Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2014

Dystans całkowity:219.90 km (w terenie 79.41 km; 36.11%)
Czas w ruchu:11:05
Średnia prędkość:19.84 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Suma podjazdów:2075 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:36.65 km i 1h 50m
Więcej statystyk

Psary

20.7300:57
Dzisiejsze wyjście było nieplanowane. Pomyślałem, że skoro poprzedniego dnia się tak dobrze jechało, to nie mogłem dzisiaj odpuścić. Znów wyruszyłem późno. Tym razem niebo było prawie bezchmurne i widziałem słońce, które momentami oślepiało. Ze względu na wschodnio-południowo-wschodni wiatr, pomyślałem o pętli przez Legnickie Pole i Koskowice. Był to jednak dystans zbyt duży w porównaniu z wczorajszym, więc w drodze zmodyfikowałem go odrobinę. W Gniewomierzu miałem jechać szlakiem dookoła Legnicy, ale pomyślałem, aby odwiedzić Psary, przysiółek Gniewomierza.
Za Psarami zaczęła się stara, polna droga. Jak to dobrze, że był tak siarczysty mróz i śnieg nie lepił się, bo na drodze było kilka centymetrów tego puchu. Jazda po zamarzniętej ziemi nie była wygodna. Dopiero dojechawszy do żółtego szlaku, który jest drogą szutrową, mogłem przyspieszyć. Przez Koskowice wróciłem do Legnicy. Temperatura dochodziła dziś do -12 °C i chyba przez to zacząłem czuć skostnienie palców u rąk dużo wcześniej niż wczoraj. Przemarzłem.
Prawdopodobnie sztyca podsiodłowa będzie do wymiany. Gdy podczas wychodzenia z mieszkania złapałem rower za siodełko, to zostało mi ono w ręku. Obecna sztyca jest amortyzowana i najwidoczniej mechanizm ze starości puścił bądź coś się poluzowało. Spróbuję najpierw to naprawić, a jeśli nic nie wyjdzie, to zacznę szukać nowej.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, terenowe, rowery / Trek

Plan sprzed tygodnia

19.0900:49
Zima w końcu przyszła, termometry wskazywały -11 °C, a od mojego ostatniego wyjścia na rower minął tydzień. Mam teraz odrobinę więcej wolnego czasu, jednak zdołałem się zebrać i ruszyć dopiero tuż przed godz. 16. Postanowiłem zrealizować plan sprzed tygodnia, zaczynając jazdę w przeciwnym kierunku. Ponieważ nie miałem ochoty jechać Poznańską, to ruszyłem w kierunku mojej ulubionej drogi.
Na Malinowej zatrzymał mnie na chwilę pewien jegomość, który to pijąc piwko gdzieś przy drodze, zauważył, że jego psy były czymś zajęte i chciał się ze mną wiedzą o znalezisku podzielić. Była to właściwie na wpół wypatroszona sarna. Nie chciałem długo się zatrzymywać, bo dopiero co się rozgrzałem, więc szybko się pożegnałem.
Droga w sumie nudna, aut niewiele. Dopiero w Pątnówku wjechałem na oblodzoną nawierzchnię. Nie było możliwości ominięcia jej, ale, bez szaleństw, szybko znalazłem się z powrotem na bezpiecznym asfalcie.
W Legnicy, na przejeździe kolejowym nic mnie nie zatrzymało. Na Chojnowskiej poczułem, jak mi zamarzają palce u rąk. Musiałem więc znaleźć się szybko w domu, więc wszystkie korki omijałem boczkiem – o dziwo kierowcy zostawiali przestrzeń dla rowerów.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek

Brudna trójka

17.4200:42
Ponieważ Bożena nie czuła się najlepiej, to wspólny wypad się nie udał. Postanowiłem jednak nie marnować pogody i przed zmrokiem wybrać się na półgodzinną jazdę. Z braku pomysłów wybrałem kierunek na północ, ponieważ wiatr wiał ze wschodu.
Po problemach ze złapaniem sygnału GPS, wyruszyłem w kierunku Pątnówka. Nie mam szczęścia do przejazdu kolejowego, który stał na mojej drodze. Szlaban zamknął się, gdy miałem do niego kilka metrów. Trzeba było zmienić plan i ruszyć krajową trójką. Pobocze było zabłocone i jazda nie była tak przyjemna, jak zwykle. Na szczęście nie trwało to długo. Wyleciało mi w ogóle z głowy, że nie da się zjechać z tej drogi do Rzeszotar i pojechałem aż do skrzyżowania. W drodze na południe trochę wiało, a do tego było mnóstwo dziur w jezdni. Ciekawe czy zainteresują się tą drogą podczas budowy drogi ekspresowej S3.
Po powrocie okazało się, że nagrywanie śladu zaczęło się od mojego nawrotu przed przejazdem kolejowym. Gdybym tak postał dłużej na tym skrzyżowaniu, to złapałbym silniejszy sygnał. Niedawno czytałem na pewnym forum dlaczego tak się dzieje, że tyle trwa złapanie sygnału GPS. Wyjaśnienie znajduje się w wątku TTFF, Hot Start, Cold Start, Fix – o co tu chodzi?
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, rowery / Trek

Szlak z Górzca do DW365

69.7703:57
Dałem się namówić, mimo że powinienem pisać moją pracę dyplomową. Wczoraj Bożena wspomniała o wyjeździe, a dzisiaj Jarek napisał do mnie SMS pół godziny zanim wstałem, żebym nie używał napędu jako wymówki i dołączył do nich. Miałem tylko 45 minut, więc nie sądziłem, żebym się wyrobił. Tak też się stało, bo na skrzyżowaniu nikogo nie było. Gdy zobaczyłem dojeżdżającego Jarka, pomyślałem, że wszyscy dopiero się zbierają, jednak tylko się pomyliłem – Bożena z Grześkiem byli w trasie, a my musieliśmy jechać jeszcze szybciej, żeby ich dogonić. Udało się dopiero za zalewem w Słupie.
Na początek podjechaliśmy Górzec szutrami. W oczekiwaniu na Bożenę wjechaliśmy pod sam szczyt. Potem był zjazd drogą, którą niegdyś dojechałem do Jerzykowa. Bez butów z blokami jechało się bardzo źle, bo co chwila uderzałem tylnym kołem o rynny na drodze. Na jakimś skrzyżowaniu powstał plan zbadania dokąd prowadzi jedna z dróg. Jazda może nie była najgorsza, bo błoto lekko zamarzło i nie zapychało kół, ale i tak częściej trzeba było kombinować, jak ominąć drogę, żeby przejechać bez zagrzebywania się.
Jechaliśmy po omacku i na jednym z kolejnych skrzyżowań znów skręciliśmy, wyjeżdżając na pastwisko. Dalej już po bezdrożach, na których strasznie trzęsło, a także polach, które na szczęście nie oblepiały kół. Po powrocie do domu wypatrzyłem na ortofotomapie, że gdybyśmy nie skręcili w stronę pastwiska, to znaleźlibyśmy się prosto na właściwej drodze. Nie byłoby jednak tej frajdy, gdyby tak się stało.
Czerwonym szlakiem rowerowym ruszyliśmy na południe, aby potem wjechać na szlak czarny z ostatniego tygodnia. Tym razem nurt Jawornika był mniej rwący i odważyłem się kilka brodów przejechać.
W Wąwozie Myśliborskim pojawiła się myśl, aby wjechać na skałki. Nie do końca wiedziałem jakie, bo jedyną, na której byłem jest Skałka Elfów. Nie znam nazwy tamtej, bo minęliśmy kilka różnych skał zanim dotarliśmy do ścieżki na szczyt. Na szczęście większość szlaku udało mi się podjechać. Widok na wąwóz nie różnił się mocno od tego ze Skałki Elfów, ale i tak warto było tam wjechać – dla panoramy zawsze plus. Zjazd był zdecydowanie łatwiejszy.
Tradycyjnie odwiedziliśmy Kaskadę. Ja wziąłem gorącą czekoladę, która była jedynie ciepła oraz ciasto miodownik.
Bożena chciała zjechać kapliczkami, więc ruszyliśmy do Jerzykowa. Na początek podjazd czerwonym szlakiem pieszym, którym ostatni raz jechałem półtora roku temu w przeciwną stronę. Nie zapamiętałem, że jest taki stromy. Tak dojechaliśmy do Górzca. Zjechałem Drogą Kalwaryjską. Pierwszy raz. Tak się bałem, że jest to stromy zjazd, a poszło jak z płatka. Jedynie w końcówce, która jest najbardziej stroma, zsunąłem się przez zalegające tam liście. Szkoda mi jednak klocków, bo choć wymieniłem je niedawno, to już muszę skrócić linkę, bo za mocno klamki muszę wciskać.
Droga powrotna standardowa. W Legnicy przejechaliśmy się po wałach kaczawskich. Taki wyjazd przynajmniej raz w tygodniu jest przydatny i chyba nie koliduje za mocno z moją nauką. Szkoda, że zima się zbliża, i to jakaś sroga, bo dobrze byłoby od czasu do czasu wybrać się na dłuższą wyprawę. Gdyby nie brak czasu, to zaliczyłbym kilka gmin.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, ze znajomymi, rowery / Trek

Czarnym szlakiem po Chełmach

67.0403:38
Zgodziłem się na propozycję dołączenia do wycieczki po Chełmach, żeby nie przyrosnąć do fotela. Pisanie pracy dyplomowej pochłania cały mój czas. Planem na dzisiaj był czarny szlak, którym ostatni raz jechałem chyba półtora roku temu, chociaż z początku nie kojarzyłem go.
Niestety moja opieszałość sprawiła, że mój wyjazd przesunął się o kwadrans względem planowanego. Reszta na szczęście nie marnowała czasu na czekanie na mnie i ruszyli swoim tempem. Dogoniłem ich dopiero w Warmątowicach. W Legnicy wszystkie drogi były strasznie mokre, aż miałem myśli, żeby zawrócić, nawet mimo założonych błotników. Skoro jednak wyszedłem, to nie było sensu przerywać jazdy po raptem kilku kilometrach, bo wstyd takim dystansem się chwalić na blogu.
Grupa liczyła 5 osób, wliczając Bożenę, Ewelinę, Jarka i Piotrka. Przy zalewie odłączyła się od nas Ewelina, wcześniej robiąc z nami wspólne zdjęcie na tle słońca i jeziora. Dziewczyny uczyły Piotrka pozycji do zdjęcia, aby wyglądać szczuplej. Przezabawnie to wyglądało.
Podjechaliśmy Górzec szutrem, a z Pomocnego czerwonym szlakiem rowerowym na południe, żeby dostać się do czarnego szlaku pieszego. Po drodze Jarkowi udało się zobaczyć dzika z bliska, ale nie zrobił mu żadnej fotki, tak szybko pędzili. Próbowałem swoich sił w orientacji, jednak – jak widzę teraz – dobrze trafiłem tylko na Nową Wieś Wielką.
Dotarliśmy do czarnego szlaku. Droga bardzo wygodna, choć powalone drzewa dla rowerzystów są problematyczne. Przejechaliśmy kilka razy przez płynący wzdłuż szlaku Jawornik. No, przynajmniej Jarek to zrobił w całości, bo ja dzisiaj zdecydowanie wolałem przeprawy po kamieniach. W Wąwozie Myśliborskim już były mostki, ale drewniane, bardzo śliskie.
Zatrzymaliśmy się w barze Kaskada na przekąskę. Ja wziąłem jabłecznik, bo już nie pamiętam kiedy ostatnio go jadłem. Wszyscy radośni z takiej ilości terenu, ruszyliśmy w drogę powrotną.
Przed Bielowicami zrobiło się zamieszanie, gdy zniknęli Jarek, a później Bożena. Zawróciliśmy się, ale Piotrek w międzyczasie musiał ruszyć do Legnicy. To Ania, która przyjechała (niestety autem) nad zalew, zatrzymała ekipę. Po pogawędce ruszyliśmy dalej. Jako że teren był błotnisty, to zajechaliśmy jeszcze na myjnię. Błotniki mnie poratowały, jednak rower domagał się mycia.
W domu nie mogłem wyciągnąć telefonu z mojego uchwytu i będę musiał poszukać nowego mocowania do kierownicy. Szkoda, bo lubiłem tamto, tylko zamek ze starości odleciał. Wrzuciłem też mój łańcuch do benzyny ekstrakcyjnej, jak zawsze od ponad pół roku, ale tym razem stało się coś dziwnego, bo zaczęła na nim osiadać korozja, gdy był zanurzony w tym rozpuszczalniku. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Niestety nie wiem czy udało się go uratować. Wyczyściłem go, nasmarowałem i niestety płynność zginania ogniw zniknęła. Zobaczę czy jest sens zakładania go, bo jeżeli będzie stwarzał opór w pedałowaniu czy, co gorsza, zacznie mocno zużywać napęd, to pójdzie do kosza. Szkoda, bo drugiego takiego łańcucha nie dostanę, a nowy nie będzie pasował do mojego napędu ze względu na stopień zużycia (prawie 9,8 tys. km przejechanych od ostatniej wymiany).
Kategoria ze znajomymi, terenowe, Park Krajobrazowy Chełmy, Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Sezon 2014

25.8501:02
Chyba już tradycyjnie będę rozpoczynał każdy sezon od 4 stycznia. No chyba że uzależnię się od roweru tak, że będzie mi on towarzyszył każdego dnia. Póki co mam na głowie pracę dyplomową i nie mogę tracić zbyt wiele czasu na przyjemnościach. Dzisiaj więc krótko, ale – jak 2 lata temu – bez śniegu. Może gdybym nie zapomniał zrobić herbaty, to wykręciłbym więcej kilometrów, ale to oznaczałoby skrócenie czasu na pisanie.
Wiało z południa, więc zastanawiałem się którędy się udać. Myślałem o lasach na północy, lecz zbyt wysoka temperatura oraz mokre podłoże zniechęciły mnie. Pojechałem na południe, w stronę Wilczyc, aby wrócić przez Dunino. Żeby wpadło więcej kilometrów, przejechałem się al. Rzeczypospolitej, przy której znajdują się drogi dla rowerzystów stworzone przez samobójców czy jakichś innych masochistów. Zmordowałem się, bo było prawie 10 °C, a w dodatku ostatnio mało się ruszam i w cieplejszym stroju nie było wygodnie jechać.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery