W nocy więcej padało niż wiało, więc spakowałem ponownie mokry namiot. Pojechałem na prom, który zabrał mnie na Hebrydy Zewnętrzne, gdzie opuszczana przeze mnie wyspa Skye znajdowała się na Hebrydach Wewnętrznych.
Różnica byłą kolosalna, bo nie tylko nie padało, ale też świeciło słońce. Nie żebym pałał do niego radością, ale była to miła odmiana. Jedynie wiatr się nie zmienił i trochę przeszkadzał. Droga niemal pusta. Widoki przyjemne, choć bez szału. Archipelag pokrywają wrzosowiska i pastwiska, niemal brak drzew, liczne pagórki, góry gdzieś na horyzoncie.
Dojechałem do kempingu. Jako że świeciło słońce, to mogłem wysuszyć namiot i w końcu wykorzystać panel słoneczny do naładowania baterii.