Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:501.73 km (w terenie 89.98 km; 17.93%)
Czas w ruchu:15:46
Średnia prędkość:21.74 km/h
Maksymalna prędkość:49.30 km/h
Suma podjazdów:2190 m
Suma kalorii:1501 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:31.36 km i 1h 03m
Więcej statystyk

Marzec 2014

159.04
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Gniezno – miasto królów

134.2106:07
Pora rozpocząć dalekodystansowe wyprawy. Niestety w piątek nadwyrężyłem ścięgno Achillesa i nie byłem dzisiaj w pełni formy. Nie mogłem jednak odpuścić sobie tak pięknej pogody, więc zaplanowałem odwiedzić Gniezno.
Najpierw sprawdziłem trasę w mapach od Google, ale te wyznaczyły drogę przez Kostrzyn, bo podobno jest tam kawałek drogi dla rowerów. Tak bardzo mądry algorytm, aby posyłać rowerzystów po drodze krajowej dla kawałka kostki! Wybrałem Piastowski Trakt Rowerowy, który prowadzi z Poznania do Gniezna (tak właściwie do wsi Izdby, ale dowiedziałem się o tym później). Dostałem się na początek do Starego Miasta, aby potem znaleźć się pod Poznańskim Węzłem Rowerowym. Podoba mi się kilka szlaków, które tamtędy przebiegają. Na pewno przejadę się kilkoma.
Strasznie dużo dziś ludzi. Ale nie dziwię się, bo miejsce, w którym się znajdowałem i które nosi nazwę Malta, oferuje dużo atrakcji. Są to: jezioro, stok narciarski, kolejka górska, park linowy czy kolej wąskotorowa, no i do tego mrowie ludzi. Jest też zoo, a w nim fort III. Obok zoo znajduje się schron fortu IIa. Muszę dorwać jakiś przewodnik po tej twierdzy. Szkoda, że nie ma żadnego szlaku prowadzącego przez wszystkie fortyfikacje, jak w Krakowie.
Temperatura wahała się od 16 do 25 °C. Jechałem po lasach, rozmaitych ścieżkach, wjechałem pod kilka krótkich podjazdów, aż znalazłem otwarty sklep. Nie miałem ze sobą wody, bo byłem przekonany, że osiedlowy sklep będzie czynny. Ponieważ nie był, to szukałem innego przez prawie 20 km.
W Uzarzewie zatrzymałem się na chwilę, aby zrobić zdjęcie pałacu. Ów pałac leży na terenie muzeum, a może nawet znajduje się w nim to muzeum. Ledwo zatrzymałem się, aby zrobić zdjęcie, a pewna pani powiedziała, że zaraz zamykają. Miałem szczęście, że nie musiałem robić zdjęcia zza płotu. Ładny pałacyk.
Dalej czekało mnie jeszcze więcej terenu, a przede wszystkim dużo piachu. Ciężko się jechało, ale na pewno lepiej niż w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Starałem się cały czas jechać szlakiem, ale przed Pobiedziskami za mocno się rozpędziłem. Szczęście, że jest tam płasko i mogłem wrócić się, ale z drugiej strony niepotrzebnie, bo i tak dojechałem do tego miasta.
Wiele razy obiła mi się o uszy Lednica i dzisiaj właśnie przejeżdżałem obok tego jeziora. Brama Ryba, z którą wiele osób kojarzy Lednicę, znajduje się na Polach Lednickich, gdzieś przy północnej części jeziora. Mój szlak prowadził od strony południowej, dlatego nie widziałem tamtego miejsca. Zobaczyłem za to Wielkopolski Park Etnograficzny, który znajduje się przy Lednicy. Niestety do połowy kwietnia nieczynny. Jako ciekawostkę zauważyłem, że po parku można się wirtualnie przespacerować z Google Street View, ale niestety bez możliwości zajrzenia do wnętrza obiektów.
Gdzieś za Lednogórą zmieniło się znakowanie szlaku i zamiast koloru czarnego był kolor czerwony. Trochę problematyczne to, gdy jedzie się bez mapy, ale na szczęście ja miałem plan i trzymałem się go. W Rzegnowie jedynie musiałem zboczyć ze szlaku, bo polna droga była zalana i za nic nie dało się tej wody ominąć.
W końcu dotarłem do Gniezna. Szlak gdzieś się zgubił, a ja próbowałem wjechać na Rynek. Niestety bez wiedzy lokalnej jest to ciężkie – setki napisów pod znakami, a za mną kolumna aut. A jak już byłem blisko, to trafiłem na jednokierunkowe ulice. Nie chciałem kombinować z okrężnymi drogami, więc tylko wtoczyłem rower do samego placu. Nie wiedziałem czy można po nim jeździć rowerem, bo przed deptakiem, który ciągnie się na wschód od Rynku, stoi jednoznaczny zakaz ruchu (chyba tylko na pokaz, bo lokalni rowerzyści go ignorują). Sam plac Rynku jest ogrodzony od ulicy słupkami. O tym, że można się poruszać po nim na rowerze, dowiedziałem się ze znaków pod archikatedrą. Przez Rynek prowadzi nawet kilka szlaków rowerowych, w tym najpewniej mój, ale nie wiem jaki kolor przybrał w tym miejscu.
Przejechałem się na Plac Świętego Piotra. Zatarł mi się on w pamięci jako bardziej rozległy, ale ludzki umysł potrafi idealizować różne wspomnienia. Jako że czas mnie gonił, a byłem głodny, to zacząłem jeździć w poszukiwaniu kebaba. Na Rynku wypatrzyłem jeden, ale ceny jak w typowej restauracji. Zrobiłem rundkę po mieście ze złudną nadzieją i, gdy wróciłem do punktu wyjścia, zauważyłem, że przy wspomnianej restauracji z kebabem znajduje się zwykły kebab, połowę tańszy od tego obok. Cóż za konkurencja! Jako że obiekt jest lokalem, to musiałem zostawić rower na zewnątrz. Zjadłem i... rower wciąż stał na miejscu. W Gnieźnie nie kradną.
Pora powrotu. Nie miałem już planu, ale kiedyś z Gniezna do Poznania biegła droga krajowa. Miałem nadzieję, że jest w dobrym stanie, więc ruszyłem po przedmieściach gnieźnieńskich, aby ominąć łącznik z drogą ekspresową, bo po zjechaniu z drogi szybkiego ruchu, wielu kierowców nadal ma ciężkie nogi. Niefortunnie wjechałem na osiedle, wzdłuż którego prowadzi ulica, a przy ulicy droga dla pieszych i rowerów, tylko ktoś wpadł na popieprzony pomysł, aby co kilkadziesiąt metrów zrobić zebrę i umieścić znak końca drogi dla rowerów. Po prostu się jedzie i co chwila trzeba zsiąść, żeby przeprowadzić rower przez przejście. Kto normalny tak robi? Nie chciałbym tam mieszkać. Chorzy są ludzie, którzy tak uprzykrzają życie innym.
Musiałem pokonać węzeł łączący drogę krajową nr 5 z drogą ekspresową S5. Niestety z miejsca, w którym się znalazłem nie było możliwości wjazdu na drogę krajową. Na szczęście jest tam droga serwisowa. Ta niestety tuż przy węźle zaczęła gdzieś uciekać. Dobrze, że spotkałem miejscową osobę, bo już miałem zawrócić i poszukać drogi po drugiej stronie krajówki. Spotkana kobieta powiedziała, że kawałek dalej będę mógł się przedostać na drugą stronę ogrodzonej części drogi. Dobrze, że prace stanęły, bo nie wiem jak daleko musiałbym jechać, aby móc dostać się do Poznania na rowerze. Z drugiej strony, gdybym nie przejechał po wiadukcie przez drogę krajową zaraz za Gnieznem, to dostałbym się prosto przez Woźniki. Nie miałem jednak szczegółowego planu, więc takie rzeczy się zdarzają.
Droga, która kiedyś była krajową piątką, jest teraz drogą gminną, ale asfalt nie jest w najgorszym stanie. Dojechałem do Poznania szybkim jak na mnie tempem. Zmrok zastał mnie szybko, ale trafiłem w Poznaniu bez problemu. Na termometrze było jedynie 9 °C.
Po ostatniej aktualizacji aplikacji Moje trasy, z której korzystam, doszła funkcja liczenia kalorii. Czytałem, że wartość jest zaniżana, ale nie przejmuję się tym. Może to poprawią, a skoro na Bikestatsie jest opcja dodawania tej danej, to będę ją uzupełniał tak z ciekawości.
W tym tygodniu założyłem łańcuch, który zardzewiał podczas płukania w benzynie ekstrakcyjnej. Poleżał w oliwie sporo czasu i przestał być sztywny. Nie zauważyłem, aby jechało się na nim ciężko, jednak opory z pewnością ma większe niż przed korozją. Mam nadzieję, że napęd się nie zużyje zbyt szybko. Nowego łańcucha niestety nie założę, bo już nie będzie pasował.
Kategoria po zmroku i nocne, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

W Suchym Lesie po poligonie

55.5302:37
Deszczowo się zrobiło. Jako że na meteo.pl prognoza przewidywała deszcz dzisiaj dopiero po godz. 16, to mogłem się dokądś wybrać. Poczytałem trochę o dużym obszarze wojskowym na północ od Poznania i, jako że rowerzyści mogą przezeń przejeżdżać wyznaczoną drogą, obrałem kurs na Biedrusko.
Miałem dzisiaj problem ze złapaniem sygnału GPS. Chyba za rzadko włączam mój odbiornik i dane o satelitach były nieaktualne. Jak już sygnał złapałem, to straciłem go jeszcze kilka razy, przez co zgubiłem się w lesie komunalnym nieopodal mojego osiedla. Jak tylko się odnalazłem, to ruszyłem wcześniej przetartym szlakiem na północ od Poznania.
Chciałem dzisiaj porobić trochę zdjęć, więc zauważając nadarzającą się się okazję, pojechałem nad brzeg Warty. Pstryknąłem kilka nudnych zdjęć i pojechałem zbadać drogę, której nie było na mapie. Z początku zwykła leśna dróżka, ale potem za jakimś skrzyżowaniem nie chciałem wracać na szlak i pojechałem dalej, już po ścieżce. Czasem wygodnej, czasem poprzekładanej kamieniami, dołami i kłodami. Nie mam pojęcia kto tamtędy się przemieszcza, ale robi to często. Miałem dość, więc przy najbliższej okazji skręciłem, aby wrócić na szlak.
Biedrusko jest zapyziałą wsią z drogami dla pieszych i rowerów wyłożonymi typową kostką-pomyłką i to po obu stronach drogi. Czy w innych krajach też jest ten niezwykle uprzykrzający życie nakaz ruchu rowerem po wyznaczonej drodze? Choć 50 zł mandatu to względnie niewiele, jednak wolę dać się wrobić w ludzką chciwość i pojechać tą kiczowatą drogą. Nie mam jakiegoś najgorszego roweru, a te 10-centymetrowe krawężniki jeszcze umiem przeskakiwać...
Dojeżdżałem do granic poligonu, gdy spotkałem pluton mundurowych. Już się bałem, że będę musiał zmienić swoje plany, ale dojechałem do tablicy z regulaminem, poczytałem trochę i, jako że wszystko było w porządku, ruszyłem drogą zamkniętą na co dzień dla cywilów.
Droga nie jest jakiejś najgorszej jakości, taki sobie asfalt. Miejscami widać, że po drodze przejechało wiele czołgów, ale na poligonie to chyba normalne. Wszędzie znaki ostrzegające o śmierci. Ja preferuję bezpieczną jazdę i nie zbaczałem z drogi. Pierwszy przystanek zrobiłem przy imitacji zamku. Jego ściany dużo przeszły podczas ćwiczeń wojska. Gdy zbliżyłem się do ruin kościoła leżącego kilkaset metrów dalej, wyczerpała się bateria w moim telefonie i nie mogłem więcej zrobić ani jednego zdjęcia. Na pewno jeszcze tam wrócę.
Minąłem kilku rowerzystów. Droga jest popularna ze względu na brak ruchu samochodowego (może poza pojazdami wojskowymi). Niestety bardzo nudna, bo nie można nigdzie skręcić przez wszędobylskie zakazy. Pojechałem jeszcze tylko pod pomnik ku pamięci pomordowanych przez hitlerowców i wydostałem się z całego kompleksu.
Od Biedruska jechałem pierścieniem rowerowym dookoła Poznania, dlatego postanowiłem nie zjeżdżać z niego jeszcze przez jakiś czas. Dopiero w Kiekrzu, gdy dochodziła godz. 15, zmieniłem kurs na Poznań. Planowałem jeszcze przejechać się nad Jeziorem Kierskim, ale przegapiłem zjazd i darowałem sobie zawracanie. Wjechałem do lasu komunalnego, a potem trafiłem na jakiś szlak rowerowy. Ruch pieszy i rowerowy był spory, więc nie jechało się już tak wygodnie, jak za Poznaniem. Dotarłem tym szlakiem do samego Starego Miasta. Po drodze zatrzymało mnie najbardziej przeze mnie nielubiane skrzyżowanie – stałem tym razem na czterech światłach, bo miałem czerwoną falę. I za co tu kochać Poznań?
Przejechałem się po Starym Rynku i jakoś wjechałem na drogę w kierunku mojego osiedla. Strasznie kusi mnie fort Winiary. Portal miasta podaje, że teren zezwala na jazdę na rowerze, więc wkrótce powinienem się skusić.
W tygodniu kolejny wentyl został przecięty. Tym razem wziąłem się za poszukiwania odpowiedzi i dowiedziałem się, że takie przesuwanie się opony, a tym samym dętki jest wynikiem niskiego ciśnienia w kole i takie przykrości spotykają głównie użytkowników składanych opon. Po tym napompowałem koła na kamień i od kilku dni opony nie przemieściły się nawet o milimetr. Ponieważ będę musiał za jakiś czas wymienić opony, to zastanawiam się czy nie powrócić do drucianych. Jest mniejsza wygoda podczas zmiany dętki, jednak guma wydaje się być trwalsza (chyba że Merida wyprodukowała szajs, na którym jeszcze jeżdżę), no i nie ma efektu przesuwania się opony. Jeszcze to przemyślę, bo ostatnio nie jeżdżę za dużo...
Kategoria terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 12

10.0900:30
Udało mi się dzisiaj wyjść nawet wcześnie z pracy. Było dosyć ciepło, więc ruszyłem w kierunku Starego Miasta. O ile ta droga do trudnych nie należy, o tyle za Starym Rynkiem postanowiłem pojechać inną drogą i tam już nie było tak łatwo. Korki i duża ilość świateł. Nie polecam. Uporałem się z tym, ale zużyłem dużo czasu.
W kierunku osiedla pojechałem drogą z rana. Ponieważ nadal szukam idealnie położonego marketu, to wybrałem się tym razem do Aldi. Pod budynkiem stoją wyrwikółka, więc tam też nie będę robił zakupów. Trzeba szukać dalej, może jak już znajdę tę idealną drogę do pracy, to i odkryję dobrą lokację sklepu na niedrogie zakupy.
Postanowiłem, że nie będę więcej publikował wpisów o dojazdach do pracy i powrotach do domu. Są nudne i powoli przestaję mieć pomysły co mogę opisywać. Co prawda powroty są najciekawsze, bo mam najwięcej czasu na zwiedzanie, ale póki co nie będę mógł sobie na to pozwolić. We wtorek, 18 marca, mam obronę pracy dyplomowej.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 11

8.5500:21
Dziś podróż do pracy nieco dłuższa, bo wybrałem drogę przy Warcie. Najpierw przedostałem się terenem obok lasu komunalnego, potem drogą, którą jechałem w piątek i na koniec między fortem Winiary i Wartą. Aby się nie zgubić, pojechałem do alei Niepodległości. To nadal nie jest ta droga, ale myślę, że najwygodniej będzie dostać się, jak to robię zawsze, do przystanku tramwajowego Armii Poznań, następnie tymi wygodniejszymi drogami dla rowerów do początku alei Niepodległości, i dalej już standardowo. Tak będzie jeszcze przez najbliższe 2 tygodnie mojej pracy w tym biurze, a potem przenoszę się z powrotem na ul. Fredry.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Na Florydę

53.8602:23
Niedziela. W końcu mogłem normalnie wyjść na rower. Wczoraj kręciliśmy cały dzień film do nowej, interaktywnej firmowej strony internetowej, także nie miałem możliwości wyjścia. Dzisiaj pogoda dopisała jak wczoraj, więc nic nie straciłem.
Ach, jak dobrze się jeździ w butach z zatrzaskami. Kilka miesięcy czekały na ten dzień. Pojechałem przez las komunalny, w którym było pełno ludzi. Jeden taki na rowerze prawie mnie potrącił, tak mu było spieszno. Choć miał dużo miejsca z lewej, to musiał się wcisnąć między mną i drzewami po prawej. Na ciekawe wycieczki muszę omijać takie miejsca, żeby nie marnować czasu.
Przejechałem się kawałek asfaltami i już byłem na drodze terenowej. Jest ona tak blisko, że chyba często tamtędy będę jeździł. Przed wyruszeniem zapisałem sobie mapę OpenCycleMap, która mi towarzyszyła w tej podróży. Jako pierwszy cel obrałem Nadwarciański Szlak Rowerowy oznaczony kolorem niebieskim, który biegnie na północ, oczywiście wzdłuż Warty. Były leśne drogi, były drogi polne, wielbłądzie garby, po których się rewelacyjnie jeździ. Minąłem parę bubli prawnych, jak zakaz ruchu z tabliczką wyłączającą mieszkańców, mimo że po tej samej drodze prowadzi szlak rowerowy. Nazłościłem się przez bezmyślnych rowerzystów, którzy zatrzymywali się na całej szerokości drogi. Wjechałem na kilka górek, które niestety nie imponują.
Niestety dojechałem do końca drogi terenowej. Dalej był nudny asfalt bądź droga dla pieszych i rowerów. Zdarzył się zakaz wjazdu rowerem na ulicy, gdy po drugiej stronie drogi był jedynie metrowej szerokości chodnik. Dojechałem do Murowanej Gośliny. Podoba mi się tamtejszy ratusz, przez który można przejechać jak przez tunel.
Do mojego dzisiejszego celu musiałem skierować się bardziej na północ. Niestety pojechałem za daleko i tym samym pojechałem odrobinę niewłaściwą drogą. Różnica była taka, że droga terenowa zaczęła się ciut później. Wjechałem po wyłożonej kamieniami polną drogą do Puszczy Zielonki. Już w lesie jechało się bardzo przyjemnie. Zdarzyło się trochę piachu, ale nie wywróciłem się ani razu.
Floryda jest przysiółkiem, częścią wsi Kamińsko. Jest tam kilka pagórków, w tym jeziorko, przy którym jechałem po sporej skarpie. Wypatrzyłem tę nazwę przypadkiem podczas dzisiejszego oglądania szlaków na mapie, no i pomyślałem, że odwiedzę Florydę. Nic ciekawego tam nie ma poza znakiem informującym o drodze dla pieszych i rowerów, gdy droga wygląda na ulicę dojazdową.
Dalej skierowałem się do dużej pętli rowerowej po puszczy, aby zmierzyć do domu. Minąłem Dziewiczą Górę. Nie jest wyższa od tej pod Chełmem, a i widoki z wieży są bardzo nudne. Chyba za dużo gór widziałem :)
W Czerwonaku jakiś wieśniak użył spryskiwacza do szyb w swoim nudnym blachosmrodzie, ale nie trafił. Słabeusz!
Na Warcie jest stanowczo za mało mostów. Aby dostać się do domu, musiałem nadrobić szmat drogi. Najbliższy most prowadzi drogą krajową, wzdłuż której jest mało bezpieczna droga dla pieszych i rowerów. Podobno jest w planach most ciut bardziej na północ, ale to wciąż mi nie po drodze. Idealnym wyjściem byłaby przeprawa w Czerwonaku, nawet promowa.

Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, Puszcza Zielonka, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 10

11.5200:36
Jak na razie mój najdłuższy powrót z pracy. Postanowiłem dzisiaj pojechać wzdłuż Warty, jednak przejechałem skrzyżowanie i znalazłem się po drugiej stronie rzeki. Nie lubię jeździć dwa razy tą samą drogą, więc na rondzie Środka wypatrzyłem kolejny most i zacząłem do niego jechać po asfaltowej drodze dla rowerów.
Niestety moje tymczasowe rozwiązanie nie wytrzymało. Musiałem się zatrzymać i dopompować koło. Ruszyłem potem w kierunku mostu. Słabo oświetlony, a droga taka zniszczona, że znów zaczęło uciekać powietrze. Napompowałem koło, wcisnąłem wentyl głębiej, bo przeciek był coraz głośniejszy, i zorientowałem się, że jestem w złej pozycji. Przejechałem ten most i znalazłem się na... wyspie. Nie było możliwości wydostania się z niej w inny sposób, jak drogą, którą tam dotarłem. Zawróciłem i zacząłem jechać dalej na północ z nadzieją na szybkie znalezienie mostu.
Na skrzyżowaniu z drogą krajową znów trafiłem na niedziałające przyciski aktywujące przejście dla pieszych. Ja chcę do Krakowa, nie chcę już tego brzydkiego Poznania!
Wzdłuż drogi krajowej prowadzi droga dla pieszych i rowerów. Miejscami bardzo niebezpieczna. Na szczęście cało się z niej wydostałem i spróbowałem dojechać do mojego osiedla ulicą Łużycką. Nawet nieźle poszło. Musiałem wjechać na ciemną ścieżkę, ale nie wpadłem na nic. Mój pierwszy teren w Poznaniu.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 9

7.4500:18
To miała być szybka i prosta droga do pracy. Cóż, może i była, ale jej początek nie zapowiadał się dobrze.
Zszedłem jak zwykle do piwnicy po rower, wyciągam go i przednie koło zaczyna wydawać dziwny dźwięk toczenia. Kapeć. Nie miałem ochoty zmieniać dętki, a nie chciałem też wybierać tramwaju. Na początek napompowałem oponę, aby dowiedzieć się jak szybko schodzi powietrze. Syczenie było głośne, ale dochodziło z wentyla. Bałem się, że po raz kolejny urwał się, ale nie mógł sam. Przecież dojechałem do domu. O dziwo, gdy przechyliłem wentyl w kierunku jednej ze szprych, powietrze przestawało schodzić. Wpadłem na pomysł przytwierdzenia wentyla do szprychy. Sięgnąłem po gumkę, którą obwiązałem zapasową dętkę i sprawiłem, że rower był w stanie używalności.
Dojechałem do biura bez żadnego postoju na dopompowanie powietrza. Tymczasowa konstrukcja sprawdziła się, choć nie mogłem tak jeździć w nieskończoność. Po powrocie do domu musiałem się dobrać do tego koła.
Kategoria Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 8

7.3400:22
Dziś postanowiłem nie jechać do mostu Teatralnego, tylko po Alejach Niepodległości. Na skrzyżowaniu zorientowałem się, że jestem na złym pasie, a było za późno, aby odbić w lewo i skończyłem na chodniku, czekając na przejściu dla pieszych, najpierw na jednym, potem na drugim, ale o ile na pierwszym przeszedłem na zielonym, o tyle na drugim musiałem na czerwonym, bo nie zaświeciła się lampka w tym przycisku do macania. W Poznaniu są one o tyle nienormalne, że napis informuje o konieczności dotknięciu pudełka, a rzeczywiście trzeba porządnie przyłożyć temu obiektowi, aby zrozumiał, że ktoś chce przejść. Przynajmniej ja mam takie odczucia, bo na palcach mogę policzyć ile razy to ustrojstwo zareagowało za pierwszym razem.
Jeszcze na kilku światłach byłem zdenerwowany i przeklinałem to miasto jako nieprzyjazne pieszym i rowerzystom, ale ostatecznie będę tutaj mieszkał jeszcze jakiś czas, więc nie mogę jakoś mocno narzekać.
Zajechałem do Carrefoura w galerii Pestka. Prowadzi do niego droga dla rowerów i pieszych (w sumie jak wszędzie w Poznaniu). Stojaki na rowery wyłącznie typu "wyrwikółka". Dodatkowo ten dziwny dojazd bardzo mi się nie podobają. Będę szukał innego miejsca do robienia zakupów.
Zauważyłem jeszcze jakieś forty na mapie. Coś mi się wydaje, że zrobię serię Festung Posen. Szkoda, że Poznań nie dorobił się żadnego szlaku. Jakoś sobie poradzę. Ciekawe czy chociaż mają jakieś informatory w informacji turystycznej. Mam nadzieję, że nie olewają turystyki tak bardzo, jak rowerzystów.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 7

7.4200:18
Dzisiaj było nawet dobrze. Dojechałem do tego skrzyżowania Połabskiej z Alejami Solidarności i zamiast skręcać na drogę dla rowerów i pieszych, to pojechałem lewym pasem na skrzyżowaniu. Ostatecznie wyjechałem na ul. Winogrady i znów musiałem tłuc się po badziewnych płytach chodnikowych. Może gdyby było przedłużenie do ulicy Łużyckiej, to Naramowicką jakoś dojechałbym do centrum i dalej kombinował. Nie mam pomysłów. Abym się jakoś dostał do alei Niepodległości, a dalej będzie prosto. No, może omijając skrzyżowanie z ul. Przepadek, bo jest nieprzyjazne rowerzystom.
Buff spisuje się nawet nieźle. Lepiej niż bez niego. Co prawda na nos nie założę go, bo jest wtedy niewygodnie, ale na ustach jakoś daje radę, choć często się zsuwa. Może to kwestia sposobu założenia i muszę się przyzwyczaić. W każdym razie przydatna rzecz.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery