Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Nagasaki

Dystans całkowity:324.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:20:59
Średnia prędkość:15.46 km/h
Maksymalna prędkość:56.33 km/h
Suma podjazdów:3555 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:46.36 km i 2h 59m
Więcej statystyk

Deszczowa Tsushima

25.1501:50
Padało w nocy i nad ranem. Zjadłem śniadanie zaserwowane w domu gościnnym i przestało padać. Niestety nie cieszyłem się tym stanem długo, bo szybko założyłem ubrania przeciwdeszczowe. Ruch na drodze był duży. Zatęskniłem za pustkami na północy. W centrum opad niemal ustał.
Odwiedziłem port, by wydostać się z wyspy. Niestety na łódź potrzebowałem pokrowca na rower, więc został powolny prom. Miałem do niego kilka godzin, więc zjeździłem pobliskie atrakcje.
Kategoria Japonia / Nagasaki, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą

Opona z marketu

56.0303:16
Rano dostałem podwózkę do supermarketu, który w sumie wczoraj odwiedziłem zanim doszło do wybuchu. Była tylko opona 700x32c (do Korei wjechałem na rozmiarze 38c), ale wskaźnik maksymalnego ciśnienia dawał większe nadzieje niż tamten koreański szajs. Centymetrowa dziura w dętce również sugerowała wymianę. Niestety mieli tylko wentyl brytyjski (Dunlop), a nie wyobrażałem sobie pompować dętki moją pompką z wężykiem. Na szczęście miałem jeszcze zapas, który kupiłem w Korei. Oby dał radę.
Poranek miał być deszczowy, ale chyba w innej części wyspy. Było pochmurno, choć słońce podpiekało niczym w szklarni. Jechałem główną drogą, bo awaria ograniczyła mój czas. Ruch był większy i mało przyjemny, bo o ile Koreańczycy wyprzedzali z dystansem, o tyle dla Japończyków szerokość gazety jest wystarczająco bezpieczną odległością. Widziałem kolejne motyle, znaki ostrzegające o kotkach bengalskich, gdzieś z drzew krzyknęła małpa. Minąłem mnóstwo starych zakrętów, które zostały zastąpione krótszymi odcinkami, bo rząd przeznaczył dużo środków na modernizację wyspy, aby przyciąć Japończyków. Podobno ma to przeciwdziałać procederowi wykupywania ziem przez Koreańczyków.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, rowery / Fuji, wyprawy / Japonia latem 2023, z sakwami, za granicą, Japonia / Nagasaki

Tsushima, motyla wyspa

42.5602:55
Oczywiście nie wyspałem się, ale udało mi się kupić bilet na rejs na Tsushimę, na którą planowałem dostać się miesiąc temu. Jak ten czas leci. Przejechałem 2060 km po Korei i po zdobyciu wszystkich szlaków w kolekcji już raczej nic mnie nie zaciągnie do tego kraju. Koniec z wszędobylską samochodozą, ludźmi kaszlącymi, jakby za moment mieli umrzeć, plującymi pod nogi, mdłym jedzeniem i przeterminowanymi produktami, trudnościami w komunikacji i ignoranckim podejściem Koreańczyków, brakiem sklepów, pustostanami zasłaniającymi widoki.
Po nieco godzinie znalazłem się na wyspie. Rejs łodzią przebiegł spokojnie. Procedury były na tyle skomplikowane, że nie akceptowali elektronicznej karty wjazdu, jak w Tōkyō, tylko trzeba było wypełnić formularz ręcznie. Jako jedyny rowerzysta i obcokrajowiec spoza Azji zwracałem uwagę personelu. Chyba nie mają tu wielu gości spoza Korei.
Zrobiło się słonecznie. Zaskakiwała cisza. Poczułem, jak bardzo mi jej brakowało po miesiącu doświadczania koreańskiej samochodozy. Uwagę zwracały również tysiące motyli (nie chciały być fotografowane). W ich towarzystwie zacząłem jechać zygzakiem po północnej części wyspy. Złapałem nocleg niedaleko, więc nie miałem zbyt wielkich możliwości do eksploracji. Punkt widokowy na Półwysep Koreański był w remoncie, ale zobaczyłem najwyższy na wyspie wodospad. Minąłem też dziesiątki chramów.
Raptem 3 dni temu wymieniłem oponę, a już od początku było coś z nią nie tak. Najpierw sądziłem, że to krzywa obręcz, ale wyczułem wybrzuszenia na oponie. Niestety moje obawy się sprawdziły i na prostej drodze usłyszałem huk. Pękła opona, a z dętki wyszedł balon. Nie miałem za dużych możliwości, więc trochę prowadząc, a trochę jadąc na kapciu, dotarłem do domu gościnnego znajdującego się w dawnej szkole. Pani obsługująca przybytek obdzwoniła wszystkie serwisy na wyspie (a były tylko serwisy motocyklowe) i jutro mnie ktoś podwiezie, żebym mógł kupić nową oponę.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, rowery / Fuji, z sakwami, za granicą, wyprawy / Japonia latem 2023, Japonia / Nagasaki

Na japońskiej poczcie

66.1704:11
Z wolna ruszyłem w dalszą drogę. Słońce podniosło temperaturę wysoko, jak na porę zimową. Chciałem wysłać do Polski kilka rzeczy, które nazbierały się od czasu, gdy opuściłem Sendai. Poprzednia paczka, wysłana budżetową metodą, dotarła po dwóch miesiącach – w całości, choć bałem się, że przepadła. Tym razem miałem do wysłania ciut mniej rzeczy, więc zaplanowałem nadać przesyłkę jako list. Naszukałem się poczty kawał drogi, aż w końcu znalazłem mały budynek. W środku nikt nie mówił po angielsku, więc wspomagając się elektronicznym tłumaczem, wypełniłem wszystkie formalności i ponad pół godziny później byłem wolny. Straszne, że to tyle czasu zabiera.
Akcja z pocztą, a wcześniej jeszcze z przygotowaniem przesyłki zabrała mi za dużo czasu. Mimo to po drodze wstąpiłem do sklepu sportowego, żeby kupić odtłuszczacz, bo tylny hamulec zaczął ciężko pracować. Popsikałem go, ale może chciałem zbyt szybkich efektów, bo nic się właściwie nie zmieniło.
W mieście Ōmura trafiłem na park, w którym znajdował się zamek, ale gdy spojrzałem jak czas mi uciekał, zrezygnowałem ze zwiedzania czegokolwiek. To jest właśnie minus posiadania pracy. I w sumie najbliższego noclegu znalezionego w miejscu oddalonym o wiele kilometrów.
Złapał mnie zmierzch, ale za to jaki, bo zachodzące słońce było przepiękne. Pozostał do pokonania górski odcinek i dotarłem do miasta Ureshino, w którym znaleźć można mnóstwo gorących źródeł. Było ich tak dużo, że na ulicach udostępniono darmowe gorące źródła dla stóp. Mimo panującej niskiej temperatury, widziałem wielu ludzi moczących stopy w gorącej wodzie. Na noc zatrzymałem się w ryokanie. Miał być hostel, ale recepcjonistka zaproponowała mi prywatny pokój, który był urządzony w stylu japońskim. Do tego w budynku był onsen, więc miałem Japonię pełną gębą. Ok, może brakowało wyżywienia, ale z noclegu byłem zadowolony.

Kategoria za granicą, z sakwami, po zmroku i nocne, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Nagasaki, Japonia / Saga, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Japonia po europejsku

7.9300:50
W Nagasaki zatrzymałem się na 2 dni, żeby odpocząć i oczywiście zwiedzić miasto. Broszura, którą dostałem w hostelu wskazała kilka miejsc wartych zobaczenia, dlatego zaspokoiłem ciekawość i powolnym tempem ruszyłem na eksplorację miasta.
Od razu moją uwagę przyciągnęło nabrzeże, na którym znalazłem kilka ciekawych statków, a po drugiej stronie zatoki stała góra. Widok nocą na miasto jest uważany za jeden z piękniejszych w Japonii. Szkoda, że nie miałem wolnego wieczoru, aby się tam udać.
Chciałem rzucić okiem na Ogród Glovera, tylko coś mi nie poszło jak należy i dojechałem do niego od drugiej strony... po stromym zboczu. Całe szczęście park miał drugie wejście i podjazdu nie musiałem uważać za zbędny. Zwłaszcza że z góry rozciągał się nie najgorszy widok.
Sam park jest bardzo ciekawy, bo nie spodziewałem się poznać w nim tak dużo historii miasta. Thomas Blake Glover, dla którego park został wybudowany, przyczynił się do modernizacji Japoni w wielu dziedzinach. W parku można zobaczyć zachowaną rezydencję Glovera wraz z innymi budynkami z okresu dawnej Japonii. Są to jedne z najstarszych europejskich zabudowań, które zachowały się w Japonii. Spędziłem na zwiedzaniu wszystkiego prawie 2 godziny. Zupełnie inny świat, który mnie pochłonął całkowicie.
Wypatrzyłem na mapie jeszcze kilka innych historycznych miejsc. Między innymi domy w stylu zachodnim, których w tym mieście było wyjątkowo dużo. Niektóre były 100-letnie. Przekształcone na muzea i inne obiekty usługowe, są teraz otwarte dla zwiedzających.
W Nagasaki stoi chram Konfucjusza (Kōshi-byō). Mówi się, że jest to jedyny chram wybudowany przez Chińczyków poza granicami ich kraju. Jest to również terytorium chińskie kontrolowane przez ambasadę Chin w Tōkyō. Wejście było płatne, więc chciałem odrobinę zaoszczędzić i zrobiłem tylko kilka zdjęć z oddali, a budowla robi wrażenie, zwłaszcza zdobione dachy. Coś jak w Yokohamie.
To nie był koniec tematyki chińskiej. Odszukałem dawną dzielnicę chińską (Tōjin yashiki), choć bez szczegółowej mapy mogłem tam tylko pobłądzić bez celu. Trafiłem za to bez problemu do dzisiejszego Chinatown. Pełno Chińczyków, że przejść się nie dało. Odnalazłem jakieś miejsce do zaparkowania roweru i zacząłem szukać restauracji, bo miałem ochotę na chińszczyznę. Gdy w końcu udało się coś znaleźć, jedzenie nie było najświeższe, choć podali mi całe zamówienie w ciągu paru chwil. Coś za coś.
Już miałem wracać do hostelu, gdy przejechałem tuż przy kolejnym ciekawym miejscu, jakim była Deijima, czyli wyspa wyjściowa. Przez 200 lat był to jedyny port w Japonii, do którego mogły przybijać statki z Europy. Nie miałem za dużo czasu na zwiedzanie, ale wszedłem do większości zrekonstruowanych zabudowań. Co więcej, trwa rekonstrukcja pozostałych budynków, które dawniej stały w tamtym miejscu.
Czułem niedosyt po tym, co dzisiaj zobaczyłem, ale musiałem wracać do pracy. Nagasaki zasługuje na kilkudniowy pobyt, aby zobaczyć wszystko, co oferuje. Niestety moje plany były już ustalone i jutro ruszam w dalszą drogę.
Kategoria za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Nagasaki, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Nagasaki

72.5004:32
Dzień rozpoczął się słonecznie. Ruszyłem na południe i już po kilkunastu minutach jazdy zostałem zatrzymany przez Japończyka, który musiał mnie zauważyć z auta. Zaproponował mi kawę, ale byłem trochę oszołomiony, bo nie mówił po angielsku i nie wiedziałem co mogę mu zaoferować w zamian. Starałem się mu powiedzieć skąd jestem, dokąd jadę, ale widać, że nie chciał mnie zatrzymywać i na rozstaniu czułem się nieswojo. Trochę mi będzie brakować tej bezinteresowności po powrocie do Polski.
Droga na południe robiła się trochę nieznośna ze względu na słońce świecące w twarz. Spotkałem trójkę kolarzy, którzy najpierw mnie minęli, mówiąc coś po japońsku, a potem znowu się spotkaliśmy przed wielkim mostem. Wymieniliśmy parę zdań po japońsku. Skąd jestem, dokąd zmierzam, ile mam lat (oni byli po pięćdziesiątce). To chyba pierwszy raz, gdy zaczepili mnie kolarze. Ruszyliśmy w dalszą drogę, każdy swoim tempem. Ja oczywiście tym wolniejszym.
Minąłem jeszcze więcej zabudowań w stylu europejskim. Nawet trafiłem na wioskę holenderską, ale czas mnie gonił do pracy, więc nie zatrzymywałem się na podziwianie czegoś nowego w Japonii. Trudno, zawsze mogę tam wrócić.
Zrobiłem się głodny i chciałem coś zjeść. Tereny, przez które jechałem były dosyć wyludnione, toteż ciężko o jakiś sklep z jedzeniem. Akurat trafiłem na bilbord prowadzący do sieci konbini i gdy po określonym kilometrażu zobaczyłem budynek w stanie surowym, odrobinę się sfrustrowałem, ale okazało się, że się lekko pomylili i za dwoma zakrętami znalazłem to, czego szukałem. Zjadłem, wypełniłem kartki świąteczne do rodziny i znajomych (trochę późno, ale liczy się gest) i znów byłem w trasie.
Znalazłem się w Nagasaki. Wybrałem to miasto z uwagi na jego przykrą historię. Przypadkiem trafiłem do Parku Hipocentrum (Park Pokoju przegapiłem, choć był ulicę wcześniej), więc zatrzymałem się na odrobinę refleksji. Potem dojechałem do hostelu poleconego w internecie przez innego rowerzystę. Co ciekawe, mogłem wnieść rower do pokoju socjalnego, bo w pobliżu nie było parkingu.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Nagasaki, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Rozbierali zamek na moich oczach

54.1603:25
Pojechałem w kierunku zamku, ale zrobiło się nieciekawie. Na szczycie wzgórza zamkowego pracowały dźwigi. Nie mogłem na to patrzeć i zawróciłem. Tak właściwie to deszcz mnie zawrócił, a dźwigi w sumie nie wiem co tam podnosiły. Nie chciałem tracić czasu, bo deszczowa pogoda sprawia, że jadę jeszcze wolniej.
Deszcz zamienił się w przejściową mżawkę, która jednak dręczyła mnie przez cały dzień. Z początku było łatwo – wzdłuż rzeki pod lekką górkę, za którą znajdowało się miasto Imari. Tam zobaczyłem trochę architektury europejskiej oraz różnorodne pomniki wzdłuż ulic. Trochę porcelany, trochę figurek. Takie muzeum ciągnące się przez całe miasto. Za miastem zrobiło się trudniej, bo pod większą górkę. Ponad pół kilometra w pionie. Ale widoki to były piękne. Zdecydowanie opłacało się, choć gdybym pojechał tamtędy jakieś 7 miesięcy wcześniej, zobaczyłbym tarasy ryżowe wypełnione wodą. Czyli jeszcze piękniejszy widok. Z drugiej strony, klimat podzwrotnikowy to raczej nie jest przyjemna pora do podróży w tych rejonach. Jak sobie przypomnę letnie upały, to aż się odechciewa podróżowania.
Dotarłem na szczyt, gdzie temperaturze trochę spadło. Po drugiej stronie tunelu został tylko długi zjazd. Przed nim jeszcze ukazał się widok na zatokę i znalazłem się w centrum Sasebo. Dojechałem do jednego z najdroższych hoteli mojej podróży, ale nie miałem dużego wyboru w tym rejonie. Pokój – choć typowo kompaktowy – był wyjątkowo inny od wszystkich, w których do tej pory się zatrzymywałem. Na podłodze były maty tatami, a zamiast łóżka leżał futon. Brakowało tylko krzesła do wygodnej pracy.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Saga, Japonia / Nagasaki, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery