc przyzwyczaiłem się do wibracji. Geometria się mocno nie zmieniła. Przód roweru siadł 5–10 cm, przez co zsuwałem się z siodełka, ale żadnego zwiększenia agresywności jazdy (o czym ostrzegali mnie w sklepie rowerowym) nie wyczułem. Dopiero po kilku kilometrach, gdy ochłonąłem z uciechy nowym nabytkiem, odczułem dyskomfort. Wjechałem na drogę dla rowerów z kostki Bauma i zacząłem się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Sztywny widelec nie absorbuje tych drobnych wibracji tak dobrze, jak mój stary amortyzator. Poznań to prymitywne miasto, w którym znaczna większość dróg dla rowerów nie jest wygodna, a barbarzyńskie prawo niestety nakazuje poruszać się po tych wertepach. Wraz ze sztywnym widelcem moja niechęć do tego miasta może tylko urosnąć. Bardzo mnie to niepokoi.
Zdecydowałem się na zamontowanie sztywnego widelca, aby usunąć problem stukania podczas jazdy. Byłem przekonany, że jest to spowodowane rozklekotanym amortyzatorem, jednak myliłem się. Było bez zmian. Wciąż jest jednak nadzieja. Podczas grzebania przy rowerze zauważyłem, że łożyska są bardzo luźne, a po skręceniu całości występuje duży luz na sterach. Z drugiej strony może to być spowodowane tym, że rura sterowa jest za długa i nie mam zamontowanego grzybka, który ten luz wyeliminowałby. Muszę najpierw skrócić rurę, ale może pora wymienić łożyska? Przy okazji wyciągania roweru z piwnicy, prawie wypadł mi on z ręki, bo tak mocno przesunął się środek ciężkości. Przedni bagażnik większej różnicy nie zrobi, ale sakwy, którymi obłożę rower podczas najbliższej wycieczki testowej, już tak.
Rano w mieście były straszne korki. Straciłem przez nie dużo czasu i musiałem skrócić swoją wycieczkę. Może uda mi się częściej wybierać na takie przejażdżki. Tylko dokąd, skoro w Poznaniu marnuję tyle czasu i humoru?

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Gala konkursu Nagroda „Rowertouru” 2015

  25.82  01:21
Plany na dziś miałem zupełnie inne, jednak skończyłem na szóstej gali rozdania nagród „Rowertouru”. Całkiem dobrze się złożyło, bo czasopismo czytam od ponad roku. Miałem więc okazję poznać tych wszystkich ludzi, którzy za tym stoją, a i nie zaszkodziło pogadać z tymi, co podróże kochają tak jak ja.
Wybrałem się najpierw do sklepu turystycznego z paroma pytaniami. Przed wyjściem wyszperałem w internecie kilka potrzebnych mi rzeczy, natrafiając przy tym na informację o gali. Mam zaległości w czytaniu magazynu, więc nawet nie wiedziałem o tym wydarzeniu, więc tylko cudem wziąłem w nim udział. Znalazłem miejsce, czyli halę AWF-u, zaparkowałem brykę obok innych nielicznych, kupiłem archiwalny numer czasopisma, który rzucił mi się w oczy (był tam opis wyprawy do miejsca, które chcę odwiedzić), pokręciłem się i w porę zająłem miejsce.
Program gali zaczął się trochę wcześniej, bowiem przed uroczystością odbyły się warsztaty. Ja nie zdążyłem. Po godzinie 14 zostały wyświetlone trzy prezentacje z podróży. Pierwsza – wzdłuż zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Kuszące, ale samemu jednak bałbym się. Druga to opowieść pana Jacka Hermana-Iżyckiego o podróży sprzed 36 lat przez piaski Afryki. Bardzo mi się podobała. Kilka lat temu dałem się namówić na wróżbę i dowiedziałem się, że bodajże w obecnym roku wyruszę przez Czarny Ląd. Słaba wróżba, bo mój tegoroczny wakacyjny cel leży w Europie. A trzecia – rodzinna wyprawa przez Maroko i Europę. Nie sądziłem, że tak daleka podróż z półrocznym dzieckiem może być taka prosta. Przynajmniej na slajdach na taką wyglądała. W międzyczasie zostały wręczone nagrody w trzech kategoriach, a na koniec odbyło się losowanie nagród dla publiczności. Szkoda, że nie wziąłem ze sobą kuponu z ostatniego numeru magazynu. Mogłem jedynie cieszyć się szczęściem innych. Żałuję też, że nie miałem okazji porozmawiać ze wszystkimi laureatami, ponieważ wśród nich byli tacy, którzy odwiedzili cel mojej tegorocznej podróży. Mam nadzieję, że w przyszłym roku i ja znajdę się tam, gdzie dzisiaj stali laureaci. Doświadczenie w pisaniu mam, tylko więcej odwagi potrzebuję, bo „Rowertour” ma nakład 7 tys. egzemplarzy, a to znacząco przewyższa liczbę moich obecnych czytelników.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 3

  98.57  04:40
Na dzisiaj nie miałem żadnego ciekawego planu. Temperatura poniżej zera nie zachęcała do dalekich podróży, więc wybrałem okolice Poznania. Wiatr był niezauważalny, więc mogłem pojechać w którąkolwiek stronę. Wybrałem drogę wojewódzką nr 306, bo jeszcze mnie na niej nie było.
Chciałem wyjechać z Poznania przez Kiekrz, ale się zamyśliłem i wjechałem na wojewódzką nr 307. Chodniki dla rowerów są w niektórych miejscach nieprzejezdne przez zalegający lód. Chyba najpierw musi dojść do tragedii zanim ktoś zmądrzeje i zaprzestanie wstawiać te durne zakazy i nakazy dla rowerów. Na dzisiaj prognozowane było duże zachmurzenie i przelotny śnieg. Trochę poprószyło, gdy wyjeżdżałem z miasta, ale kiedy zatrzymałem się na zdjęcie, było za późno. Cóż, zima się jeszcze nie skończyła, więc może będę miał okazję na ciekawe zdjęcia w zimowej scenerii.
Po pewnym czasie zdecydowałem się ominąć Buk, ale nie udało mi się. Nie miałem przed oczami mapy i źle skręciłem. Przynajmniej zagrzałem się w sklepie i zjadłem trochę zieleniny. W kierunku Mosiny złapał mnie zmierzch, bo się za mocno ociągałem. Wcześniej jednak na niebie pojawiało się od czasu do czasu słońce, więc zażyłem witaminy szczęścia. Szkoda że tego wiatru było tak niewiele, bo w niektórych miejscach aż umierałem od śmierdzących spalin. Spotkałem dzisiaj tylko jednego kolarza, który nawet mi pomachał. Rowerzystów w Poznaniu było wyjątkowo dużo, aczkolwiek połowa z nich świeciła oczami.
Jeszcze przypadkiem zarysowałem komuś auto, bo dwa barany zablokowały drogę dla rowerów. No co zrobić? Nie zmieściłem się. Zrobiłem na koniec rundkę rozjazdową i dojechałem do domu. Do cieplutkiego domu. Żaden tam zimny dworzec, telepiący pociąg, kolejna rozgrzewka, żeby dojechać z dworca do domu. Ach, miło jest tak szybko wrócić i odpocząć. Teraz będę robił takie wyprawy częściej. W tym sensie, że ograniczę podróżowanie pociągami czy spanie w hotelach. Czekają mnie oszczędności, bo tegoroczna wielka wyprawa pochłonie dużo kosztów, stąd też pomysł na pozyskanie sponsoringu. Zdradzę kolejny szczegół – będę leciał samolotem.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek, Wielkopolski Park Narodowy

Po Poznaniu, część 21

  28.38  01:27
Za późno wstałem, aby pojechać gdzieś za miasto. Pomyślałem, żeby zajrzeć w kilka miejsc, ale pocałowałem jedynie klamki. Spróbuję w ciągu tygodnia, skoro w weekend jest tak słabo. Objechałem kawałek miasta, przemarzłem w dłonie i wróciłem z dobrym humorem do domu.
W tym tygodniu zacząłem na poważnie przygotowania do mojej życiowej wyprawy. Nadal nie zdradzę wielu szczegółów, ale planuję ją na przełomie czerwca i lipca, czyli tradycyjnie w okolicach moich urodzin. W pracy zgodzili się dać mi... miesięczny urlop. W końcu też zamówiłem sztywny widelec, dlatego w przeciągu dwóch tygodni moja bolączka stukania w rowerze powinna się wreszcie skończyć. Podobno zmieni się geometria roweru, więc będę miał czas na przyzwyczajenie się. Na obecnym napędzie przejechałem już 15 tys. km, więc do czerwca mam nadzieję wykręcić jeszcze kilka tysięcy, aby wyruszyć na w pełni sprawnym pojeździe. Rozglądam się też za trzecim kołem, całym ekwipunkiem i sponsorami. Mam więc ręce pełne roboty, ale satysfakcja z tej podróży będzie olbrzymia. Aha, ta wyprawa jest spełnieniem moich marzeń.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 20

  32.30  01:36
Zrobiło się ostatnio paskudnie na dworze. Wczoraj spojrzałem na mój łańcuch i nie było dobrze. Był cały pokryty rdzą. Na szczęście żadne ogniwo nie zespoliło się, ale i tak martwię się. Od kilku już lat myślę o rowerze do zadań specjalnych, jednak nie widzę go w najbliższej przyszłości. Może za kilka lat kupię sobie nowy, a obecny przeznaczę na trudne warunki.
Dzisiaj wyszedłem, żeby pojeździć odrobinę po czarnym asfalcie. Na mapie wypatrzyłem drogę, którą jeszcze nie jechałem. Ruszyłem w stronę Kiekrza, a potem wzdłuż jeziora na południe. Trafiłem na drogę krajową, choć byłem przekonany, że będzie to wojewódzka (wszystko przez ostatnią zmianę kolorystyki na osm.org). Nie czułem się tam bezpiecznie, ale nie miałem wyboru i jechałem za znakami do centrum. Trochę pobłądziłem przez brak drogowskazów na drogach dla rowerów. Pomogłem też pchać auto, bo komuś padło na skrzyżowaniu. Z rowerem nie ma tego problemu, żeby usunąć go z drogi w razie awarii.
W Parku Sołackim ścieżki są nieodśnieżone i oblodzone, więc lepiej go unikać. Co ciekawe Park Wodziczki już jest zadbany, więc jadąc z centrum do zachodniego klina zieleni można się nabrać na początkowo dobrze utrzymany stan chodników. Temperatura na przedmieściach -0,5 °C, a w centrum 0,5 °C. Włożyłem dzisiaj lżejsze rękawice i tak dziwnie się jechało po ponad tygodniu w rękawicach narciarskich.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Śladami małej historii: Podborsko – Białogard

  66.52  03:21
Planując dzisiejszą trasę, przypomniałem sobie o podróży z 2009. Jechałem wtedy opóźnionym pociągiem do Białogardu. W Podborsku mieliśmy postój, a ja, sądząc, że to już moja stacja, wysiadłem. Dzisiaj miałem możliwość przejechać drogę, którą wtedy przeszedłem. Był to ciąg dalszy podróży pod Poznaniem.
Szwedzki stół w moim hotelu był bardzo ubogi i pierwszy raz nie znalazła się na nim jajecznica. Pod rowerem schowanym w pomieszczeniu gospodarczym zastałem wielką plamę zaschłego błota z solą, a przed hotelem kolejnego podczas tej podróży zaciekawionego człowieka. Termometr wskazywał nie więcej niż -14 °C. Mój nos z tego zimna boli mnie od kilku dni, jakbym tarł go papierem ściernym podczas kataru. Cieszę się, że to ostatni dzień podróży. Nie dałbym rady dłużej. Nie jestem morsem.
Dostałem się na początek do Grzmiącej, gdzie ogrzałem się w sklepie. Potem szukałem ciepła w terenie, a przy okazji ominąłem odcinek drogi, który przyniósłby sporo zimnego wiatru. Słońce na bezchmurnym niebie rozgrzewało licznik nawet do -8 °C. W cieniu było to zawsze o 4 stopnie mniej. Kolejny przystanek w Tychowie. Najpierw w markecie o ołowianych ścianach, a później na stacji benzynowej, gdzie udało mi się sprawdzić rozkład pociągów. Miałem 2 godziny na pokonanie jednogodzinnej drogi. Ruch na drogach nie był przytłaczający. Jeszcze gdyby tak kierowcy korzystali z całej szerokości nawierzchni, wtedy mógłbym poruszać się bliżej prawej krawędzi. A tak – nie chciałem wpaść w poślizg na zalegającym śniegu czy dziurę pod nim, więc jechałem po czarnej nawierzchni.
Przez całą moją podróż widziałem mnóstwo niemieckich tablic rejestracyjnych. Subiektywnie określiłbym 20% ruchu wykonanego przez auta z Niemiec. Najdziwniejsze było to, że znaczna większość tych kierowców jechała gorzej od Polaków. Polskie mandaty są naprawdę tak niskie? W Niemczech nigdy nie spotkałem się z taką arogancją. A może to polaczki się dorobili i teraz cwaniakują. Widać, że pieniądze im szczęścia nie dają, więc szukają „rozrywki”.
Z tych kilku kilometrów pokonanych przed laty niewiele mi w głowie utkwiło. W Białogardzie ciężko było trafić do dworca. Ale gdy już trafiłem, zostałem tam do przyjazdu pociągu, wykorzystując każdą odrobinę ciepła. Zjadłem też na dworcu. Kebab jest zawsze w porządku. Pierwszy raz od dawna dotarłem do celu przed zmrokiem. To też pierwsza w tym roku wycieczka poniżej 100 km. Szkoda, że pociąg pokonuje tę trasę w 4 godziny. Czytał ktoś książkę Winstona Grooma pt. Forrest Gump? Polecam w oryginale.
Przez ostatnich 5 dni nabrałem sporo doświadczenia w jeździe w niskiej temperaturze. W sumie nabierałem doświadczenia przez kilka ostatnich zim, dzięki czemu tym razem byłem dużo lepiej przygotowany. Wiem, że ciepłe ubranie to tylko połowa sukcesu. Trzeba się też dobrze odżywiać, aby organizm mógł prawidłowo gospodarować ciepłem, a w razie problemów należy przycisnąć w pedały i rozruszać się, żeby znów poczuć ciepło w członkach. Należy też uważać na zdradziecki wiatr. Mogłem w sumie wsiąść do pociągu i wystartować z Warszawy, ale wtedy nie miałbym tych przygód, co teraz. O śniegu nic więcej nie napiszę, bo go prawie nie było. Zimy sprzed lat powoli przechodzą w zapomnienie. Ale dzięki temu można dłużej jeździć na rowerze!

Kategoria z sakwami, Polska / zachodniopomorskie, kraje / Polska, rowery / Trek, wyprawy / Zimowa 2015/2016

Do miejsc białych

  131.44  06:39
Za oknem było biało. Na szczęście śnieg tylko prószył, więc nie utrudniał jazdy. Śniadanie podali w formie szwedzkiego stołu. Mogę spokojnie polecić Przystanek Tleń jako dobre miejsce na wypoczynek. A dla rowerów mają pomieszczenie zwane rowerownią.
Było jeszcze chłodniej niż wczorajszego poranka, bo poniżej -9 °C. Na niebie pełno chmur, zero ciepłych promieni słonecznych i śnieg sypiący leniwie z nieba. Czułem zmęczenie i droga nie szła mi szybko. W dodatku wiatr dziwnie się zmieniał i od czasu do czasu przeszkadzał. Zmarznięty, w końcu dotarłem do Tucholi, ogrzałem się na stacji benzynowej, rozważyłem warianty zakończenia dzisiejszego dnia i ruszyłem dalej. W międzyczasie zniknęły chmury, a nawet temperatura wzrosła do -8 °C.
Nie polecam wjeżdżać do Chojnic od strony Tucholi. Bynajmniej nie rowerem. Ciekawe, jakby tak zrobili ten cały rollercoaster na ulicy. Co powiedzieliby kierowcy? Popaprańcy biorą się za budowanie dróg i później tylko się irytuję. Przeklęte miasto.
Na drogach pojawiła się sól. Tylko po co? Śniegu przecież nie było w tamtym rejonie. Za Człuchowem zapadł zmierzch. Zaczynało mi brakować czasu. Jechałem ile sił w nogach. Pomagało to na zamarzające palce, które przy -12 °C coraz gorzej sobie radziły w rękawicach narciarskich. Mój pomysł na dzisiejszy wieczór to dotrzeć na pociąg ze Szczecinka do domu. Miałem dość temperatury spadającej z dnia na dzień. Chciałem odpocząć przed pracą w nowym roku. Nie udało się. Na dworzec spóźniłem się kwadrans. Pociągu już nie było, choć liczyłem na opóźnienie. Pozostawał plan b – nocleg w Szczecinku. Miasto przywitało mnie grubszą warstwą śniegu oraz tysiącem znaków zakazu wjazdu rowerem. Jakości dróg dla rowerów pod śniegiem nie komentuję, ale wysokie krawężniki i przejścia dla pieszych zamiast przejazdów dla rowerów to bezmyślne kopiowanie idiotycznych rozwiązań z innych miast. Jedno mnie zaskoczyło – zamknęli niektóre ulice dla ruchu rowerowego, przekształcając metrowej szerokości chodnik w drogę dla pieszych i rowerów. Co w tym niezwykłego? Ano to, że w każdej chwili rowerzysta może wpaść na osobę wychodzącą z jednej z kilkudziesięciu kamienic. Brawa dla idiotów.
Wypatrzyłem na mapie Szkolne Schronisko Młodzieżowe. Gdy je w końcu znalazłem, okazało się zamknięte na 3 dni. Właśnie teraz. Kręciłem się jeszcze po okolicy, gdy ktoś z dobrym sercem mnie zaczepił. Próbował mi pomóc i wskazał kilka miejsc, w tym najbliższy hotel. Przynajmniej nie marzłem długo.

Kategoria z sakwami, setki i więcej, po zmroku i nocne, Polska / zachodniopomorskie, Polska / pomorskie, Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, rowery / Trek, wyprawy / Zimowa 2015/2016

Inny początek sezonu

  146.74  08:08
Moje wczorajsze wyjście na pokaz sztucznych ogni skończyło się mocnym snem. Było sporo czasu, więc położyłem się i zdrzemnąłem, i wstałem grubo po północy. Strata może była, bo bardzo chciałem zobaczyć nadejście nowego roku znad Wisły, skoro już byłem w Toruniu, ale przynajmniej wyspałem się, więc pełen energii mogłem ruszać dalej.
Miałem dość kierunku wschodniego, więc obiecałem sobie, że Golub-Dobrzyń będzie ostatnim takim miastem na wschodzie. Wyjechałem wcześnie w poszukiwaniu śniadania. Dzisiaj nawet McDonald's był zamknięty, więc ruszyłem do Orlenu. Spotkałem tam po raz drugi pana, który nocował w tym samym miejscu, co ja. Facet lubi dużo mówić.
Wydostać się z Torunia nie było łatwo. Wzdłuż mojej drogi ciągnęły się zakazy i drogi dla rowerów. Przeklinałem drogowców za brak znaków. Tam trzeba znać na pamięć rowerową sieć drogową, aby można było dokądkolwiek pojechać. Kierowcy mają setki informacji, a my? Zakaz wjazdu na te dobrze oznaczone drogi. Głupcy.
Droga dziwnie mi się dłużyła. Do Golubia-Dobrzynia dojechałem po południu. Zainteresował mnie zamek widoczny z kilku kilometrów od miasta. Gdybym tak miał więcej czasu, to zobaczyłbym jego wnętrza, o ile ktokolwiek by mnie do nich wpuścił w Nowy Rok. Drogi były dzisiaj takie puste. Jakby prawie wszyscy stali się nieżywi. Cóż, po sylwestrze można to wziąć na serio.
Kierunek na północ już był łatwiejszy. Wiatr albo pomagał, albo wiał z boku. Temperatura rano była podobna do wczorajszej – w dzień nawet -4 °C, ale im bliżej wieczora, tym szybciej zmierzała do -10 °C. Zmierzch złapał mnie w Radzyniu Chełmińskim. W Grudziądzu już nie wytrzymywałem zimna i niestety pierwszy na drodze znalazł się McDonald's. Ustaliłem cel mojej dzisiejszej podróży i po próbie znalezienia grudziądzkiego Starego Miasta (w sumie udało mi się, ale było tak zimno, że nie zauważyłem tego), ruszyłem dalej na zachód, do Tlenia. Najpierw dostałem się do Warlubia, żeby dalej pojechać prosto po drodze wojewódzkiej. Kilkanaście kilometrów lasu ciągnęło się w nieskończoność. Temperatura spadła do -11,4 °C, a przynajmniej tyle widziałem po raz ostatni, bo licznik zdołał zamarznąć i się wyłączyć. Do hotelu udało mi się dotrzeć przed jego zamknięciem, choć na kolację było za późno. Dostałem pokój w motywie chińskim. Ciekawy chwyt marketingowy. Aż chciałoby się tu wrócić i zobaczyć pozostałe kraje.
I jeszcze tradycyjnie podsumowanie minionego roku. Odrobinę inne, bo zwykłem zaczynać sezon 4 stycznia.
To był naprawdę udany sezon. Udało mi się pobić poprzedni roczny rekord o półtora tysiąca kilometrów, mimo że w planach miałem kontynuowanie studiów. Nic z tego nie wyszło, a moje uzależnienie od roweru przybrało na wadze. Zdecydowanie zacząłem robić wyprawy dystansowe, bo średnia długość wycieczki w tym roku to 118 km. Co ciekawe, suma dystansu dojazdów do pracy (a także dojazdów do dworca, bo wszak wiele wypraw odbyło się z udziałem pociągów) to nieco ponad 4 tysiące kilometrów. W teren wjechałem o ⅓ rzadziej niż w sezonach poprzednich. Wykonałem tylko jedną poważną wyprawę – urodzinową w Bieszczady. No, może dwie, ale druga właśnie trwa rozdarta między dwa sezony. W górach byłem jeszcze 2 razy – w Sudetach – przed urodzinami Bożeny oraz spontanicznie po ziemi kłodzkiej. Kilka razy kierowałem się też nad morze, z czego tylko raz sukcesywnie. Najdłuższa wyprawa miała zaledwie 240 km. Dzięki temu, że zacząłem pracę w innej firmie i mogę chować rower pod dachem, to najdłuższa ciągłość jazdy na rowerze wyniosła 56 dni (gdyby nie dwa leniwe dni w listopadzie, mogły to być 94 dni pomiędzy dwoma nierowerowymi urlopami). To chyba tyle o roku 2015, a co w 2016? Mam pewien odważny plan, ale czy się ziści, o tym się przekonam za parę miesięcy.

Kategoria setki i więcej, po zmroku i nocne, Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, z sakwami, rowery / Trek, wyprawy / Zimowa 2015/2016

Kategorie

Archiwum

Moje rowery