Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:1088.54 km (w terenie 223.96 km; 20.57%)
Czas w ruchu:53:36
Średnia prędkość:20.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:8188 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:72.57 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Przełęcz Okraj

180.4208:31
Ponieważ majówka się nie udała, to miałem okazję dołączyć do wyprawy na Przełęcz Okraj. Wcześnie rano, bo o godzinie 7 na skrzyżowaniu stawili się – Bożena, Łukasz, Jarek, Piotrek i Ania. Starą trasą ruszyliśmy do Bielowic, a później przez Stary Jawor na drogę krajową nr 3, na której prędkość nie schodziła poniżej 30 km/h (Bożena narzekała przez to na nudę). Później parę podjazdów i do Kamiennej Góry prowadziłem ja, trzymając się stałej średniej 29,5 km/h :P
W Kamiennej Górze przerwa i obieramy kurs przez wioski aż do Jarkowic, w których Jarek ustala, że wjeżdżamy na czarny szlak rowerowy. Nie była to najlepsza pora, bowiem jest tam wycinka drzew i droga kompletnie nie nadawała się do jazdy rowerem, także ponad kilometr drogi raz prowadziliśmy rowery, raz wjeżdżaliśmy.
Na rozdrożu znów trafiamy na "Szlak Liczyrzepy" ER-2 (ciągle wydawało mi się, że to ER-4). Jedziemy nim ciągle w górę, mijając liczne strumienie. Od czasu do czasu zaczynają pojawiać się zapierające dech w piersi widoki. Najpierw tylko przez drzewa, a później – już na wykarczowanych zboczach – widać piękną panoramę. Oczywiście robimy sobie często przerwy. Zbaczamy ze szlaku rowerowego, żeby ścieżką na granicy polsko-czeskiej zjechać prosto na przełęcz. Było dużo wody, kamieni i trochę śniegu, ale wszyscy dotarliśmy do celu, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia.
Czekał na nas ponad 10-kilometrowy zjazd do Kowar. Myślałem, że przemarznę, ale tak się nie stało. Mam problemy z zakrętami i na jednym się nie wyrobiłem. Na szczęście skrajnia była duża i na niej się zatrzymałem. Później już zwalniałem jak tylko mogłem.
Od Kowar były piękne widoki na Śnieżkę, na której nadal zalega śnieg. Ja tradycyjnie zaczynam odstawać od grupy. W Jeleniej Górze peleton nie jedzie przepisowo, a ja żeby nie odstawać od reszty i przede wszystkim nie zgubić ich – robię to samo...
Po postoju pod sklepem ruszamy z powrotem do Legnicy. Na początek Kapella, którą zdobywam jako ostatni. Dalej zjeżdżam sam, bo peleton na mnie nie poczekał. Spotykamy się dopiero w Starej Kraśnicy. Stąd jedziemy przez Górzec, zjeżdżając szutrami. Po wycieczce z Bożeną, Jarkiem i Łukaszem jedziemy na pizzę (a w sumie cztery pizze), która po całym dniu wyczerpującej jazdy wynagradzała wysiłek.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, po zmroku i nocne, setki i więcej, ze znajomymi, terenowe, rowery / Trek

Odreagować

90.7103:52
Nie udało się, bo odkładałem to na ostatnią chwilę. Musiałem być pewny, że nie będzie lało jak z cebra, że będę mógł ruszyć i przejechać taki dystans. Nie udało się. Obdzwoniłem kilka miast za noclegami i nic. Planowałem taką piękną majówkę, a wyszło, że nie mam w tym roku majówki.
Musiałem odreagować. Najpierw pomyślałem o wyjściu gdziekolwiek, ale po co mam wychodzić, skoro mogę pojechać? Zwłaszcza, że jutro ma padać. Sprawdziłem kierunek wiatru, odmierzyłem palcem na mapie odcinek – Lipa, zwiększyłem go – Kaczorów, jeszcze trochę i Jelenia Góra. Szybkim tempem zacząłem swoją jazdę. Za Warmątowicami Sienkiewiczowskimi spotkałem Izę i Monikę, więc kawałek z nimi przejechałem. Później podjazd asfaltem na Górzec i dalej do Lipy. Byłem już zmęczony i zapadł zmrok. Myślałem o odbiciu na Starą Kraśnicę, ale przekonałem siebie do zrobienia ostatniego podjazdu, żeby później jechać już tylko w dół i w Kaczorowie skręcić na Wojcieszów. Opłacało się, bo odrobiłem średnią. Zmęczony wróciłem do domu.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, po zmroku i nocne, ze znajomymi, rowery / Trek

Po centrowaniu

21.0600:50
Worbike jest wystarczająco bogaty, więc skoro nie chcieli poświęcić kilku chwil dla mojego roweru, to kupiłem klucz w Decathlonie i sam zatroszczyłem się o swój sprzęt. Wyszło dobrze jak na pierwszy raz – jajko nie było duże :D
Wyszedłem rozjeździć koło, żeby w trakcie wyprawy nic się nie wydarzyło. Nie miałem czasu na długą jazdę, więc uznałem, że zrobię 20 km lub pojeżdżę godzinę. Wybrałem obwodnicę zachodnią Legnicy, a później jeszcze skierowałem się na Pątnówek i wróciłem przez Rzeszotary. Staję się coraz bardziej samowystarczalny jeśli chodzi o przegląd roweru. Wiele na tym zaoszczędzę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Udanin, Kostomłoty)

88.1703:58
Nie mogłem pozwolić, aby tak ładny dzień przepadł. Wsiadłem więc na rower i obrałem kierunek na Udanin ze względu na prognozę wiatru północnego. Okazało się inaczej i całą drogę wiało mi w twarz. Wielu rolników robiło dziś oprysk i w połączeniu z tym wiatrem nie było najzdrowiej jechać.
W Udaninie pomyślałem, aby pojechać do Kostomłotów i tym samym zrobić wyjazd zaliczeniowy. Udało mi się, bo nie było to daleko. Po drodze widziałem Ślężę, choć widoczność była słaba. W Kostomłotach wybiło mi 50 km. Miałem ochotę pojechać aż do Kątów Wrocławskich, ale ze względu na jutrzejsze zajęcia na uczelni wolałem oszczędzać czas. Zacząłem powrót – oczywiście z wiatrem. Od czasu do czasu powiewał wiatr boczny, ale i tak jechało się w miarę szybko.
W Legnicy z ciekawości zerknąłem na tablicę informacyjną budowy przy Koskowickiej. Powstaje tam nowy skate park. Widocznie mają dość dzieciaków na placu Słowiańskim.
Zajechałem do Worbike'a, żeby zapytać czy mają czas scentrować mi koło. Nic z tego – do końca tygodnia nie mają czasu. Będę musiał to zrobić sam przed majówką.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek

Droga na Chełmek

55.6303:14
Pogoda znów wróciła, więc trzeba było się gdzieś wyrwać. Umówiłem się z Jarkiem, lecz coś mu wypadło i wybrałem się sam. Ponieważ mieliśmy jeździć między Bogaczowem i Stanisławowem, to skierowałem się standardową trasą ku pierwszej wsi. Tam wjechałem na czerwony szlak pieszy do Stanisławowa, ale zamiast skręcić w prawo, to odbiłem w lewo i zjechałem w dół do Bogaczowa. Później wróciłem się kawałek i wybrałem kolejną drogę, z której jest przepiękny widok (chyba) na Męcinkę i Chroślice. Ponieważ chciałem się dostać na najwyższy szczyt tutaj położony, to zacząłem podjazd drogami w coraz gorszym stanie aż dojechałem... do wzniesienia obok Chełmka. Dobrze, że miałem GPS, dzięki czemu zdobyłem też szczyt docelowy.
Powrót był trudniejszy niż wszystkie te podjazdy. Ponieważ do Chełmka nie ma żadnej przejezdnej drogi ani nawet szlaku, to postanowiłem zjechać w dół, próbując dojechać do jakiejś drogi. No i dojechałem, ale podkusiło mnie, żeby jechać nią dalej. Niestety jedyne co zobaczyłem, to bezdroże. Mimo wszystko jestem uparty i zacząłem się zsuwać po zboczu tej góry. Dużo liści utrudniało przyczepność, przez co zaliczyłem przewrotkę przez rower. O ile ilość liści zamortyzowała upadek, o tyle ukryte skarby w postaci kamieni bazaltowych już nie były dla mnie miłe. Skończyło się na stłuczeniu, więc teraz koniec z takimi lekkomyślnymi zejściami. Szkoda majówki na leżeniu z częścią ciała w gipsie i w ogóle całego lata :)
Tam, gdzie zacząłem schodzić było ogrodzenie nie do przejścia. Ruszyłem w dół i trafiłem na łąkę z dziurą w płocie, dzięki czemu byłem już prawie na asfaltowej drodze. Pozostało mi przedostać się przez strumień. Z wszystkich możliwości wybrałem skok z rowerem. Bez wpadki.
Zjazd pod wiatr. Za Krajowem chciałem zbadać drogę do Janowic Dużych. Zmierzyłem się ze sporym podjazdem (miałem ich już dość na dzisiaj) i minąłem obelisk – jeden z trzech zachowanych sprzed pierwszej wojny światowej. Więcej informacji można odnaleźć tutaj.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, rowery / Trek

Ognisko II

20.7601:08
Zaplanowane z okazji urodzin Jarka. Umówiliśmy się u Ani, a później wraz z nią, Jarkiem, Bożeną i Łukaszem pojechaliśmy do Pątnowa Legnickiego, gdzie skręciliśmy w teren. Czekało tam przygotowane miejsce na ognisko-niespodziankę. Kto nie był niech żałuje :)
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, ze znajomymi, kraje / Polska, rowery / Trek

Szlakiem dookoła Legnicy

101.1405:19
Planowałem pokonać tę trasę już od kilku tygodni i w końcu udało się zrobić to w całości, choć nie do końca po kolei. Chciałem przejechać ją odwrotnie do ruchu wskazówek zegara, ponieważ uznałem, że w tym kierunku jest lepiej oznaczona. Nie obyło się bez kosztownej omyłki czy wątpliwości na trasie. Postaram się szczegółowo opisać jak spędziłem dzisiejszy dzień.
Skorzystałem z mapki dostępnej w internecie (jest niedokładna) oraz ogólnego opisu przebiegu trasy. Szlak jest pieszym szlakiem żółtym podzielonym na 5 odcinków. Można go pokonać na rowerze, choć od powstania trasy niektóre odcinki zarosły roślinnością. Nie wiem gdzie szlak ma swój początek. Jedne źródła podają stację PKP w Jaśkowicach Legnickich, inne, że jest to stacja PKP Pawłowice Małe. Jazdę zacząłem od najbliższego miejsca od mojego domu, czyli od Lipiec. Podczas podróży nie zauważyłem żadnego fizycznego początku szlaku (żółta kropka z białą obwódką).
Wygląda na to, że zacząłem od najtrudniejszego odcinka, bo najwięcej na nim terenu. Na początek zjechałem ze szlaku, bo znak na drzewie już prawie znikł. Gdy się zorientowałem i spojrzałem na GPS, to zawróciłem i dostrzegłem starą, nieuczęszczaną od kilku lat, zarośniętą drogę. Spróbowałem się przez nią przedrzeć, ale miejscami trzeba było szukać obejścia. Na szczęście nie trwało to długo i dotarłem do drogi, którą w styczniu wydostałem się z Lasku Złotoryjskiego.
Do Czerwonego Kościoła dostałem się drogą sprzed dwóch dni, a dalej spod kościoła terenem do kolejnego asfaltu. Tutaj bez mapy nie wiadomo czy w prawo, czy w lewo. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej na drzewku znalazłem znak.
Przez Szymanowice i Smokowice dojechałem do wiaduktu nad autostradą. Moje zawierzenie mapie dostępnej w internecie poskutkowało temu, że nie spojrzałem na znak na drzewie i dojechałem do Dunina asfaltem. Całą drogę jednak nie pasowało mi to, że brakowało jakiegokolwiek oznaczenia szlaku. Dopiero pod muzeum odnalazłem żółte piktogramy, ale nie pasowało mi, że idą inną drogą. Zamiast jechać w kierunku Janowic Dużych pojechałem na zachód i trafiłem na zarośnięte trawą wały nad Kaczawą (niewygodne do jazdy). Dotarłem nimi do autostrady i niestety szlak się urwał. Dojechałem do drogi asfaltowej. Teraz wiem czemu wcześniej nie widziałem tutaj drogi – służby drogowe usypały górę ziemi, aby zablokować przejazd. Powodem była najpewniej zbyt duża ilość śmieci tam zalegających. Mimo wszystko zrobiłem jeszcze małe kółeczko, żeby przejechać się szlakiem i znów trafiłem na zarośla, witając się z dziką różą... A szlak się urwał, więc jeśli jechałbym prawidłowo, to nie wiedziałbym którędy udać się dalej. Nie chciałem wracać tym wałem, żeby przejechać cały szlak w jednym kierunku ze względu na nierówne podłoże. Nie chciałem też ponownie jechać asfaltem i sądziłem, że wybierając drogę terenową na wprost, dojadę do Dunina. Myliłem się i dojechałem do Janowic Dużych, a ponieważ chciałem zdobyć cały szlak, to wróciłem się do Dunina. Droga wygodna, choć na pewnym jej odcinku wysypywali drobny żwir, więc jechało się trochę jak po piachu.
Droga do Warmątowic Sienkiewiczowskich czytelna, jednak już na szlaku do Koiszkowa napotkałem przeszkodę w postaci terenu prywatnego. Ktoś wymyślił sobie, że skoro posiadł teren tamtejszego stawu, to może też przywłaszczyć sobie drogę dojazdową do pól uprawnych. Na szczęście nikt nie miał do mnie pretensji, że tamtędy przejeżdżam.
Przed Raczkową trafiłem na kolejną zarastającą drogę. Dla odmiany droga do Gniewomierza była wygodna. Tuż przed tą wsią miałem problem, bo szlak wskazywał drogę prosto, a tam był znak zakazu ruchu. Zdecydowałem, że zignoruję znak i okazało się, iż jest za nim drewniany most, co wyjaśniało ograniczenie. Ponieważ przez Gniewomierz jeszcze nie przejeżdżałem, to postanowiłem zobaczyć zabytkowy kościół.
Wygodną drogą terenową dotarłem do Koskowic, żeby wjechać w coraz bardziej zarośnięty teren. W końcu jechałem po polu, bo droga tonęła w bagnach. Jeszcze miałem problem na skrzyżowaniu z kierunkiem jazdy i po paru chwilach robiłem podjazd. Gdyby nie pewne dziewczę podziwiające widoki, to nie dowiedziałbym się, że minąłem kawał jeziora.
Rozpocząłem odcinki asfaltowe przez Rosochatą, Jaśkowice Legnickie do Kunic, gdzie prawie przegapiłbym skręt (słabe oznaczenie szlaku). Jednak ponieważ pamiętałem tamtą drogę i wiedziałem, że jest tam zakaz ruchu z wyłączeniem rowerów, to skręciłem, zapominając, że jadę po szlaku pieszym, więc niekoniecznie musiała trasa przebiegać tędy. Trafiłem dobrze, a nawet wjechałem dzięki temu na ścieżkę pieszo-rowerową. Dalej przez Szczytniki Małe i Bieniowice do Szczytnik nad Kaczawą, gdzie zaczęły się drogi leśne.
Dojechałem do Raszowy Małej, gdzie czekała mnie kolejna niespodzianka – teren prywatny z bonusem. Tabliczki ostrzegawcze przed psami, a tuż po wjeździe do lasu psia buda. Dobrze, że atrapa, ale właściciel terenu obok musiał się nieźle wycwanić, żeby odstraszyć turystów. Psów tam oczywiście być nie może, bo to nieogrodzony teren leśny z dziką zwierzyną.
Lasami przez Raszówkę do Głuchowic, a stamtąd drogą rolniczą do Grzymalina. Tutaj oznakowania były coraz rzadsze i nie wiedziałem czy jadę dobrze, czy powinienem zawracać i szukać zagubionego szlaku. Na szczęście jechałem dobrze całą drogę, aż wjechałem w kolejną, ostatnią już drogę terenową do Miłkowic. Już powoli byłem zmęczony i chciałem być w domu, ale zostały do pokonania Jezierzany, Ulesie i droga krajowa. Szybko to zleciało.
Szlak dobrze oznaczony, choć przydałoby się go odświeżyć. Większość miejsc już widziałem, ale część dróg przebyłem po raz pierwszy. Opłacało się, bo widoki miejscami piękne jak na region równinny. Kolejnym szlakiem będzie czerwony wokół Lubina.
Kategoria Polska / dolnośląskie, setki i więcej, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Pętla przez Ruję

40.7001:57
Dziś pochmurnie, ale prognoza dosyć optymistyczna. Postanowiłem pojechać na wschód asfaltem i wrócić terenem.
Minąłem pod akademikiem panią, która swoim autem wjechała na słupek drogowy typu U-21... tyłem. Nie widziałem zdarzenia, ale nie mam pojęcia jak mogła do czegoś takiego doprowadzić.
Kolejną sytuacją mogłem w najlepszym wypadku zakończyć moją dzisiejszą przejażdżkę. Jechałem drogą dla rowerów, a spod Szkoły Podstawowej nr 6 wyjechało auto. Na szczęście jechałem środkiem, a kierowca zatrzymał się na tyle daleko, że nic się nie stało i na tyle blisko, że mogłem zahaczyć kostką o jego tablicę rejestracyjną, gdybym nie odbił w lewo. Napędził mi takiego stracha...
Później już było spokojnie, choć miałem pod wiatr. W terenie tylko miejscami zalegały kałuże, ale znów wiatr wiał w złym kierunku niż powinien.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Wycieczka rowerowa (Warta Bolesławiecka)

83.8204:16
Wycieczka w ramach zaliczania gmin. Zaplanowałem ją tydzień temu i dzisiaj, mimo wątpliwości, przejechałem. Jeszcze wczoraj myślałem, aby przełożyć wypad i pojeździć gdzieś przez 2 godziny, żeby mieć czas na sprawy studenckie. Nie udało mi się – rower wygrał :)
Postanowiłem przejechać się przez Lasek Złotoryjski, w którym ociupinę zabłądziłem, ale nie na długo, bo zaraz byłem po drugiej stronie obwodnicy. Trochę tam błota, ale na pewno nie tyle, co wczoraj! Odrobinę przedzierania się przez krzaki po zarośniętej drodze i jestem za Czerwonym Kościołem. Droga zapomniana, bo coraz węższa, zarośnięta trawą, a wiadukt przykryty bardzo dobrym kawałkiem asfaltu. Aż żal, że leży tam taki samiusieńki.
Jadę dalej i ze zdjęć satelitarnych wyznaczyłem trasę po polach, ale widziałem też drogę w las. Zaryzykowałem, wjeżdżając w nią, i dotarłem do Gierałtowca, a stąd do Łukaszowa. Jakie było moje zawiedzenie, gdy dotarłem do końca wsi. Miałem nadzieję, że wyłożyli asfalt na drodze do Zagrodna, a tam tablica z zakazem poruszania się bez zgody właściciela. Byłem niegrzeczny i zignorowałem ten kawałek blachy. I tak na wyjeździe nie zauważyłem drugiego takiego zakazu, więc teraz jest to jednokierunkowa :P A i właściciela raczej nie było, bo choć teren jest monitorowany (na pewno?), to przejechałem bez większego echa.
Wjechałem na drogę wojewódzką i dziwiłem się, że mam wiatr w plecy, bo miało wiać z południowo-południowego wschodu. Prognoza pogody nie była trafna niestety. Ale za to nie poczułem nawet podjazdu za Olszanicą. Poczułem zaś zjazd, po którym pędziło się bardzo wygodnie – nie dość ze z wiatrem i z górki, to po równiutkim asfalcie. Aż szkoda było opuszczać tamte okolice.
Co rusz zauważam jak znikają nieużywane tory, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu były w pełnej świetności. Szkoda, bo niektóre leżały na malowniczych trasach, po których można było puszczać drezyny. No ale skoro PKP brakuje żelaza do budowy stołków, to kto ich zatrzyma?
Warta Bolesławiecka nie zachwyciła mnie, a nawet sprawiła wrażenie nieprzyjaznej. Przy kościele upatrzyłem sobie złoty szlak rowerowy, którego kawałek chciałem zdobyć. Jechałem jednak zbyt krótko i nie trafiłem na ów szlak, więc po drogach osiedlowych dotarłem do właściwej trasy na Tomaszów Bolesławiecki. Wiatr już zaczął strasznie przeszkadzać, choć jechałem na północ. Zobaczyłem ponownie Grodziec, który mi uciekł w Olszanicy. Z bliska był bardziej okazały, ale słońce przeszkadzało w uwiecznieniu widoku.
Drogą krajową nr 94 jechało się źle, a jeszcze jak były podjazdy, to prędkość jeszcze bardziej spadała. Dlaczego na tym odcinku jest tak mało lasów? Pierwszy był kilka kilometrów przed Chojnowem. Pierwszy i ostatni.
Zatrzymał mnie na kilka minut ruch wahadłowy przed wiaduktem nad torowiskiem. Zakaz ruchu pieszych – ciekawe którędy mają się dostać dalej. A jak zobaczyłem wieżę w parku w Chojnowie, to nie wierzyłem, że jestem już tak blisko domu. Ale aby się tam dostać, musiałem pomyśleć którędy. Zaplanowałem pojechać przez Goliszów, ale że wiatr miałem w twarz, to było mi już obojętne którędy pojadę i nie zjeżdżałem z krajówki. Od Chojnowa jakoś lepiej się jechało, ale może to dlatego, że miałem w większości z górki.
W Legnicy, na zakończenie wycieczki, spotkałem Jarka. Poinformował mnie o planowanej wycieczce szlakiem Doliny Bobru. 122 km, no proszę :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Grobla na wspak

88.8405:06
Wyczekiwany dzień nadszedł – pogoda idealna na wycieczkę rowerową. Umawiając się wcześniej ze znajomymi, ruszyliśmy w kierunku Myśliborza. Ekipa była spora, bo Łukasz, Bożena, Jarek, Olek, Marek i Ania. Do tego jeszcze czwórka osób z forum i piąta dołączyła za Przybyłowicami.
Wolnym tempem dojechaliśmy do baru w Myśliborzu. Odpoczęliśmy i zebraliśmy ekipę na dalszą jazdę, bo Marek, Łukasz i dwójka z forum odłączyli się od nas ze względu na sprzęt lub kondycję.
Jak rozmawiałem o dzisiejszej trasie, to dostałem informację, że będą jedynie asfalt i szutry. Jakie było moje zdziwienie, gdy wjechaliśmy w mokry teren. Ja z moimi błotnikami, które powoli zapychało błoto. Zaczęliśmy podjazd pod Bazaltową Górę, później zjazd i przejście przez mały strumyk. Ja za Jarkiem i w górę, żeby wyrzucić balast z butów. Nie wiem jak poradziła sobie reszta, ale Bożena miała mały problem i potrzebowała pomocnej ręki. Udało się bez niepotrzebnej kąpieli :)
Kolejny podjazd był pod Radogost, tylko inną drogą, bo po bezdrożu i dosyć stromym wzniesieniu. Chwilę odpoczęliśmy, obejrzeliśmy piękne widoki z wieży i ruszyliśmy dalej po błocie i kamienistych drogach. W rezerwacie Nad Groblą przyjemna i sucha ścieżka, a od Siedmicy jakoś jechałem tak na przodzie, że musiałem często czekać na resztę. Chyba miałem za dużo energii :D
Czemu właściwie Grobla na wspak? To nie był mój pierwszy raz na tej trasie, ale za to pierwszy w tę stronę. W maju zeszłego roku przemierzyłem te drogi czterokrotnie. Raz ze znajomymi i trzy razy, aby nagrać ślad i wiedzieć którędy jechaliśmy – trzy razy, bo telefon miał problemy.
Szybkim tempem (nawet 50 km/h) dotarliśmy do Myśliborza, gdzie czekał na nas Łukasz z setką na liczniku, co przy naszych czterdziestu kilometrach było imponujące. Jeszcze na chwilę przyjechały Monika z Izą, ale nie dołączyły do naszego powrotu. Drogę zaś wybrała Ania. Piękna droga, zwłaszcza w Pomocnem.
Myślałem, że już koniec błota na dziś, ale nic bardziej mylnego – za Stanisławowem mieliśmy terenowy zjazd przez las i po polu. Dobrze, że słońce wysuszyło glebę, bo byłoby baaardzo źle. Starałem się od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcia. Nawet w Auchan znalazłem minisakwę. Nie pasuje do mojej ramy, ale spróbuję coś z tym zrobić.
Powrót znanymi ścieżkami, tylko w Winnicy zrobiliśmy sobie terenowy skrót, żeby ominąć podjazd po bruku. A później już tylko z górki i nawet tempo się zwiększyło. Część odłączyła się na skrzyżowaniu, a ja, Bożena, Łukasz i Jarek pojechaliśmy na myjnię. Miło popatrzeć na czysty rower.
Kategoria Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, ze znajomymi, terenowe, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery