Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Yamagata

Dystans całkowity:1410.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:79:25
Średnia prędkość:17.76 km/h
Maksymalna prędkość:58.92 km/h
Suma podjazdów:12632 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:88.15 km i 4h 57m
Więcej statystyk

Tunelem czy serpentyną?

63.7003:42
Ruszyłem rano. Miało później padać, ale prognoza się zmieniła – oczywiście na nieludzki upał.
Wracając do poranka, na starcie miałem długi podjazd. Jedną trzecią pokonałem wczoraj, wracając z centrum miasta do domu gościnnego. Na dzisiaj zostały serpentyny. Jechało się bardzo przyjemnie. Minęło mnie zaledwie kilka aut i ze dwa motocykle. W porównaniu do ostatniego razu, było bardzo spokojnie. Co więcej, miałem po swojej stronie drzewa. Ich cień zapewnił temperaturę poniżej 26 °C. Gdyby nie prześwity między drzewami, to na termometrze pewnie spadłoby jeszcze kilka kresek.
Kilkadziesiąt zakrętów później znalazłem się na szczycie. Zjazd był mniej przyjemny, bo brakowało luster na zakrętach, a kilka aut na krzyż jednak się znalazło. Trochę strach z jakimś się spotkać, więc jechałem wolno.
W centrum miasteczka Kawasaki zdecydowałem nie jechać główną drogą, bo ruch był za duży, a szosa nie miała pobocza czy nawet chodnika. Dodałem sobie tym samym dwie góry do podjechania, ale były tylko kroplami w morzu tego, co pokonałem o poranku.
Trzeci festiwal Tōhoku z mojej listy zaczął się już dzisiaj. Niestety upał był niemożliwy. Temperatura na termometrze przekraczała 40 °C, więc jak zwykle nawet nie miałem ochoty się zatrzymać na jakiekolwiek zdjęcie. Dobrze, że tutejsze matsuri potrwa aż 3 dni.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Yamagata Hanagasa Matsuri

20.1401:03
Było gorąco, więc z domu gościnnego wygrzebałem się późno. Zjechałem do centrum miasta, a miałem całą drogę z górki. Tam odpocząłem w kawiarni, trochę popracowałem i wieczorem wyszedłem zobaczyć festiwal. Podobno przyciąga ponad milion osób. Szkoda tylko, że ulica festiwalowa była taka wąska. Próbowałem znaleźć jakieś miejsce do zdjęć, ale widzowie byli wszędzie.
Festiwal Hanagasa (od hana – kwiat i gasa – bambusowy kapelusz) przypomina Aoba Matsuri i z tego powodu moje oczekiwania były nieco inne. Problemy z aparatem, tłok, ograniczony czas oraz rzeczywistość odmienna od oczekiwań spowodowały, że nie zostałem długo na paradzie. Wróciłem po rower i wjechałem z powrotem do domu gościnnego. Szybko złapał mnie zmrok, a na parę kilometrów przed celem trafiłem na świeże ślady deszczu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Pół dnia ulgi w górach

95.2506:18
Dzisiaj zaskoczenie, bo na niebie była masa chmur, a temperatura nawet akceptowalna – 28 °C. Zapowiadał się dobry dzień. Zaplanowałem przenieść się do drugiego miasta, aby zobaczyć kolejny festiwal, który zaczyna się jutro.
Drogę do mojego celu dzielił masyw górski. Szukając najkrótszej drogi, trafiłem na niekoniecznie najłatwiejszą, ale znów skusiła mnie stacja drogowa. Ruszyłem podobną drogą, którą jechałem wiosną. Dojechałem do gór, które przygotowały dla mnie długą serpentynę. Jeszcze wczoraj nieco słaniałem się na nogach, pewnie przez niedawne przeziębienie oraz upały. Mimo wszystko zakręt za zakrętem i wspiąłem się na przełęcz. Szybki zjazd przez stare wioski i dotarłem do zapory wodnej, na końcu której była stacja drogowa.
Południe, połowa drogi za mną, a na niebie chmury zaczęły znikać. Koniec taryfy ulgowej. Jedyny plus to drzewa. Zdałem sobie sprawę czemu jest ich tak mało w miastach. Przyczyna jest prozaiczna – cykady. Co z tego, że można usiąść w cieniu drzewa, jeżeli zaraz straci się słuch. Dużo drzew można spotkać przy chramach, jako że shintoizm jest mocno związany z naturą. Tam też można usłyszeć, jak bardzo dokuczliwe są to owady.
Kolejna góra pokonana i miałem przed sobą kolejną serpentynę. Ta przypomniała mi o Słowackim Raju, z tą różnicą, że na japońskiej drodze był ruch. Piękny kawałek drogi. Niestety skończył się, a ja dotarłem do miejskiej betonozy. Dzisiaj nieco mniej upalnie, bo tylko 38 °C, ale musiałem się zatrzymać kilka razy, aby ochłonąć.
Zrobiłem zakupy i ruszyłem w kolejne góry, gdzie znajdował się jeden z nielicznych noclegów, które udało mi się znaleźć w mieście. Japonia jest droga, a od października ma być jeszcze drożej, bo wzrasta podatek od wydatków (w Europie znany jako VAT) z 8% do 10%.
Dom gościnny, w którym się zatrzymałem miał przemiłą obsługę i równie przyjaznych gości. Zostałem zaproszony na kolację, która nawet nie była wliczona w cenę noclegu, a jak spojrzałem na cenę w menu, to złapałem się za głowę. Japończycy bywają tacy gościnni. Noclegi w Japonii bywają unikalne. Po raz pierwszy trafiłem na toaletę kompostową. Zapach nieco przyjemniejszy niż w latrynie. I jeszcze jeden plus tego miejsca – było dużo chłodniej niż w mieście.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Fukushima, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia latem 2019, rowery / Trek

Ciągle pod wiatr

144.4809:18
Jeden z najcięższych dni, jakie spędziłem na rowerze. Nawet nie wiem od czego zacząć. Może od początku.
Był chłodny poranek. Do tego wiało, że czapki trzymać. Niestety wiatr był idealnie z kierunku, w którym zmierzałem. Nie mogłem zmienić planów, więc mozolnie ruszyłem na zachód.
Dotarłem do wybrzeża. Wiało jeszcze gorzej niż w centrum miasta. Dobrze przynajmniej, że fale nie wlewały się na drogę.
Po kilku godzinach jazdy, gdy minąłem pewne skrzyżowanie, w miarę szybko zauważyłem brak wiatru. Zdziwiony, dostrzegłem swój błąd. Jechałem w kierunku doliny. Skuszony ulgą od gnębicielskiego wiatru, nie zawracałem. Pojechałem przed siebie, przez kilka tuneli i pagórków, potem jeszcze przez kilka gór i przedostałem się ostatni masyw górski.
Pozostały drogi płaskie jak stół, a co najważniejsze – wiatr prawie ustał. Zastanawiam się, czy gdybym kontynuował jazdę wzdłuż wybrzeża, to pokonałbym drogę szybciej?
Wjechałem na drogę prefekturalną nr 3. Wyglądała bardziej jak droga osiedlowa, ale osłonięta zabudowaniami z obu stron zapewniała schronienie przed resztkami wiatru. Brakowało chodników czy nawet pobocza, jednak auta jeździły kolumnami, więc dawałem radę. Zorientowałem się nawet, że jechałem tamtędy 2 lata temu. Do celu dotarłem wykończony. Przydałby się dzień odpoczynku.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Niigata, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Pagoda przy leśnej ścieżce

103.4106:46
Rano było chłodno. Do tego wiał wiatr, który nie był mi na rękę. Jechałem wzdłuż rzeki na północ. Po drodze niepotrzebnie skręciłem i wjechałem na nieprzyjazne drogi wiodące wśród pól ryżowych. Nieosłonięte od wiatru psuły radość z jazdy.
W sumie w najbliższym miasteczku nie było lepiej. Dopiero droga wiodąca przez góry przyniosła odrobinę odpoczynku. Przynajmniej od wiatru, bo pod górę było ciężko.
Trafiłem na kilka kwitnących drzew wiśni, a także na zaspy topniejącego śniegu. Na horyzoncie mogłem również dostrzec ulewę. Nie miałem żadnej w planach.
Olśniło mnie, gdy dojechałem do stacji drogowej (Michi-no-Eki). Jechałem tą samą drogą, co półtora roku temu, a do tego wtedy zatrzymałem się w tym samym hotelu, z którego wyruszyłem dzisiaj. Już wiedziałem, że reszta będzie z górki. Przynajmniej miała być.
Kilka kilometrów dalej lunęło. Udało mi się schować pod jednym z zadaszeń na drodze. Po kilku minutach deszcz ustał niczym woda z prysznica na monetę na Islandii. Potem jeszcze tak kilka razy, aż dojechałem do rozwidlenia dróg. Miałem w planie zobaczyć pewną pagodę i akurat pojawiła się na znaku drogowym, więc ruszyłem we wskazanym kierunku. Źle to rozegrałem.
Po kilku kilometrach za plecami pojawiła się burza z czarnymi chmurami i piorunami. Myślałem, że przejdzie bokiem, ale nic z tego. Kilka kilometrów dalej mnie złapała. Zmokłem tylko trochę zanim schowałem się pod dachem pobliskiej poczty. Deszcz przeszedł, ale potem wrócił jeszcze kilka razy. Na szczęście ze zmniejszoną siłą.
Doszedłem do momentu, gdy trzeba było zrobić podjazd. Nie miałem już wyjścia, więc metr po metrze piąłem się w górę. Na szczycie, który był trzykrotnie wyższy niż to sobie wyobrażałem, trafiłem na płatną drogę dla aut. Jeszcze kasjer wyszedł ze swojej budki, aby krzyknąć, że rowerem nie można. Sprawdziłem swoje opcje i... ruszyłem w dół. Kończył mi się czas, więc stwierdziłem, że sobie daruję atrakcję.
Jadąc w dół, jeszcze skręciłem w drogę, która biegła przy punkcie, który oznaczyłem na mojej mapie jako wejście do chramu. Zaskoczył mnie napis informujący o 10-minutowym spacerze. Tylko tyle zrozumiałem po japońsku, więc pomyślałem, że mogę zobaczyć, co takiego udostępnili.
Wszedłem do na leśną ścieżkę. Minąłem kilka klimatycznych widoków, dziesiątki potężnych drzew, kilkanaście kapliczek i dojrzałem mój cel. Pagoda Hagurosan Gojūnotō stojąca wśród drzew. 600-letnia wieża stała się niestety komercyjną atrakcją turystyczną, więc doczepili do niej schody, obok postawili kilka stoisk z pamiątkami i punkt opłat za wejście do wnętrza. Mimo to wygląda przepięknie.
Wróciłem do roweru i dokończyłem zjazd do miasta. Mogłem w sumie darować sobie podjazd i dotrzeć do pagody łagodniejszą drogą, ale cóż, uparłem się. Po drodze trafiłem na drogę dla rowerów, która obiecywała zabrać mnie do celu, ale biegła ona niestety dłuższą trasą, aby ominąć ruchliwe drogi, więc gdy zauważyłem podstęp, zjechałem na krajówkę i tak dostałem się do Tsuruoki.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, setki i więcej, z sakwami, za granicą, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Ku nowej przygodzie

57.3803:08
Ruszam na kolejną wyprawę. Nie wiem jeszcze dokąd mnie doprowadzi, bo mam drobne problemy, ale trzeba być dobrej myśli. Musiałem wstać wcześnie rano, bo prognoza przewidywała opady deszczu. Dobre i to, bo początkowo prognozowano deszcz codziennie przez 2 tygodnie.
Pojechałem najpierw w kierunku centrum, aby nie błądzić w zawiłej sieci japońskich ulic, a potem prosto na zachód. Droga przeze mnie już znana i mieszanymi uczuciami obdarowywana. Dzisiaj był ostatni dzień złotego tygodnia, czyli serii świąt, podczas której miliony obywateli cierpiących na pracoholizm musiało odpocząć od pracy. Wielu wyjechało do innych miast i dzisiaj trwał masowy powrót, który objawiał się masowym zakorkowaniem dróg. Wymuszało to konieczność jazdy po chodnikach, nie zawsze szerokich i wygodnych, a gdy taki chodnik się kończył – bo chodniki na przedmieściach w Japonii są jak drogi dla rowerów w Polsce – to trzeba było przejść na drugą stronę. Czasem to trwało, bo ludzie zmęczeni powrotem nie myślą o przepuszczeniu pieszego na przejściu, więc trzeba czekać.
W końcu wygoda się skończyła i trzeba było wjechać na drogę. Niestety bez pobocza, więc w dużym ruchu, gdzie każdy chciał przejechać jak najszybciej, byłem wyprzedzany na gazetę. Pocieszała mnie myśl, że to tylko dzisiaj.
Równo o godz. 11 – zgodnie z prognozą pogody – zaczęło kropić. Na kilka kilometrów przed tunelem łączącym dwie prefektury. Już myślałem sobie, jaka to prefektura Yamagata jest zła, bo ile mnie przykrych rzeczy w niej spotkało ( deszcz u celu, kapeć następnego dnia czy nieplanowany zmrok), a za tunelem było sucho. W lusterku tylko widziałem czarne chmury i choć widok był przepiękny, wręcz fotogeniczny, wolałem korzystać z ciszy przed burzą i mknąłem w dół. Na liczniku utrzymywała się prędkość przynajmniej 45 km/h. Kierowcom to nie przeszkadzało w wyprzedzaniu mnie (limit prędkości to 50 km/h).
W końcu, na kilka kilometrów przed celem, wyszło przeraźliwe słońce. Pozwoliłem sobie wyciągnąć aparat dla kilku ujęć. Gdy tylko dojechałem do hotelu, zaczęło kropić. Potem przyszła burza i rozpadało się na całego. W nocy powinno ustać.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia wiosną 2019, rowery / Trek

Sendai. Który to już raz?

72.5903:54
Po raz kolejny ruszyłem w kierunku Sendai. Byłem tam tyle razy, że straciłem rachubę. Do pokonania miałem górę. Pogoda była nie najgorsza. Wiatr w plecy i odrobina słońca.
Niedaleko szczytu złapałem kapcia. Dziura tak mała, że już miałem iść z dętką do wodospadu, który szumiał obok, ale całe szczęście znalazłem ją. W międzyczasie naszła dziwna chmura z przejeżdżającego auta. Smród palonego plastiku. Już myślałem, że ktoś się popisuje, bo w Japonii takich delikwentów też się spotyka. Okazało się, że dostawczak miał usterkę i kopcił z wydechu gorzej niż parowóz na pełnych obrotach. Aż inne auta się zatrzymały, bo nikt nie wiedział, co się wydarzy. Kierowca zatrzymał się, jeszcze kilka razy próbował odpalić silnik, ale za każdym razem ta sama biała chmura ziała z wydechu niczym ogień z paszczy smoka na niejednym filmie fantasy. Naprawiłem koło i pojechałem dalej, a dostawczak jak stanął, tak się nie ruszał.
Znalazłem się w Sendai. Drzewa wiśni znów kwitły. Jedna góra dzieli tak wiele, bo po drugiej stronie jeszcze brakuje tygodnia albo dwóch do rozkwitu. Pojechałem w jedno miejsce, które było chętnie fotografowane. Latarnia pod kwitnącą wiśnią przyciągnęła kilka osób. Udało się i mnie zrobić kilka zdjęć.
Pojechałem dalej na północ, mijając chram Sendai Tōshō-gū, na wejściu którego stoi moja ulubiona brama torii. W zeszłym roku trafiłem dwukrotnie na plan zdjęć szkolnych. W tym nie miałem tego szczęścia, ale może byłem za późno, bo kwiaty wiśni zdążyły zrobić się białe. Mimo to brama wciąż była piękna.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Yamagata z niespodzianką

78.6104:26
Kolejny dzień ze słabą przejrzystością powietrza. Było ciepło, ale widoki mnie nie zadowalały, więc nie wyciągałem często aparatu. Dopiero po przejechaniu niewielkiej góry zrobiło się ciekawiej. Zatrzymałem się w Yamagacie, bo miasto jest znane z makaronu soba. Zjadłem ciepły posiłek i ruszyłem dalej.
Zaczęły mnie martwić ciemne chmury na horyzoncie. Nagle, gdy wyjeżdżałem z Yamagaty, nadszedł front niżowy. Temperatura spadła o 15 stopni, a po kilku kilometrach jazdy zaczęło kropić. Opad narastał z każdym kilometrem. Dołączając do tego temperaturę odczuwalną bliską zeru (na termometrze było 5 °C), był to jeden z najgorszych dni od czasu wizyty pod deszczowym i śnieżnym Fuji-sanem.
Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Rok na obczyźnie

68.4803:30
Ale ten czas leci. Dokładnie rok temu wsiadłem do samolotu i 19 godzin później znalazłem się w Japonii. Od tamtej pory spędzałem mój najbardziej aktywny w życiu czas, jeżdżąc na rowerze i poznając kulturę. Przejechałem od tamtej pory prawie 16 tys. km, z czego 65% z przyczepką, a 14,5 tys. km po samej Japonii (był jeszcze Tajwan). Przedłużyłem mój pobyt i teraz nie wiem kiedy wrócę.
Dzisiaj krótko, bo i droga krótka. Miałem przedostać się przez jedną górę do kolejnego miasta. Droga z początku prosta, a potem z podjazdami i tunelami. Straciłem rachubę ile ich było, ale za ostatnim, 4-kilometrowym, był już tylko zjazd w dół. Z początku nawet pojechałem blisko 60 km/h, ale pojawił się wiatr i musiałem zwolnić. Było też sporo śniegu, nawet 2 metry, chociaż nie wiem, czy pod spodem nie było jakichś obiektów. Dojechałem do Yonezawy i zatrzymałem się w hotelu.

Kategoria za granicą, z sakwami, na trzech kółkach, kraje / Japonia, góry i dużo podjazdów, Japonia / Fukushima, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Sendai, akt trzeci

59.5803:10
Kolejny upalny dzień był przede mną. Ale to ostatni dzień wyprawy po Tōhoku, bo wracałem do Sendai, gdzie zostawiłem połowę mojego bagażu.
Miałem do pokonania dosyć spory kawałek podjazdu. Zaczęło się spokojnie, choć od początku miałem pod górkę. Nie była to najwygodniejsza droga, bo gdy już znalazł się kawałek pobocza, leżało tam sporo śmieci. Na szczyt dojechałem w całości. Zjechałem też bez problemów, chociaż powiedziałbym, że ruch zamarł po drugiej stronie masywu.
Cieszyłem się ze zjazdu, ale nie przeczuwałem, że tamta droga była mi znana. Jechałem nią pół roku wcześniej w kierunku Niigaty. Potem jeszcze kilka dróg wydało mi się ciekawych, ale zdałem sobie sprawę, że jechałem nimi wielokrotnie, choć nigdy w tamtym kierunku. Znalazłem się w centrum Sendai lekko po południu, więc miałem jeszcze sporo czasu przed pracą na przepakowanie swoich rzeczy. Niebawem ruszam dalej.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Yamagata, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery