Wiało okrutnie. Na stronie Poleskiego Parku Narodowego dowiedziałem się, że
ścieżka „Spławy” jest znów w pełni otwarta. Kombinowałem, jak wpleść w wycieczkę przejazd pociągiem, ale ostatecznie spróbowałem dotrzeć tam o własnych siłach, bo dystans ze stacji do parku był niewiele mniejszy niż z mojej lokalizacji. Słońce wyglądało niczym zamglone, co było spowodowane pyłem znad Sahary, który od wczoraj przemierzał Polskę i dzisiaj znalazł się nad Lubelszczyzną. Na szczęście temperatura, mimo wiatru i mizernego nasłonecznienia, nie była wcale niska.
Dojechałem do parkingu przy szlaku, zostawiłem rower i przeraziła mnie liczba zaparkowanych aut tuż przed wejściem na ścieżkę. Gdyby nie błoto, to wjechaliby jeszcze dalej. Potem było tylko gorzej. Wycięli mnóstwo drzew i krzaków, przez co spacer – piąty raz po tym szlaku – wydawał się dziwnie nieznajomy. Do tego ludzie. Chociaż nie wiem, czy to dobre określenie. Ludzkie bydło zjechało się z miasta i zamiast napawać się naturą, to wydawało nierzadko nieludzkie odgłosy. Spacerowałem powoli, dzięki czemu trafiałem w lukę między grupami. Wtedy nawet dało się usłyszeć jakieś ptaki czy płazy. Dobrze, że park jest tak rozległy, dzięki czemu zwierzęta jeszcze mogą znaleźć ustronne miejsce dla siebie. Przynajmniej widoki natury budzącej się ze snu zimowego przynosiły radość.
Pierwotnie rozważałem jechać z wiatrem do Parczewa, ale pociągi tak rzadko jeździły, że zrezygnowałem z tego planu. Wiatr i tak trochę osłabł, więc spróbowałem i faktycznie dmuchało mniej. Nawet wróciłem przed zmrokiem, ale po zachodzie przejrzystość powietrza strasznie się pogorszyła. Mam nadzieję, że to mgły, a nie ten saharyjski pył.