Dzień zaczął się upalnie. Ruszyłem do chramu Samukawa, gdzie oczekiwałem zobaczyć lampiony niczym z Aomori, jednak najwidoczniej było to sezonowe wydarzenie. Przespacerowałem się po tym 1600-letnim chramie i ruszyłem dalej.
Dziś znowu jeździłem wzdłuż rzek. Zdecydowałem pojechać do kolejnego celu nieco okrężną drogą. Pojawił się podjazd o niezauważalnym nachyleniu. Zjazd był trudniejszy, bo jechała masa aut, a chodnik dla rowerów był gorszy niż te w Polsce.
Przy kolejnej rzece trafiłem na tablicę informacyjną i w końcu udało mi się dojrzeć bladego Fuji-san, który prawdopodobnie towarzyszył mi przez większość dnia.
Dotarłem do Odawary, gdzie już raz byłem podczas pory deszczowej. Wtedy nie zobaczyłem zamku. Dzisiaj wszedłem na dziedziniec, ale na sam szczyt już nie chciało mi się pchać, bo w środku tej repliki najpewniej nie było niczego ciekawego poza panoramą na miasto.