Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Yamanashi

Dystans całkowity:929.85 km (w terenie 0.20 km; 0.02%)
Czas w ruchu:55:07
Średnia prędkość:16.87 km/h
Maksymalna prędkość:58.70 km/h
Suma podjazdów:10599 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:71.53 km i 4h 14m
Więcej statystyk

Mokro, zimno, mgliście

82.0005:19
Lało. Mógłbym nic więcej nie pisać, bo niewiele poza tym się działo. Gdy ruszyłem, poczułem, że miałem za mało powietrza w tylnym kole, ale nie chciałem bawić się w łatanie mokrej dętki, więc tylko dopompowałem koło. Potem powtórzyłem to kilka razy, ale dziura była tak mała (może to nawet odkleiła się pierwsza w tym rowerze łatka, którą założyłem tuż przed wyprawą), że nadal wolałem chwilę się rozgrzać, pompując koło niż marznąć podczas łatania dziury. I tak w Japonii trudno jest o schronienie przed deszczem. Mimo wielomilionowego społeczeństwa, to w Norwegii łatwiej się znajdowało kawałek dachu, by chwilę odpocząć od deszczu.
Lało. Kałuże pochłaniały drogi. Buty zaskakująco przemokły odrobinę później niż wczoraj, ale odzież przeciwdeszczowa nie dawała rady z tym opadem. Po wielu podjazdach dotarłem do jeziora Suwa. Odniosłem wrażenie, że opad osłabł, ale może to był już etap akceptacji, że przemokłem i już nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Wybudowali lepszą drogę dla rowerów na kilku odcinkach wokół jeziora. Wciąż pamiętam, jak paskudny był ten kawałek na zachodzie.
Czekał mnie ostatni podjazd, na którym odrobinę mogłem się rozgrzać. Na wysokości 1000 m n.p.m. znów pojawiły się chmury. Droga niestety była bardzo ruchliwa, więc musiałem korzystać z chodnika dla rowerów, który był tylko odrobinę mniejszym złem. Temperatura spadła do 5 °C, a mgła nie znikała wraz z utratą wysokości. Zacząłem się obawiać, że prędzej zamarznę niż dotrę do celu, ale po kilku kilometrach sytuacja się poprawiła. Co więcej, nawet ulewa przeszła w tryb deszczu, a tuż przed centrum Matsumoto już tylko mżyło.
Po gorącej kąpieli doszedłem do siebie, wyszedłem coś zjeść i przespacerowałem się pod zamek. Ten miał fioletową iluminację. Ulewa wróciła, więc nie wiem, czy w takiej sytuacji nie zostanę tutaj na dłużej.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Nagano, Japonia / Yamanashi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Przez sady śliwowe

83.9005:28
Lało niezmiennie od wczoraj, więc na ulicach było dużo kałuż. Kompletnie nie chciało mi się jechać, ale trzeba czasem wyjść ze swojej strefy komfortu. Temperatura w okolicy 7 °C, co sprawiało ten dzień najchłodniejszym od przylotu. Pierwszy raz też było mi zimno w ręce.
Objechałem jezioro. Bez lepszych widoków, o Fuji-san nawet nie wspominając. Wjechałem do tunelu i zrobiło się cieplej, a przede wszystkim miałem 2,6 km drogi bez deszczu. Po drugiej stronie zaskoczenie, bo tylko kropiło, a i temperatura podskoczyła. Jechałem doliną w dół. Szumiący strumień rósł w sile, a im bardziej traciłem na wysokości, tym pojawiało się więcej kwiatów i zieleni.
Po wyjechaniu z doliny temperatura skoczyła nawet do 14 °C. Ukazało się mnóstwo drzew w pełnym rozkwicie: zarówno wiśni, jak i śliw, a w szczególności moreli japońskiej, która jako owoc jest dodawana do niektórych dań z ryżem czy używana do produkcji nalewki umeshu.
Mimo lepszej pogody po tej stronie gór, widoki nadal nie cieszyły. Alpy Japońskie skrywały się w chmurach. Pojechałem do Minami-Arupusu, miejscowości stylizowanej jako Minami-Alps, która wzięła swoją nazwę od tych gór (minami oznacza południe). W sumie ruszyłem tam bez celu, ale trafiłem na mnóstwo lokalnych dróg biegnących pośród kwitnących sadów śliwowych. Pokręciłem się po okolicy, trafiając na mnóstwo ciekawych miejsc.
Czekał mnie podjazd. Myślałem, że będzie mniej stromy. Dopiero teraz zauważyłem, że jechałem tą samą drogą, co parę lat temu. Jeszcze trochę i skończą mi się możliwości wariacji niektórych dróg. Odrobinę obawiałem się ciemnych chmur, ale do końca dnia tylko ciapało lub mżyło. Tym razem zatrzymałem się w hotelu z tradycyjnym wnętrzem japońskim. Maty tatami pięknie pachniały.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Yamanashi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Trasą olimpijską

48.0803:35
Byłem zaskoczony, bo miało padać, a było nawet ciepło, choć pochmurnie. Miałem nie jechać na północ, żeby ponownie nie wkopać się w jakieś zaspy, ale zaryzykowałem. Widoków nie było zbyt wiele. Jakieś szczyty dało się rozpoznać, ale o Fuji-san mogłem tylko pomarzyć. Przez góry biegły dwie drogi. Zawsze wybierałem zachodnią, ale tym razem chciałem spróbować wschodnią. Jeszcze zanim zacząłem właściwy podjazd, słońce zaczęło przedzierać się przez chmury i nieprzyjemnie podsmażać.
Trafiłem na informację o igrzyskach olimpijskich, które odbyły się na części mojej trasy. Był oznaczony szlak, nawet asfalt jakiś lepszy położyli. Jeden odcinek był koszmarnie stromy, że nie dałem rady go podjechać. Stromizna niczym pod Ōsaką. Było ciężko w porównaniu do drugiej drogi, ale ta druga bywa mocno zatłoczona. Coś za coś.
Na wysokości 1000 m n.p.m. wjechałem w chmury. Dodały trochę mistyczności do tego, co zostało z widoków. Za szczytem chmury jakby ustąpiły, choć przez chwilę pokropiło. Za to trawiaste zbocze góry, do którego wiosna wciąż nie dotarła, wyglądało bardzo niezwykle.
Dojechałem do jeziora, gdzie trafiłem na szlak rowerowy. Jechałem nim 6 lat temu. Tym razem w przeciwnym kierunku, dzięki czemu zobaczyłem jego dłuższy odcinek, a nawet trafiłem do turystycznego miejsca, gdzie znajduje się 8 źródełek wpisanych na listę UNESCO. Źródełka są zasilane ze śniegu topniejącego z Fuji-san. Woda przepływa przez skały wulkaniczne, które filtrują wodę, sprawiając ją krystalicznie czystą.
Znalazłem się w docelowym miasteczku. Po śniegu ani śladu. Po niebie krążyła dziwna chmura. Przyspieszyłem, gdy zaczęło z niej kropić. Dotarłem do hostelu i kilka minut później lunęło. Przynajmniej dzisiaj bez prysznica, ale najbliższy tydzień zapowiada się okropnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Shizuoka, Japonia / Yamanashi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Miało być w dół

84.7504:08
Znowu w drogę. Było jeszcze cieplej niż wczoraj. Odwiedziłem ponownie pagodę Chūrei-tō, bo była po drodze. Śnieg i kałuże zdążyły zniknąć, więc zrobiło się tłoczno – najwięcej samolubnych Chińczyków, którzy bez powodu zajmowali maleńkie miejsce widokowe – wózek, walizki (kto to wtargał na szczyt?), albo siedzi sobie taki i gra w gry na telefonie zamiast zrobić coś pożytecznego i pozwolić innym popatrzeć na widok, zrobić zdjęcie. Jacy oni są irytujący.
Ruszyłem dalej na wschód. Najpierw zjazd w dół przez kilkanaście kilometrów, potem trochę musiałem zabłądzić, bo pojawiły się podjazdy. Nie miałem ich w planie. Myślałem, że będę miał tak piękną średnią, ale po wczorajszej wspinaczce (i dodatkowo dzisiejszej pod pagodę) wciąż bolały mnie mięśnie nóg, więc podjazdy szły mi słabiutko. No ale dojechałem do celu. Po drodze zobaczyłem mnóstwo kwitnących wiśni. Hanami pora zacząć. Następny przystanek: Tōkyō.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Pięć Jezior Fuji

72.7603:25
To był jeden z tych dni, podczas których Fuji-san nie jest przesłonięty przez żadną chmurę. I tak przez cały dzień. Idealnie, bo chciałem zrealizować wycieczkę w obszarze Pięciu Jezior Fuji (Fuji-go-ko).
Było w sumie bardzo gorąco, bo biorąc lekcję z wczoraj, założyłem nogawki, aby nie przemarznąć. Nie były mi jednak potrzebne, bo temperatura utrzymywała się na poziomie 20 °C. Przynajmniej w słońcu, bo cień, wydawałoby się, trzymał temperaturę śniegu.
Jako że po wczorajszym miałem dość drogi do jeziora Yamanaka-ko i w sumie raz je objechałem, to zdecydowałem się dotrzeć tylko do czterech jezior, lecąc po kolei na zachód. Pierwsze było Kawaguchi-ko, które ugryzłem od północy, aby zrobić trochę więcej zdjęć z wulkanem w tle. Nie spotkałem wielu rowerzystów, ale zaskakująca większość była turystami na wypożyczonych rowerach miejskich. Droga nie była wymagająca, więc mógłbym taki przygarnąć. Nie musiałbym się martwić na kałużach z solanki.
Jezioro Sai-ko przypomniało mi o deszczowej wycieczce z października. Tym razem było więcej aut niż wtedy, ale pogoda sprzyjała. Potem wokół najmniejszego jeziora Shōji-ko i dostałem się do Motosu-ko. Tam dowiedziałem się o pewnym punkcie widokowym. Udało mi się odnaleźć wejście i postanowiłem zrobić sobie pieszą wycieczkę. Na rozstaju poszedłem w złym kierunku i wydłużyłem przez to spacer. Właściwe miejsce było bardzo blisko rozstaju, ale tak rzadko chodzę, że jeszcze się odzwyczaiłbym, więc spacer nie zaszkodził mi. Pomijając to, że od wspinaczki nogi zrobiły mi się jak z ołowiu.
Punkt widokowy wyróżniał się tym, że było z niego widać Fuji-san oraz Motosu-ko. Przy bezwietrznej pogodzie można zobaczyć również odbicie góry w tafli jeziora, ale jest to niezwykle rzadki widok. Ów widok został przed laty uchwycony na zdjęciu, które zostało wykorzystane podczas projektowania banknotu o nominale 5000 jenów w poprzedniej serii (z 1984 roku), a także 1000 jenów w obecnej serii. I ja ten widok zobaczyłem na własne oczy. Tylko bez odbicia, bo wiatr przeszkadzał cały dzień.
Miałem plan objechać Motosu-ko i wrócić do hostelu, ale się nie udało. Blokada drogi zmusiła mnie do zawrócenia. Zdecydowałem zatrzymać się na obiad, bo po drodze zauważyłem restaurację. Zamówiłem coś smacznego, kupiłem jeszcze widokówkę na pamiątkę i ruszyłem dalej.
Powrót już bez niespodzianek. Temperatura oscylowała wokół 10 °C. Słońce przeraźliwie świeciło za plecami, a do hostelu dotarłem znów przed zmierzchem. Niestety żadnego ciekawszego widoku Fuji nie udało mi się uchwycić. Jak oglądam te wszystkie fotografie to taka zazdrość mnie zżera. Jakie trzeba mieć szczęście, żeby zrobić takie ujęcia.
Kategoria za granicą, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wokół Fuji

107.5605:20
Nadarzyła się okazja, aby wczorajszy pomysł wcielić w życie. Miało przelotnie popadać, ale co tam. Przelotnie. Było pochmurno, ale co tam. Nie padało. Ubrałem lekką bluzę, spodenki i w drogę.
Ulice zdążyły lekko przeschnąć, temperatura na poziomie 10 °C, ruch na drogach jak na co dzień. Pojechałem zgodnie z ruchem wskazówek zegara, bo chciałem możliwie uprościć trasę, a że już większość podjazdów znałem, wiedziałem czego się spodziewać.
Do jeziora Yamanaka-ko wiodła wąska droga. Śnieg wciąż zalegał na chodnikach i na części jezdni, więc było bardzo ciasno. Niektórzy kierowcy mocno ryzykowali. W sumie tak jak ja, choć nie miałem wyboru. Jedyna droga na południe dla rowerzystów, a oni mieli jeszcze alternatywę w postaci wygodnej autostrady. Biedaki.
Pojawił się krótki podjazd. Uciekłem na boczną drogę, która prowadziła przez las. Temperatura spadła i zrobiło się mroźnie, choć termometry na ulicach pokazywały 5 °C. Wjechałem na szczyt, włączając się do ruchu na głównej drodze. Do pokonania było sporo zakrętów. Zaskakująco droga była sucha, a to dzięki soli. Jednak w Japonii też ją stosują.
Droga w dół nie przyniosła zbyt wielu widoków. Wyszło za to słońce, a Fuji-san, który był wcześniej okryty grubą warstwą chmur, zaczął się pokazywać kawałek po kawałku. Znalazłem też kilka kwitnących drzew, tylko nigdy nie wiem czy to wciąż śliwa czy już wiśnia. Przy tak dużej różnorodności odmian, nigdy tego nie wiem. Japończycy zapytani o różnicę zawsze powtarzają, że gałęzie śliwy rosną w górę, a gałęzie wiśni opadają swobodnie, tylko że taki podział nie działa.
Temperatura zdążyła urosnąć do ponad 15 °C, a ja kierowałem się na przełęcz między górami Fuji i Ashitaka (choć ta nazwa bardziej kojarzy mi się z imieniem bohatera filmu animowanego, dzięki któremu zainteresowałem się Japonią). Dodatkowy podjazd, który mogłem ominąć, ale wtedy zszedłbym na wysokość dużo poniżej 500 m n.p.m., więc byłbym na tym bardziej stratny.
Natknąłem się na pole wulkaniczne pokryte suchą trawą. Ciekawe czemu nie wykorzystują tego. Mogliby rozszerzyć miasta o tak duży obszar. Chyba że to teren parku narodowego. Tylko co on miałby na celu chronić?
Przedostałem się przez przełęcz. Chciałem być jak najmniej stratny z wysokością, więc szukałem dróg prowadzących jak najbliżej Fuji. Udało mi się nawet zobaczyć panoramę na zatokę. Prawie jakbym był na Fuji. A może się tak wspiąć na szczyt?
Dotarłem do drogi sprzed dwóch dni. Śnieg w dużej mierze zdążył stopnieć. Zapomniałem dodać, że drogi wokół wulkanu są tragiczne. Rodem z Polski. Wszystko przez śnieg, ale też zaniedbanie, bo liczba dróg w Japonii jest na tyle pokaźna, że naprawy kosztują bardzo dużo i cięcie kosztów prowadzi do takich sytuacji, że drogi po remoncie (albo raczej łataniu) szybko się rozsypują. Przynajmniej takie mam odczucie, jak podróżuję po tej Japonii.
Ostatni podjazd był dość nudny, choć pojawiło się kilka problemów. Pierwszym był brak przystanku. Zapomniałem zjeść obiad i zacząłem opadać z sił. Im wyżej, tym ciężej się jechało, chociaż nie miałem ze sobą bagażu. Kolejny problem to temperatura, która z wysokością spadała drastycznie. Na szczycie termometr w liczniku pokazał 3 °C, choć było na pewno niżej, bo to urządzenie wolno przyswaja zmiany temperatury. Myślałem też, że lunie, bo na niebie zebrały się ciemne chmury, które częściowo nawet zasłoniły wulkan, a z nieba co jakiś czas spadały krople deszczu. Całe szczęście tylko postraszyło.
Pozostał mi krótki zjazd. Temperatura w pewnym momencie podskoczyła do 6 °C. Wiatr, który cały dzień wiał z południa, a potem z zachodu zaczął mnie lekko popychać. Mimo to opory powietrza nieprzyjemnie mroziły. Udało mi się wrócić do hostelu przed zmierzchem, a Fuji-san pokazał się w pełni na czystym niebie. A mówi się, że ta góra ukazuje się bez chmur zaledwie kilka dni w roku. No chyba że mowa o pełnym dniu.
Kategoria za granicą, setki i więcej, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Shizuoka, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Fuji-san

13.4500:49
Dlaczego przyjechałem pod wulkan Fuji? Aktualnie przez Japonię przepływa fala ciepła, która prowadzi ze sobą rozkwit wiśni. Coroczne podziwianie sakury przyciąga miliony turystów. W zeszłym roku okres podziwiania kwitnienia wiśni spędziłem w Sendai. W tym roku, dla odmiany, chciałem spędzić ten czas w okolicy Pięciu Jezior Fuji (Fuji-go-ko). Wiosenne ocieplenie przyszło wcześniej, dlatego prognozy na bieżący rok wymagały pośpiechu. Przybyłem pod Fuji-san, aby poczekać na ten dzień.
Dzisiaj miało padać, ale prognoza się zmieniła i w słońcu ruszyłem do chramu, który jest jedną z wizytówek góry. Dojechałem po mokrych ulicach, a ponieważ założyłem spodenki, to łydki – ochlapane wodą śniegową i zmrożone wiatrem – cierpiały. Całe szczęście szybko dostałem się pod docelowe wzniesienie, a potem zostały tylko schody. Z powodu opadów śniegu sprzed dwóch dni wszystko było w błocie pośniegowym. Buty w sumie zamoczyłem dopiero na górze, ale i tak było mokro. Na szczycie schodów stała pagoda Chūrei-tō, która w towarzystwie Fuji przyciąga dużo ludzi. Dodatkowo Fuji-san był dzisiaj w dobrym humorze i nie okrywały go żadne chmury. Brakowało mi jednej rzeczy – kwitnących wiśni.
Prawdę mówiąc, zupełnie inaczej to sobie wyobrażałem. Do końca marca jest jeszcze tydzień, a okazuje się, że w tym regionie wiśnie kwitną zwykle w połowie kwietnia. Przyjechałem zdecydowanie za wcześnie. Dodatkowo śnieg pokrzyżował plany jakichś ciekawszych wycieczek (np. wokół wulkanu). Muszę stąd uciec i może uda mi się wrócić za kilka tygodni. Byłoby miło zrealizować w pełni plan obecnej wizyty w Japonii.
Zaczęło się chmurzyć na horyzoncie, więc przejechałem się po okolicy i wróciłem do hostelu. Prognozowany deszcz przyszedł, choć później. Mogłem jeszcze trochę czasu spędzić na rowerze.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Wkopałem się... po koła

56.4404:09
Padało odkąd przyjechałem do Fuji i dzisiaj miało skończyć. Prognoza wskazywała, że miało to nastąpić po moim osiągnięciu celu. Całe szczęście przewidywalność była niska i z nieba spadał tylko kapuśniaczek.
Było 11 °C, gdy ruszałem na północ. Do podjazdu: ponad tysiąc metrów w pionie, ale procent nachylenia był na tyle niski, że jechało się bez większego wysiłku. Dużo wygodniej niż moja październikowa wyprawa od strony Gotenby. Zwłaszcza że deszcz ustał.
Jeszcze nie przejechałem połowy drogi, a gdzieniegdzie zaczął pojawiać się śnieg. Z każdym kilometrem przybywało go. Do pary doszła mgła, która pojawiała się znikąd. Czasem wystarczyło odczekać kilka minut, aby sobie poszła, chociaż za zakrętem i tak czekała kolejna. Najlepsze było jednak to, że Fuji-san odsłonił swoje podnóże. A im dalej na północ, tym odważniej zdejmował kolejne warstwy chmur.
W końcu śniegu było tak dużo, że nawet pojawiły się pługi. Całe szczęście zdążyły odśnieżyć drogi, więc nie musiałem walczyć z zaspami, jednak roztopy tworzyły straszne kałuże, więc wychodziło na to samo. Jedno szczęście, że nie sypali solą.
Temperatura na górze spadła znacząco. Termometr zdążył uchwycić 4 °C zanim zacząłem zjazd, po którym temperatura podskoczyła o kilka kresek. Drogi były dwupasowe, ale odśnieżone na półtora auta, więc spokojnie mogłem się zmieścić.
W końcu dojechałem do miasteczka Fujikawaguchiko. Byłem przemarznięty. Moje zimowe ubrania wysłałem do Polski w zeszłym tygodniu, a tutaj taka niespodzianka. Lecąc rok temu do Japonii, widziałem mnóstwo śniegu w centralnej części wyspy. Teraz już wiem, że wiosna przychodzi tutaj później. Zatrzymałem się w kolejnym hostelu, również na kilka dni.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Shizuoka, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Zdążyć przed tajfunem

36.9502:16
Całe szczęście udało mi się wszystko uratować i wysuszyć po wczorajszej ulewie. Byłem jedynym gościem w hostelu przez porę deszczową i dzięki temu mogłem podkręcić temperaturę. Jako kolejny plus dodam, że godzina wymeldowania była o 14, więc wahając się między zostaniem na kolejny dzień i ruszeniem do następnego miejsca, wybrałem opcję drugą.
Nie dość, że nad Japonią wisiał front deszczowy, to jeszcze zbliżał się potężny tajfun. Obawiałem się go, stąd moja niepewność z dalszymi planami. Wybrałem za następny punkt hotel nad jeziorem Suwa. Deszcz przestał padać, gdy ruszałem, ale znów zaczął po kilku kilometrach jazdy.
Przede mną było jedno większe wzniesienie oraz przejazd przez miasto Suwa, którego do końca nie planowałem. Znalazłem się na drogach z kwietnia, ale nie zapamiętałem ich za dobrze, więc nie wjechałem na wygodne i puste ulice. Nie było najgorzej, bo ulice, choć pełne, to kierowcy jechali wolno. Dojechałem tak do jeziora, gdzie się zaczęło. Lunęło tak mocno, że nie pamiętałem kiedy ostatnio widziałem takie opady. Jechałem wolno, bo droga dodatkowo była pokraczna i nie chciałem zniszczyć sobie kół albo złapać kolejnego kapcia. Dojechałem do hotelu, gdzie w pokoju znów włączyłem ogrzewanie na maksimum i rozpocząłem procedurę suszenia wszystkiego na nowo. Tym razem sakwę na bagażniku zabezpieczyłem tak dobrze, że wszystko było suche.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, Japonia / Nagano, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Akisame zensen

98.6905:59
Zostałem w wiosce Yamanakako 2 dni w nadziei, że zobaczę górę Fuji. Nie udało mi się. Chciałem jeszcze pojechać do innego hostelu, ale patrząc na prognozę pogody, straciłem wszelką nadzieję. Wybrałem kolejny cel, daleko od Fuji.
Dowiedziałem się skąd ten deszcz. Trwa właśnie jesienna pora deszczowa, związana z akisame zensen, czyli jesiennym frontem deszczowym. Trwa około dwóch tygodni, a ja akurat wybrałem się w moją podróż. Nie mogłem się zatrzymywać, bo miałem już wykupione noclegi, ale jeszcze nie będę zdradzał szczegółów dalszych planów.
Do pokonania miałem spory kawałek. Z pięciu jezior pod Fuji odwiedziłem aż 4 (nad pierwsze wybrałem się wczoraj z parasolką). Widoki byłyby jeszcze ładniejsze bez deszczu, ale co zrobić? Przynajmniej pomyślałem o zrobieniu kilku zdjęć telefonem, i choć mocno zamókł, to nadal był sprawny.
Jadąc drogą, na której były namalowane sierżanty (więc jak najbardziej dla rowerów), wpadłem na kamień i przebiłem przednią oponę. Zdenerwowany, załatałem dziurę w deszczu. Przynajmniej podniosłem swój komfort i zamieniłem mokre skarpety na suche, nałożyłem na nie worki foliowe dla izolacji i na to nałożyłem mokre skarpety. Dzięki temu przez resztę dnia miałem suche stopy.
Pokonanie jezior okazało się proste, bo nie było specjalnie dużo podjazdów. Aut też niewiele, a i widoki niczego sobie. Dodatkowo, ponieważ nie znalazłem uchwytu do parasolki, znalazłem sposób na przymocowanie jej do mojego torsu. Wykorzystałem do tego kieszeń w kurtce oraz pasek klamrowy. Wciąż mokłem w ręce i stopy, ale coś jednak ta parasolka chroniła. Jako uwagę muszę napisać, że w Japonii jazda na rowerze z parasolem w ręku jest zabroniona, ale ja miałem dwie ręce wolne.
Nadeszła pora na tunele. Wybrałem tym razem prostszą drogę przez góry i pojechałem dalej na zachód, żeby przedostać się do Kōfu. Za każdym tunelem czekała na mnie mgła oraz długi i stromy zjazd w dół. Do tego sporo aut i mokra nawierzchnia. Bałem się wpaść w poślizg, więc czasem się zdarzało, że tamowałem ruch i zatrzymywałem się, aby tych biedaków przepuścić. Do tego zniszczyłem parasolkę, bo bardziej martwiłem się deszczem niż oporami powietrza. W każdym razie, zjechałem na sam dół, gdzie mgły już nie było i mogłem spokojnie jechać przez miasto.
Zmierzch złapał mnie szybko, ale co zrobić, jak jazda w takich warunkach nie pozwala osiągać wysokich prędkości. Moje dążenie do omijania ruchliwych dróg doprowadziło mnie na całkowicie puste polne asfaltówki i przez kilkadziesiąt kilometrów miałem je tylko dla siebie. Na plus należy dodać, że deszcz po zmroku przestał padać.
Dojechałem do hostelu i okazało się, że zamókł mój paszport, który trzymałem w nieszczęsnej torbie przy siodle. Do tego aparat był cały pokryty kropelkami wody. Tragedia.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, góry i dużo podjazdów, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery