Zaczyna się dziewiąty sezon moich rowerowych przygód. Z pewnością w tym roku będzie on inny, tylko w którym kierunku? Nie zaplanowałem niczego, po głowie chodzi mi kilka pomysłów, mam kilka marzeń. Być może wymyślę coś spontanicznego, a może zaplanuję wyprawę z półrocznym wyprzedzeniem.
Na dzisiaj zaplanowałem pojechać na północ. Przejechałem na drugi koniec miasta, co zajęło mi niemal godzinę. Chciałem objechać poligon, ale moje stopy zaczęły przemarzać. Było zimniej niż wczoraj, nadal wietrznie. Chcąc trochę podratować dystans, pojechałem przez Biedrusko, a potem wróciłem prosto do domu, żeby się ogrzać.
I jeszcze podsumowanie zeszłego roku. Pokonałem 11,1 tys. km. Najważniejszym wydarzeniem była kolejna wyprawa do Azji, która przyniosła trochę niespodzianek. Odwiedziłem
Japonię i
Koreę Południową. Przybyłem wiosną, w trakcie trwania hanami, czyli okresu kwitnienia drzew wiśniowych. Moje azjatyckie przygody
opisałem po powrocie do Polski. Wśród najbardziej zaskakujących, ciekawych lub wartych wspomnienia były:
zima w Japonii, gdy zjeżdżając z gór, wjechałem do doliny pełnej narciarzy powracających ze stoków;
odkrycie ostatnich kwitnących wiśni, a następnie nierozważny przejazd po górskiej drodze w okresie budzenia się niedźwiedzi;
zejście do pagody otoczonej pradawnymi cyprysami;
przejazd po jednej z niewielu dróg dla rowerów położonej wzdłuż wybrzeża na dawnej linii kolejowej; krótki spacer po
jedynej w Japonii pustyni; przejazd
wzdłuż malowniczego wybrzeża w upalny dzień; spacer
wzdłuż 123 bram torii (aczkolwiek
10 tys. bram robi większe wrażenie); wycieczka
po wzgórzach herbacianych.
Wsiadłem na prom do Korei. Wpadłem na informację o
Szlaku Czterech Rzek, dzięki czemu opracowałem plan zwiedzenia połowy półwyspu koreańskiego. Kraj okazał się bardzo przyjazny rowerzystom. Wiele malowniczych dróg wiodło mnie czasem
daleko od głównego szlaku przecinającego kraj. Dotarłem
do Seulu, gdzie wbiłem ostatnią pieczątkę na głównym szlaku, a potem ruszyłem w drogę powrotną, bo ten kraj nie oferował innych możliwości. Poznałem
przyjaznych monocyklistów, którzy pomogli mi w podróży. Przejechałem
niemal 200 km, co było najdłuższą i najbardziej szaloną wycieczką tego roku.
Powróciłem do Japonii. Sezon deszczowy połączony z powodziami zmieniły moje plany i ruszyłem
na Shikoku. W Kyōto zobaczyłem
kawałek procesji jednego z najpopularniejszych japońskich festiwali. Upał nie dawał mi spokoju i popłynąłem promem na północ kraju. Tam zobaczyłem
trzy festiwale. Spędziłem też ostatnie dni mojego pobytu z przemyśleniami: po co mi to było. Stanowczo odradzam odwiedzać Japonię latem. Jest za gorąco.
Po powrocie do Polski nie miałem za dużo ochoty na jazdę pod Poznaniem, gdzie chyba zacząłem zapuszczać korzenie. Zaliczyłem jeden
wypad pod namiot, jesienną
wizytę w górach i przejazd
przez Niemcy. Dokąd teraz?