Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2013

Dystans całkowity:252.60 km (w terenie 81.38 km; 32.22%)
Czas w ruchu:13:45
Średnia prędkość:18.37 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:1572 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:28.07 km i 1h 31m
Więcej statystyk

Błoto, którego miało nie być

31.3001:40
Miałem zrobić sobie 2-dniową przerwę, żeby odpocząć, jednak znalazłem sporo wolnego czasu i znów wyszedłem na rower. Tym razem zaplanowałem, aby mieć więcej kilometrów w lutym niż w styczniu. Planowałem również nie tykać się żadnego terenu, ale ja chyba tak już nie potrafię...
Pojechałem Złotoryjską, trochę po zabłoconych drogach dla rowerów. Nie wiem co mnie wzięło na Szymanowice, ale wjechałem na drogę terenową i już wiedziałem, że będzie kolejne pranie. Po wyjechaniu z błotnej kąpieli skierowałem się na Gierałtowiec. Gdy ruszałem, miałem plan – przez Gierałtowiec do Budziwojowa i z powrotem do Legnicy. Niestety minąłem drogę, bo i kompasu nie wziąłem, i mapy. W sumie dobrze, bo mapa zniszczyłaby się.
Jechałem już tędy z Ernestynowa do Goślinowa. Ale tak dawno, że zjechałem z głównej drogi w Lubiatowie. Duuużo błota. I później jeszcze w Goślinowie coś mnie skusiło, żeby ponownie wjechać do wsi. Dobrze, że nie każda wieś się gdzieś kończy i po podjeździe na Sikornik prawie wjechałbym do nielubianej części Lasku Złotoryjskiego. Jednak kałuże stawały się coraz szersze i postanowiłem sprawdzić w telefonie gdzie jestem. Uznałem, że warto zawrócić i wjechać na bardziej zaufaną drogę. Zaczynałem się domyślać gdzie jestem, bo zwykle widziałem to osiedle z drogi krajowej, a teraz znalazłem się w jego obrębie. Nasłuchując odgłosu aut snułem się po błocie pośród działek budowlanych z domami w stanie surowym. Udało mi się wydostać na drogę asfaltową. Brudny dotarłem do domu. Trzeba zamontować błotniki :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Pątnówek

23.6801:13
Kolejny dzień przedwiośnia i kolejny dzień chlapania się w błocku. Na dziś zaplanowałem przejechać się przez Pątnówek, żeby zobaczyć panoramę Legnicy. Niestety ponieważ jechałem w przeciwną stronę niż zwykle, to miałem miasto za plecami i nie podziwiałem widoków.
Ruszyłem przez mniejsze ulice, bo nie chciało mi się stać na światłach na Jaworzyńskiej i tak przez osiedle Asnyka i Zosinek dojechałem do Pątnówka, i później do Dobrzejowa. Wskoczyłem na drogę gruntową pokrytą błotem śniegowym. Jakoś się jechało – przynajmniej dopóki nie wjechałem do lasu. Tam już droga nie była tak często odwiedzana i grzązłem, lawirując w śniegu prawie do Pątnowa. Na zjeździe śniegu było jakby mniej, tylko to błoto...
Na rozdrożu postanowiłem pojechać dalej terenem. Dalej niż do często odwiedzanego przeze mnie szlaku – ruszyłem po pewnym zastanowieniu w stronę wysypiska śmieci. Droga jeszcze gorsza niż ta w lesie. Kałuże na całą drogę aż nabrałem do buta wody. Po błocie śniegowym przyszło prawdziwe błoto. Gdy już dojechałem do drogi, stwierdziłem, że nigdy więcej podczas roztopów nie jeżdżę w terenie.
Dojechałem do skrzyżowania Bydgoskiej ze Szczytnicką i... nie wiedziałem gdzie jestem. Ruszyłem w lewo. Dojrzałem tylko piękną drogę dla rowerów, ale nie zorientowałem się, że już tutaj byłem. Dopiero po prawie półtora kilometra jazdy poznałem po przystanku autobusowym gdzie się znajduję – nie tam, gdzie chciałem. Gdybym zabrał ze sobą kompas, to skierowałbym się na dobrą drogę.
Zapomniałem wczoraj dodać co postanowiłem w sprawie mojego napędu. Wykręcę 10-11 tys. km i wtedy zabiorę się za gruntową wymianę. No chyba że wcześniej coś nie wytrzyma. Muszę jednak te 2 tys. km zrobić przed połową kwietnia, bo wtedy już będę robił długodystansowe wycieczki i o awarii w trasie mowy być nie może.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Nadchodzi wiosna

25.6001:13
Wiosna zbliża się powoli. Od kilku dni źle się czułem i widocznie mój organizm stawiał mi ultimatum – albo wsiadam na rower, albo wędruję do łóżka. Wybrałem – rzecz jasna – rower mimo kałuż i śniegu widocznych za oknem. Temperatura ok. 1 °C. Na początku jazdy było mi zimno w twarz, ale jak zwykle po kilku kilometrach nieprzyjemność minęła.
Ruszyłem jak zwykle przez Park Miejski. Nie była to dobra decyzja, bo zamarznięte błoto śniegowe skutecznie utrudniało jazdę, jednak udało mi się bez zatrzymania i poślizgu dojechać do mostku. Ścieżka do wałów też była pokryta śniegiem, więc pojechałem przez osiedle, przez które zwykle chodzę do Decathlonu.
Dalej starą drogą przez Legnickie Pole do Księginic, ponieważ chciałem zobaczyć jak idą prace nad elektrownią wiatrową. Koniec jest planowany na lipiec br., więc przejażdżka tędy raz w miesiącu pozwoli mi zobaczyć przebieg prac. Zaczął doskwierać wiatr, a po nim przyszła mżawka. Ruszyłem więc do domu z szybszym tempem, aby zdążyć przed zmrokiem.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Powrót z Marianówki

24.7801:09
Noc spędzona w górskiej chatce przy kominku i świecach w nastrojowej atmosferze urodzin Bożeny. Takie urodziny będę baaardzo długo pamiętał :)
Powrót z Jarkiem, który także przyjechał na rowerze, choć sporo wcześniej ode mnie. Dziś profil opadający, choć z moimi sakwami, mokrą nawierzchnią i wiatrem nie pędziło się tak, jak myślałem. Ale godzinka i dotarliśmy do Legnicy.
Za Krajowem Jarek zaproponował jakiś asfalt, ale nie udało się, bo dotarliśmy do Dunina odrobinę okrężną drogą. Kilometry za to odrobiliśmy na Złotoryjskiej.
Przy okazji czyszczenia łańcucha z błota śniegowego zauważyłem duże luzy rolek. Uznałem, że nie są to normalne luzy i dowiedziałem się coś niecoś – do wymiany mam cały napęd, więc przy okazji zamienię wolnobieg na kasetę, bo coś czuję, że oś wkrótce i tak pękłaby ze zmęczenia. Dodatkowo najpewniej do wymiany idą obręcze, bo też widać zużycie...
Kategoria Polska / dolnośląskie, z sakwami, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Do Marianówki

24.2201:30
Na urodziny Bożeny. Planowałem wyruszyć wcześniej, aby pomóc w przygotowaniach, ale źle rozplanowałem czas i nie wyszło jak chciałem.
Wyruszyłem po godz. 16, opakowany w sakwy, pędząc co sił w nogach po starej trasie, którą ostatnio dotarłem z grupą do Marianówki. Za miastem zaczęło się robić mgliście, a już na samym szczycie mgła uniemożliwiała podziwianie krajobrazów.
Koło Sichówka minął mnie Łukasz. Później tuż przed Stanisławowem Bożena. Niestety oboje autami. Gdy dotarłem do radiostacji, wypatrzyłem ślad opon rowerowych, czyli dobry znak, bo nie byłem jedyny :D
Szczyt ośnieżony, że prawie przejechałem dróżkę, na której i tak było niewiele śladów. Dopadła mnie kolka, tuż przed ścieżką, ale wytrwałem i dotarłem na miejsce. W chatce już ciepło, można było się ogrzać i napić gorącej herbaty.
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, z sakwami, kraje / Polska, rowery / Trek

W poszukiwaniu czerwonego szlaku

40.6002:09
Miało być 18 km – wyszło więcej. Miał być asfalt – wyszedł teren. Miała być godzinka – pomarzłem dłużej. Tak w skrócie można opisać moje dzisiejsze wyjście na rower.
Zima powraca, jutro ma znów być biało, więc chcąc uniknąć jazdy w śniegu postanowiłem wyjść dziś i dokręcić do setki w tym miesiącu. Ponieważ po wyjściu nie było mi tak zimno jak się obawiałem, to ruszyłem na północ. Minąłem przejazd kolejowy i zauważyłem na drzewie zamazany znak czerwonego szlaku rowerowego. Postanowiłem przejechać się nim kawałek. Przez drogę pojechałem do końca pola irygacyjnego i skręciłem w nieznaną mi drogę, której nie było również na mapie. Dojechałem do skrzyżowania i skręciłem w lewo. Po dotarciu do Dobrzejowa stwierdziłem, że już tą drogą raz jechałem, tylko za nic nie pamiętam kiedy to było. Przydałaby się jakaś mapa przejechanych tras :D
Ruszyłem znów na północ, mijając zakaz wjazdu. Nie jestem grzeczny i wjechałem w tę drogę, bo też nie chciałem jechać asfaltem. Teraz wiem czym są pola irygacyjne :P Znaczy – po powrocie dowiedziałem się, bo na miejscu jedynie czułem zapachy.
Wróciłem na szlak i jechałem na północ, szukając czerwonych znaków. W końcu je znów dojrzałem (sądziłem, że ktoś ten szlak usunął) i dojechałem do Raszówki, gdzie zgubiłem ślad i pojechałem w nieznane. Dojrzałem żółty szlak pieszy, który odbił na północ, a mnie robiło się zimno w stopy, więc jechałem dalej prosto aż żółty znów wrócił. Pomyślałem, że to może być szlak dookoła Legnicy i tak rzeczywiście jest. Muszę się zebrać na te 80 km i przejechać go. Niech no tylko będzie cieplej.
Szlak znów odbił w lewo, na północ, a ja wróciłem do skrzyżowania i ruszyłem w drogę powrotną, tym razem po czerwonym szlaku, aż do Miłogostowic. Szlak prowadził prosto, asfaltem, a ja nie chciałem żadnego asfaltu, więc pojechałem na zachód i dostałem się na kiepską drogę, która zamarzła tak, jak ją zostawili – brzydka. Dotarłem do normalnej drogi leśnej, przejechałem się kawałek i zawróciłem, żeby sprawdzić inną drogę – wyjechałem znów w Miłogostowicach, znów asfalt... Szukałem śladów czerwonego szlaku, ale nie dojrzałem ani jednego, wjechałem na drogę leśną, wylaną asfaltem i dojechałem do jakichś starych fundamentów budynków oraz kilku kopców z tabliczkami informującymi o chronionym zimowisku nietoperzy. Prawdopodobnie była tutaj kiedyś wioska, ale teraz pozostał po niej tylko las. Niepokojące jest nawiedzanie tych miejsc przez chuliganów...
Skierowałem się w stronę Legnicy. Byłem przekonany, że szlak czerwony przebiega właśnie tą drogą, z której przyjechałem, ale niestety do Miłogostowic szlak biegnie drogą asfaltową. Jechałem dalej aż do ronda w Pawicach, gdzie to szlak odbił bez słowa w lewo. Możliwe, że na drzewie jest to widać, ale już słabo. Przydałoby się odnowić oznaczenia.
Czerwony szlak rowerowy, którego odcinkiem dziś jechałem, to szlak rowerowy "Pojezierzy" z Grzybian do Raszówki i ma długość 18 km.
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Niebieskim szlakiem gdzieś pod Legnicą

23.0801:18
Temperatura była bliska zeru, lecz wiatr słabszy niż ostatnio, więc postanowiłem trochę pojeździć po okolicach Legnicy. Plan nie do końca udany, ale to dopiero początek sezonu i zdążę się nacieszyć widokami nawet bardziej zielonymi.
Przez Park Miejski i Ludwikowo dojechałem do niebieskiego szlaku pieszego. Jak teraz wyczytałem – jest to Szlak Polskiej Miedzi. Biegnie ze Złotoryi do Głogowa i ma 112 km. Kusi mnie, żeby kiedyś go zdobyć :)
Poszukując informacji o tym szlaku natrafiłem też na informację o budynkach, które początkowo wziąłem za Białkę. Podobno jest gdzieś tam Willa Włoska, obiekt prawem chroniony. Jeszcze tam się pojawię, żeby samemu zobaczyć tę ruinę.
Wracając do podróży – w Smokowicach jechałem dalej szlakiem, mijając drzewo, na którym był dodatkowo znak szlaku żółtego. Nie zauważyłem więcej go, a jest to szlak dookoła Legnicy, którym planuję się przejechać. Teraz zastanawiam się czy aby nie zgubię się po drodze, jak to było pod Alwernią, gdy jechałem po szlaku pomarańczowym.
Planowałem pojechać przez Szymanowice, ale przegapiłem drogę i pojechałem prosto, dalej jadąc szlakiem niebieskim. Tuż przed Wilczycami zaczęło prószyć śniegiem i tak już do końca mojej jazdy. Dojechałem do wsi, szlak uciekł w lewo, ja skręciłem w prawo i trafiłem na kolejny szlak – zielony. Ten zaś przepadł, prawdopodobnie przez moją nieuwagę, bo pojechałem przez ruchliwą drogę do Czerwonego Kościoła. Sądziłem, że można przejechać przez tę miejscowość, ale pomyliłem się i plan dotarcia do Pątnówka przepadł. Dojechałem do końca drogi, za którą rozciągało się już tylko pole. Po krótkiej chwili namysłu uznałem, że nie będę ryzykował kopania się w błocie i zawróciłem, wjeżdżając na ul. Złotoryjską. Paroma drogami dla rowerów i ulicami dotarłem do domu z przemarzniętymi dłońmi i stopami.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Prawie do rezerwatu Błyszcz

32.2302:07
Wykonanie zamysłu sprzed paru dni, a przynajmniej próba, bo nic z tego nie wyszło. Pogoda słoneczna, choć temperatura ok. 5 °C. Nie przeszkodziło mi to i nawet nie narzekałem na stopy po dzisiejszych przygodach.
Od jakiegoś czasu mam problemy ze złapaniem odpowiednio dużej ilości satelitów GPS, przez co rozpoczęcie wycieczki opóźnia się o kilka dobrych minut. Mam nadzieję, że ten problem ustąpi relatywnie szybko. Gdy już się udało uruchomić nagrywanie trasy, ruszyłem przez Pawice. Coś mnie wzięło, aby narzucić sobie szybkie tempo i niestety przedobrzyłem, bo nim przekroczyłem Kaczawę po raz drugi, byłem już wyczerpany. Jak na złość zapomniałem wody i skutecznie sobie zepsułem wycieczkę. Liczę, że to się więcej nie powtórzy :D
Gdy wjechałem do lasu, musiałem zrzucić z siebie trochę ubrań, bo było mi zbyt gorąco, a wiatru już nie było tak czuć, toteż mogłem sobie na to pozwolić. Ruszyłem drogą przed siebie i to tak, że minąłem rezerwat i wyjechałem z lasu. Nie chciałem tak szybko wracać do domu, to zaszyłem się w lesie, docierając do lekko podmokłej łąki. Sądziłem oczywiście, że to część rezerwatu. Ruszyłem dalej, mijając coraz to bardziej mokre tereny. Praktycznie zbliżałem się więc do celu i go osiągnąłem – dojechałem do bardzo podmokłej łąki, która (zgodnie z danymi mapy OSM.org) jest granicą rezerwatu.
Nie przepadam za poruszaniem się dwukrotnie po tej samej drodze, toteż ruszyłem w busz. Dużo młodych drzewek, które nie pozwalały się przedostać. Gleba jest tam w dużym stopniu zryta przez dziczyznę, więc jest to dodatkowe utrudnienie w poruszaniu się.
Znalazłem dróżkę, która przez polanę doprowadziła mnie do brejowatej rzeczki. Zawróciłem. Droga w dół wyłożona różami – dosłownie. Rower poniosłem w dół, przekroczyłem strumień i... byłem między rzeczką, którą widziałem wcześniej i tym strumieniem. Postanowiłem, że pójdę w stronę źródła i przekroczę którąś wodę. Na zakolu strumienia zatrzymałem się, żeby sprawdzić teren. Nie spodobał mi się, więc ruszyłem dalej po brzegu potoku i dostałem się na drogę, którą już jechałem. Świetnie! Jeszcze tylko zajrzałem w jedną ślepą drogę i ruszyłem na północ.
Wydostałem się z lasu i wjechałem w kolejny, młodszy, z dużą ilością wody. Szukałem tak długo właściwej drogi aż znalazłem Miłogostowice. Szkoda, że nie skręciłem w lewo. Wtedy znów wjechałbym w las i tak wrócił, chroniąc się od wiatru. Pojechałem asfaltem, zmagając się z wiatrem.
Miałem dziś wyregulowane siodełko. Do tej pory jeździłem tak, jak było mi wygodnie. Obniżyłem je, aby spróbować jazdy przy zalecanym ustawieniu. Dowiem się czy jest to dobre ustawienie po kilku wycieczkach, bo po dzisiejszej byłem zbyt wykończony, aby to stwierdzić. Myślę, że właśnie to złe ustawienie siodełka negatywnie wpływało na moje kolano. Czyli teraz będzie lepiej :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Test nowych opon

27.1101:26
Postanowiłem pójść dzisiaj do Worbike'a, żeby sprawdzić jakie polecą mi opony. Raczej nie mieli dużego wyboru i zaproponowali mi zwijane Meridy za 80 zł ze zniżką 25%. Kupiłem je trochę spontanicznie, ale nie narzekam. Z szerokości 35C przeszedłem na 40C, więc trzeba będzie pobawić się licznikiem.
Wymiana opon trwała godzinę, z trudem założyłem je, bo wciąż uciekały. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia. Plus – nie potrzebuję już łyżek :D
Mimo deszczowej pogody wyszedłem z domu, żeby przetestować nowe opony. Plan był, aby sprawdzić najpierw asfalt i później teren, więc postanowiłem wjechać na moją ulubioną drogę do lasów lubińskich, a z niej na kuszącą leśną dróżkę. Kałuż dużo nie było, ale że mam jeszcze błotniki, to nie musiałem się obawiać. Błota też nie było, choć obawiałem się, że z tymi większymi oponami, gdy błoto osiądzie pod błotnikami, to będzie ciężko.
Dojechałem do zaplanowanej drogi, ale nie pokonałem jej całej. Odbiłem na drogę, która doprowadziła mnie do Pątnowa Legnickiego. Spróbuję innym razem, aby dotrzeć do rezerwatu Błyszcz.
Ponieważ był już zmrok, trzeba było włączyć oświetlenie. Jeszcze w Legnicy zauważyłem, że coś jest nie tak z przednią lampką, bo wisiała pod kierownicą (guma pod obejmą schudła). Zniknął biały odblask, który ją przytrzymywał. To druga rzecz, która mi w dziwnych okolicznościach znikła. Pierwszą jest korek z kierownicy, którego brak odkryłem też dzisiaj, ale pewnie odpadł on po mojej tegorocznej glebie. Wyciągnąłem lampkę, którą miałem w kieszeni (schowałem ją, żeby tak nie latała) i zacząłem kombinować jak ją przymocować. Na szczęście mam w sakiewce plastry, więc wykorzystałem kilka i unieruchomiłem oświetlenie.
W Legnicy znów dałem się skusić drodze, którą jeszcze nie jechałem. Oznajmiała "droga 94", więc, myśląc, że nie wydłużę sobie za bardzo trasy, dojechałem do Kunic. I ponieważ przypomniałem sobie drogę krajową nr 94, to nie miałem ochoty nią jechać, więc zacząłem szukać innej. W ten sposób dojechałem do Ziemnic. Uznałem, że nie będę jechał jeszcze bardziej na południe i ponieważ byłem już na znajomym wzniesieniu, to ruszyłem w dół do Legnicy. Niestety zaczęło kropić i gdy minąłem skrzyżowanie Alei Rzeczypospolitej, deszcz się wzmógł, więc wróciłem przemoczony.
Wrażenia z nowych opon? Wydaje mi się, że mniej czuję nierówności na drodze, ale może to tylko złudzenie... Opony można założyć w jedną lub w drugą stronę, aby uzyskać szybkość lub trakcję. Ja wybrałem szybkość, bo teren, to raptem 10% moich kilometrów. Mam nadzieję, że przejadę na nich trochę większy dystans niż na poprzednich :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery