Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2014

Dystans całkowity:657.71 km (w terenie 17.38 km; 2.64%)
Czas w ruchu:19:16
Średnia prędkość:21.37 km/h
Maksymalna prędkość:42.20 km/h
Suma podjazdów:1999 m
Suma kalorii:4347 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:93.96 km i 3h 12m
Więcej statystyk

Grudzień 2014

246.02
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

12 tys., cel osiągnięty

47.6902:14
Sumując dystans z dojazdów do pracy, wykręciłem 12 tys. km w tym roku. Tak się spinałem, że się nie uda, tyle nerwów, tyle zmartwień. Teraz mogę odpocząć. Pojadę spokojnie na urlop, odetchnę od wszystkiego i będę gotów na nowe wyzwania. Podsumowanie, plany oraz cele jak zwykle odłożę do przyszłego roku.
Wycieczkę zrobiłem krótką, bo miałem niecałe 47 km do wykonania celu. Jako że prognoza zapowiadała silny wiatr z południa, to pojechałem tak, jak robię rzadko – w dwie strony tą samą trasą, na wschód. W ciągu dnia było chłodno, bo zaledwie 1,5 °C rano i 3 wieczorem. Jako że zostałem niespodziewanie zaproszony na firmową wigilię (w tej firmie jestem wypożyczonym pracownikiem, więc nie liczyłem na zaproszenie), to mój powrót do domu się sporo opóźnił i na rower wyszedłem dopiero po lekkiej kolacji. Czekałem też, aż przestanie padać, bo prognoza zapowiadała opad w nocy. Gdy wyszedłem, było sucho pod blokiem, więc musiało mi się coś wydawać. Dopiero po kilku kilometrach zaczęło kropić, i tak kropiło przez kilka kolejnych. Zawróciłbym, gdyby zaczęło mocniej, ale ponieważ wyjechałem daleko od domu, to nie było mowy o tym, że za chwilę będę wracał. Miałem plan i musiałem go wykonać. Nawet mimo kałuż, brudnego pobocza, dziur i w ogóle kiepskiej drogi. Szkoda, że nie pojechałem ponownie w stronę Buku.
Po ponad 23 km jazdy zawróciłem. Z powrotem było jakby lżej. Nie wiem, czy wiatr się zmienił, czy to dzięki nachyleniu drogi, ale na pewno dotarłem do domu szybciej, niż z niego wyjechałem. Nie złapał mnie już deszcz, kałuże nie były straszne. Szkoda mi tylko napędu, który od kilku dni jest bez przerwy pokryty piaskiem. Skąd się to czortostwo bierze?
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kolejna grudniowa noc pod Poznaniem

54.4602:40
Bałem się dzisiaj deszczu, dlatego do pracy pojechałem beznadziejnymi tramwajami. Popadało tyle, co nic, więc po kolacji wyszedłem po raz kolejny przejechać się po nieznanym.
Ruszyłem przez Cytadelę, ominąłem Stary Rynek i pojechałem drogą z poniedziałku – na Buk. W Poznaniu temperatura wynosiła ponad 4 °C, widoczność była idealna jak na grudniową noc, ale długo się tym nie nacieszyłem. Zaraz za miastem pojawiła się mgła, temperatura spadła poniżej 2 °C, jednak nawet nie myślałem, aby zawracać. Pojechałem do Tarnowa Podgórnego, a potem skierowałem się do Rokietnicy. W końcu miałem z wiatrem. Niestety, ponieważ było późno, to dojechałem tylko do drogi wojewódzkiej i skręciłem ku Poznaniowi. Nie miałem sił na dłuższy dystans. Jedyną nadzieją były kolejne 3 dni zanim zacznie się mój urlop. Oby nie padało.
W końcu przyszła nowa latarka prosto z Chin – Convoy S2 (XML2 U2-1A). Niestety zamówienie zostało podzielone na 3 osobne przesyłki, więc na akumulatory oraz uchwyt na rower wraz z ładowarką jeszcze trochę poczekam. Chyba że z niecierpliwości poszukam sklepu z elektroniką. Opis zamówienia oraz inne przydatne informacje można znaleźć tutaj. Zastanawiam się nad kilkoma modyfikacjami latarki, ale na razie chcę przetestować to, co mam.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Dzisiaj także nie padało

77.1303:37
Wyglądałem za to okno, czekałem na ten deszcz i nic, a przynajmniej nie zauważyłem ani kropli, bo jak zniecierpliwiony wyszedłem, to minąłem sporo kałuż. Nie były jednak straszne i wyruszyłem gdzieś pod Poznań, gdzieś daleko, gdzieś w nieznane.
Chciałem przejechać przez Park Cytadelowy drogą, którą ostatnio jeździłem do pracy, ale Enea ofoliowała pół parku. I tak przedostałem się, bo część z tych „blokad” była poprzerywana. Może było już po wszystkim? Cokolwiek tam się działo. Pojechałem jeszcze na Stary Rynek. Błędem to było, bo ludzi tak wiele, że musiałem wlec się wolniej niż licznik mógł zarejestrować, więc wychodzi na to, że jechałem wtedy 0 km/h.
Jeszcze tylko raz zabłądzić, jeszcze kilka kilometrów dróg dla rowerów i jestem, wyjechałem z Poznania. Zaczynało się ściemniać, ale to nic, ciepło było. Jedynie w Wysogotowie barany dróg robić nie umieją, bo prawie wpadłem na 15-centymetrowy krawężnik, gdy chciałem wjechać na drogę dla pieszych i rowerów. Mogłem jechać drogą, przecież prawa nie łamię. Jedynie dupki w blachosmrodach stwarzaliby dla mnie zagrożenie, więc chyba wybrałem mniejsze zło, zjeżdżając z ulicy.
Miałem równiutki asfalt w kierunku Buku, skręciłem na ciut mniej równy do Brzozy, a potem starymi i zniszczonymi duktami przez Ceradz Kościelny i Lusowo do Kiekrza. W stronę domu było lepiej, choć na kilku skrzyżowaniach, nie wiedzieć czemu, kierowcy mnie przepuszczali, tworząc dezorientację. Cóż, może żółta kamizelka daje jakieś przywileje?
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Nocą, bo miało padać

50.5502:18
Wczorajsza prognoza zasugerowała mi wizytę w Wolsztynie. Dzisiaj zaspałem na pociąg, a gdy szykowałem nowy plan, do Inowrocławia, rzuciłem okiem na prognozę i się przeraziłem. Nie dość tego, że lada chwila miało zacząć padać, to deszcz był prognozowany także na niedzielę. Odpuściłem więc, jednak gdy przez cały dzień nie spadła chyba nawet kropla, to wybrałem się na wycieczkę – nocą.
Miała to być najpierw przejażdżka tylko do Biedruska, ale że przez ostatnie 2 dni nie jeździłem do pracy na rowerze, więc postanowiłem odrobić zaległe kilometry. Pojechałem kawałek do Murowanej Gośliny, a potem wróciłem przez centrum Poznania. Plac Wolności aż straszy liczbą światełek. Nie pamiętam kiedy ostatnio ich tyle widziałem.
Mój plan wykonania tegorocznego celu przewidywał po 20 km dziennie z dojazdów do pracy (zwykle jest to ok. 15 km) oraz przynajmniej 150 km w ten weekend. Niestety, ze względu na niekorzystne warunki pogodowe, mogę mieć problem, ponieważ nawet zakładając, że cały tydzień będzie bezdeszczowa pogoda, to będę musiał codziennie robić po 50 km. Wszystko dlatego, że wyjeżdżam w przyszłą sobotę do rodziny. Może po prostu zaliczę jeszcze kilka nocnych wypadów w ciągu tego tygodnia.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Przez poligon, byle do czterdziestu

48.4302:15
Prognoza pogody przewidywała opady deszczu na dzisiejsze popołudnie, dlatego wybrałem się jedynie na krótką przejażdżkę. Wczoraj za słabo się nawadniałem i niełatwo było dzisiaj wstać. Podczas porannego treningu czułem, że moje mięśnie są dużo słabsze niż zwykle. Mimo to chciałem wyjść.
Miało wiać z południa, więc wybrałem się na północ. Wyjątkowo, jak na grudzień, mogłem powiedzieć, że jest za gorąco. Chyba rozgrzewkę zrobiłem zbyt długą, bo już podczas ubierania się było mi gorąco, a ubrałem się lżej niż wczoraj. Przez kilkanaście kilometrów cierpiałem z przegrzania. Już sam nie wiem, jak mam się ubierać, a że nie zabrałem plecaka, to nie miałem nawet możliwości zmiany bluzy na coś lżejszego.
Droga w lesie na Morasku jest w coraz gorszym stanie. W lecie jest tak sypka, że można się zagrzebać, a teraz tak rozjeżdżona przez konnych, że telepie gorzej niż na poznańskim Starym Rynku (a jest on wyłożony jednym z najgorszych bruków, po jakich jeździłem). Potem już z górki dojechałem na poligon. Jadąc przezeń, spotkałem kilkunastu rowerzystów. Pierwszy tylko gapił się jak ciele, reszcie nie mam wiele za złe. Najwyżej to, że nie machają jako pierwsi.
Ponieważ pokonany dystans mnie nie satysfakcjonował, to pojechałem jeszcze do Murowanej Gośliny. Tuż przed Promnicami spotkałem coś niewiarygodnego, bo oto obniżyli krawężnik i od teraz umiejętność latania staje się zbędna. Można normalnie dostać się z ulicy do drogi dla pieszych i rowerów, choć daleko temu rozwiązaniu do ideału. Dalej udałem się do Mściszewa, gdzie pomyliłem drogę (chłopaki na motocrossach mnie naprowadzili na właściwą trasę), potem po betonowych płytach do Promnic i przez Biedrusko do Poznania.
Chciałem wykręcić przynajmniej 40 km, bo mam już zaplanowaną liczbę kilometrów, którą muszę przejechać, aby tylko wykonać tegoroczny cel. Nie będzie to proste z powodu prawdopodobnych opadów deszczu. Muszę się jednak speszyć, ponieważ mój urlop zaczyna się 20 grudnia i wyjeżdżam w rodzinne strony bez mojego roweru. Chyba że wrócę przed sylwestrem.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W mroczny wieczór przez Kazimierz Biskupi

133.4306:12
Miał wiać wiatr zachodni, dlatego uznałem, że najlepszą opcją będzie jazda na wschód. Miało, bo wiatru prawie nie było, więc największym przeciwnikiem stały się opory powietrza. Przy okazji mogłem przejechać przez kilka nowych gmin.
Na początek musiałem dostać się do Nekli. Ludzi było tak mało, że nie musiałem się dzisiaj denerwować podczas wyjazdu z Poznania. Jedyni rowerzyści, których dzisiaj spotkałem mieli powyżej 40–50 lat. Gdzie ci wszyscy młodzi jeżdżą?
Za Neklą, gdy jechałem prawie 30 km/h, dogonił mnie rowerzysta i zagaił pytaniem, czy nie skręcam w las. Cóż, skręcałem, ale nie w drogę, którą jechał on. Później niestety przejechałem swoje skrzyżowanie i dotarłem aż do Czerniejewa. Naprostowałem pomyłkę kilka wsi dalej.
Zaczęło się ściemniać, gdy byłem w Powidzu. Zrobiłem szybkie zakupy i ruszyłem dalej. Musiałem objechać Jezioro Powidzkie, bo o tej porze chyba nie wynająłbym łodzi. Jechało się coraz lepiej, nawet przestało mi być zimno w dłonie i stopy.
We wsi Ostrowite natknąłem się na studzienki, ale nie byle jakie, bo nie pamiętam, abym kiedykolwiek po takich jechał. Absolutnie niewyczuwalne. Żal, że inni nie wezmą przykładu z tej perfekcji.
Miałem cichą nadzieję, że uda mi się zobaczyć klasztor w Puszczy Bieniszewskiej. Spóźniłem się o kilka godzin. Trzeba było wyruszyć wcześniej. Tymczasem do dworca kolejowego w Koninie dotarłem po godz. 17. Akurat gdy kilkanaście minut wcześniej odjechał jeden z pociągów. Na kolejny czekać musiałem półtorej godziny, choć i to nie do końca. Gdy kupowałem bilet w automacie, pokazał się pociąg o 18.31, więc wyszedłem na peron i czekałem jak głupi, choć nie jako jedyny. Po kilkunastu minutach rzuciłem okiem na rozkład jazdy i dowiedziałem się, że o tej godzinie pociąg pojedzie dopiero od poniedziałku, a ja musiałem czekać prawie do 19.00. Co za idioci piszą oprogramowanie do tych biletomatów? Czy nie można tego połączyć z systemem informacji kolejowej?
Jestem zły na mój rower. Po kompletnej wymianie napędu nadal słychać stukanie w okolicach korby, choć co prawda nie ujawniło się od razu. Już nie mam sił. Może powinienem sprzedać go? Nie wiem, czy mi się to opłaci, choć na pewno zaoszczędziłbym trochę nerwów. Sentyment mi nie pozwoli.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery