Wybieram się jak sójka za morze na moją już coroczną jesienną wyprawę. Tym razem nie Dolny Śląsk. Ruszyłem w rodzinne strony pociągami. Ktoś wpadł pod pociąg, bo przechodził w miejscu niedozwolonym. Po dwóch godzinach podstawili zastępczy pociąg. Trudno się przesiada, gdy peronów brak. U celu przejechałem się chwilę po jesiennym Lublinie. Trochę mnie zmartwiła liczba gołych drzew. Mam nadzieję, że siedząc w cieplejszym Poznaniu, nie przegapiłem jesieni w innych częściach kraju.
Kolejny pociąg był przepełniony. Nie mogłem kupić biletu przez internet, więc w kasie dowiedziałem się, że wprowadzili limity na przewóz rowerów w pociągach regionalnych i najbliższy pociąg z wolnym miejscem miał jechać 2 godziny później. Dostałem się do Chełma, gdzie przywitała mnie gęsta zupa w składzie mgły i gryzącego smogu. Mogłem zabrać maskę.