Hanami jest specyficznym okresem w Japonii, który można określić jako czas podziwiania kwiatów wiśni. Mój przyjazd do Japonii nie był blisko związany z tym wydarzeniem, bo myślałem, że go przegapię, ale ostatecznie przyjechałem przed kwitnieniem wiśni. Stąd też dzisiaj chciałem zobaczyć drzewa sakury w pełnym rozkwicie.
Pojechałem najpierw do centrum, aby wymienić pieniądze. Niestety kurs jena japońskiego wzrósł w ostatnim czasie i byłem niezadowolony. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zacisnąć pasa.
Moim celem był park Tsutsujigaoka. Polecany zarówno przez Aki, jak i panią Naoko. Gdy już tam dotarłem, zastałem typowy widok podczas hanami, czyli płachty porozkładane pod drzewami wiśni, które informują o rezerwacji miejsca. Celem jest świętowanie do późnych godzin nocnych, któremu towarzyszą pikniki, picie alkoholu oraz zabawy towarzyskie pod drzewami wiśni. Przy okazji niespodziewanie spotkałem panią Naoko. Jaki ten świat mały. Obszedłem cały park, fotografując kilkanaście drzew, czego efektem jest bogata galeria kwiatów.
Drzewa sakury były właściwie pobocznym celem. Skierowałem się do wzgórza zamkowego. Wzgórze okazało się kawałkiem stromego podjazdu, który udało mi się zdobyć dzięki braku trzeciego koła. Na szczycie zacząłem rozglądać się tu i tam, aż zaczepiła mnie dziewczyna, która robiła ankiety wśród obcokrajowców. W trakcie wypełniania kwestionariusza zruszył się silny wiatr, a potem nawet zaczęło padać, więc poszliśmy pod dach, a potem schowaliśmy się do jakiegoś budynku, bo zacząłem się telepać z zimna (i przestraszyłem się, że mnie przewiało). Po skończonym zadaniu dostałem ciepłą herbatę (którą dziewczyna kupiła po tym, gdy zauważyła jak przemarzłem) oraz gumkę biurową w kształcie nigiri sushi. Chciałem wrócić do zwiedzania, ale znów zaczęło padać. Zniechęcony, zacząłem się szykować do powrotu. I tak na wzgórzu zamkowym nie ma już zamku, bo ten został zniszczony przez Amerykanów w czasie wojny.
Pojechałem do muzeum miejskiego, bo pani Naoko użyczyła mi swojej karty do bezpłatnego wstępu. Zaledwie kilka słów było po angielsku, ale i tak ciekawie się patrzyło na kulturę Japonii sprzed wieków.
Na koniec przespacerowałem się po ulicy handlowej, która ciągnęła się w nieskończoność po samą stację centralną. Pojechałem potem odwiedzić Aki i wróciłem na kolację do pani Naoko. Podoba mi się w Sendai. Aż ciężko będzie stąd wyruszyć w dalszą drogę.