Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Inis Mór

  48.08  02:58
Wiało, czasem pokropiło. Pojechałem na łódź na jedną z wysp Aran. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Już na początku kapitan oznajmił, że warunki na wodzie nie są dobre. Szybko to odczułem. Uciekłem na rufę za świeżym powietrzem. Trochę tam przemarzłem, ale obserwacja horyzontu pomogła to przetrwać. Rower, umieszczony na górnym pokładzie, niestety oberwał morską wodą, gdy przebijaliśmy się przez fale. Aż przypomniała mi się podróż do Korei.
Co mnie uderzyło to wiatr. Dwukrotnie silniejszy niż wcześniej. Na szczęście mury wokół irlandzkich dróg spełniały swoje zadanie i nie było najgorzej. Niestety wróciły opady. Znów tylko od czasu do czasu, ale dojechałem prawie do końca wyspy i opad przestał zwalniać. Zawróciłem, trafiając na moją pierwszą w Irlandii drogę terenową. Miałem plan zwiedzić więcej wyspy, ale wiatr i deszcz zniechęciły mnie do tego. Poczułem też wodę w bucie, bo nie założyłem nieprzemakalnych spodni. Później tylko zmieniałem skarpetki, żeby go trochę przesuszyć.
Przemarzłem w oczekiwaniu na kolejną łódź. Tym razem bujało ciut mniej, a obserwowanie horyzontu, jak mi podpowiedzieli poznani rano współpasażerowie, pozwoliło mi pozostać na swoim miejscu przez cały, niemal godzinny rejs.
Nieustannie padało, gdy dotarłem do lądu. Miałem kawałek do najbliższego kempingu. Zauważyłem, że dużo znaków było tylko po irlandzku. W większości kraju są znaki dwujęzyczne. Doczytałem, że istnieje termin Gaeltacht, który określa obszary zdominowane przez osoby posługujące się językiem irlandzkim. To też wyjaśnia, czemu na kilku obszarach Irlandii widziałem znaki tylko w tym języku. To również czuć, bo ludzie w sklepach posługiwali się irlandzkim.
Dotarłem do kempingu. Deszcz zmienił się w mżawkę, która stopniowo przepadła. Czekało mnie duże suszenie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Klify Moheru

  82.38  04:49
Zaskakująco nie padało. Zjadłem duże śniadanie, bo zatrzymałem się w B&B, i ruszyłem, omijając dużą część szlaku EuroVelo 1. Po godzinie zaczęło padać, chwilę potem wyjrzało słońce, potem znowu i znowu. Wystarczyło jednak schować się pod drzewem. Nie zmokłem prawie nic.
Parę zamków dalej dotarłem do wioski Doolin. Tym razem zatrzymałem się na kempingu. Rozbiłem namiot i poszedłem na spacer. Okazało się, że zamknęli część szlaku wzdłuż klifów przez bezmyślnych turystów. Stwierdziłem, że nie opłaca mi się iść na około, więc wróciłem się po rower.
Jazda na lekko po tych drogach była bajecznie prosta. Na spacer potrzebowałbym dużo więcej czasu, więc dobrze zrobiłem, wybierając rower. Dojechałem do centrum dla odwiedzających, skąd odchodziły dwa dostępne odcinki szlaku. Słońce nieśmiało oświetlało monstrualne klify Moheru. Nie bez powodu jest to najpopularniejsza atrakcja Irlandii. Tylko strasznie wiało. Byłem jednym z ostatnich, którzy schodzili ze szlaku. Jeszcze tylko zjazd na kemping i mogłem odpocząć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Limerick Greenway

  111.99  06:33
Oczywiście, że padało. Świeciło słońce i padało. Czasem na zmianę, czasem jednocześnie. Tylko świeciło słońce, gdy ruszałem. Ulice pokrywały kałuże. W centrum miasteczka zaczęło padać. Niedługo, więc nawet nie wiadomo, jak się ubrać.
Wjechałem na greenway, czyli drogę dla pieszych i rowerów zbudowaną na nasypie dawnej linii kolejowej. Całość tej miała około 50 km. Sama nazwa Limerick Greenway odnosi się do 40-kilometrowego odcinka w hrabstwie Limerick. Nawet oficjalna strona ignoruje trasy zaczynające się w miastach Listowel czy Tralee. W każdym razie jest to najrówniejsza droga Irlandii. Nie spodziewałem się, że w tym kraju trafię na tak dobrej jakości asfalt. Jechało się wygodnie, podjazdów nie było czuć. Jedynie do szykan na skrzyżowaniach mógłbym mieć pretensje, ale tu rowerzystów traktuje się jak dzieci i w wielu miejscach każą zsiąść z roweru i go przeprowadzić. Trochę brakowało widoków. Za to okresowy deszcz zapewniał atrakcje.
Przyjemność nie mogła wiecznie trwać. EuroVelo 1 prowadził po bocznych drogach, póki nie natrafiłem na drogę zamkniętą z powodu budowy autostrady. Objazd był po drodze krajowej, a ta miała pobocze szerokości pasa ruchu. Pojechałbym dalej, do końca, ale wygoda się skończyła, pobocze znikło, a duży ruch pozostał. Musiałem wrócić na okrężny szlak.
Dotarłem do miasta Limerick. Poboczami, koślawymi drogami dla rowerów i buspasami przedostałem się przez korki. Zjechałem ze szlaku, aby podążyć za nowym planem, póki pogoda nie załamała się kompletnie, o czym słyszałem od ludzi. Nieważne jednak, jak nie pojechałbym, w okolicy nie było kempingów. Znów musiałem zatrzymać się w noclegu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

An Chonair

  115.41  07:05
Trochę pokropiło, niezmiennie wiało. Słońce zaczęło wyglądać, gdy ruszyłem. Na początek podjazd. Widoki przed – całkiem ładne, ale za nim to inna bajka. Szkoda było jechać, ale dystans się nie zrobiłby.
Szlak wiódł męczącą drogą krajową, potem męczącymi drogami bocznymi. Niebo pociemniało, zrobiło się dziwnie chłodno. W oddali widziałem opad, ale do mnie nie dotarł.
Znalazłem się w miasteczku, gdzie zaczynał się podjazd do przełęczy An Chonair (z irlandzkiego: droga, ścieżka). Jedna z najwyżej położonych dróg w Irlandii, więc wyżej już pewnie tu nie wjadę. Ruch był całkiem spory, ale nie czułem stromizny, jak przedwczoraj. Widoki na górze ładne, ale ten z rana wywarł większe wrażenie. Zjazd był ciekawy, bo na pewnym odcinku robiło się bardzo wąsko (z tego też powodu jest tam zakaz wjazdu dla niektórych pojazdów). Trudno jest zgadnąć, gdzie można się wyminąć i akurat dwa auta przede mną miały ten problem. Jedno musiało się cofać.
Dalsza droga była nudna. Świeciło nieznośne słońce (przynajmniej był wiatr), szlak prowadził po głównych drogach, które były szalenie nierówne.
Znalazłem się w mieście Tralee. Chciałem tam coś zjeść, ale nic nie wpadło mi w oko. Nie podobają mi się irlandzkie miasta. Są ciasne. Wąskie chodniki, wąskie drogi, a do tego auto zaparkowane na aucie. Oni chyba to lubią. Mnie zostaje cieszyć się naturą.
Zrobiło się płasko. Na horyzoncie dało się dostrzec tylko nieliczne wzniesienia, a drogi nieco się wyprostowały. Nie mam tu na myśli nawierzchni, bo ta niezmiennie denerwowała. Jechałem za to dwoma odcinkami dróg dla rowerów na dawnych liniach kolejowych i te wyszły im całkiem dobrze.
Zorientowałem się, że u celu nie stał kemping, a jakiś postój dla kamperów. W okolicy nie było alternatyw, a wracać się już nie chciałem. Zatrzymałem się w prywatnej kwaterze. Taka odrobina luksusu na urodziny.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Urwanie chmury

  84.85  05:03
Padało co kilka minut. Ruszyłem na prom. Szlak EuroVelo 1 wiódł po kilku podjazdach, które odczułem dopiero po pocie spływającym z czoła. Dalej jechałem po drodze krajowej biegnącej po klifach wzdłuż rozebranej linii kolejowej. Szkoda, że nie wykorzystali tej trasy pod jakąś drogę. Niestety widoki były słabe przez siąpiący deszcz.
Zaczęło się przejaśniać. Mżawka znów padała tylko okresowo. Dotarłem do końca zatoki i przejechałem zaledwie kawałek wzdłuż półwyspu, gdy urwała się chmura. Tutaj nie mają żadnych schronień, zero wiat autobusowych (komunikacja publiczna i tak jest tu niemalże nieobecna). Nawet na drzewa czasem trudno jest liczyć. Dobrze, że miałem parasolkę. Stanąłem i przeczekałem to. Drogi zamieniły się w potoki, więc musiałem jeszcze trochę odstać zanim się uspokoiło i dało się jechać. Potem i tak zaczęło brzydko lać, więc przez ostatnie kilometry było mi już wszystko jedno.
Dotarłem na kemping. Chciałem dalej, na kolejny, ale byłem zbyt przemoczony i zziębnięty. Przestało padać, gdy się rozbiłem. Poszedłem na plażę, gdzie zrobiło się ładnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Carrauntoohil

  108.30  06:55
Dzień zaczął się tak nijak. Trochę świeciło słońce, trochę mżyło. Ruszyłem po drogach dla rowerów, których w Irlandii prawie nie ma. Przypadkiem trafiłem pod zamek, bo pomyliłem zakręty i musiałem przeciskać się z dorożkami, aby się stamtąd wydostać.
Wyjechałem z miasta. Mżawka tylko sporadycznie się pojawiała. Częściej podpiekało słońce. Jechałem wzdłuż masywu najwyższych szczytów Irlandii. Niestety na górze panowały słabe warunki pogodowe, więc nie wiem, czy za mgłą udało mi się dostrzec Carrauntoohil, najwyższy szczyt Irlandii, czy któraś z sąsiednich gór go przysłoniła.
Pokonałem większy podjazd i wróciłem na szlak EuroVelo 1. Ten doprowadził mnie wzdłuż doliny do kolejnej przełęczy. Na szczęście coś było z niej widać. Następny podjazd mogłem sobie darować, bo nie przyniósł niczego ciekawego.
Wróciłem nad ocean. Już wiedziałem, że będzie słabo. Po paru zakrętach wylało się mleko. Czasem jeszcze dało się coś dojrzeć, ale znów wiele straciłem. Najgorszy był podjazd we mgle. Wąsko, tłoczno i biało. Za nim dostałem się na wyspę Valentia. Skusiły mnie klify, chociaż rozważałem skrócić sobie drogę. Przez mgłę nie było widać wiele.
Dotarłem do jedynego w okolicy kempingu, przez co wyszło więcej kilometrów. Mgła opadła, ale zaczęło mżyć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Park Narodowy Killarney

  95.64  06:00
Było pochmurno, mgliście, coś wisiało w powietrzu. Miałem szczęście, że wiało głównie w plecy. Kontynuowałem podróż szlakiem EuroVelo 1. Wiódł przez malowniczy obszar pełen kamienistych wzgórz i finezyjnych skał tonących w wodach oceanu. Pokonałem wiele pagórków, potem dwa większe podjazdy i zrobiło się zwyczajnie. Drogi mniej się pięły, było dużo zabudowy – typowa wiejska Irlandia.
Zaczęło mżyć. Czasem mocniej, czasem wcale, że nie wiadomo, czy tę kurtkę ściągać, czy zakładać. W końcu mżawka zaczęła być tak mocna, że przemokły mi spodnie. Wtedy zdecydowałem się założyć ubranie przeciwdeszczowe. Mżawka zaczęła na przemian z deszczem zmieniać się miejscami. No, zrobiło się nieprzyjemnie.
Za miastem Kenmare zaczynał się podjazd. Najwyższy, jak do tej pory. Wiódł po drodze krajowej. Brak pobocza nie pomagał, ale ruch nie był jakiś szalony. Na szczycie zjechałem ze szlaku EV1, aby dostać się do miasta Killarney. Widoków niemal brak, a jak były, to brakowało pobocza, żeby się bezpiecznie zatrzymać. Akurat było to w Parku Narodowym Killarney, więc podwójna szkoda, a wyglądał pięknie. Przypominał mi japoński Park Narodowy Daisetsuzan czy norweskie wzgórza.
Przejechałem jeszcze przez jakieś ogrody pałacowe. Biegła tamtędy jednokierunkowa droga dla rowerów, ale zrezygnowałem z niej z powodu deszczu. Dojechałem na kemping, rozbiłem się na mokrej trawie i… deszcz ustał. Potem pojawiła się tylko przelotna mżawka. Do tego gryzły muszki, które znam ze Szkocji. Pewnie to przez bliskość jeziora. Przynajmniej nie były tak liczne.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Mokra Irlandia

  96.66  05:49
Na przemian lało i padało. Ruszyłem w deszczu i zaskakująco w najbliższej wiosce ustało. Biłem się z myślą, by ściąć dystans i nie jechać na półwysep. Ostatecznie wiatr mnie przekonał i zrezygnowałem z 20-kilometrowego odcinka. Potem pojawiła się jeszcze mgła, więc na pewno niczego nie straciłem.
Szlak pobiegł po drodze krajowej. Pobocze pojawiało się i znikało. Nawierzchnia potrafiła zmienić jakość co kilkaset metrów. Ruch dość duży, brak widoków. Mgła gęstniała wraz z wysokością i łagodniała na dole.
Skończyła się główna droga, ale zaczął deszcz. Na szczęście towarzyszył mi tylko kilka kilometrów. Dalej było standardowo: dużo podjazdów, niewygodnych dróg i zamglonych widoków.
Dotarłem do kempingu, na którym początkowo planowałem zatrzymać się. Było wcześnie, a akurat nie padało. Kolejny kemping był oddalony o dystans, który zaoszczędziłem. Idealnie, więc ruszyłem. Kolejne podjazdy bez widoków. No, końcówka przyniosła odrobinę, ale przez mgłę to nie było to, co przez kilka ostatnich dni.
Znalazłem się na kempingu. Wiało bezlitośnie. Wysuszyłem dzięki temu namiot, chociaż utrzymanie go nie było łatwe. Przyjechali właściciele. Mieli silny akcent, ale udało mi się uzyskać wystarczająco informacji i przeniosłem się w ciut spokojniejsze miejsce, choć kosztem braku równego terenu. Pojawiła się lekka mżawka.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Mizen Head

  92.95  05:45
Po wczorajszym deszczu został tylko mokry namiot. Dzień zapowiadał się słoneczny, choć wiatr dzisiaj dokuczał na tyle, że założyłem wiatrówkę.
Kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Dziś wiódł po mało uczęszczanych drogach, ale podjazdy mnie nie oszczędzały. Widoków nie było zbyt wiele, bo irlandzkie drogi są obsadzone wałami kamienno-ziemnym, które dodatkowo porasta bujna roślinność. Trudno tutaj o pobocza. Do tego zieleń potrafi zabierać dużo drogi, więc wiele aut jeździ porysowanych. Najgorsze są krzewy różane.
W jednym miasteczku zrobili plan filmowy. Statyści już obstawili swoje pozycje, ale personel z krótkofalówkami jeszcze nie blokował ruchu, więc udało mi się przedostać.
Zrobiło się ładnie. Z wody wyrastały olbrzymie klify. Zdecydowałem się odwiedzić kraniec Przylądka Mizen, czyli Mizen Head, opisany jako punkt Irlandii wysunięty najdalej na południowy-zachód (niektórzy opisują go też jako punkt wysunięty najdalej na południe). Udało mi się dostać tam zanim zaczęli zamykać ścieżki. Przespacerowałem się tu i tam. Wyglądało to nieziemsko i majestatycznie.
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Ruszyłem dalej. Droga wiodła na najwyższy szczyt dzisiaj. Było tak pusto, póki nie pojawili się Niemcy. Beznadziejni kierowcy. Poza nimi widuję jeszcze brytyjskie tablice rejestracyjne, ale ogólnie mało tu turystów na obcych blachach.
Zaledwie parę kilometrów od celu zaczęło kropić. Udało mi się nie zmoknąć. Rozbiłem się na kempingu i rozpadało się na poważnie.
Przy okazji poszukiwań informacji o dawnych liniach kolejowych natrafiłem na mapę irlandzkiej i brytyjskiej sieci kolejowej. Gęstość torowisk w niektórych miejscach robi wrażenie. W Polsce również istnieje taka mapa.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Który kemping?

  87.46  05:24
Rano było trochę słońca, ale zachmurzyło się, gdy ruszałem. Mżawka powróciła i męczyła z różną intensywnością.
Odwiedziłem pocztę i kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Dzisiaj też trafiłem na przekręcone znaki, więc bez mapy byłoby trudno. Widziałem plaże, wydmy, klify. W końcu znalazłem owce, bo już myślałem, że wypasają tu tylko krowy. Zacząłem trafiać na coraz więcej dróg o szerokości jednego auta.
Obozowanie na dziko jest prawnie zakazane. Niektórzy to po cichu obchodzą, ale tu są wszędzie tabliczki informujące o prywatnym terenie, a jak już trafi się na kawałek publicznego lądu, to stoją tabliczki zabraniające rozbijania namiotów. Moim dzisiejszym problemem była dostępność kempingów na szlaku. Były dwa obok siebie oddalone ode mnie o 130 km jazdy. Zacząłem ciąć dystans i omijać niektóre partie szlaku. Po drodze jednak wymyśliłem, że całkiem zboczę ze szlaku i następnego dnia zobaczę brakującą część. Na jednym ze skrzyżowań tak niefortunnie pojechałem, że wybrałem lokalny szlak nr 1 zamiast EV1. W ten sposób dotarłem do miasteczka, w którym był kolejny kemping. Zdecydowałem, że zatrzymam się na nim.
Jako że było wciąż wcześnie, to ruszyłem na przegapiony odcinek szlaku. Mżawka przybrała na sile i myślałem, że się rozpada, ale szybko przestało. Sam półwysep nie przyniósł niczego zaskakującego. Wróciłem na kemping, a wieczorem rozpadało się.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Kategorie

Archiwum

Moje rowery