Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2016

Dystans całkowity:608.01 km (w terenie 17.58 km; 2.89%)
Czas w ruchu:15:19
Średnia prędkość:19.76 km/h
Maksymalna prędkość:39.50 km/h
Suma podjazdów:1219 m
Suma kalorii:3380 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:152.00 km i 5h 06m
Więcej statystyk

Luty 2016

  305.40 
Dojazdy do pracy.
Kategoria rowery / Trek, kraje / Polska

Pętla: Poznań – Obrzycko – Rogoźno

  140.24  07:03
Niedzielny poranek upływał szybko, ale spiąłem się, wzrokiem obwiodłem kilkakrotnie mapę w poszukiwaniu nieznanych dróg i pojechałem. Miał to być przyjemny dzień ze zwyczajną podpoznańską pętlą.
W drodze do Szamotuł zaczepiłem o zachodni klin zieleni i tym samym odrobinę terenu. W Kiekrzu skończyli remont drogi, tworząc niby-drogę dla pieszych i rowerów. Typowe niedbalstwo polskiego projektanta-nieuka, którego wiedza zatrzymała się gdzieś na epoce PRL-u. Wysokie krawężniki, frezowana kostka Bauma, brak przejazdów dla rowerów czy znaki postawione w losowych miejscach to typowe błędy takich „inżynierów”. Całe szczęście, że po ostatniej nowelizacji prawa o ruchu drogowym zostało to wyjaśnione, że rowerzysta nie ma obowiązku poruszać się po współdzielonej drodze dla pieszych i rowerów. A niech no mi któryś zwróci uwagę.
Potem bez rewelacji przez Szamotuły, Obrzycko i Puszczę Notecką (ale wyjątkowo po asfalcie) w kierunku Rogoźna. Kombinowanie mi za bardzo nie wyszło, bo wiatr wiał z północnego-wschodu, więc ten ostatni odcinek był cięższy. Tuż przed Rogoźnem na krajowej jedenastce wciąż straszy głupota polskiej myśli inżynierii drogowej. Zakaz wjazdu rowerem, a droga dla rowerów oddalona od szosy głębokim i brudnym rowem. W dodatku kawałek dalej, na moście, zerwali połowę nawierzchni i ustanowili ruch wahadłowy. Co z rowerzystami? Oczywiście mieli ich w najciemniejszym miejscu. Przedostałem się w chwili, gdy obie strony miały czerwone światło. Patrząc na to, co się tam dzieje, nawet nie przechodzi mi przez głowę myśl, że może pojawić się tam szerszy chodnik (wcześniej było zwężenie – aż pół metra).
Zostało mi 40 km do domu. Zaczął zapadać zmierzch. Temperatura rano wynosiła 5 °C, potem w słońcu nawet dochodziło do 10 °C, ale wieczorem spadło do 0. Na szczęście walkę z wiatrem miałem za sobą, więc spokojnie dojechałem do domu, zahaczając o kilka osiedli. Droga dla rowerów na moście Lecha wciąż jest w teorii zamknięta. Ile to się jeszcze będzie ciągnąć? Drugą Kaponierę tam budują?
Wczoraj wybrałem się do Wrocławia na Międzynarodowe Targi Turystyczne. Szukałem pomysłu na majówkę. Co roku odwiedzam naszych południowych sąsiadów, ale może tym razem mój wzrok skieruję bardziej na zachód, na Czechy. Teraz zorientowałem się, że nie widziałem mojego roweru od piątku. Przerwałem prawie dwumiesięczny cykl codziennej jazdy.
Po ostatnim fikołku skręcanie rowerem przestało być przyjemne, bo zacząłem zahaczać butem o przednie koło, a w zeszłym tygodniu to nawet połamałem nowiuśki błotnik. Tym sposobem zraziłem się do sztywnego widelca i już zamówiłem amortyzator Santoura. Mam ogromną nadzieję, że będzie mi służył dużo dłużej niż poprzedni. Z pewnością zacznę dbać o jego konserwację.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Puszcza Notecka, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Grunt to się trzymać

  54.78  02:58
Chciałem jakąś setkę, ale wyszła wycieczka z niespodzianką. W dodatku zima wraca. Albo nie zima, bo wczoraj była silna mgła. (Czy może mgła występuje też w ujemnej temperaturze? Kompletnie się nie znam).
Plan był taki, aby lasami pojechać na południe do Śremu, potem drogami, których nie znam do Czempinia i z powrotem do domu. Skierowałem się na początek na drugą stronę Warty, aby potem wrócić przez Starołękę na Dębinę. Gdy próbowałem zrobić to ostatnim razem, spotkałem się z blokadą przejścia. Po kilku miesiącach przebudowano cały most. Były nawet głosy poparcia dla budowy drogi dla pieszych i rowerów, ale na nowiusieńkim moście zmieścili tylko wąziutki chodnik. Chociaż i tak ledwo widoczna tabliczka obok wejścia ostrzega o ciągłych pracach i zakazie wstępu, co ignorują wszyscy – fizycznej blokady wszak nie ma.
Skoro już udało mi się dostać do Dębiny, to pocisnąłem starymi, nielubianymi chodnikami do Lubonia, aby wjechać tam, gdzie mnie dawno nie było – w teren i to do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle w terenie jeździłem, a w parku narodowym to mnie już rok nie było. Niestety nie cieszyłem się długo, bo w pewnym momencie przednie koło zablokowało się, a ja przeleciałem przez kierownicę. Wylądowałem nawet dobrze, bo tylko jedno miejsce sobie stłukłem. Na nieszczęście było nim kolano. To zdecydowało o odwrocie. Naprawiłem uszkodzenia w rowerze (ale do tej pory nie wiem, jak to się stało, że koło stanęło jak wryte) i ruszyłem dalej, żeby wyjechać z terenu i przez Puszczykowo wrócić do Poznania. Coś mi jednak nie pasowało. Wciąż miałem wrażenie, że zmieniła się geometria roweru, bo kierownica jakoś inaczej się zachowywała podczas skrętów. Obawiam się, że mogłem wygiąć widelec. Zdjęcie roweru zrobiłem po, więc nie mam żadnego porównania z tym, jak widelec wyglądał wcześniej.
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek, Wielkopolski Park Narodowy

Niewierz

  107.59  05:18
Południowy wiatr nie dawał mi dużego wyboru. Wybrałem zachód, jako że najłatwiej tamtędy wydostać się z Poznania. Nie miałem szczególnego planu. Na mapie spojrzałem, gdzie moje koło jeszcze nie stanęło i wybrałem Pniewy oraz powrót przez Lwówek.
Planowałem dzisiaj pójść na Festiwal Na Szage, jednak zmieniłem zdanie. Chciałem się tam wybrać tylko dla dwóch interesujących mnie prezentacji, jednak znalazłem ich szczegółowy opis w internecie i rozmyśliłem się. Przeczytam je w przerwie na kawę. Zaoszczędziłem trochę pieniędzy, bo wstęp jest płatny, no i obawiałem się, że po prezentacjach mogło mi się nie chcieć jechać gdzieś dalej.
Nie miałem ochoty wjeżdżać na drogę krajową, więc do Tarnowa Podgórnego skierowałem się drogami o małym natężeniu ruchu. W Kiekrzu zatrzymał mnie pociąg, więc w oczekiwaniu na otwarcie rogatek pojechałem do lasu komunalnego. Wytelepało mną na kamieniach, ale taki tam spokój, i ptaki słychać. Wiosnę czuć.
W Tarnowie wjechałem na krajówkę. Było pobocze – szerokie i w miarę czyste. Do tego znaczna większość ruchu kierowała się na Poznań. Myślałem, że w weekend się raczej ucieka z miasta, a nie przeciwnie. Ostatecznie nie dojechałem do Pniew. Zrezygnowałem na 12 km przed miastem, kierując się na Buk. Chociaż i on był zagrożony, ale przekonałem siebie, że odpuszczenie sobie jednego celu jest wystarczające i dojechałem do końca. W międzyczasie zaliczyłem Niewierz, bo pomyliły mi się ronda na mapie i zorientowałem się, że jadę do Lwówka dopiero po kilku kilometrach. Na drodze wojewódzkiej do Poznania znaczny ruch biegł w przeciwnym kierunku. Może taka pora, że już wracali? Do Poznania dojechałem zmęczony, ale przed zmrokiem. Jeszcze trochę i będę wychodził z pracy bez włączania świateł. Szkoda tylko, że kondycja mi spadła.
W tym tygodniu przyszła do mnie paczka z częściami zamiennymi do napędu oraz sakwami. Zdecydowałem się na Crosso. Jeszcze ich nie testowałem, ale zaufam testom innych rowerzystów. Zamówiłem też worek Dry Bag. Teraz się z siebie śmieję, że mam nieprzemakalny śpiwór. Nie wiedziałem, że 80-litrowy będzie taki duży, a rozważałem też największą wersję. Strasznie wolno mi idą przygotowania. Zaczynam się wahać.
Kategoria Polska / wielkopolskie, setki i więcej, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery