Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2024

Dystans całkowity:1552.27 km (w terenie 198.25 km; 12.77%)
Czas w ruchu:84:12
Średnia prędkość:17.51 km/h
Maksymalna prędkość:58.51 km/h
Suma podjazdów:10417 m
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:51.74 km i 3h 00m
Więcej statystyk

Czerwiec 2024 (Fuji)

  28.09 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Fuji

Czerwiec 2024 (GT)

  50.15 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / GT

Benbecula

  46.77  02:37
Dzień był w pełni, więc ruszyłem na lekko na południe. Widoki wiele się nie zmieniały. Objechałem wyspę Benbecula, uzupełniłem zapasy w jednym z nielicznych na wyspach markecie, zrobiłem jeszcze jedną pętlę po bocznej drodze i to było tyle.
Kategoria kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, za granicą

Hebrydy Zewnętrzne

  20.62  01:25
W nocy więcej padało niż wiało, więc spakowałem ponownie mokry namiot. Pojechałem na prom, który zabrał mnie na Hebrydy Zewnętrzne, gdzie opuszczana przeze mnie wyspa Skye znajdowała się na Hebrydach Wewnętrznych.
Różnica byłą kolosalna, bo nie tylko nie padało, ale też świeciło słońce. Nie żebym pałał do niego radością, ale była to miła odmiana. Jedynie wiatr się nie zmienił i trochę przeszkadzał. Droga niemal pusta. Widoki przyjemne, choć bez szału. Archipelag pokrywają wrzosowiska i pastwiska, niemal brak drzew, liczne pagórki, góry gdzieś na horyzoncie.
Dojechałem do kempingu. Jako że świeciło słońce, to mogłem wysuszyć namiot i w końcu wykorzystać panel słoneczny do naładowania baterii.
Kategoria kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Portree, Uig

  66.43  04:07
W nocy więcej wiało niż padało, więc do rana namiot wysechł. Niestety poranny deszcz odwrócił ten stan rzeczy. Potem od czasu do czasu mżyło, co uśpiło moją czujność. Na zjeździe lunęło mocniej i wtedy przemokłem.
Dotarłem do Portree, gdzie padać przestało. Liczyłem znaleźć tu serwis rowerowy, ale poza kawiarnią z wypożyczalnią rowerów i sklepem sportowym w większości z odzieżą – nie było nic. Wyspa jest zbyt deszczowa, dlatego rowery są tu bardziej ciekawostką.
Ruszyłem na północ najkrótszą drogą ze względu na pogodę. I tak znów zaczęło padać. Dopiero na kilometr przed kempingiem w Uig… wyjrzało słońce.
Większość kempingów wymaga rezerwacji. Ma to swój plus, że wszyscy się mieszczą. Niektóre obiekty używają systemu rezerwacji, inne wymagają innej formy kontaktu. Nie dostałem odpowiedzi, więc przyjechałem w ciemno, ale mieli niemal całe pole wolne. Mokra trawa nawożona kozimi bobkami.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Wietrzna Skye

  67.47  04:28
Kolejna deszczowa noc. Do tego wiało, że rower zdmuchnęło w środku nocy na namiot. Rano spakowałem się i przestało padać. Gdy wyszło słońce, to myślałem, że będzie to dobry dzień. Myliłem się.
Jedyną przejezdną drogą była krajówka, dość ruchliwa. Do tego zaczęło mocno wiać i w większości wiało w twarz. Pękła kolejna szprycha, ale wymiana wymaga zdjęcia kasety. Najbliższy sklep sportowy jest dwa dni drogi stąd, jednak nie daję wiary, żeby mieli serwis rowerowy.
Nie nacieszyłem się długo ciepłem, bo chmury dominowały na niebie. Zatrzymałem się na obiad, żeby spróbować narodowej potrawy, czyli fish and chips, ale była okropnie tłusta, więc nie polecam. Chwilę po ruszeniu zaczęło padać. Resztę drogi miałem więc pod wiatr i pod deszcz. Z początku tylko okresowa mżawka, ale z czasem pojawiał się dużo częściej deszcz.
Trafiłem w jakieś okienko pogodowe, więc mogłem przez moment nacieszyć się widokami, ale potem opad wrócił i rozbijałem mokry namiot w trakcie jednego z kolejnych deszczów.
Ciekawostka z gazety, którą kupiłem do suszenia butów. Telekomunikacja w Wielkiej Brytanii wciąż opiera się na technologii analogowej. Mają przejść na technologię cyfrową do 2027 roku.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Południowa Skye

  65.84  03:50
W nocy rozpadało się, do tego strasznie wiało. Nowy namiot spisał się. Przedłużyłem mój pobyt, odwiedziłem kawiarnię, gdzie za niewielką kanapkę zapłaciłem krocie, wysłałem widokówki i stwierdziłem, że słabo pada. Zapakowałem kilka drobnych rzeczy i pojechałem na lekko na południe.
Droga w sumie prosta, deszcz padał okresowo i niewiele. Jedynie wiało z południa, ale cieszyłem się, że wrócę z wiatrem. Za późno zorientowałem się, że nie założyłem pampersa, ale chyba przywykłem do siodełka, bo dopiero końcówka zrobiła się mniej wygodna.
Odbiłem na boczną drogę, gdzie pojawiło się trochę stromych podjazdów. Byłem w połowie zaplanowanej pętli, gdy deszcz wzmógł się i nie było widać jego końca. Przemokły mi spodnie, bo miały limit nieprzemakalności. Założyłem przeciwdeszczowe, to chociaż cieplej się zrobiło. Przez silny wiatr deszcz padał poziomo, co najbardziej było czuć na zjazdach, gdy setki pędzących kropel uderzały o twarz niczym igły. Po czasie poczułem mokro także w butach. Będę musiał pomyśleć o prawdziwych ochraniaczach, bo te wszyte w spodnie jednak nie nadają się na brytyjską aurę.
Wróciłem na własny ślad na drodze na północ. Deszcz zaczął robić sobie przerwy, ale to już nie było to samo, co wcześniej. Po powrocie na kemping deszcz ulżył, ale ma tak padać przez kolejny tydzień. Podobno to jest standardowa pogoda w Szkocji.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Szkocja 2024, za granicą

Niespodziewanie Skye

  82.64  05:45
Kolejny pochmurny dzień. Słońce wyszło tylko po to, żeby mnie przepędzić z namiotu. Łapanie kleszczy trochę mi zajęło, choć nie było ich tyle, co podczas felernej nocy, po której poddałem namiot dwuletniej kwarantannie. Z obecnym będzie ciężej.
Ruszyłem zgodnie z planem. Zaskoczył mnie znak zamkniętej drogi, ale go zignorowałem i okazało się, że były to tylko rozpoczynające się prace na odcinku pobocza. Jeden problem z głowy.
W trakcie podjazdu do tamy strzeliła szprycha. Wydawało się, że zabrałem za dużo zapasu wody, co ciążyło na tylne koło, ale pod koniec dnia nie zostało jej wiele. Miałem zapas szprych, a wystarczyło zdjąć tarczę hamulcową i znów mogłem jechać na prostym kole.
Droga asfaltowa biegła długo. Po pokonaniu przełęczy poleciała ostro w dół. Hamowanie nie było proste. Nie było proste też to, co czekało mnie dalej. Szkocja znów mnie zaskoczyła. Droga gruntowa pięła się niemal pionowo. Nie było szans na jazdę, choć minąłem mieszkańców na quadach i nie sprawiało im trudności pokonanie mojego koszmaru. Potem jeszcze spotkałem rowerzystę zjeżdżającego na MTB. Czyli jednak ktoś korzysta z tych szalonych szlaków. Szalonych, bo dalej pojawiły się kamienie, więc wciąganie roweru było jeszcze trudniejsze. Dostałem od tego wszystkiego odcisków. Jeden plus, że nie było upału ani ulewy.
Dalsza droga okazywała się wcale nie lepsza. O ile można to nazwać drogą. Czasem trawa, czasem luźne kamienie, całość poprzecinana strumieniami i pagórkami o absurdalnej stromiźnie. Adrenalina kilka razy zadziałała, gdy zaczynałem się osuwać z kamieniami. Zaskoczyło mnie, że szprychy dały radę. Nie dziwię się, że widziałem tylko jeden ślad roweru. Na szlakach z poprzednich dni tych śladów było po kilkanaście.
Skończyła się kolejna gehenna, wrócił asfalt. Spieszyłem się na prom, a pojawiły się absurdalnie strome podjazdy. Postój co chwila, bo aż brakowało tchu z wysiłku. Już Przełęcz Karkonoska jest przyjemniejsza. Do przeprawy promowej dotarłem niemal godzinę po ostatnim kursie według informacji na stronie przewoźnika. Nawet zacząłem się rozglądać za miejscem na obóz. Gdy jednak zjechałem na przystań, prom czekał z jednym pasażerem. Najwidoczniej była to sytuacja wyjątkowa. To kolejny sukces w tym porażającym dniu.
Znalazłem się na wyspie Skye. Miałem zarezerwowany nocleg na kempingu. Wiedziałem, że się spóźnię, a nie miałem zasięgu, żeby poinformować o tym obsługę. W dodatku stał przede mną ostatni podjazd z tymi niesłychanie stromymi odcinkami. Na szczęście udało mi się dodzwonić z przełęczy i nawet dojechać przed zamknięciem, dzięki czemu miałem czas na porządki. Na namiocie nie znalazłem już ani jednego kleszcza, ale za to na sakwie czekał taki dorosły. Zaczynam się bać spania we własnym domu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą, pod namiotem

Nieznośny obóz

  102.78  06:25
Poranek przyniósł chmury i chłód. Słońce wyjrzało tylko na chwilę. Z początku planowałem dostać się przez góry do jeziora Loch Ness, ale nie miałem ochoty na ponowne pchanie roweru, więc znalazłem informację o tej drodze i nie spodobała mi się. Szlak wyglądał na przejezdny, ale nawierzchnia z kamienia mnie odrzuciła. Ruszyłem w zupełnie innym kierunku.
Nie przejechałem daleko, a poczułem kapcia. Dziura wyglądała na wadę fabryczną. Załatałem ją i gdy już kończyłem, usłyszałem syk. Od razu wiedziałem, co to. Puścił wentyl, który już wcześniej nie podobał mi się. Jak dobrze, że zabrałem zapasową dętkę.
Wjechałem na krajówkę. Nie było najgorzej, choć Norwegowie wydają się być nieco cierpliwszymi kierowcami. Zjechałem na szlak. Był pusty, choć nie najwygodniejszy. Zaczęło też padać, jak prognozowali. Potem jeszcze kilka mżawek przeszło nad moją głową.
Po krajówce dostałem się do chyba jedynego w promieniu kilkudziesięciu kilometrów sklepu i znów wjechałem na szlak bez ludzi, biegnący wzdłuż jeziora. Potem znów krajówka, ale wieczorem ruch był mały. W końcu, na bocznej drodze zacząłem się rozglądać za noclegiem na dziko. Upatrzyłem sobie jedno miejsce nad jeziorem. Po śladach było widać, że ktoś wcześniej rozbijał się tam. Niestety był to chyba najgorszy dziki obóz, na jaki trafiłem. Kilka minut po tym, jak zacząłem się rozbijać, zainteresowałem sobą tysiące muszek. Walczyłem z nimi długo, a gdy wydawało się, że po zachodzie słońca przepadły – musiałem z nimi walczyć ponownie wewnątrz namiotu, bo dostało się do środka kilkaset tych gryzących, szatańskich stworzonek. Rano dopiero będę miał zabawę, bo znalazłem 4 kleszcze. Pewnie rozbiłem się w jakimś legowisku.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Szybki szlak po szkocku

  81.75  05:43
Obudziło mnie słońce, robiąc piekarnik z namiotu. Na odespanie szalonego dnia nie było mowy. Mozolnie spakowałem rzeczy z piekarnika i ruszyłem. Kawałek drogą z wczoraj, potem po szlaku.
Znając szkockie pomysły na wyznaczanie szlaków, przyjrzałem się uważniej planowi na dzisiaj. Budził zaufanie, więc ruszyłem w górę. Miałem w głowie, że najwyżej zawróciłbym w razie kłopotów.
Droga była znośnej jakości. Tutaj chyba nie ma szutrów – wszystko jest zazwyczaj wyłożone grubszym kruszywem. Jechało się dobrze. Po porannej spiekocie pozostało niewiele, bo gruba warstwa chmur przetaczała się po niebie. Nawet widziałem deszcz w oddali.
Im dalej, tym droga była mniej przyjemna. Pojawiło się kilka brodów, których już nie chciałem pokonywać w drugą stronę. Aż w końcu, za ostatnim, droga przepadła i pozostała… ścieżka, która nawet na MTB była trudna do pokonania. Wciąż było to dalekie do szlaku z wczoraj, ale znów wkopałem się. Dzisiaj wyszło 2,5 km pchania roweru.
Wróciła cywilizowana droga, a ja pomknąłem w dół. Tam wjechałem na drogę dla rowerów wzdłuż krajówki. Najpierw w górę do przełęczy, potem w dół. Widoki nie odbiegały za bardzo od tych, które widziałem podczas spacerów. Nie mogę tak ufać szkockim szlakom. Przez to, że mnie tak spowolniły musiałem spieszyć się do kempingu, gdzie okazało się, że moje poświęcenie było daremne, bo nikogo nie zastałem w recepcji. Był tylko domofon – miałem ponownie stawić się rano. W namiocie znalazłem kleszcza. Musiał się wczoraj dostać do środka na spodniach.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery