Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy / Warszawa 2021

Dystans całkowity:258.59 km (w terenie 5.80 km; 2.24%)
Czas w ruchu:13:22
Średnia prędkość:19.35 km/h
Maksymalna prędkość:39.03 km/h
Suma podjazdów:618 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:64.65 km i 3h 20m
Więcej statystyk

Jezioro Zegrzyńskie

80.2903:49
Jest jeszcze wiele kierunków, które mogę obrać, rozpoczynając z Warszawy. Przedłużyłem swój pobyt o dzień, bo pogoda w Poznaniu była gorsza niż w Warszawie. Na ostatnią wycieczkę wypadła wizyta nad Jeziorem Zegrzyńskim. Było ciepło, dość słonecznie, ciut wietrznie. Ruszyłem na północ, żeby przedostać się przez Wisłę po najdalej na północ wysuniętym moście miasta. Korzystałem głównie z infrastruktury rowerowej – lepszej i gorszej.
Po drugiej stronie Wisły było mniej przyjaźnie dla rowerów. Pokonałem wszystkie przeciwności, błądząc chyba tylko raz. Dojechałem nad jezioro, zrobiłem parę zdjęć i mogłem wracać. Planowałem wybrać drogi lokalne, ale zauważyłem obiecującą drogę dla rowerów. Była świetna i przejechałem całą, aż dotarłem do Warszawy, gdzie wygoda zamieniła się w dziurawą gruntówkę. Całe szczęście krótką.
Na przejazd przez Wisłę wybrałem tym razem inny most. Dużo bardziej kręty, nieintuicyjny, bez znaków, ale z pomocą mapy nie zgubiłem się. To teraz zostały mi jeszcze 2 mosty warszawskie do pokonania. Przejechałem się wzdłuż Wisły, skoczyłem pod PKiN i wróciłem do miejsca noclegowego.

Kategoria kraje / Polska, Polska / mazowieckie, wyprawy / Warszawa 2021, rowery / GT

Wyrolowany Pruszków

74.3504:03
Prognoza pogody zmieniała się kilka razy. Ostatnia była dość optymistyczna, więc wyskoczyłem za miasto. Temperatura świetna na rower, niczym na Islandii. Tylko wiało. Pojechałem do Pruszkowa.
O ile w Warszawie jeszcze stwarzają pozory ciągłości sieci dróg dla rowerów, o tyle poza miastem nikt się z tym nie kryje. Ile absurdów dzisiaj widziałem, to głowa mała. Chorzy ludzie spychają rowerzystów na chodniki i drogi dla kaskaderów wciśniętych bezmyślnie tu i tam bez żadnego planu ani logiki. Ciężko się jechało. W niektórych miejscach można było zgłupieć.
Miałem jechać gdzieś dalej, nawet do Kampinosu, ale zmarnowałem za dużo czasu na tych wszystkich absurdach. Okroiłem swój plan do dróg dla rowerów oznaczonych na mapie, bo takich korków na drogach dawno nie widziałem. O ile na północ jeszcze jechało się dobrze, o tyle droga dla kaskaderów w kierunku Warszawy to był jeden z gorszych błędów, jakie ostatnio popełniłem. Po prostu horror, a nie jazda. Ulica była zakorkowana, a nie miałem czasu na szukanie objazdów.
Przeżyłem i znalazłem się na warszawskim Bemowie. Drogi były strasznie rozkopane, ale doceniam, że zadbano o objazd dla rowerów. Do tego próbowali zwiększyć jego bezpieczeństwo, przesuwając poziome znaki (inna historia, że wyszło to nieczytelnie). Dalej było lepiej i gorzej, aż dotarłem na Stare Miasto, skąd sprawnie przedostałem się nad Wisłę. Chwilę się pokręciłem, zanim się zorientowałem, że znajomi, z którymi się umówiłem, ruszyli już w przeciwnym kierunku. Całe szczęście szybko ich dogoniłem. Oni na rolkach, ja na rowerze. Przejechaliśmy się do parku przyjaznego rolkarzom, tam się trochę pokręciliśmy i wróciliśmy do centrum. Było późno, więc każdy ruszył w swoją stronę.

Kategoria kraje / Polska, Polska / mazowieckie, po zmroku i nocne, ze znajomymi, wyprawy / Warszawa 2021, rowery / GT

Spacerem po Łazienkach Królewskich

41.9102:16
Rano padało, potem też coś zapowiadali, więc zaplanowałem tylko odwiedzić Łazienki Królewskie. Była idealna temperatura na rower. Dojechałem na miejsce. Było niemal pusto. Przespacerowałem się tu i tam, robiąc parę zdjęć więcej.
Zaczynało kropić, gdy wpadłem na pomysł, by przejechać się nad Wisłę. Tam pojawiła się mżawka, która towarzyszyła mi przez dłuższy czas. Wjechałem na Most Łazienkowski, który przypomina mi Most SNP z Bratysławy za sprawą kładki podwieszonej pod ulicą. Z drugiej strony Wisły było mnóstwo krętych wjazdów i zjazdów. Inżynieria drogowa tak zaawansowana, zupełnie jak nie w Polsce.
Mżawka siąpiła, ale przejechałem się po prawobrzeżnej części Warszawy, żeby skorzystać z infrastruktury, jakiej w Polsce zwyczajnie nie ma. Jest sporo bubli, nierówności, niebezpiecznych miejsc, ale tak rozbudowanych udogodnień mogłoby pozazdrościć niejedno miasto. Pokręciłem się bez celu, wróciłem na drugi brzeg, podjechałem kawałek drogami nad Wisłą i wskoczyłem na Most Świętokrzyski, i znów pokręciłem się po drugiej stronie Wisły, wracając tym razem po Moście Śląsko-Dąbrowskim.
Miałem kierować się do miejsca noclegowego, gdy przypomniałem sobie o Moście Gdańskim, który chciałem zobaczyć dla jego dwukondygnacyjnej budowy. Gdy tylko się tam znalazłem, mżawka zamieniła się w deszcz. To był koniec wycieczki. Pozostało dostać się do suchego pokoju, co proste nie było. Padało, było dużo kałuż, przemokłem, ale wróciłem bezpiecznie po wymyślnych drogach dla rowerów. Zrozumiałem również system informowania o przewidywanym kolorze sygnalizacji świetlnej dla bieżącej prędkości rowerzysty. Syrenka czerwona, gdy nie ma szans, zielona, gdy da radę i jeszcze dwa kolory, by przyspieszyć lub zwolnić. Sprytne. W Poznaniu zmieniają programy sygnalizacji tak często, że przydałoby się i tam.
Warszawa wydaje się wygodniejsza od Poznania, dużo przyjaźniejsza. Przeprowadziłbym się tutaj, ale jest też strasznie duża, mnogo tu ludzi, na każdym kroku cuchnie papierosami i spalinami. No, nie wiem. Krótkie dystanse mi tutaj wychodzą.

Kategoria kraje / Polska, Polska / mazowieckie, wyprawy / Warszawa 2021, rowery / GT

Pałac w Falentach

62.0403:14
Kolejny tydzień, kolejne miasto. Tym razem zabrałem kolarzówkę, bo nie skompletowałem wszystkiego do gravela, a i nie planowałem terenu. Ruszyłem pociągiem do Warszawy. Najpierw pojechałem do miejsca noclegowego zostawić plecak, a potem ruszyłem poza Warszawę. Po drodze wpadłem na parę parków, Stawy Raszyńskie, aż dotarłem do Falent. Przespacerowałem się pod pałacem i ruszyłem jeszcze po okolicy pełnej stawów, płazów i ptaków. Szkoda, że nie chciałem zabrać aparatu.
To tyle, co zaplanowałem na dzisiaj. Miałem ruszyć prosto do centrum, ale zauważyłem na mapie Pyry. W gwarze poznańskiej to ziemniaki. Jak się później okazało, warszawskie osiedle. Trochę musiałem się pozmagać z wiatrem.
W drodze do Śródmieścia widziałem znaki na drogach dla rowerów, które kierowały do poszczególnych dzielnic. Coś, czego brakuje w Polsce. Jechałem po wielu wygodnych i niewygodnych drogach, minąłem setki rozważnych i głupich rowerzystów, byłem zatrzymywany przez miliony sygnalizacji świetlnych. Dojechałem klasycznie pod PKiN, potem jeszcze odwiedziłem Stare Miasto, a następnie ruszyłem nad Wisłę. Nie poznałem jej nadbrzeża. W pamięci utrwaliło mi się jak półdzika, zabetonowana plaża. Widziałem mnóstwo ludzi, udogodnienia do odpoczynku, dla aktywności fizycznej, sztukę, restauracje, całkiem szerokie drogi (bo niestety jazda obok siebie jest tu w modzie). Szał.
Drogi dla rowerów ku centrum są liczne, czego nie można powiedzieć o reszcie miasta. Robiło się późno, więc ruszyłem na zachód. Musiałem jechać ulicami, ale trafiłem na przyzwoitych kierowców. Szkoda tylko, że nie umieją parkować. To nie był pierwszy raz w stolicy. Rozpoznałem dziesiątki miejsc, w których już kiedyś byłem. To był dzień pełen wrażeń.

Kategoria kraje / Polska, Polska / mazowieckie, dojazd pociągiem, wyprawy / Warszawa 2021, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery