Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:409.87 km (w terenie 65.15 km; 15.90%)
Czas w ruchu:20:26
Średnia prędkość:20.06 km/h
Maksymalna prędkość:54.70 km/h
Suma podjazdów:2978 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:40.99 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Sylwester 2013

44.3002:49
Postanowiłem, że w tym roku dołączę do rowerowego sylwestra, więc wróciłem po świętach wcześniej. Dawno byłem na rowerze i odczułem zmęczenie, gdy wsiadłem na niego dzisiaj. Niestety w najbliższym czasie nie będę mógł często korzystać z niezimowej pogody, ponieważ jestem w trakcie pisania pracy dyplomowej.
Umówiłem się z Bożeną w parku. Dotarłem jako pierwszy i pokręciłem się trochę po tamtejszych ścieżkach. Po drodze dotarli Bożena z Jarkiem. Niestety nasza grupa nie była liczna, ale reszta na pewno była zajęta innymi sprawami. Pojechaliśmy standardowo w stronę Górzca, aby urządzić tam ognisko. Po drodze spotkaliśmy Piotrka na "szosie" z jego ekipą. W Słupie Jarek ruszył przodem, żeby przygotować miejsce. Niestety na szczycie było zbyt wietrznie, więc wyszło, że po raz kolejny będzie to Bogaczów.
Było zimno, ok. 2 °C, a do tego mokro, więc i drewno chciało się łatwo palić. Mimo wszystko kiełbaski udało się upiec, uczciliśmy zakończenie tego sezonu i nawet nie zauważyłem kiedy zapadł zmrok. Powrót w ciemnościach (ale ze światłami), bo księżyc jest w nowiu. Po drodze widać było dużo fajerwerków. Za Bielowicami zatrzymał nas wystraszony pies, ofiara sylwestra. Szedł za nami aż za Warmątowice.
Podsumowując ten rok – przejechałem ponad 10,5 tys. km, pobiłem swój rekord długości jednej wycieczki (ponad 380 km, z trzechsetnych wypadła jeszcze jedna na ponad 330 km), zdobyłem kilka szczytów (schronisko PTTK na Turbaczu – 1283 m, Biały Wag – 1220 m, Smrek – 1123 m, Wierchporoniec – 1105 m, Kwaczańska Przełęcz – 1070 m, Przełęcz Okraj – 1046 m, przełęcz Średnica – 1023 m, Wielka Sowa – 1015 m, Chełmiec – 851 m, Zbójnicka Góra – 828 m, przypadkowo Trójgarb – 778 m, Ślęża – 718 m), wykonałem wiele planów i celów. Wybrałem się na wakacyjną, 4-dniową wyprawę pod namiot, choć planowałem majówkę na 7 dni. Zaliczyłem kilkaset gmin, co jest nadal ułamkiem, ale podobno przed czterdziestką uda mi się wykonać cały plan i zwiedzić lub przejechać przez wszystkie zakątki Polski.
Planów na przyszły rok nie mam, ponieważ z racji końca studiów i ofert pracy nie wiem jak potoczy się moja przyszłość. To najpewniej kwestia kilku tygodni. Postanowień także nie robię. Planuję jedynie zdobyć 400 km w ciągu jednego dnia. Myślę jednak, że w nowym roku nie będę szalał i wyjeżdżę sporo mniej kilometrów niż w tym sezonie. Mogę się też mylić, ale czas pokaże.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, ze znajomymi, kraje / Polska, Park Krajobrazowy Chełmy, rowery / Trek

Przed Bożym Narodzeniem

24.8101:03
Jest trochę za połową grudnia, a mam już 2 razy więcej kilometrów niż w całym listopadzie. Byłem dzisiaj tak zajęty, że wyszedłem przejechać się dopiero po zmroku. Niestety akurat wiatr się wzmógł, a termometr wskazywał jedynie 0,2 °C. Nie zniechęciło mnie to do przejechania się przez Legnickie Pole, które uznałem za najbardziej optymalne, uwzględniając kierunek wiatru. Wiało z południa, więc droga od wzgórza za Gniewomierzem do Legnickiego Pola nie była łatwa. Później od Księginic męczył mnie wiatr boczny.
Myślę, że to nie będzie ostatnia wycieczka w tym roku, dlatego podsumowanie zostawię na następny wpis lub kolejny sezon. Jeszcze nie mam pomysłu jaki postawić sobie cel na nadchodzący nowy rok. Jeszcze mam czas, żeby to wymyślić.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Miłogostowice

27.0501:09
Jesień nie odpuszcza. Wyszedłem, żeby dociągnąć do 10,5 tys. km w tym roku. Teraz mógłbym postawić sobie za cel 11 tys., jednak jeszcze tylko jutro pokręcę, w piątek ma być jakiś deszcz, a w sobotę jadę na święta.
Było chłodno, nieco ponad 1 °C. Jechałem w stronę Bieniowic i myślałem, żeby zawrócić, ale w końcu przekonałem siebie, że mogę dojechać do końca. Moim planem na dzisiaj były Miłogostowice, także dotarłem tam pospiesznie. Wydawało mi się jakby wiatr wiał ciągle w twarz, jednak było to tylko lodowate powietrze tworzące opór. W Miłogostowicach kusił mnie skręt w kierunku leśnych dróg, które już poniekąd znam. Ze względu na temperaturę zrezygnowałem. I tak podczas jazdy asfaltem na południe, przez las, temperatura spadła do 0,5 °C. Zauważyłem przede mną rowerzystę, ale gdy ten spostrzegł mnie, przyspieszył. Wjechał w teren do Pawic. Miałem dzisiaj robić wyłącznie asfalt, ale skusiłem się, żeby go dogonić. Nie udało mi się. Jak na złość nadal nie rozsunęli gruzu, który nawieźli na tę drogę kilka miesięcy temu. A był to mój ulubiony teren.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Ziemnice

21.3100:54
Kolejny pogodny dzień tej późnej jesieni. Cieplejsze ubrania jeszcze nie zdążyły wyschnąć po niedzielnej wycieczce, ale znalazłem moje stare, w których jeździłem w zeszłym roku i na godzinę jazdy były w sam raz. Szybko przed wyjściem spojrzałem na mapę i już wiedziałem którędy mogę się przejechać, bo zimą niełatwo jest o ciekawą trasę.
Temperatura wynosiła zaledwie 5 °C, ale słońce wyglądało zza chmur. Przejechałem się po Przedmieściu Głogowskim, myląc się na dwóch skrzyżowaniach, ale ostatecznie dostałem się na właściwą drogę. Przez Kunice i Ziemnice wróciłem do Legnicy.
Niestety znów dałem się złapać na legnickie pseudodrogi dla rowerów. Połowę, którą już znam sobie darowałem, ale wjechałem na jedną taką przed skrzyżowaniem z ul. Wrocławską, ponieważ wjazd nie miał dużego krawężnika. Droga nie ma oznaczonego końca, więc nie wiem gdzie powinienem zjechać na skrzyżowanie – na światłach są tylko przejścia dla pieszych. Zresztą te drogi projektował kretyn, ponieważ znajdują się na nich przystanki autobusowe. Powinienem przestać jeździć przez Piekary dla własnego bezpieczeństwa i oszczędności.
Zostało mi 20 km do okrągłych 10,5 tys. km w tym sezonie. Jeszcze jedna wycieczka i będę mógł próbować swoich sił w wykręceniu 11 tysięcy :D
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Chełmy

83.5205:25
Pogoda wciąż się utrzymuje rowerowa, więc trzeba korzystać. Umówiłem się z Bożeną na trochę terenu. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jeździłem z kimś. Wstałem wczesnym rankiem, gdy za oknem było jeszcze ciemno. Mieliśmy się spotkać o ósmej, ale wyszło pół godziny później. Było chłodno, coś koło 0 °C. Z wolna ruszyliśmy przez Smokowice – terenem, ponieważ Bożena chciała nakarmić zwierzęta. Te niestety się nie pokazały, prawdopodobnie chroniąc się przed zimnem w innym miejscu. Była jeszcze nadzieja w owcach w Legnicy.
Temperatura rosła ślamazarnie. Choć słońce wyglądało zza drobnych chmurek, to były zaledwie 3 stopnie. Dojechaliśmy do radiostacji w Stanisławowie, gdzie wiatr srogo smagał. Rozciągał się stamtąd przepiękny widok na góry pokryte białym puchem. Aż zapragnąłem znaleźć się bliżej tych szczytów.
Kolejny przystanek na zdjęcia z widokiem na góry był tuż przed Pomocnem. Kierowaliśmy się na Groblę. Ja z początku byłem zdezorientowany i Bożena prowadziła. Wjechaliśmy w teren, który pokonałem już kilkakrotnie, a zorientowałem się dopiero po ujrzeniu korzenia przypominającego gryfa. W Siedmicy poprowadziłem ja, bo Bożena chciała jechać w stronę Jawora. Jechaliśmy przez Rezerwat Nad Groblą, Groblę i potem podjazdem, który wycisnął trochę potu. Na sam Radogost zaczęliśmy podjazd od złej strony, bo ruszyliśmy szlakiem zielonym zamiast niebieskim. Bożena stwierdziła, że jest zbyt sztywny, więc odszukaliśmy łatwiejszej drogi.
Na szczycie chwila przerwy na zdjęcia. Niestety chmury pokryły całe niebo. Góry jeszcze było widać, ale w typowo melancholijnej scenerii. Wiatr nas popędzał, więc ruszyliśmy dalej do Myśliborza. Na zjeździe, tuż przed Kłonicami wpadłem w poślizg i zaliczyłem glebę. Wyrzuciło mnie na trawę, więc nic groźnego.
Przejechaliśmy rzekę Paszówkę. Bożena zrobiła mi zdjęcie i jak na nie spojrzeć, to wygląda bardziej efektownie niż było w rzeczywistości. Dalej podjazd po zboczu Bazaltowej Góry. Teraz, gdy drzewa nie mają liści, zauważyłem taras widokowy. Pewnie jest z niego taki sam widok, jak z wieży, która stoi obok – las urósł i zasłonił wszystko.
Na zjeździe kolejny raz się wywróciłem, ale tym razem wyskoczyłem z roweru i nie leżałem. Nie miałem dzisiaj butów z blokami i nierzadko bałem się, że zsunę się z pedałów, ale ani razu mi się to nie przytrafiło. Nie musiałem się wypinać podczas przystanków lub niebezpiecznych poślizgów. Nie zmarzłem też w stopy, więc kolejny plus. Jako minusy zaliczę bolące śródstopie (niedostatecznie sztywna podeszwa) i trudniejsze podjazdy, gdy nie można było pracować obiema nogami na raz.
Jazda w lesie, z dala od wiatru mogłaby się nie kończyć. Wyjechaliśmy na pole, na którym błoto lepiło się do opon makabrycznie. Wczoraj specjalnie zamontowałem błotniki, żeby oszczędzić sobie i rowerowi nadmiernego błota. Przyniosło to widoczne efekty, choć rower i tak wymagał czyszczenia.
W Myśliborzu zatrzymaliśmy się w Kaskadzie na gorącej czekoladzie i cieście cytrynowym. Potem pojechaliśmy asfaltami, żeby już nie brudzić bardziej rowerów. Wiatr bardzo przeszkadzał.
Niestety owiec w Legnicy nie spotkaliśmy, więc zatrzymaliśmy się przy Kozim Stawie. Bożena w końcu odciążyła swój plecak, karmiąc liczne ptactwo chlebem i bułkami. Potem pojechaliśmy na myjnie. Nauczyłem się korzystać z tamtejszej maszyny rozmieniającej pieniądze, która i tak dopiero po wezwaniu kierownika wydała mi pieniądze. Później jeszcze zawiesił mi się telefon nagrywający trasę, a na domiar złego licznik przestał liczyć. Telefon zrestartowałem, a licznik jakoś po drodze zaczął działać, gdy wytarłem styki.
Powrót po chodnikach, bo Bożenie nie chciało się wyciągać oświetlenia z plecaka, a była już szarówka. Trochę się wychłodziłem podczas końcówki jazdy. Gorąca herbata postawiła mnie na nogi.
Dowiedziałem się czemu tak narzekałem na jeden z łańcuchów – jest on o 3 cm krótszy od pozostałych dwóch. Widocznie bardzo rzadko go używałem. Za rok, od mojego czwartego sezonu (w trzecim nie planuję wymiany napędu) zacznę notować sobie ile przejechałem na którym łańcuchu. Tak będzie najłatwiej, aby ich zużycie było równomierne.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, terenowe, ze znajomymi, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, rowery / Trek

Skałka Elfów

54.5802:38
Na dzisiaj umówiłem się z Bożeną, że przejedziemy się do Myśliborza. Niestety nawaliłem, wracając zbyt późno do domu i nie udało mi się dojechać w południe do Legnickiego Pola. Gdyby nie to, może udałoby mi się ją namówić, żeby nie rezygnowała.
Ruszyłem sam z półgodzinnym opóźnieniem na południe. Było słonecznie i bezchmurnie, wiatr niewielki, temperatura wynosiła ponad 10 °C, ulice suche. Niestety im bliżej gór, tym temperatura niższa, także w Jaworze było już 8 °C. Kombinowałem jak dojechać do Myśliborza bez kontaktu z terenem i ruchliwymi ulicami, więc trafiły się Piotrowice. Przypomniałem sobie, że dalej znajduje się Chełmiec, ale po drodze trafił się asfalt, o którym prawie zapomniałem.
W Myśliborzu dużo szronu, a temperatura spadła do 3 °C. Całą drogę planowałem wjechać na Skałkę Elfów i napić się gorącej herbaty, którą wiozłem w nowym termosie. Wjechałem więc do wąwozu. Słoneczna Łąka jest teraz białą łąką. W ogóle brak spacerowiczów. Pewnie przez temperaturę, która nocą jest ujemna. Z początku było trochę błota i śladów kół rowerowych, ale dalej już ziemia zamarznięta, chrupała przyjemnie pod kołami.
Podejście na górę było bardzo śliskie. Ostatni huragan także tutaj dał się zauważyć, bo kilka drzew było wywróconych, w tym jedno blokowało drogę. Jakoś się wgramoliłem na szczyt i mogłem podziwiać widoki, odmienne od tych, które widziałem stamtąd ostatnio. A herbata przepyszna, gorąca i cieszę się, że w końcu mam termos. Mogłem jednak wybrać bardziej pojemny, żeby używać go wszędzie, ale jak na moje wycieczki zimowe na rowerze – idealny.
Do powrotu założyłem zimowe rękawice, bo w tej temperaturze było zimno. Chciałem wrócić omijając drogę, którą się dostałem na skałę. Pojechałem więc ścieżką, która była widoczna, ale doprowadziła mnie na skraj wąwozu. Nie byłem pewien dokąd mnie doprowadzi, więc zacząłem wracać, gdy nagle zauważyłem poruszający się czarny obiekt. Był to dzik, który na szczęście się przestraszył i uciekał – niestety w kierunku, w którym ja miałem jechać. Zacząłem kombinować, aż dojechałem do jakiegoś strumienia. Zostawiłem rower i wspiąłem się na wzniesienie po drugiej stronie wody. Byłem na skraju lasu bez widocznej drogi. Wyglądało na to, że zabłądziłem, więc spojrzałem na ślad sygnału GPS i już bez kombinowania zawróciłem do drogi, którą się dostałem na Skałkę Elfów. Gdy zacząłem zjeżdżać tyłem, stwierdziłem, że lepiej będzie po prostu zejść.
Postanowiłem wrócić przez Męcinkę, bo nie widziałem innej możliwości. Nie wybrałem jednak terenu do Chełmca ze względu na błoto, które witało na wjeździe. Droga za Męcinką do kopalni się rozpływa. Myślałem, że wrócę do domu na czystym rowerze, ale ten odcinek był najbardziej brudny dzisiaj. Nawet droga z Bielowic do Warmątowic była lepsza.
Do domu wróciłem po zmroku, odrobinę przemarznięty i bardzo zmęczony. Może zbyt nagle zacząłem te treningi? No ale trzeba korzystać z pogody, bo niecodziennie się zdarza wiosna w grudniu.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, kraje / Polska, rowery / Trek

Legnickie drogi dla rowerów?

20.6400:55
Kolejny raz planowałem wyjść na rower jutro, jednak gdy spojrzałem za okno i zobaczyłem suchą ulicę, to od razu chciałem wyjść. Zatrzymała mnie praca, ale udało się wieczorem – tuż po zmroku, ale jeszcze było na tyle jasno, że mogłem z godzinkę pokręcić. Nie miałem pomysłu dokąd pojechać, więc postanowiłem zbadać drogi dla rowerów na Piekarach, które zacząłem ostatnio kartować.
Przejechałem się obok Koziego Stawu i zauważyłem ciekawą iluminację na wyspie. Nie chodzi mi bynajmniej o te dwa łabędzie na środku, ale o drzewa, które teraz nawet w nocy straszą swoimi konarami. Teraz dodatkowo przyciągają wzrok.
Na Wrocławskiej korki, ale jakoś je objechałem skrajem drogi lub krawędzią chodnika, aż wjechałem na pierwszą drogę dla rowerów. Dojechałem do Piekar i przebyłem całą ul. Sudecką. Gdy jednak miałem wracać, to przypomniałem sobie, że Monika wspomniała o nowej drodze dla rowerów w Ziemnicach. Pomyślałem, żeby ją obejrzeć. W miarę wygodna droga dla pieszych i rowerów, choć już widzę co z nią będzie za kilka lat. Zarośnie tak samo, jak ta pod Krobuszem czy wiele innych inwestycji zrobionych na "macie i odwalcie się".
Ze wzgórza w Ziemnicach widziałem przepiękny zachód słońca. Temperatura sugerowała szybki powrót, bo były tylko 2 °C. Nie mogłem więc zwlekać i ruszyłem z powrotem tą samą drogą. Wjechałem też na jedną z dróg dla rowerów na osiedlu, ale wywiodła mnie w pole (prawie wjechałem w krzaki, bo zamyśliłem się), więc znów zawróciłem. Pomyślałem, żeby spróbować wrócić ul. Sikorskiego, a potem Piłsudskiego, omijając wiadukt, więc wyszło, że jechałem w większej mierze drogami rowerowymi. Piekary i Kopernik są strasznie zadymione. Dopiero, gdy wyjechałem z tego drugiego osiedla, za mną została taka chmura cuchnącego powietrza. Nie chcę wiedzieć jak to wygląda w Krakowie.
Gdy dotarłem do skrzyżowania z bezsensownymi drogami dla rowerów donikąd, miałem jakieś 18 km na liczniku. Chciałem dokręcić do 20, więc zrobiłem jeszcze kółko po Starym Mieście, jadąc jakiś kilometr za radiowozem, bo zmierzał akurat tam, gdzie ja. Na tyle mieli psa, a ten strasznie na mnie ujadał (nie, nie jechałem za nimi specjalnie).
Co mogę powiedzieć o legnickich drogach dla rowerów? Ich po prostu nie powinno być. To jest śmieszne, żeby coś takiego oznaczać drogą dla rowerów. Nie miałem dzisiaj butów z blokami, więc kilka razy prawie się zabiłem. Ktoś kiedyś powinien pozwać drogowców za kierowanie rowerzystów na tak niebezpieczne drogi, i nie ma, że można ominąć, bo nie da się, gdy całe Piekary są osrane czymś takim.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, kraje / Polska, rowery / Trek

Słoneczny grudzień

39.5901:38
W poniedziałek prognoza pogody przewidywała piękny dzień. Dzisiaj coś się w tej prognozie zmieniło i zamiast czystego nieba miało być 85-procentowe zachmurzenie. Słońce, ogrzewające budynki za oknem wskazywało jednak na coś innego.
Z wyruszeniem w trasę czekałem do południa, ponieważ ulice były mokre. Nie spieszyły się z wysychaniem, więc ja nie czekałem ani chwili dłużej i obrałem drogę na zachód. Miałem nadzieję nie zamoczyć się, jednak w zacienionych ulicach brudna woda chlapała spod kół i to nie tylko w mieście, bo nawet drzewa rzucające cień chroniły kałuże. Najwyższa pora, aby założyć błotniki.
Po drodze niczego ciekawego mnie nie spotkało. Jechałem przez Jezierzany i Gierałtowiec. Nie chciałem wracać ul. Złotoryjską, więc skręciłem na Dunino, a w Legnicy sprawdziłem drogi dla rowerów na al. Rzeczypospolitej. Są beznadziejne.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Myślibórz

52.9302:19
Dzisiaj ponownie skorzystałem z pięknej pogody. Niestety znów wyruszyłem za późno, a tak jak wczoraj miałem czas tylko do godz. 15. Może gdybym wstał ok. 6., to moja dzisiejsza wyprawa nie zakończyłaby się tak nagle.
Było ciut chłodniej niż wczoraj, bo 2–5 °C, a słońce świeciło blado za ospałymi chmurami. Mimo to musiałem założyć okulary przeciwsłoneczne, bo jechałem na południe i promienie mnie oślepiały. Wiatru prawie nie było.
Znaną drogą ruszyłem na południe. Tak się spieszyłem, że nie zaplanowałem trasy, a chciałem odwiedzić Wąwóz Myśliborski. Niestety nie potrafiłem sobie przypomnieć drogi, a przecież tak niedawno tam byłem. Jechałem jednak dalej, mając nadzieję, że przyjdzie mi do głowy jakaś mapa.
Mapa mi do głowy nie przyszła, ale w Męcince zacząłem intuicyjnie jechać w stronę Chełmca i przypomniałem sobie, że za następnym terenem stoi tablica wjazdowa do Chełmów. Prawie wszystkie mijane kałuże były zamarznięte, ale na drodze i tak tworzyło się błoto. Zima się zbliża i trzeba w końcu zainwestować w termos, bo gorąca herbata, którą nalałem do bidonu po godzinie była zimna.
Albo mi się wydaje, albo utwardzili drogę do Kolonii Chełmiec. Jednak na pewno na drodze do Myśliborza położyli 200 metrów równego asfaltu. Szkoda, że nie pociągnęli dalej, bo ciężkie maszyny leśników zrujnowały drogę do połowy i rower miałem calutki w brązowej brei.
Czas mnie gonił. Przejechałem się kawałek pod pałac w Myśliborzu, przetarłem błoto z okularów i odblasków w rowerze, i ruszyłem pędem w stronę Jawora. Sunąłem 30-38 km/h, aż ręce zaczęły mi drętwieć. Żałowałem, że nie wziąłem rękawic zimowych, bo przydałyby się jak ulał. W Jaworze po uliczkach jednokierunkowych dostałem się na drogę do Ogonowic, mimo że cały czas od Myśliborza myślałem o tym, żeby pojechać drogą krajową. W Godziszowej spojrzałem w końcu na mapę i zorientowałem się, że jazda dalej zadziała na moją niekorzyść podwójnie, bo raz, że wydłuży moją drogę, a dwa – nie znoszę kostki brukowej w Ogonowicach. Nie pozostało mi nic innego, jak wjechać na krajową trójkę. Ruch nie był duży, auta jeździły zwykle w grupach po pięć.
Zaczął wzmagać się wiatr, a tiry pędzące na południe dodatkowo utrudniały jazdę. Szybkim tempem udało mi się dojechać do domu, oszczędzając tylko pół godziny, aby ogarnąć się przed wyjściem na uczelnię. Palce miałem całe zlodowaciałe. Pora zmienić rękawice.
Kategoria Polska / dolnośląskie, Park Krajobrazowy Chełmy, kraje / Polska, rowery / Trek

Dobroszów

41.1401:36
W sobotę zauważyłem obiecującą prognozę pogody na dzisiaj. Zaplanowałem więc, że rano wyjdę się przejechać na zachód, jako że wiatr miał wiać właśnie stamtąd. Moja ślamazarność sprawiła, że udało mi się ruszyć dopiero na kilka minut przed południem. Nie miałem więc dużo czasu, bo musiałem być przed 15. w domu, ale na 2 godziny jazdy spokojnie miało wystarczyć.
Pogoda piękna, słoneczna, prawie bezchmurnie, temperatura od 3,4 °C w cieniu do ponad 10 °C w słońcu, wiatr ok. 7 km/h. Nie można z takiego bogactwa pogodowego nie korzystać. Z początku chciałem dojechać do Dobroszowa przez Jezierzany i Miłkowice, a wrócić drogą krajową. Zmieniłem zdanie i powrót zaplanowałem przez Grzymalin.
Problem z przeskakującym łańcuchem nie zniknął. Najwidoczniej ten, który teraz założyłem jest krótszy i niedopasowany do startych zębów zębatki nr 5 (7-biegowa kaseta). Muszę teraz jeździć na biegu większym lub mniejszym, do czego ciężko jest mi się przyzwyczaić.
Ruszyłem przez Ulesie i w Jezierzanach źle skręciłem. Coś mi nie pasowało, więc spojrzałem na mapę, zawróciłem się i mogłem kontynuować plan tak, jak miał przebiegać. Niestety właśnie się zamknął przejazd kolejowy. Gdyby nie pomyłka, to nie musiałbym czekać pięciu minut.
Przez Miłkowice do Dobroszowa dotarłem bez problemów. Skręciłem w jakąś drogę, której nie było na mojej mapie, dojechałem do drogi nr 94 i stwierdziłem, że jest w coraz gorszym stanie. Na szczęście tuż za zakrętem w Studnicy miałem skręcić. Niestety droga w jeszcze gorszym stanie od poprzedniej, ale nie było tak dużego ruchu.
Dojechałem do Niedźwiedzic. Od razu przemieściłem się na drugi brzeg Skory, bo asfalt jest tam w lepszym stanie niż na południowej stronie. Daleko nie dojechałem, bo już na kolejnym moście musiałem wrócić na zniszczoną nawierzchnię. Przed Grzymalinem spotkałem pracowników malujących poręcze mostu na Skorze. Ciekawi mnie czy usuwają oni starą warstwę wraz ze rdzą, bo kolejny most – na Czarnej Wodzie – pokazuje jak korozja trawi balustradę. Chyba że technika poszła na przód i farba sama wyżera podkład, przywierając do materiału, a rdza jest niwelowana w jakiś "bąbelkowy" sposób.
W lesie za Grzymalinem zrobiło się chłodniej. Od jakiegoś czasu zaczynało mi być zimno w stopy, bo założyłem dzisiaj buty SPD. Na szczęście byłem już blisko Legnicy, bo zaraz Rzeszotary, w których skręciłem na wygodniejszą drogę przez Pątnówek, a później sama Legnica, w której z miejsca zatrzymał mnie przejazd szynobusu i drezyny. Pojechałem na Chojnowską, żeby nie tłuc się po dziurach na Działkowej i po raz trzeci dzisiaj zatrzymał mnie przejazd pociągu. Na szczęście ostatni, bo więcej na drodze nie miałem przejazdów kolejowych.
Wygląda na to, że jutro pogoda ma być równie sprzyjająca. Może tym razem południe?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery