Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Kanagawa

Dystans całkowity:677.07 km (w terenie 1.30 km; 0.19%)
Czas w ruchu:42:58
Średnia prędkość:15.76 km/h
Maksymalna prędkość:55.14 km/h
Suma podjazdów:6282 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:56.42 km i 3h 34m
Więcej statystyk

Trasą olimpijską

48.0803:35
Byłem zaskoczony, bo miało padać, a było nawet ciepło, choć pochmurnie. Miałem nie jechać na północ, żeby ponownie nie wkopać się w jakieś zaspy, ale zaryzykowałem. Widoków nie było zbyt wiele. Jakieś szczyty dało się rozpoznać, ale o Fuji-san mogłem tylko pomarzyć. Przez góry biegły dwie drogi. Zawsze wybierałem zachodnią, ale tym razem chciałem spróbować wschodnią. Jeszcze zanim zacząłem właściwy podjazd, słońce zaczęło przedzierać się przez chmury i nieprzyjemnie podsmażać.
Trafiłem na informację o igrzyskach olimpijskich, które odbyły się na części mojej trasy. Był oznaczony szlak, nawet asfalt jakiś lepszy położyli. Jeden odcinek był koszmarnie stromy, że nie dałem rady go podjechać. Stromizna niczym pod Ōsaką. Było ciężko w porównaniu do drugiej drogi, ale ta druga bywa mocno zatłoczona. Coś za coś.
Na wysokości 1000 m n.p.m. wjechałem w chmury. Dodały trochę mistyczności do tego, co zostało z widoków. Za szczytem chmury jakby ustąpiły, choć przez chwilę pokropiło. Za to trawiaste zbocze góry, do którego wiosna wciąż nie dotarła, wyglądało bardzo niezwykle.
Dojechałem do jeziora, gdzie trafiłem na szlak rowerowy. Jechałem nim 6 lat temu. Tym razem w przeciwnym kierunku, dzięki czemu zobaczyłem jego dłuższy odcinek, a nawet trafiłem do turystycznego miejsca, gdzie znajduje się 8 źródełek wpisanych na listę UNESCO. Źródełka są zasilane ze śniegu topniejącego z Fuji-san. Woda przepływa przez skały wulkaniczne, które filtrują wodę, sprawiając ją krystalicznie czystą.
Znalazłem się w docelowym miasteczku. Po śniegu ani śladu. Po niebie krążyła dziwna chmura. Przyspieszyłem, gdy zaczęło z niej kropić. Dotarłem do hostelu i kilka minut później lunęło. Przynajmniej dzisiaj bez prysznica, ale najbliższy tydzień zapowiada się okropnie.
Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Shizuoka, Japonia / Yamanashi, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Deszczowe Hakone

45.4103:36
Z początku planowałem zatrzymać się w Hakone, ale ceny noclegów mnie zniechęciły i zatrzymałem się w Odawarze, by dotrzeć do celu nazajutrz. Niestety nie przewidziałem, że będzie padać. Z początku tylko mżawka, ale potem deszcz z różną intensywnością towarzyszył mi do końca dnia. Przede mną był długi podjazd, dużo serpentyn, gdzieś w połowie pojawiła się lekka mgła. Widoków oczywiście brak.
Dotarłem do jeziora kraterowego, a tam do chramu, przy którym znajduje się jedna z najsłynniejszych bram torii. Stała się tak popularna, że zrobili kolejkę, by każdy mógł zrobić sobie zdjęcie na tle tej bramy. Kolejka była tak długa, że nie miałem ochoty w niej stać. Zwłaszcza przy tej pogodzie. Byłem pod tą bramą parę lat temu, gdy jeszcze nie przytłaczała popularnością i to mi wystarczało.
Dalej jechałem częściowo po własnym śladzie z ostatniej wizyty w Hakone. Trochę w dół, trochę w górę, przez tunel i po chłodnym zjeździe byłem prawie na miejscu. Tym razem zatrzymałem się w miłosnym hotelu. Chyba pierwszy raz w Japonii (takie przybytki są bardzo popularne w Korei). Dostałem własny garaż na rower.

Kategoria góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Shizuoka, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Odawara

57.9703:42
Dzień zaczął się upalnie. Ruszyłem do chramu Samukawa, gdzie oczekiwałem zobaczyć lampiony niczym z Aomori, jednak najwidoczniej było to sezonowe wydarzenie. Przespacerowałem się po tym 1600-letnim chramie i ruszyłem dalej.
Dziś znowu jeździłem wzdłuż rzek. Zdecydowałem pojechać do kolejnego celu nieco okrężną drogą. Pojawił się podjazd o niezauważalnym nachyleniu. Zjazd był trudniejszy, bo jechała masa aut, a chodnik dla rowerów był gorszy niż te w Polsce.
Przy kolejnej rzece trafiłem na tablicę informacyjną i w końcu udało mi się dojrzeć bladego Fuji-san, który prawdopodobnie towarzyszył mi przez większość dnia.
Dotarłem do Odawary, gdzie już raz byłem podczas pory deszczowej. Wtedy nie zobaczyłem zamku. Dzisiaj wszedłem na dziedziniec, ale na sam szczyt już nie chciało mi się pchać, bo w środku tej repliki najpewniej nie było niczego ciekawego poza panoramą na miasto.
Kategoria rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, za granicą

Wzdłuż rzek

45.6203:06
Planowałem jechać na północ, ale doświadczony z ostatniej wiosennej wyprawy, zdecydowałem się zmienić plany i kontynuować od południa. Zaskoczył mnie przyjemny chłód spowodowany zachmurzeniem. Jechało się bardzo dobrze, choć na mojej mapie nie znalazł się żaden punkt do odwiedzenia. Pozostała więc spontaniczność. Widziałem dużo drzew wiśni, przejechałem wzdłuż kilku rzek, ruch był zaskakująco mały. Po południu temperatura nieco obniżyła się, a niebo bardziej pociemniało, ale dojechałem do celu suchy. Ponownie hotel kapsułowy. Trafiłem do miasta, gdzie trudno znaleźć napisy po angielsku czy użytkowników tego języka. O pomoc w znalezieniu parkingu rowerowego poprosiłem policjanta, bo taką pełnią tu funkcję.
Kategoria za granicą, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia wiosną 2023, z sakwami, kraje / Japonia

Przeprawa

98.7806:09
W kafejce internetowej nie było łóżka ani nawet futonu. Cała podłoga była materacem – niestety bardzo twardym. Nie udało mi się wyspać. Przynajmniej zrobiło się słonecznie, choć chłodny wiatr nie dawał się ogrzać.
Ruszyłem do Kamakury. Miałem na liście dawną rezydencję markiza Kachō Hironobu. Niestety tylko ogród w stylu europejskim był otwarty. Potem podkusiło mnie, żeby wjechać do centrum Kamakury. Korkom nie było końca, a chodniki były pełne ludzi. Zatoka gościła setki amatorów wodnych sportów.
Przejechałem kawałek drogi wzdłuż wybrzeża, aby ominąć strome podjazdy. Widziałem pociągi jadące środkiem ulicy niczym tramwaje. Potem był horror. Rak zwany metropolią, przez którą musiałem się przeprawić. Ciągłe światła, korki, przejścia nad ulicą zamiast zebr, szaleni taksówkarze zatrzymujący się na środkowym pasie, by odebrać klienta (lewy pas jest przeznaczony do parkowania i dla rowerzystów, więc mało kto nim jeździ). Czasem dało się przecisnąć między barierkami i autami, czasem po prostu jechałem chodnikami dla rowerów. Było sporo podjazdów. Trafiłem nawet na krótki odcinek spacerowy wzdłuż rzeki, to choć chwilę odetchnąłem. Minąłem kilka rzek obsadzonych sakurą, które przygotowane zostały do obchodów okresu kwitnienia wiśni, choć do pełnego rozwinięcia kwiatów potrzeba jeszcze kilku dni.
Wielokrotnie zabłądziłem lub zboczyłem z obranej drogi, ale przy tak olbrzymiej siatce ulic można przebierać do woli. Zobaczyłem kilka miejsc, które zaplanowałem. W parku Ueno trafiłem na sakurę w pełnym rozkwicie. Tak samo w kilku innych miejscach, więc pewnie znalazłem się w cieplejszym obszarze. Dojechałem do hotelu, gdzie znowu trafiłem na piętro dla palących, ale właścicielka mówiła po angielsku, więc zmiana pokoju była prostsza. Wyszedłem jeszcze na spacer po dzielnicy Asakusa, by przy okazji zjeść sushi. Odrobinę podrożało, ale nadal jest taniej i smaczniej niż w Polsce.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, po zmroku i nocne, kraje / Japonia, Japonia / Tōkyō, Japonia / Kanagawa, góry i dużo podjazdów

Zatoka Tokijska

42.8102:27
Lało całą noc. Dopiero gdy ruszałem, opad zmalał, a na chwilę nawet przestał, choć towarzyszył mi do końca wycieczki. Zejście z góry, na której znajdował się hostel, też nie było proste, bo droga zamieniła się w glinianą maź, która pokryła opony i buty grubą warstwą. Nieważne, ile razy nie czyściłbym roweru, to i tak glina wyłaziła z jakichś zakamarków i chlapała na wszystko. Nawet deszcz nie dawał rady jej usuwać.
Kupiłem sobie parasolkę, żeby robić jakieś zdjęcia aparatem, ale zacinało tak nieprzyjemnie, że nawet nie chciało mi się stawać. Przynajmniej wiatr przez większość czasu był martwy, choć końcówkę zapewnił mi przeszywająco chłodną.
Dojechałem do przeprawy promowej. W biletomacie nie było opcji roweru, więc musiałem skorzystać z okienka. Oczywiście znajomość japońskiego była wymagana. Na obiad kupiłem sobie rybnego burgera – z użyciem biletomatu, a jak! Na promie było podobnie do promów norweskich, tylko obsługa sama przywiązała rower i zabezpieczyła go na wszystkie sposoby.
Dopłynąłem do prefektury Kanagawa. Zaskakująco noclegi w ten weekend były zarezerwowane do ostatniej sztuki. Musiałem zatrzymać się w kafejce internetowej. Te w Japonii oferują boksy z siedziskami, a niektóre także prywatne pokoje z miejscem do leżenia. Przestrzeni jest niewiele. Za późno się zorientowałem, że dostałem pokój dla palących, ale na szczęście – z pomocą innego gościa, który znał angielski – udało się zamienić, choć nowe lokum było o połowę mniejsze.
Wjechałem do nieprzyjaznej części Japonii. Chciałem zostawić na chwilę rower, by zameldować się w kafejce, ale wyskoczyli Japończycy, że nie można. Wiele stref większych miast jest zamknięta dla rowerów, choć na o wiele większe auta blokujące przejazd jakoś nikt nie narzeka. Zrobiło się zbiegowisko i znalazł się ktoś z działającym telefonem, bo mój akurat dziwnym trafem odmówił współpracy. Udało mi się przetłumaczyć to, co chciałem zrobić od początku, czyli zostawić rower na 5 minut, a potem go przeparkować. Parking znalazłem dopiero przy stacji kolejowej. 50 jenów za godzinę. Jutro będę jeden obiad w plecy. A telefon nie wiem, co zrobił, ale wymagał twardego resetu, by znów współpracować.
Miałem cały wieczór wolny, więc wsiadłem do pociągu i ruszyłem do Yokohamy, gdzie chciałem zobaczyć chińską dzielnicę nocą, bo za dnia już ją widziałem. Dużo ludzi. Zrobiłem kilka fotek i wystarczyło ze mnie. Nawet przestało padać, więc jest nadzieja na pogodną niedzielę.
Kategoria za granicą, z sakwami, wyprawy / Japonia wiosną 2023, rowery / Fuji, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Chiba

Tokijskie hanami

41.8902:29
Dzisiaj krótko. Był gorący dzień, przenosiłem się do Tōkyō. Trwa okres kwitnienia drzew wiśni, więc widziałem ich mnóstwo i mnóstwo razy się zatrzymałem, aż w końcu dojechałem do Shinjuku. Znalazłem mój nocleg, zostawiłem rzeczy i pojechałem szukać szczęścia.
Miałem w planach zobaczyć kilka miejsc, ale skończyło się na parku Yoyogi, który jest na tyle olbrzymi, że można tam spędzić mnóstwo czasu. Zostawiłem rower na parkingu, bo od północnego wejścia obowiązuje zakaz jazdy (nie jestem pewien, czy można iść z rowerem). W sumie mogłem objechać park, ale bez roweru wygodniej się robi zdjęcia ludziom w losowych momentach. Nie jestem jednak na tyle odważny, aby to robić, więc zwykle robię zdjęcia grup ludzi, aby byli oni tłem, a nie pierwszym planem.
Hanami, czyli święto podziwiania kwitnących drzew wiśni. Czas, który spędza się ze znajomymi. Jest to również czas, gdy można poznać wiele nowych osób. W parku Yoyogi byłem jedynie obserwatorem, bo w tygodniu jestem ograniczony czasowo i musiałem wracać, żeby zdążyć przed pracą.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Kanagawa, Japonia / Tōkyō, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Miało być w dół

84.7504:08
Znowu w drogę. Było jeszcze cieplej niż wczoraj. Odwiedziłem ponownie pagodę Chūrei-tō, bo była po drodze. Śnieg i kałuże zdążyły zniknąć, więc zrobiło się tłoczno – najwięcej samolubnych Chińczyków, którzy bez powodu zajmowali maleńkie miejsce widokowe – wózek, walizki (kto to wtargał na szczyt?), albo siedzi sobie taki i gra w gry na telefonie zamiast zrobić coś pożytecznego i pozwolić innym popatrzeć na widok, zrobić zdjęcie. Jacy oni są irytujący.
Ruszyłem dalej na wschód. Najpierw zjazd w dół przez kilkanaście kilometrów, potem trochę musiałem zabłądzić, bo pojawiły się podjazdy. Nie miałem ich w planie. Myślałem, że będę miał tak piękną średnią, ale po wczorajszej wspinaczce (i dodatkowo dzisiejszej pod pagodę) wciąż bolały mnie mięśnie nóg, więc podjazdy szły mi słabiutko. No ale dojechałem do celu. Po drodze zobaczyłem mnóstwo kwitnących wiśni. Hanami pora zacząć. Następny przystanek: Tōkyō.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Gdzie jest Fuji? Znowu

55.7104:01
Lało jeszcze gorzej niż w Tōkyō. Prognoza pogody na najbliższy tydzień nie cieszyła mnie, więc nawet nie zamierzałem siedzieć bezczynnie. Pojechałem dalej zgodnie z planem. Dzisiaj chciałem zobaczyć Fuji.
Początek wyprawy nie był zbyt udany. Szukałem sklepu z uchwytem do parasola, abym mógł zamontować go na kierownicy. Skoro moje ubrania nie dają rady, to trzeba było się ratować inaczej. Niestety poszukiwania zakończyły się klapą. Na całej drodze na północ nie znalazłem żadnego takiego sklepu, nawet z pomocą mapy.
Jechało się ciężko, bo nie dość, że ciągle lało, to miałem do podjechania ponad 1100-metrową górę. Za jej szczytem pojawił się kolejny problem – 100 metrów w dół. Podczas zjazdu nie czułem palców od zimna. Do tego nie czułem, aby klocki hamulcowe hamowały, więc miałem je zaciśnięte przez cały zjazd. Przejechałem to – szczęśliwie – bez poślizgu i dotarłem do domu gościnnego. Znowu nie widziałem Fuji. No, może tym razem naprawdę, bo nie dojrzałem nawet konturu góry.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, góry i dużo podjazdów, Japonia / Kanagawa, Japonia / Shizuoka, Japonia / Yamanashi, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Yokohama i Kamakura

63.3003:35
Zostałem jeszcze jeden dzień w Yokohamie. Dzięki temu mogłem zwiedzić miasto, choć zrobiłem to pieszo ze względu na deszcz, który padał jedynie przez pół dnia. Przestał akurat, gdy wracałem przed godziną rozpoczęcia pracy. Dzisiaj za to zapowiadał się piękny dzień, więc zaplanowałem zahaczyć o miasto Kamakura.
Wyjechałem z Yokohamy po mniej lub bardziej ruchliwych drogach i szybko trafiłem do Kamakury. Tam przypadkiem zauważyłem wejście do świątyni, która okazała się być świątynią zen, jedną z najważniejszych w Japonii. Pozwoliłem sobie kupić bilet wstępu i obszedłem kompleks. Oświeconym nie zostałem, ale zwiedzanie świątyni mnie pochłonęło na pół godziny.
Zauważyłem przy drodze plan Kamakury oraz liczbę świątyń i chramów rozlokowanych w centrum. Złapałem się za głowę i pojechałem dalej. Było tego za dużo, aby zobaczyć w jeden dzień, więc wybrałem dwa miejsca do odwiedzenia.
Znalazłem się pod wejściem do chramu Tsurugaoka Hachiman-gū. Chciałem zajrzeć do środka, mimo że tłumy waliły w jego kierunku. Przeszedłem się pieszo wzdłuż kompleksu. Na końcu, gdy wspiąłem się do głównego budynku, zobaczyłem widok na arterię biegnącą przez miasto. Wróciłem do roweru i ruszyłem tą drogą.
Chciałem zobaczyć posąg Buddy, ale zabłądziłem i prawdopodobnie przegapiłem skręt. Nie zawracałem, żeby nie trafić czasu. Postanowiłem dostać się nad wybrzeże, bo zawsze można tam liczyć na kawałek pustej drogi lub chodnika. Tak też było i tym razem. Najpierw wzdłuż drogi, ale potem zauważyłem drogę dla rowerów wzdłuż plaży. Było tam nieco piachu, ale nie na tyle, żeby jechało się źle lub niebezpiecznie. Pedałowałem ile sił w nogach, bo poświęciłem nieco za dużo czasu na Kamakurę i zbliżał się zmierzch. Gdy ścieżka wzdłuż plaży się skończyła, wjechałem na lokalne drogi. Do hostelu dotarłem bez problemu o czasie. To już nie jest Tōkyō, więc wśród gości przeważali Japończycy.
Kategoria za granicą, z sakwami, kraje / Japonia, na trzech kółkach, Japonia / Kanagawa, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery