To już trzeci raz, gdy odwiedzam Japonię. Trzeci też raz, gdy mam możliwość zobaczyć kwitnące wiśnie. Już nie mogę się doczekać kolejnych przygód.
W Warszawie jedynym problemem było pudło na rower. Nie to, że go nie dostałem. Dostałem tak duże, że zdecydowałem się je pociąć na kawałki. Mimo wszystko doleciałem do Japonii bez komplikacji. Wylądowałem tym razem na lotnisku Haneda w Tōkyō. Podczas składania roweru odpadła stopka. Już od kilku dni czułem, że coś z nią nie tak. Trzeba będzie kupić nową, bo bez niej życie jest ciężkie. (Aczkolwiek jeździłem prawie półtora roku po Azji na kolarzówce bez stopki).
Nocleg miałem nieopodal, więc nawet nie nagrywałem nocnego przejazdu. Problemy ruchu lewostronnego czas zacząć: na nowo uczyć się jazdy lewą stroną, zasady lewej dłoni i w ogóle tego, że rower ma absolutne pierwszeństwo, bo taka jest mentalność Japończyków, którzy jeżdżą na rowerze byle jak i mają fory u pieszych oraz kierowców.
Odwiedziłem Aki, którą poznałem niemal dwa lata temu. Spędziliśmy wspólnie kilka dni i dzisiaj musiałem pojechać rowerem, bo od tych pieszych wędrówek pojawił mi się odcisk na nodze i rower był jedyną radą. Przy okazji dorzucam kilka zdjęć, które zrobiłem od przylotu.
Już od początku wiedziałem, że przejazd przez Tōkyō będzie koszmarem. Nie było inaczej. Początek podróży był spokojny. Jechałem ulicami i chodnikami. Dużo wygodniej na Treku z amortyzacją niż na kolarzówce. Pokonałem połowę dystansu, aż dojrzałem wieżę tokijską. Tylko o nią zahaczyłem, bo nie mogłem tracić czasu. Umówiłem się z Aki przy jednym z tysiąca tokijskich dworców. Mieliśmy odwiedzić kilka miejsc. Trochę się wkopałem, gdy przejeżdżałem przez Shinjuku, bo ludzi było tyle, że ani przejechać.
Znalezienie parkingu dla roweru nie jest proste. Wszędzie znaki zakazu parkowania i mimo że Japończycy nie zwracają na to uwagi, ja wolałem nie ryzykować. Znalazłem murek bez znaku zakazu, zostawiłem rower obok innych i poszedłem spędzić ostatni dzień wolnego.
W drodze powrotnej zajechałem do parku Yoyogi-kōen, gdzie ludzi było zaskakująco dużo. Ogólnie martwiłem się, że będę spóźniony na kwitnienie wiśni, ale ostatecznie przybyłem w czasie, gdy zaledwie kilka drzew wypuściło pąki. Był to tylko powód, aby rozglądać się za kwiatami jeszcze uważniej. Tylko skąd tyle ludzi na ulicach? Oni też przybyli za wcześnie?
Zaczęło robić się chłodno, więc pojechałem do pensjonatu. Jakimś trafem przejechałem przez najbardziej ruchliwe skrzyżowanie na świecie w dzielnicy Shibuya. Ludzie przechodzili jeszcze długo po zielonym dla ruchu ulicznego.
Miałem w planach odwiedzić kilka miejsc, ale zapadł zmrok. Błądząc po mieście, trafiłem na drogę, którą przyjechałem do centrum. Wróciłem więc po własnym śladzie.