Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Chiba

Dystans całkowity:468.08 km (w terenie 0.20 km; 0.04%)
Czas w ruchu:26:57
Średnia prędkość:17.37 km/h
Maksymalna prędkość:53.75 km/h
Suma podjazdów:2123 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:78.01 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Do Tōkyō

60.4103:54
Kolejny dzień piekła. Moja wyprawa zmierza ku końcowi. Chciałem uniknąć lata, ale pomyliłem się o tydzień. Nie mam już planów, więc postanowiłem ruszyć do Tōkyō. Trudno było znieść gorąc. W dodatku drogi były tak fatalne, że pękła kolejna szprycha. Udało mi się znaleźć serwis, choć większość była zamknięta w środy. Wynegocjowałem, że zrobią to w pół godziny z proponowanej całej godziny. Po sprawie okazało się, że naszła chmura burzowa. Dała ociupinę ochłody, ale przeszła bokiem, więc długo się nie nacieszyłem brakiem przeraźliwego słońca. Za to zacząłem czuć tokijski klimat: mnóstwo ludzi, skrzyżowań, ciasnych uliczek, ściśniętych domów, pociągów. Niestety ceną była mozolna jazda.
Kategoria Japonia / Chiba, Japonia / Ibaraki, Japonia / Tōkyō, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Zatoka Tokijska

42.8102:27
Lało całą noc. Dopiero gdy ruszałem, opad zmalał, a na chwilę nawet przestał, choć towarzyszył mi do końca wycieczki. Zejście z góry, na której znajdował się hostel, też nie było proste, bo droga zamieniła się w glinianą maź, która pokryła opony i buty grubą warstwą. Nieważne, ile razy nie czyściłbym roweru, to i tak glina wyłaziła z jakichś zakamarków i chlapała na wszystko. Nawet deszcz nie dawał rady jej usuwać.
Kupiłem sobie parasolkę, żeby robić jakieś zdjęcia aparatem, ale zacinało tak nieprzyjemnie, że nawet nie chciało mi się stawać. Przynajmniej wiatr przez większość czasu był martwy, choć końcówkę zapewnił mi przeszywająco chłodną.
Dojechałem do przeprawy promowej. W biletomacie nie było opcji roweru, więc musiałem skorzystać z okienka. Oczywiście znajomość japońskiego była wymagana. Na obiad kupiłem sobie rybnego burgera – z użyciem biletomatu, a jak! Na promie było podobnie do promów norweskich, tylko obsługa sama przywiązała rower i zabezpieczyła go na wszystkie sposoby.
Dopłynąłem do prefektury Kanagawa. Zaskakująco noclegi w ten weekend były zarezerwowane do ostatniej sztuki. Musiałem zatrzymać się w kafejce internetowej. Te w Japonii oferują boksy z siedziskami, a niektóre także prywatne pokoje z miejscem do leżenia. Przestrzeni jest niewiele. Za późno się zorientowałem, że dostałem pokój dla palących, ale na szczęście – z pomocą innego gościa, który znał angielski – udało się zamienić, choć nowe lokum było o połowę mniejsze.
Wjechałem do nieprzyjaznej części Japonii. Chciałem zostawić na chwilę rower, by zameldować się w kafejce, ale wyskoczyli Japończycy, że nie można. Wiele stref większych miast jest zamknięta dla rowerów, choć na o wiele większe auta blokujące przejazd jakoś nikt nie narzeka. Zrobiło się zbiegowisko i znalazł się ktoś z działającym telefonem, bo mój akurat dziwnym trafem odmówił współpracy. Udało mi się przetłumaczyć to, co chciałem zrobić od początku, czyli zostawić rower na 5 minut, a potem go przeparkować. Parking znalazłem dopiero przy stacji kolejowej. 50 jenów za godzinę. Jutro będę jeden obiad w plecy. A telefon nie wiem, co zrobił, ale wymagał twardego resetu, by znów współpracować.
Miałem cały wieczór wolny, więc wsiadłem do pociągu i ruszyłem do Yokohamy, gdzie chciałem zobaczyć chińską dzielnicę nocą, bo za dnia już ją widziałem. Dużo ludzi. Zrobiłem kilka fotek i wystarczyło ze mnie. Nawet przestało padać, więc jest nadzieja na pogodną niedzielę.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Chiba

Wybrzeżem i górami

117.9006:49
Było pełne zachmurzenie z prognozą przelotnych opadów. Słońce tylko na chwilę przedarło się przez chmury. Wiatr zmienił się i pchał mnie przez cały poranek. I dobrze, bo nie wyobrażałem sobie jechać inaczej, taki był silny.
Wróciłem się kawałek, by zajrzeć do marketu z owocami morza. Potem wjechałem na krajowy szlak wzdłuż Pacyfiku. Koszmarny, jak każdy chodnik dla rowerów. Japończycy nie wiedzą, co to wygoda podczas podróży.
Dotarłem do gór. Tam pierwszym punktem było cmentarzysko pociągów, a właściwie użycie nieużywanych już lokomotyw do celów rozrywkowych. W wybranych wagonach były galerie zdjęć, punkty gastronomiczne, sklepiki i inne. Wagony przegapiły kilka lat malowania, ruda dobiera się do wielu elementów, ale atrakcja dla fanów lokomocji jest. Trochę pogawędziłem z przemiłą starszą panią, która obsługiwała przyjezdnych. Szkoda, że nie znam japońskiego na wyższym poziomie.
W miasteczku Ōtaki moją uwagę przykuł zamek. Chciałem podjechać bliżej, żeby zrobić lepsze zdjęcie, a ostatecznie wylądowałem pod samym budynkiem. Kolejne atrakcje były w sumie rozsiane po górach, w których znalazłem się. Dojechałem do piętrowego tunelu, który powstał, gdy drugi tunel postanowiono wybudować nieco niżej.
Następny był zamek Kururi. Dojazd okazał się strasznie stromy. To kolejny zamek obsadzony sakurą, na której pełne kwitnienie będzie trzeba poczekać jeszcze kilka dni. Niestety była to też ostatnia atrakcja, którą udało mi się zobaczyć przed zmierzchem. Po drodze i tak zauważyłem kilka kolejnych miejsc do odwiedzenia, więc będzie do czego wracać. Tymczasem musiałem jechać nieco dalej niż planowałem, bo jestem gapą i za późno rozejrzałem się za noclegiem. Na miejscu zastałem ciemność i bardzo nietypowy hostel. Położony na uboczu, bez drogi dojazdowej, a na górę prowadziło mnóstwo schodów. Na szczęście właściciel mi pomógł wnieść cały majdan. Dojechałem suchy, ale godzinę później lunęło. Zapowiada się deszczowy weekend.
Kategoria góry i dużo podjazdów, wyprawy / Japonia wiosną 2023, za granicą, z sakwami, setki i więcej, rowery / Fuji, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Chiba

Ohayō

104.0906:05
Dzień dobry. Japonia była zamknięta na turystykę przez niemal 3 lata. Gdy w październiku ogłosili otwarcie się, zacząłem myśleć o kolejnej podróży. Rozważałem wiosnę i jesień. Wypadło na wiosnę. Po wielu przygodach w końcu udało mi się po raz kolejny postawić koła na ziemi japońskiej. Tym razem na trzecim rowerze (wcześniej na kolarzówce i na trekkingu).
Miałem się rozpisywać, ale po prostu streszczę wszystko. Rano wyciągnąłem rower z pudła (zajęło mi to 1,5 godziny w porównaniu do 5 godzin, które spędziłem na przycięciu pudła, aby odpowiadało warunkom przewoźnika i skomplikowanym rozebraniu roweru, aby wcisnąć go w tak mały karton, czego i tak nie weryfikowali) i spróbowałem się wydostać z lotniska, co okazało się dużym wyzwaniem. Zwiedziłem lotnisko, znalazłem kilka kwiatów i po kilku nawrotach mogłem jechać dalej. Było sporo pagórków. Pierwszym celem była tajska świątynia, ale po dotarciu na miejsce okazało się, że stała w remoncie. Przynajmniej po ukończeniu odzyska swój blask.
Mijałem pola uprawne rozciągające się po horyzont. Rolnicy przygotowują je pod nawodnienie zanim zasadzą ryż, więc wkrótce widoki tarasów ryżowych będą atrakcyjniejsze.
Zacząłem mieć problem z indeksowaniem tylnej przerzutki i na podjeździe niemal wkręciłem ją w szprychy. Całe szczęście w porę się zorientowałem. Pewnie podczas transportu coś się uszkodziło, bo rower ogólnie wyglądał na sprawny po złożeniu.
Kolejne na liście było miasto Katori, gdzie w jednej z dzielnic została zachowana dawna architektura. Miejsce nazywane jako Małe Edo (z kolei Edo to dawna nazwa Tōkyō). Objeździłem, obszedłem i obfotografowałem je. Lubię takie widoki.
Ta część Japonii raczej nie jest zbyt turystyczna. Trudno tutaj o obcokrajowców, toteż mało tutaj znaków i napisów po angielsku. Na szczęście funkcja tłumaczenia tekstu ze zdjęcia jakoś działa. Na migi z mieszkańcami, którzy rzadko komunikują się po angielsku, też można się dogadać.
Trafiłem na pierwszą stację drogową Michi-no-Eki. Nie mieli stempli (zazwyczaj każda stacja ma swój unikalny stempel), ale to i dobrze, bo nie udało mi się znaleźć odpowiedniego notesu na dziennik. Zaraz obok biegła droga dla rowerów. Wybudowana na wale rzeki, prowadziła daleko ku ujściu. Jechało się super, choć brakowało widoków.
Odwiedziłem jeszcze kilka miast i w końcu znalazłem notes, który mi pasował. Niestety nastał zmierzch. Zachód nie był spektakularny, ale temperatura spadła. Jak przez cały dzień smażyłem się w 24 °C, że aż opaliłem sobie dłonie, to wieczorem spadło do przyjemnych 13 °C. Niestety całe szczęście z szybkiej jazdy wywrócił do góry nogami wiatr, który teraz wiał mi w twarz.
Dokąd dalej? Mam kilka tygodni, więc z pewnością zobaczę po raz czwarty kwitnienie wiśni w Japonii i odwiedzę miejsca, których nie widziałem podczas poprzednich eksploracji wysp.
Kategoria wyprawy / Japonia wiosną 2023, kraje / Japonia, Japonia / Chiba, za granicą, z sakwami, setki i więcej, rowery / Fuji, po zmroku i nocne

Narita starym szlakiem

138.4707:10
Dzień drugi mojej japońskiej przygody. Wstałem później niż pozostali goście, ale miałem okazję porozmawiać z właścicielem hostelu. Powiedział mi parę przydatnych rzeczy i zażartował, że uciekam przed kwitnieniem wiśni, bo zmierzałem na północ, a wiśnie zaczynały kwitnąć od południa. Nie planowałem w sumie dotrzeć do Japonii w trakcie sezonu kwitnącej wiśni, więc było to miłe zaskoczenie.
Mój plan podróży po Japonii musiałem złożyć wraz z wnioskiem o udział w programie „Zwiedzaj i pracuj”. Miał on być tylko w celu weryfikacji, ale ostatecznie postanowiłem się go trzymać. Ominąłem więc Tōkyō, stolicę kraju, i pokierowałem się na północ. Jako że język japoński posiada własny alfabet (a nawet kilka), na moim blogu będę korzystał z łatwej do odczytania transkrypcji rōmaji (transkrypcja Hepburna).
Musiałem się przepakować, co zajęło mi trochę czasu. Potem jeszcze zatrzymałem się na komisariacie policji, bo wyczytałem w sieci, że należy zarejestrować swój rower. Policjant nie mówił po angielsku, więc wykonał kilka telefonów, w których również ja musiałem wziąć udział. Z tego, co zrozumiałem, rejestracja nie jest obowiązkowa. Potem zauważyłem, że w Japonii określenie bike jest skrótem od motocyklu, a nie od roweru, więc może sam siebie wkopałem, spędzając 2 godziny na darmo.
Było upalnie i późno. Toczyłem się w kierunku miasta Narita, gdy na jednym ze skrzyżowań, próbując skorygować kierunek jazdy, niefortunnie cofnąłem się i wykrzywiłem hak przez przyczepkę, która pojechała w bok. Prowizorycznie go naprostowałem, ale i tak profesjonalna naprawa była konieczna.
W Naricie trafiłem na drogę, po której 2 lata wcześniej spacerowałem przed powrotem do Polski. Ludzi było tak samo dużo, jak wtedy. A ponieważ już raz zwiedziłem to miasto, pojechałem dalej. Chciałem się dostać do rzeki Tone, wzdłuż której ciągnęła się na mapie droga dla rowerów. Okazało się, że to wyasfaltowana ścieżka na wale przeciwpowodziowym. Zrobiło się wietrznie i mniej przyjemnie. Wiosenny upał wydawał się być lepszym wyjściem. Ale przynajmniej nie było tam aut.
Widziałem po drodze wiele różnic względem Polski. Zamiast pól ziemniaków – pola ryżu, zamiast bocianów – żurawie, zamiast jabłek – pomarańcze, zamiast krzyży i figurek przydrożnych – figurki buddyjskie i latarnie sintoistyczne. Ale to dopiero początek. Japonia na pewno zaskoczy mnie jeszcze niejednym.
Dojechałem do informacji turystycznej w mieście Kashima, aby zapytać o mapę wyspy lub regionu. Nie znalazłem żadnej interesującej, a tym bardziej mapy rowerowej. Musiałem sam coś wymyślić. Kontynuowałem jazdę wzdłuż jeziora. Duża ilość asfaltu z kilkoma przerwami wysypanymi grysem pozwalała na szybszą jazdę, choć zakręty zdawały się wydłużać drogę. Gdy się ściemniło, zjechałem na drogę krajową. Byłem spóźniony. Policja zabrała mi za dużo czasu, więc gnałem ile sił w nogach.
Dotarłem do miasta Mito, gdzie czekał na mnie Kota, którego znalazłem przez serwis couchsurfing.com. Bardzo sympatyczny Japończyk, który chciałby objechać Europę na rowerze. Spędziłem z nim i jego siostrą cały wieczór na rozmowie i wymianie doświadczeń.
Kategoria na trzech kółkach, z sakwami, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Chiba, Japonia / Ibaraki, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Konbanwa

4.4000:32
Było wiele przygód, ale wszystko się udało. Przywitałem ziemię japońską ok. godz. 14 czasu lokalnego (różnica to +7 godzin względem czasu letniego). Zeszło mi trochę zanim wsiadłem na rower, dlatego tytuł oznacza z japońskiego: dobry wieczór. Ale oczywiście wszystko po kolei.
Z pakowaniem roweru zeszło mi do czwartej nad ranem. Upchanie trzech kół w jednym pudle było nie lada wyzwaniem. Udało się i byłem z siebie bardzo dumny, choć oczywiście się nie wyspałem. Na lotnisko dotarłem taksówką i byłem jednym z pierwszych w kolejce do odprawy. Leciałem z Air China. Było bardzo wygodnie, prawie jak w liniach All Nippon Airways, a do tego bagaż miałem w cenie – dwie sztuki nadanego, z czego jeden zamieniłem na sprzęt sportowy, czyli mój rower, i też bez dopłaty!
Miałem 4-godzinną przesiadkę w Pekinie. Na lotnisku było strasznie pusto. Nie mogłem wymienić złotówek na chińską walutę, ale w restauracji udało mi się zapłacić kartą. Zamówiłem zupę wonton i kawę. Zwiedziłem chyba całe lotnisko i w końcu poszedłem pod moją bramkę. Zmęczenie wzięło nade mną górę i gdy położyłem się na krześle, zasnąłem. Bagaż w samolocie, ja po odprawie, czekałem tylko na wejście na pokład. Obudziłem się na kilka minut przed zamknięciem. Ale była adrenalina, gdy biegłem do bramki. Udało się bez problemów. Serce waliło. Po kilku kolejnych godzinach wylądowałem na lotnisku Narita.
Co mnie zmartwiło w powietrzu to śnieg na wyspach. Rozciągał się po horyzont i bałem się o początek mojej podróży, ale okazało się, że tylko centralna część kraju jest nim pokryta. Kolejnym zmartwieniem był duży ruch. Auto jechało za autem. Na to już nie mogłem nic zaradzić. Na 127 milionów mieszkańców jest to czymś normalnym.
Po odstaniu w długiej kolejce do bramki imigracyjnej, potem jeszcze celnej – w końcu byłem wolnym mieszkańcem kraju. W lutym złożyłem wniosek o udział w programie „Zwiedzaj i pracuj”, który pozwala na roczny wyjazd do Japonii (działa również w drugą stronę i Japończyk może przylecieć na tych samych zasadach do Polski). Po spełnieniu wielu warunków, zebraniu tony dokumentów i kilku zawahaniach odebrałem swoją wizę i mogłem polecieć do Japonii na cały rok. Jeszcze tylko informacja z firmy, czy praca zdalna przez rok jest przez nich akceptowalna, założenie własnej firmy (umowa o pracę przestała być korzystna), zebranie sprzętu, znalezienie noclegów i mogłem czekać na wielki dzień.
W Japonii byłem 2 lata temu, ale z plecakiem. Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać. Dodatkowo interesowałem się tym krajem od kilku lat. Przez jakiś czas nawet chodziłem na kurs języka japońskiego. Gdy przyszło mi wymienić pieniądze, za 1,5 tys. zł dostałem tylko 33 tys. jenów. Około 20 tys. mniej niż kiedyś. Straszna różnica. Chyba że to cena na lotnisku była niekorzystna.
Ze składaniem roweru miałem większy kłopot. Nie było do tego wyznaczonej przestrzeni, jak na Islandii, ale Japonia jeszcze nie jest aż tak popularna wśród rowerzystów, więc wciąż nie opłaca im się. Spędziłem kilka godzin na wyciąganiu tego, co włożyłem do kartonu 2 dni wcześniej. Miałem porysowaną ramę i lekko scentrowane koło, ale żadnych więcej szkód. Byłem gotowy do odjazdu przed godz. 19, czyli już po zmroku. Karton, za instrukcją z punktu informacji, zostawiłem pod śmietnikiem. Pomyślałem, że przez rok nikt by go nie przechował tak tanio.
Pierwsze metry po Japonii to wielki strach. Ruch lewostronny był dla mnie abstrakcją. Przełączenie się zajęło mi kilka minut, ale potem jechałem coraz pewniej i szybciej. Niestety ruch pozostawał duży i korzystałem z chodników, przy których w sumie stały znaki zezwalające na jazdę rowerem. Nie były jednak zbyt wygodne. Dużo piachu, kamyczków i krawężniki.
W oddali mogłem rozpoznać Tōkyō. Niebo nad tym miastem było tak jasne, że ani jednej gwiazdy nie dało się dostrzec. Temperatura spadła bardzo nisko, a odczuwalna w ogóle oscylowała w okolicach zera. Dojechałem do hostelu, który okazał się być prywatnym domem z pierwszym piętrem przeznaczonym dla gości. Szkoda, że karton zostawiłem na lotnisku. Pewnie mogłem się dogadać i zostawić go tutaj.
Kategoria na trzech kółkach, z sakwami, po zmroku i nocne, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Chiba, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery