Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2024

Dystans całkowity:207.14 km (w terenie 27.42 km; 13.24%)
Czas w ruchu:12:59
Średnia prędkość:15.95 km/h
Maksymalna prędkość:58.91 km/h
Suma podjazdów:2670 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:103.57 km i 6h 29m
Więcej statystyk

Góry Słonne

  90.45  06:00
Rozpadało się. Prognoza była dość optymistyczna, ale gdy się niespiesznie zebrałem, już tylko kropiło. Przeszkadzały kałuże. Ruszyłem do Kalwarii Pacławskiej, omijając niepotrzebne podjazdy, ale podjazdu do sanktuarium już nie dało się uniknąć. Wszystkie kramy świeciły pustkami.
Nie chciałem tracić wysokości, więc wjechałem na niebieski szlak pieszy. Początek zapewnił atrakcji, bo było dużo gliny lepiącej się do kół i butów. Potem szlak biegł przez bezdrzewny szczyt Żytne, na którym wiało okrutnie. W końcu wjechałem do lasów, nawet słońce czasem zaświeciło. Droga pięła się w górę. Poza ptakami dostrzegłem jedynie parę jeleni. Wydostałem się na drogę, ale ta biegła w dół. Znaleziony nieopodal skrót był w większości asfaltowy.
Dotarłem do słonecznej doliny. Musiałem odrobinę okroić mój plan, ale nie zrezygnowałem kompletnie z jazdy po Górach Słonnych. Niestety gdzieś źle skręciłem i przegapiłem jedną gminę, więc jeszcze tu kiedyś wrócę. Tymczasem temperatura, która za dnia nie rozpieszczała, zaczęła mocno spadać. Całe szczęście dystans po zmroku nie był duży. Minąłem nawet kopalnię ropy. Było ją czuć przez całą wioskę.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami, po zmroku i nocne

W pogoni za jesienią

  116.69  06:59
Zbyt długo zbierałem się na tę wyprawę. Tylko nieliczne drzewa były pokryte liśćmi. Ruszyłem do Przemyśla, do którego pierwotnie planowałem dotrzeć pociągiem. Poranne słońce pięknie oświetlało ostatnie ozłocone drzewa. Wiał silny, nieprzyjemny wiatr z południowego-zachodu. Ruch niewielki. Do pokonania miałem sporo górek. Wybierałem drogi tak, aby minimalizować konieczność zjazdów. Nawet trafił się las czy dwa z wciąż złotymi drzewami. Wpadłem na jedną drogę wojewódzką, ale był dziwnie duży ruch. Były oczywiście korki przed cmentarzyskami – na szczęście tylko dwoma. Skuszony szlakiem św. Jakuba, wpadłem do kałuży ukrytej pod opadłymi liśćmi. Na wielu leśnych odcinkach musiałem rower pchać, bo drogi rozjechane przez ciężki sprzęt nie nadawały się do jazdy, a stojąca woda kryła się wszędzie.
Gdy dotarłem do Przemyśla, było wciąż sporo dnia przede mną, a przynajmniej wieczoru. Ruszyłem do Medyki. Wpadłem na kilka dróg dla kaskaderów, kawał drogi jechałem po krajówce, a potem pojawiła się droga dla rowerów, chyba do samej granicy. W Medyce było już ciemno, więc zrezygnowałem z powrotu po szlakach biegnących po drogach terenowych. Wjechałem za to na drogę przez wioski, żeby uciec od zgiełku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / podkarpackie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, z sakwami, wyprawy / Niejesień 2024

Kategorie

Archiwum

Moje rowery