Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Polska / dolnośląskie

Dystans całkowity:16744.46 km (w terenie 2707.25 km; 16.17%)
Czas w ruchu:750:55
Średnia prędkość:18.83 km/h
Maksymalna prędkość:71.10 km/h
Suma podjazdów:150923 m
Suma kalorii:23542 kcal
Liczba aktywności:238
Średnio na aktywność:70.35 km i 3h 48m
Więcej statystyk

Ogród japoński we Wrocławiu

10.9800:45
Szkoda mi było dnia, a deszcz miał przyjść dopiero wieczorem. Pojechałem do wrocławskiego ogrodu japońskiego. Jesień we Wrocławiu pominęła część roślin. Również w ogrodzie – klony zrzuciły liście, ale miłorząb dopiero robił się żółty. Przespacerowałem się po alejkach, póki nie zaczęło kropić. Trochę wcześnie, więc chwilę pokręciłem się po Starym Mieście i pojechałem na dworzec.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Wietrzna kotlina

26.3601:29
Wiało przeraźliwie, do tego prognoza pogody zapowiadała deszcze. Doczytałem też, że ogród japoński, który chciałem odwiedzić, był po sezonie. Uznałem, że zobaczyłem wystarczająco dużo polskiej złotej jesieni i ruszyłem z wiatrem do Kłodzka, by wsiąść do pociągu.
Jechałem po szlaku rowerowym, głównie lokalnymi drogami, aż pojawił się korek spowodowany powalonym drzewem. Na miejscu pracowali strażacy, ale nieznany był czas do udrożnienia ruchu. „Przeskoczyłem” przez Nysę Kłodzką i trochę lokalnymi, trochę polnymi drogami dostałem się do Kłodzka. Koszmarne miasto. Dziwnie zorganizowany ruch rowerowy, a do tego auta blokujące niemal każdy skrawek chodników i dróg dla rowerów. Tam łapówki są chyba codziennością, że panuje tam tak absurdalnie duży kult auta.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Góry Stołowe

58.2103:42
Trzecia wizyta w Karłowie, bo do trzech razy sztuka. Był chłodny, ale słoneczny poranek, gdy ruszyłem szlakiem przez Szczeliniec Wielki. Słońce nie sprzyjało robieniu zdjęć, więc te zrobiłem tylko symbolicznie. Niezwykłe formacje skalne, po których prowadziły fantazyjne ścieżki dla osób bez lęków i o smukłej budowie ciała. Ciekawi mnie, jak wiele osób musiało zawracać na tym szlaku. Za to jakie widoki zastałem o poranku! Chmury po horyzont. Niczym z okna samolotu. Warto było wstać wcześniej.
Po spacerze ruszyłem w trasę. Zjechałem na szlak, który poleciał po niewygodnym terenie. Kusiły mnie Błędne Skały, ale uznałem, że wystarczy atrakcji i będę miał powód do powrotu w te strony. Zjechałem do Kudowy-Zdroju. Wybrałem to miasto ze względu na palmy w Parku Zdrojowym, które widziałem podczas ostatniej wizyty. Palmy znikły i nie było tam już tak atrakcyjnie, jak to zapamiętałem.
Planowałem ponownie przejechać Góry Bystrzyckie, ale chwilowo miałem dość gór. Ruszyłem po szlaku do Dusznik-Zdroju, po wzgórzu do Szczytnej i wzdłuż linii kolejowej do Polanicy-Zdroju. Stamtąd już prosto do Bystrzycy Kłodzkiej. Wieczorem zrobiło się chłodno.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, rowery / Fuji

Wzdłuż kolei sowiogórskiej

72.3004:46
Chłodny, pochmurny dzień, choć słońce nawet wyjrzało na moment. Pojechałem dokończyć to, co mi przerwał wczorajszy deszcz. Najpierw Park Szwedzki z widokiem na Góry Wałbrzyskie, potem pojechałem szukać wjazdu na dawny nasyp kolejowy. Było to kłopotliwe, ale udało się. Nagrodą były widoki.
Dalsza droga to głównie jazda do celu. Na jednej tablicy wyczytałem, że linia kolejowa, wzdłuż której jechałem, to trasa kolei sowiogórskiej. Było sporo gór i znajomych widoków, kilka rynków miejskich, parę wiaduktów kolejowych, zamek, czerwony szlak rowerowy, a na końcu Radków. Tam zaczynał się podjazd z widokami. Połączenie polskiej złotej jesieni z niesamowitymi ostańcami. Na szczycie długiego podjazdu temperatura spadła poniżej 6 °C.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji

Deszczowy Wałbrzych

37.3302:26
Z uwagi na prognozę pogody zostałem drugi dzień w Szczawnie-Zdroju. Było ciepło, choć wietrznie. Przespacerowałem się po deptaku i ruszyłem do pierwszej atrakcji – ruin zamku Cisy. Próbowałem dostać się do niego kilkukrotnie, ostatnim razem zatrzymała mnie wysoka woda w brodzie. Tym razem nie tylko było mało wody, ale też powstał prowizoryczny most. Szlaków też jakby przybyło.
Kolejnym punktem był zamek Książ. Pierwotnie rozważałem ponowną wizytę w środku, ale okroiłem wycieczkę i ruszyłem do punktu widokowego. To był średni pomysł, bo szlak pieszy, który mnie skusił, był wymagający. Dobrze, że nie miałem sakw, to rower lekko się nosiło. Ostatecznie punkt widokowy, do którego zmierzałem, leżał dużo wyżej. Trochę się nadźwigałem, ale udało się zobaczyć panoramę z zamkiem.
Ruszyłem do centrum Wałbrzycha, a potem na dworzec kolejowy, który widziałem rok temu z pociągu. Nie wszystko było dostępne, więc po krótkim spacerze ruszyłem do Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia. Tam zjadłem kanapkę górnika i zorientowałem się, że nie zdążyłem na ostatnie wejście, bo zwiedzanie odbywało się z przewodnikiem.
Niebo pokrywały ciemne chmury, gdy wyszedłem z centrum. Do tego zaczęło kropić. Nieznacznie, więc pojechałem w kierunku starej linii kolejowej. Nie zdążyłem wjechać na wzgórze, gdy już wiedziałem, że powinienem był jechać prosto do pensjonatu. Zaczęło lać, a jedynym schronieniem były drzewa. Na szczęście deszcz był przejściowy, więc odstałem swoje i pojechałem się wysuszyć.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, terenowe, wyprawy / Jesienne góry 2022, rowery / Fuji

Jesienne babie lato

81.0505:05
Kolano nie tylko stłukłem, ale też otarłem. Nie bolało bardziej niż wczoraj, więc kontynuowałem wyprawę. Nastał kolejny gorący, złoty dzień. Od wczoraj ściągałem z siebie mnóstwo pajęczyn i pająków. Babie lato powróciło.
Pojechałem prosto do Kowar, żeby wspiąć się na Przełęcz Kowarską. Otaczające mnie złoto spowalniało jazdę. Na górze zdecydowałem o uatrakcyjnieniu dnia i wspiąłem się na Przełęcz Okraj. Zajrzałem jeszcze na stronę czeską za widokami, zjadłem obiad w schronisku i pojechałem w dół. Chciałem wskoczyć na ER-2, ale zobaczyłem znak informujący o zamknięciu kilku szlaków. Zaskoczyło mnie, że Lasy Państwowe postawiły taką tablicę. I tak na dole wyjechałem w miejscu krzyżowania się szlaku, więc chyba wiele nie straciłem.
Pojechałem przez Chełmsko Śląskie i Mieroszów, aż za Wałbrzych. Ten ostatni przywitał mnie kosmicznymi krawężnikami. Mam nadzieję, że nie połamałem kół.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Czechy, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, po zmroku i nocne, za granicą, rowery / Fuji

Park Norweski

54.9803:59
Było gorąco. Wczoraj jechałem w ciepłej bluzie, a dzisiaj nawet lekka bluza to było za dużo. Wydłużyłem plan dnia i ruszyłem do Borowego Jaru, który wczoraj przejechałem nocą. Dostrzeżona wtedy sylwetka mostu kolejowego przeważyła szalę.
Droga okazała się dużo bardziej niesamowita, niż moje wczorajsze wyobrażenia. Mnóstwo złota wokół, ścieżka położona na jakimś starym szlaku z mchem pokrywającym mury oporowe, szumiący Bóbr. Ładna okolica. Odcinku terenowego ER-6 już nie chciałem powtarzać. Ruszyłem do Cieplic. Tam przespacerowałem się po Parku Zdrojowym, potem jeszcze po Parku Norweskim. Wiatr strząsał żołędzie, ale też suche gałęzie, więc kask był przydatny.
Kolejnym punktem dnia był tunel w Piechowicach. Był wysoko, ale nie spodziewałem się, że dalsza droga będzie pięła się jeszcze wyżej. Ciężko się jechało. Nie z powodu stromizny, a kolorów otaczających drogę. Na górze jeszcze skusił mnie znak „Złoty Widok”. Kolejny kiepski pomysł, bo musiałem nieść rower, ale widoki to zrekompensowały.
Wróciłem do cywilizacji. Przynajmniej na chwilę, bo zaraz skusił mnie ER-2 przez Karkonoski Park Narodowy. Do Przesieki trasa była świetna. Tam za bardzo kombinowałem, żeby nie wytracić za dużo wysokości i wciągając rower po stromiźnie, poślizgnąłem się, tłukąc po raz trzeci w tym roku kolano. Żeby pecha nie było za mało, zaczęło kropić, a i zmierzchało.
Plan poprowadził mnie po singletracku. Rozpoczął się nieźle, ale wskakiwanie na skały z sakwami już nie było proste. MTB byłby zdecydowanie wygodniejszy. Zjechałem do Borowic, gdzie znów wykombinowałem skrót, który znów zmusił mnie do pchania roweru.
W końcu dojechałem do Karpacza. Rozważałem skoczyć pod Świątynię Wang, ale stłuczenie odzywało się, a ponieważ wszyscy oszczędzają na prądzie, to mogli wyłączyć iluminację, więc tylko zjechałem na dół do noclegu. Chciałem zatrzymać się bliżej Wałbrzycha, ale góry zabrały mi cały, złoty dzień.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, terenowe, wyprawy / Jesienne góry 2022, z sakwami, po zmroku i nocne, rowery / Fuji

ER-6 – wzdłuż Bobru

79.2305:27
Wczoraj dostałem się do Bolesławca. Nad ranem popadało, ale dzień zapowiadał się obiecująco. Ruszyłem na jesienną wyprawę po górach, którą planowałem wykonać w zeszłym roku, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Najpierw chciałem zobaczyć bolesławiecki most kolejowy wykonany z piaskowca. Potem wjechałem na szlak ER-6, do którego dołączył szlak Łużyce – Bory. Trochę mnie zmartwiło, że było bardziej zielono niż w Poznaniu. Założyłem, że jesień będzie lepiej widoczna i teraz nie wiem, czy nie przesunąć wyprawy o kolejny tydzień. Ewentualnie rozważę przedłużenie urlopu, jeśli nie usatysfakcjonują mnie widoki.
We Lwówku Śląskim pokręciłem się po nieczynnej stacji kolejowej, trafiłem na szlaki ER-4 i ER-10, a gdy wyjeżdżałem z miasta, wpadłem na intrygujące schody. Doprowadziły mnie do Szwajcarii Lwóweckiej. Po spacerze zorientowałem się, że szlak biegł dalej po dawnej linii kolejowej. Przynajmniej przez chwilę, bo zaraz uciekał na drogę terenową. Gdyby nie to, że beznadziejny asfalt był niebezpieczny, to zmieniłbym plany i dojechał do końca trasy w Pławnej Górnej, ale jednak kontynuowałem po wygodniejszym ER-6. No dobra, po kilku kilometrach zatęskniłem za asfaltem. Dziury pod liśćmi, błoto i podjazdy nie szły w parze z przyjemnością.
Wygłodniały dojechałem do Wlenia. Jedyna restauracja znajdowała się wysoko na górze, a i to okazała się kawiarnią. Wszedłem jeszcze na wieżę z panoramą na zamgloną Kotlinę Jeleniogórską oraz niespodziewanym złotem na drzewach. Na północy było niemal zielono, ale na południu zrobiło się naprawdę jesiennie. Dalej ominąłem sporą część szlaku, żeby szybciej dotrzeć do kolejnej atrakcji. Na zaporze Pilchowice byłem 10 lat temu, ale wtedy nie wiedziałem o moście kolejowym. Chciałem go zobaczyć. Nawet słońce trochę podkreśliło złocenia na drzewach.
Wróciłem na szlak, by znów z niego zjechać. Wpadł mi do głowy plan. Chciałem zobaczyć Kapitański Mostek, formację skalną. Droga zmieniła się w ścieżkę rozwaloną przez gnojów na motorach. Im dalej w las, tym poziom trudności rósł. Dotarłem do ostatniej atrakcji zaplanowanej na dzisiaj, ale było za późno na zdjęcia. Ruszyłem dalej po pieszym szlaku, który dopiero pokazał kły. Rower z sakwami ciężko się nosi, a jeszcze gorszej się z nim upada. Na szczęście nie stoczyłem się do wody, a gdy dotarłem do ER-6, odetchnąłem z ulgą.
Na zaporze we Wrzeszczynie wyczytałem, że przejście jest zamykane w godzinach 8–15. Jak dobrze, że było późno. Kontynuowałem po szlaku, na którym trochę rzucało. Kamienie, korzenie i błoto. Trochę żałowałem, że było po zmroku, bo w świetle lampki widziałem trochę wysokich skał. Za Siedlęcinem zrobiło się asfaltowo, choć gruba warstwa mokrych liści trochę mnie niepokoiła. Dojechałem do Jeleniej Góry, gdzie mgły opadły od momentu, gdy je dojrzałem z wieży. Również już nie padało. Została tylko wysoka wilgotność, ale ta towarzyszyła mi od Wlenia.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, terenowe, z sakwami, wyprawy / Jesienne góry 2022, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji

Przygoda z Nysą

100.9106:18
Przyszła mi do głowy spontaniczna wyprawa. Spakowałem się, wstałem w połowie nocy i ruszyłem w najoptymalniejsze względem czasu i pogody miejsce, którym okazał się Węgliniec.
Najpierw podjechałem kawałek wojewódzką, aby skręcić w leśne dukty. Wjechałem w Bory Dolnośląskie porośnięte sosną z runem licznie pokrytym wrzosami. Spotkałem wiele jeleni i jednego kierowcę, który zatrzymał się, żeby zapytać, czy nie zgubiłem się. Drogi grząskie, niewygodne, ale doprowadziły mnie do pierwszego celu – zielonego szlaku Przygoda z Nysą. Kawałek asfaltem, potem terenem z dużą ilością błota i znalazłem się w Przewozie, gdzie w końcu zastałem otwarty sklep.
Droga do Łęknicy była usłana kolcami. Jechałem pod wiatr, dość silny. Coraz częściej zaczął pojawiać się bruk, niezbyt wygodny. Ucieszyłem się, gdy szlak uciekł w las. W terenie telepało, było grząsko i jechało się mozolnie. Nie wiem, co gorsze.
W Łęknicy wjechałem na Szlak Kolejowo-Górniczy. Szutrowy, całkiem wygodny. Wzdłuż niego rozmieszczono mnóstwo interesujących punktów i tablic informacyjnych. Niestety gonił mnie czas i już nie zjeżdżałem do atrakcji. W Tuplicach kończył się odcinek szlaku biegnący po dawnej linii kolejowej. Dalej były leśne drogi. Niestety nastał zmierzch, temperatura spadła poniżej zera i zacząłem przemarzać. Skróciłem plan i ruszyłem głównymi drogami. Były brzydkie, wąskie, dziurawe, czasem pokryte brukiem. Lubuskie nie daje się lubić. W Brodach zatrzymałem się w jedynym czynnym hotelu. Całe szczęście mieli restaurację.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, po zmroku i nocne, Polska / dolnośląskie, Polska / lubuskie, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Odra 2022, rowery / Fuji

Górne Łużyce

112.6307:22
Wstałem przed wschodem słońca, ale zanim się wygrzebałem ze śpiwora, słońce zdążyły oświetlić promieniami drzewa. Byłem zmęczony po wczorajszym górskim odcinku. Spakowałem się i pojechałem rzucić okiem na pobliskie stacje benzynowe, żeby coś zjeść. Niestety wszystko wyglądało na zamknięte, więc zaplanowałem zjeść coś po drodze. Chciałem odnaleźć słupek graniczny z numerem 1, ale miałem pecha. Najwidoczniej był nim trójstyk granic – tam słupki były murowane.
Zanim wróciłem na szlak, objechałem kawałek miasta Hrádek nad Nisou. Potem przekroczyłem granicę. Znaki zaczęły mieć więcej informacji. Przede wszystkim były kilometry do kolejnych miejscowości. Częściej pojawiał się również znak szlaku Odra – Nysa. Wzdłuż ścieżek biegło ogrodzenie pod napięciem, które powstało, by powstrzymać dziki przed migracją.
Zjechałem ze szlaku, żeby zobaczyć centrum miasta Zittau. Nie podobało mi się, więc błądząc jeszcze po mieście, wróciłem na swój szlak. Dopiero Hirschfelde, dzielnica Zittau, ukazała Niemcy z ładniejszej strony. Stare, w większości zadbane domy przysłupowe zdobiły chyba wszystkie uliczki. Chwilę się tam pokręciłem i odbiłem na stary most w nadziei na zajrzenie do polskiego sklepu, ale stan techniczny konstrukcji skutecznie odstraszył mnie.
Przejechałem przez rezerwat przyrody wyznaczony w lasach wzdłuż Nysy Łużyckiej. Była tam para wiaduktów linii kolejowej, która biegła częściowo po polskiej stronie, częściowo po niemieckiej. Ciekawe, jak wygląda kwestia własności takiej transgranicznej linii.
Szlak przebiegł przez klasztor. Bramy były otwarte, ale czy można tamtędy przejechać o każdej porze? Nie widziałem możliwości objazdu. Pojawił się też pierwszy odcinek terenowy na szlaku, więc nie jest on w pełni utwardzony.
Zaczęło robić się gorąco. Mogłem trochę osuszyć namiot na łąkach, których mijałem mnóstwo. Pojawiło się też babie lato. Pajęczynę ściągałem z siebie niemal garściami, a pająków, które po mnie chodziły nie zliczyłbym.
W Radomierzycach nie zastałem niczego otwartego. Wszystko na sprzedaż. Poza pałacem, bo ten w rękach prywatnych był niedostępny. Nawet nie mogłem rzucić na niego okiem.
Zacząłem mieć problemy z hamulcem, który ocierał o tarczę hamulcową, spowalniając mnie i hałasując. Tak jakby ciśnienie oleju na klockach było nierównomiernie rozłożone. Całe szczęście regulacja nie była trudna – po kilku próbach przesunąłem cały hamulec, aby dać klockom odrobinę przestrzeni.
Dotarłem do Görlitz. Zwiedzanie sobie darowałem, bo już kiedyś tam byłem. Najpierw przedostałem się do Polski, żeby uzupełnić zapasy i zjeść obiad. Zgorzelec nie jest taki brzydki, jak kiedyś myślałem. Po prostu widziałem go od złej strony.
Ruszyłem dalej na północ. Zauważyłem, że na niektórych ulicach znaki na szlaku prowadziły inaczej niż podali na oficjalnej stronie internetowej. Również wszyscy rowerzyści gdzieś przepadli. Do Görlitz mijałem ich tabuny, a teraz mogłem policzyć jednoślady na palcach.
Zbliżał się wieczór. Pojawiło się mnóstwo owadów czy to lecących, czy zawieszonych w skupiskach nad drogą. Uprzykrzały życie, bo wierciły się, a strącanie ich nie miało sensu, bo zaraz kolejne chmary wpadały na mnie, pokrywając wszystkie ubrania i skórę swoimi czarnymi odwłokami. Koszmarne doświadczenie.
Końcówka dzisiejszej części szlaku była ciekawa. Droga prowadziła przez lasy. Przypominała Kaszubską Marszrutę, tylko pokrytą asfaltem. Zaczęło zmierzchać, więc dotarłem do mostu, by przedostać się do Polski i znaleźć miejsce na obóz. Znów na łące nad Nysą. Było ciepło i bezchmurnie, więc widziałem jeszcze więcej gwiazd niż wczoraj.
Szlak w Niemczech zaczął się całkiem obiecująco, choć nie idealnie. Krawężniki bywały jak w Polsce. Była kostka, kocie łby, trochę szutru i polnych dróg. Niektóre odcinki robiły się nudne. Miałem ciut inne wyobrażenie, ale to dopiero początek. Przejechałem niespełna 3 odcinki z oficjalnych 12, więc z podsumowaniem poczekam do końca wyprawy.
Kategoria kraje / Czechy, kraje / Niemcy, kraje / Polska, pod namiotem, Polska / dolnośląskie, setki i więcej, z sakwami, za granicą, wyprawy / Odra – Nysa 2021, rowery / Fuji

Kategorie

Archiwum

Moje rowery