Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1285.07 km (w terenie 166.22 km; 12.93%)
Czas w ruchu:44:58
Średnia prędkość:22.18 km/h
Maksymalna prędkość:53.40 km/h
Suma podjazdów:5485 m
Suma kalorii:10561 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:98.85 km i 3h 44m
Więcej statystyk

Po Poznaniu, część 15

25.9901:14
Coś ta pogoda ostatnio nie dopisuje. Gdy wracałem dzisiaj z pracy, niebo wyglądało jakby lada chwila miało lunąć. Ponieważ nic nie spadło, to wyszedłem tuż przed zmrokiem przejechać się szlakiem rowerowym wzdłuż zachodniego klina zieleni. A ponieważ było mi mało, to zacząłem jechać w stronę Malty. Zawróciłem, gdyż zaczęło kropić, a w połowie drogi do domu – padać. Przeczekałem to w jednym z tych niebezpiecznych tuneli na drodze dla pieszych i rowerów, którą jechałem.
W poniedziałek dałem rower do serwisu, aby w końcu zrobili mi gwinty w bagażniku, bo jakby tak w trasie z sakwami coś się stało, nie byłoby to ciekawe urozmaicenie wycieczki. Jeden gwint był całkiem zerwany, a drugi tylko do połowy. Wymienili tylko jeden z nich, bo mechanik powiedział, żeby zostało tak, jak jest. Poprosiłem też, aby zajrzeli do napędu, aby dojść do tego, co powoduje to stukanie. Dokręcił tylko piastę w tylnym kole, co uznał za powód stukania. Dowiedziałem się też tego, co już wiedziałem – mam zajechany napęd, a przedni amortyzator jest do wyrzucenia. Powiedział też, żebym zajeździł ten rower i komuś go opchnął. Sam się zastanawiam nad kupnem nowego, najchętniej MTB, bo chciałbym spróbować czegoś nowego. Z drugiej strony szkoda mi porzucać rower trekingowy, ponieważ bardzo lubię długie wyprawy. Przyszły sezon zapowiada się kosztownie.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Sierpień 2014

287.55
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Pociągiem przez Krzyż

150.8706:37
Brzydka pogoda nie ustępuje. Dzisiaj wyjątkowo miało nie padać, dlatego postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Gmin w zasięgu ręki jest coraz mniej, dlatego postanowiłem pojechać pociągiem. Ze względu na zachodni wiatr, za cel obrałem Wolsztyn. Niestety, ale z powodu jakiegoś remontu dojazd zajmuje teraz ok. trzech godzin i trzeba się raz przesiąść. Wybrałem więc inny cel – Krzyż Wielkopolski.
Zaplanowałem zaliczyć dzisiaj kilka nowych gmin. Z Krzyża pojechałem lasami do Drezdenka. Przejechałem po moście Baileya na Drawie w Łokaczu Wielkim, jechałem drogami przez wielkie bory, które przypomniały mi lasy lubińskie. Myślę, że to nie była moja ostatnia wizyta w tych rejonach.
Gdy jechałem do Wielenia, martwił mnie boczny wiatr. Specjalnie wybrałem zachód, aby mieć lekką jazdę, a tutaj taka podłość. Przynajmniej chroniły mnie lasy, a właściwie puszcza, najbardziej pociągająca ze wszystkich atrakcji na dzisiaj – Puszcza Notecka. Przeolbrzymi kompleks leśny, drugi taki w Polsce (zaraz po Borach Dolnośląskich). Chciałbym go przemierzyć wzdłuż i wszerz, ale jest on tak daleko, że mogę sobie pozwolić na wycieczki najwyżej 2 razy w tygodniu, a jeszcze trzeba pogodzić chęć zdobywania gmin, to już całkiem brakuje nóg.
W Rosku za Wieleniem znalazłem czynny sklep i gdy się zatrzymałem, zobaczyłem wielką, czarną chmurę sunącą się od zachodu. Sklepikarz powiedział, że zaraz będzie padać, a ja jednak ufałem prognozie meteo.pl. Żeby zaliczyć kolejną gminę, skręciłem w stronę Puszczy Noteckiej. Równymi asfaltami oraz wygodnymi leśnymi drogami dojechałem do Lubasza. Za tą wsią zobaczyłem znak stromego zjazdu. Wcale stromy nie był, bo gdy zaczęło padać, to musiałem mocno pedałować, aby nabrać sensownej prędkości. W Czarnkowie, po kilku minutach jazdy w deszczu, znalazłem przystanek z wiatą i odczekałem na nim pół godziny, aż przestanie lać.
Jak zawsze, jazda po kałużach nie jest najwygodniejsza. Zwłaszcza gdy trzeba jechać pół metra od krawężnika, aby jazda była bezpieczna (kałuże mogą być groźniejsze od kierowców aut). Wiatr na szczęście zmalał, a kałuże znikły, więc najwidoczniej na południu nie padało. Niestety przegapiłem mój skręt, a chciałem pojechać drogami terenowymi obok Biedruska. Dojeżdżając do Obornik już nie chciało mi się wydłużać drogi, zwłaszcza że zapadał zmrok.
Postanowiłem wrócić do Poznania drogą krajową, bo ma ona w miarę szerokie pobocze. W Obornikach udało mi się znaleźć właściwą ulicę, ale musiałem zmierzyć się z kretyńskimi drogami dla rowerów, bo ktoś wymyślił sobie, aby postawić kilka znaków zakazu wjazdu rowerem. W Suchym Lesie skręciłem na boczne ulice, oczywiście bez czekania na światłach, które nie widzą rowerzystów. Na ostatnich metrach terenu znalazła się przeszkoda – ogrodzony teren budowy, który ostatnim razem pokonałem po prostu przejeżdżając przezeń. Dzisiaj ktoś się tam kręcił i słychać było dźwięk agregatów, więc ominąłem ogrodzenie.
Aaa, mam nowy telefon. Od teraz moje zdjęcia będą ciut lepszej jakości. Jest to Pentagram Monster P430-1 z olbrzymią baterią, dzięki czemu nie będę się tak bardzo martwił o prąd w trakcie dłuższych wypraw. Nie wiem jeszcze jakiej jakości jest zamontowany moduł GPS, ale telefonu będę używał głównie do robienia zdjęć. Postarałem się o nowy sprzęt, bo poprzedni nie trzymał się najlepiej.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Tylko do Biedruska

28.9701:30
Pogoda wygląda, jakby pojawiła się nagła jesień. Od kilku dni jest 11–12 °C rano, gdy jadę do pracy. Po pracy dzisiaj także nie było zbyt ciepło, ale pomyślałem, aby się odrobinę rozruszać.
Wybrałem się terenami szlakiem rowerowym w stronę Biedruska. Planowałem pokręcić się po Zielonce, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego, bo jakoś nie czułem się na siłach. Chyba się przeziębiłem. Przejechałem przez Biedrusko i wróciłem do Poznania drogami asfaltowymi.
Dętka, którą niedawno kupiłem w Martes Sport nie trzyma powietrza. Co kilka dni muszę ją dopompować. W dodatku zauważyłem jakieś paskudne defekty na oponie. Przecież nie miała ona częstej styczności z ciężkim terenem, więc jakim cudem po czterech miesiącach wygląda jak po ponad roku użytkowania? Opony Schwalbe są słabe. Wrócę do Meridy. Jeździłem na oponach tej firmy przez ponad 12 tys. km, a mogłem i dłużej (na majówkę wolałem wybrać się na oponach z bieżnikiem). W ogóle zastanawiam się, czy jest jeszcze sens inwestowania w ten rower. Z drugiej strony nie mam pojęcia jaki rower mógłbym wybrać. Myślę o MTB, ale szkoda takiego roweru, bo nie mógłbym go w pełni wykorzystać. Jeszcze nie wiem dokąd wyjadę, gdy skończę z Poznaniem. Marzą mi się góry.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Objezierze

66.1003:27
Późnym popołudniem miało padać, dlatego nie wybrałem się daleko. Wydawało mi się, że jest chłodno, więc wziąłem bluzę, ale wyszło, że ubrałem się za ciepło. W samej podkoszulce było z kolei za zimno, dlatego nie jechałem dzisiaj zbyt szybko. Wręcz leniwie.
Ruszyłem szlakiem rowerowym do rezerwatu Gogulec, a dalej do Chludowa wzdłuż granicy poligonu. Na drodze krajowej zatrzymało mnie skrzyżowanie, które nie uznaje rowerzystów. Nie zobaczyłem na nim zielonego. W międzyczasie wpadł mi do głowy pomysł, aby pojechać aż za Oborniki, do Połajewa i Ryczywołu, ale chmury wybiły mi ten pomysł, przypominając o prognozie pogody. Pojechałem do Objezierza. Wybrałem tę wieś na mapie, ponieważ zaznaczona była jako zawierająca cenne obiekty, a jest ich tam trochę. Nie chciało mi się szukać wszystkich, dlatego zobaczyłem stary kościół św. Bartłomieja, Dom Ludowy, a także mury pałacu Węgorzewskich (jest tam teraz szkoła, więc chyba nie da się zobaczyć tego obiektu z bliska). Zaraz za wsią znajdują się stawy hodowlane.
Ciekawił mnie jeden las, który wyglądał, jakby pokrywał stożkowate wzgórze. O dziwo moja droga zaprowadziła mnie tuż obok. Zawiodłem się, ponieważ nie ma tam żadnego wzgórza. Las po prostu łagodnie przechodzi od niskich drzew do wysokich, tworząc złudzenie wzniesienia. Do Poznania wróciłem szlakiem wzdłuż zachodniego klina zieleni. Kolejny dzień padało nie tak mocno, jak się obawiałem.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W sercu Zielonki

72.7903:35
Przyszedł długi weekend. Miałem plan, aby wykorzystać go i odwiedzić Legnicę. Niestety, deszczowa prognoza pogody zepsuła ten plan, który odłożyłem na kolejny, niestety krótszy weekend. Dzisiaj miało padać wieczorem, więc nie planowałem żadnego długiego wyjazdu. Ot pokręcić się po Zielonce i zbadać parę dróg, które na mapie zostały niedokładnie narysowane. Temperatura była idealna.
Wyruszyłem jedyną drogą terenową do Murowanej Gośliny, a stamtąd przez Boduszewo leśną drogą do Głęboczka. Dalej, w kierunku Huciska, pojechałem starym, zielonym szlakiem pieszym i następnie po starym asfalcie do serca puszczy – Zielonki. Żeby zbyt szybko nie wracać do domu, ruszyłem w kierunku Dąbrówki Kościelnej i wjechałem na drogę, której nawet nie ma na mapie. W całej puszczy (jak i przed nią) spotkałem wielu rowerzystów, ale żaden nie odpowiedział na moje pozdrowienia. Tylko wlepiają te swoje cielęce oczy we mnie jakby pierwszy raz widzieli obcego człowieka, a przecież z wyglądu nie różnię się od żadnego z tych prostaków.
W kierunku Poznania jechałem prawie prostą drogą. Jedynie do nawierzchni mógłbym mieć uwagi, bo jechało się ciężko. Zwłaszcza że na horyzoncie rozciągała się monstrualna chmura burzowa, jej czerń rozlewała się tak mocno, że nie dało się rozróżnić granicy między chmurami i ziemią. Po takim widoku zacząłem jechać ponad 30 km/h, aby dotrzeć jak najdalej zanim się rozpada. W Poznaniu spotkałem średniej wielkości kałuże, więc musiałem się spóźnić na deszcz. Póki nie padało, zrobiłem rozjazd po lesie komunalnym. Gdy wróciłem do domu, to dopiero po pół godzinie zaczęło... kropić. A tak straszyło.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Do sklepu w Środzie Wielkopolskiej

81.5403:46
Bezpośrednio z biura wyruszyłem dzisiaj do Środy Wielkopolskiej, aby odebrać zamówienie z tamtejszego sklepu. Na niebie wisiały ciężkie chmury. Było chłodno.
Wydostanie się z miasta wyszło mi nawet łatwo. Za miastem jechałem asfaltami, ale żeby skrócić sobie drogę, to także polnymi drogami. Szkoda, że mało kto tamtędy jeździ, bo przedostanie się przez teren zajęło mi więcej czasu niż mógłbym poświęcić na jeździe dłuższą drogą po asfalcie. Na szczęście udało mi się dotrzeć do sklepu zanim został zamknięty.
Po tamtejszych drogach terenowych pozostał niesmak, dlatego zrezygnowałem z powrotu nimi. Dostanie się do Poznania już nie było takie łatwe ze względu na bezużyteczną drogę ekspresową. Trzeba było kombinować, aby się przedostać na jej drugą stronę. Widziałem dziesiątki wielkich magazynów, przejechałem nad kolejową stacją towarową Poznań Franowo, która jest podobno największa w Wielkopolsce, aż w końcu dostałem się do znanych ścieżek. Do domu dojechałem po zmroku.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, po zmroku i nocne, rowery / Trek

Próba przed Poznań Bike Challenge

108.0704:17
W końcu udało mi się zorganizować do pokonania trasy wyścigu, który odbędzie się 13 września. Nie czułem się jakoś mocno zmęczony po wczorajszej długiej wyprawie, więc postanowiłem pokonać w jak najkrótszym czasie dzisiejszy odcinek. Nie planowałem pokonać trasy maratonu w całości, ponieważ część dystansu prowadzi po mieście i będzie odbywać się pod prąd na zamkniętych dla ruchu ulicach jednokierunkowych.
Jako że temperatura była podobna do wczorajszej, to ociągałem się z wyjściem do godz. 15. Było wtedy nieco ponad 30 °C. Ruszyłem, rozgrzewając się powoli – standardową drogą przez Stare Miasto na Maltę. Spod jeziora zacząłem swoją próbę. Najpierw dość leniwie, ponieważ zacząłem odczuwać wczorajszy wysiłek. Potem jednak przyłożyłem się do pedałowania, mimo że wiatr nie sprzyjał. Pobocza oraz drogi dla rowerów były wyjątkowo słabe, ale jezdnia wyglądała na porządną. Ciekaw jestem, jak to wydarzenie będzie wyglądać przy kilku tysiącach uczestników (planują udział 2 lub 3 tys.). Dziesiątki dróg będą zamknięte na 6 godzin w kilku gminach, czego nie mogę sobie teraz wyobrazić.
Zjechałem z drogi do Gniezna, wiatr zaczął wiać w plecy. Nawierzchnia powoli przestawała być wygodna, ale dawałem z siebie wszystko. Chmury, które od pewnego czasu otaczały mnie, zasłoniły słońce. Temperatura niewiele spadła, ale jechało się lepiej w takich warunkach. Do czasu, bo na 77 kilometrze zaczęło kropić. Zatrzymałem się pod drewnianą wiatą przystanku. Z początku padało niewinnie, nawet myślałem o kontynuowaniu jazdy, ale potem tak lunęło, że cieszyłem się z suchego kącika. Po pół godzinie niebo się przejaśniło, deszcz ustał i ruszyłem. Nie dojechałem daleko, gdy znów lunęło. Na szczęście był kolejny przystanek, na którym przeczekałem burzę do końca. Zrobiło się chłodno i temperatura spadła poniżej 20 °C.
Nie wiem, jak kałuże wpłynęły na moją jazdę. Czy dodały energii, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, czy może spowolniły mnie. Wiem tylko to, że po 100 km znalazłem się w Poznaniu i miałem średnią 25,8 km/h. Gdyby odjąć rozgrzewkę, to moje statystyki byłyby jeszcze lepsze. Po Poznaniu nie da się jeździć i średnia spadła jeszcze zanim zacząłem rozjazd. Myślę, że na mecie znajdę się w pierwszej setce. Ważne, abym nie przeciążał się. Moim limitem jest 26-28 km/h po prostej i 32 km/h z wiatrem takim jak dzisiaj. Liczę, że pogoda za miesiąc dopisze.
Kategoria kraje / Polska, Puszcza Zielonka, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Międzychód

189.4407:48
Zapowiadał się pogodny dzień, więc postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Już od dawna planowałem załatać kilka dziur na mapie zaliczonych gmin, dlatego dzisiaj skierowałem się na Międzychód. Wiatr miał mi pomagać.
Z miasta wyruszyłem szlakiem rowerowym R-2 wzdłuż zachodniego klina zieleni. W dziwny sposób znalazłem się na plaży Jeziora Rusałka. Musiałem przegapić jakiś skręt, chociaż nie pierwszy raz jechałem tym szlakiem. Kolejne utrudnienia były przy następnym jeziorze – Strzeszyńskim, ale tam problemem jest nieumiejętnie poprowadzony szlak rowerowy. Ciekawe, jak często zdarzają się tam wypadki.
Do Szamotuł dojechałem prostą drogą i miałem z wiatrem. Po problemach orientacyjnych podczas wyjazdu z miasta zaczęły się problemy ze zmieniającym kierunek wiatrem. Miał przez pół dnia wiać ze wschodu, potem przez kilka godzin z południa i w końcu – do nocy – z zachodu. Najwidoczniej zbyt mocno się ociągałem z wyjściem z domu, bo wiatr zaczął się zmieniać w połowie drogi do celu.
Chmury kłębiły się coraz większe, aż w Międzychodzie zasłoniły słońce. Na szczęście powrót do Poznania miałem zapewniony z wiatrem w plecy, co, sumując ze wcześniej wspomaganą jazdą, dawało nawet ładną średnią. Wjechałem na drogę krajową, która ma szerokie pobocze. Gdy mi się znudziło, to zjechałem na boczne drogi. I tak nie miałem wyjścia, bo droga od Tarnowa Podgórnego do Poznania jest męcząca. Wolałem pojechać inną trasą, chociaż też nie trafiło mi się najlepiej, przez co mocno się irytowałem na drogach dla rowerów. Poznań trzeba omijać szerokim łukiem. Szkoda, że ja tam mieszkam.
Kategoria terenowe, kraje / Polska, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Trochę dalej niż po Poznaniu

40.8101:49
Znudziła mi się jazda tylko po Poznaniu. Musiałem wyrwać się gdzieś dalej. Pomyślałem o Biedrusku. Było dzisiaj cieplej niż wczoraj, ale że wyszła wycieczka wieczorna, to i temperatura zdążyła spaść. Doczekałem się w końcu bidonu Isostara.
Ruszyłem, jak zwykle, przez las komunalny. Tuż przed nim była wielka kałuża. Teraz wiem, dlaczego krany były zapowietrzone. Przejechałem oczywiście bokiem. Do Biedruska nie było niczego ciekawego, za tą miejscowością w sumie też. Za Bolechowem skręciłem w polną drogę, po której prowadzi szlak Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba. Potem przez Annowo, do którego biegnie wyłożona okrągłym kamieniem droga, ruszyłem w kierunku Czerwonaka. Jako że byłem nieopodal Dziewiczej Góry, to stwierdziłem, że chcę na nią wjechać. Znów trafiłem na Drogę św. Jakuba i, po kłopotach orientacyjnych na leśnym parkingu, wjechałem w pierwszą ścieżkę, po której udało mi się dojechać na sam szczyt. Niestety, wieża widokowa była od dwóch godzin zamknięta, więc niczego nie zobaczyłem. Zjechałem za to po kamienistej drodze. Gdy nawierzchnia się polepszyła, posunąłem ponad 50 km/h w dół bez pedałowania. Wydawałoby się, że taka marna górka, a jednak ma charakter. Do domu wróciłem standardową drogą.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Zielonka, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery