Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

W Suchym Lesie po poligonie

  55.53  02:37
Deszczowo się zrobiło. Jako że na meteo.pl prognoza przewidywała deszcz dzisiaj dopiero po godz. 16, to mogłem się dokądś wybrać. Poczytałem trochę o dużym obszarze wojskowym na północ od Poznania i, jako że rowerzyści mogą przezeń przejeżdżać wyznaczoną drogą, obrałem kurs na Biedrusko.
Miałem dzisiaj problem ze złapaniem sygnału GPS. Chyba za rzadko włączam mój odbiornik i dane o satelitach były nieaktualne. Jak już sygnał złapałem, to straciłem go jeszcze kilka razy, przez co zgubiłem się w lesie komunalnym nieopodal mojego osiedla. Jak tylko się odnalazłem, to ruszyłem wcześniej przetartym szlakiem na północ od Poznania.
Chciałem dzisiaj porobić trochę zdjęć, więc zauważając nadarzającą się się okazję, pojechałem nad brzeg Warty. Pstryknąłem kilka nudnych zdjęć i pojechałem zbadać drogę, której nie było na mapie. Z początku zwykła leśna dróżka, ale potem za jakimś skrzyżowaniem nie chciałem wracać na szlak i pojechałem dalej, już po ścieżce. Czasem wygodnej, czasem poprzekładanej kamieniami, dołami i kłodami. Nie mam pojęcia kto tamtędy się przemieszcza, ale robi to często. Miałem dość, więc przy najbliższej okazji skręciłem, aby wrócić na szlak.
Biedrusko jest zapyziałą wsią z drogami dla pieszych i rowerów wyłożonymi typową kostką-pomyłką i to po obu stronach drogi. Czy w innych krajach też jest ten niezwykle uprzykrzający życie nakaz ruchu rowerem po wyznaczonej drodze? Choć 50 zł mandatu to względnie niewiele, jednak wolę dać się wrobić w ludzką chciwość i pojechać tą kiczowatą drogą. Nie mam jakiegoś najgorszego roweru, a te 10-centymetrowe krawężniki jeszcze umiem przeskakiwać...
Dojeżdżałem do granic poligonu, gdy spotkałem pluton mundurowych. Już się bałem, że będę musiał zmienić swoje plany, ale dojechałem do tablicy z regulaminem, poczytałem trochę i, jako że wszystko było w porządku, ruszyłem drogą zamkniętą na co dzień dla cywilów.
Droga nie jest jakiejś najgorszej jakości, taki sobie asfalt. Miejscami widać, że po drodze przejechało wiele czołgów, ale na poligonie to chyba normalne. Wszędzie znaki ostrzegające o śmierci. Ja preferuję bezpieczną jazdę i nie zbaczałem z drogi. Pierwszy przystanek zrobiłem przy imitacji zamku. Jego ściany dużo przeszły podczas ćwiczeń wojska. Gdy zbliżyłem się do ruin kościoła leżącego kilkaset metrów dalej, wyczerpała się bateria w moim telefonie i nie mogłem więcej zrobić ani jednego zdjęcia. Na pewno jeszcze tam wrócę.
Minąłem kilku rowerzystów. Droga jest popularna ze względu na brak ruchu samochodowego (może poza pojazdami wojskowymi). Niestety bardzo nudna, bo nie można nigdzie skręcić przez wszędobylskie zakazy. Pojechałem jeszcze tylko pod pomnik ku pamięci pomordowanych przez hitlerowców i wydostałem się z całego kompleksu.
Od Biedruska jechałem pierścieniem rowerowym dookoła Poznania, dlatego postanowiłem nie zjeżdżać z niego jeszcze przez jakiś czas. Dopiero w Kiekrzu, gdy dochodziła godz. 15, zmieniłem kurs na Poznań. Planowałem jeszcze przejechać się nad Jeziorem Kierskim, ale przegapiłem zjazd i darowałem sobie zawracanie. Wjechałem do lasu komunalnego, a potem trafiłem na jakiś szlak rowerowy. Ruch pieszy i rowerowy był spory, więc nie jechało się już tak wygodnie, jak za Poznaniem. Dotarłem tym szlakiem do samego Starego Miasta. Po drodze zatrzymało mnie najbardziej przeze mnie nielubiane skrzyżowanie – stałem tym razem na czterech światłach, bo miałem czerwoną falę. I za co tu kochać Poznań?
Przejechałem się po Starym Rynku i jakoś wjechałem na drogę w kierunku mojego osiedla. Strasznie kusi mnie fort Winiary. Portal miasta podaje, że teren zezwala na jazdę na rowerze, więc wkrótce powinienem się skusić.
W tygodniu kolejny wentyl został przecięty. Tym razem wziąłem się za poszukiwania odpowiedzi i dowiedziałem się, że takie przesuwanie się opony, a tym samym dętki jest wynikiem niskiego ciśnienia w kole i takie przykrości spotykają głównie użytkowników składanych opon. Po tym napompowałem koła na kamień i od kilku dni opony nie przemieściły się nawet o milimetr. Ponieważ będę musiał za jakiś czas wymienić opony, to zastanawiam się czy nie powrócić do drucianych. Jest mniejsza wygoda podczas zmiany dętki, jednak guma wydaje się być trwalsza (chyba że Merida wyprodukowała szajs, na którym jeszcze jeżdżę), no i nie ma efektu przesuwania się opony. Jeszcze to przemyślę, bo ostatnio nie jeżdżę za dużo...
Kategoria terenowe, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dziwn
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

Nie ma jeszcze komentarzy.
Po Poznaniu, część 12
Gniezno – miasto królów

Kategorie

Archiwum

Moje rowery