Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Konbanwa

  4.40  00:32
Było wiele przygód, ale wszystko się udało. Przywitałem ziemię japońską ok. godz. 14 czasu lokalnego (różnica to +7 godzin względem czasu letniego). Zeszło mi trochę zanim wsiadłem na rower, dlatego tytuł oznacza z japońskiego: dobry wieczór. Ale oczywiście wszystko po kolei.
Z pakowaniem roweru zeszło mi do czwartej nad ranem. Upchanie trzech kół w jednym pudle było nie lada wyzwaniem. Udało się i byłem z siebie bardzo dumny, choć oczywiście się nie wyspałem. Na lotnisko dotarłem taksówką i byłem jednym z pierwszych w kolejce do odprawy. Leciałem z Air China. Było bardzo wygodnie, prawie jak w liniach All Nippon Airways, a do tego bagaż miałem w cenie – dwie sztuki nadanego, z czego jeden zamieniłem na sprzęt sportowy, czyli mój rower, i też bez dopłaty!
Miałem 4-godzinną przesiadkę w Pekinie. Na lotnisku było strasznie pusto. Nie mogłem wymienić złotówek na chińską walutę, ale w restauracji udało mi się zapłacić kartą. Zamówiłem zupę wonton i kawę. Zwiedziłem chyba całe lotnisko i w końcu poszedłem pod moją bramkę. Zmęczenie wzięło nade mną górę i gdy położyłem się na krześle, zasnąłem. Bagaż w samolocie, ja po odprawie, czekałem tylko na wejście na pokład. Obudziłem się na kilka minut przed zamknięciem. Ale była adrenalina, gdy biegłem do bramki. Udało się bez problemów. Serce waliło. Po kilku kolejnych godzinach wylądowałem na lotnisku Narita.
Co mnie zmartwiło w powietrzu to śnieg na wyspach. Rozciągał się po horyzont i bałem się o początek mojej podróży, ale okazało się, że tylko centralna część kraju jest nim pokryta. Kolejnym zmartwieniem był duży ruch. Auto jechało za autem. Na to już nie mogłem nic zaradzić. Na 127 milionów mieszkańców jest to czymś normalnym.
Po odstaniu w długiej kolejce do bramki imigracyjnej, potem jeszcze celnej – w końcu byłem wolnym mieszkańcem kraju. W lutym złożyłem wniosek o udział w programie „Zwiedzaj i pracuj”, który pozwala na roczny wyjazd do Japonii (działa również w drugą stronę i Japończyk może przylecieć na tych samych zasadach do Polski). Po spełnieniu wielu warunków, zebraniu tony dokumentów i kilku zawahaniach odebrałem swoją wizę i mogłem polecieć do Japonii na cały rok. Jeszcze tylko informacja z firmy, czy praca zdalna przez rok jest przez nich akceptowalna, założenie własnej firmy (umowa o pracę przestała być korzystna), zebranie sprzętu, znalezienie noclegów i mogłem czekać na wielki dzień.
W Japonii byłem 2 lata temu, ale z plecakiem. Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać. Dodatkowo interesowałem się tym krajem od kilku lat. Przez jakiś czas nawet chodziłem na kurs języka japońskiego. Gdy przyszło mi wymienić pieniądze, za 1,5 tys. zł dostałem tylko 33 tys. jenów. Około 20 tys. mniej niż kiedyś. Straszna różnica. Chyba że to cena na lotnisku była niekorzystna.
Ze składaniem roweru miałem większy kłopot. Nie było do tego wyznaczonej przestrzeni, jak na Islandii, ale Japonia jeszcze nie jest aż tak popularna wśród rowerzystów, więc wciąż nie opłaca im się. Spędziłem kilka godzin na wyciąganiu tego, co włożyłem do kartonu 2 dni wcześniej. Miałem porysowaną ramę i lekko scentrowane koło, ale żadnych więcej szkód. Byłem gotowy do odjazdu przed godz. 19, czyli już po zmroku. Karton, za instrukcją z punktu informacji, zostawiłem pod śmietnikiem. Pomyślałem, że przez rok nikt by go nie przechował tak tanio.
Pierwsze metry po Japonii to wielki strach. Ruch lewostronny był dla mnie abstrakcją. Przełączenie się zajęło mi kilka minut, ale potem jechałem coraz pewniej i szybciej. Niestety ruch pozostawał duży i korzystałem z chodników, przy których w sumie stały znaki zezwalające na jazdę rowerem. Nie były jednak zbyt wygodne. Dużo piachu, kamyczków i krawężniki.
W oddali mogłem rozpoznać Tōkyō. Niebo nad tym miastem było tak jasne, że ani jednej gwiazdy nie dało się dostrzec. Temperatura spadła bardzo nisko, a odczuwalna w ogóle oscylowała w okolicach zera. Dojechałem do hostelu, który okazał się być prywatnym domem z pierwszym piętrem przeznaczonym dla gości. Szkoda, że karton zostawiłem na lotnisku. Pewnie mogłem się dogadać i zostawić go tutaj.
Kategoria na trzech kółkach, z sakwami, po zmroku i nocne, za granicą, kraje / Japonia, Japonia / Chiba, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa lkazd
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

15:25 wtorek, 21 listopada 2017
Pierwszego dnia nie zrobiłem nawet jednego zdjęcia, ale wkrótce będą ich dziesiątki, a odmiana w życiu, czy długa, czy krótka, zawsze przynosi coś dobrego :)
14:41 wtorek, 21 listopada 2017
Podziwiam :) Ja niestety roku poza Polską bym nie wytrzymał, tym bardziej w tak odmiennym od tego co znamy kraju.
14:26 wtorek, 21 listopada 2017
Zdjęcia zdjęcia :)
Pożegnanie z Polską
Narita starym szlakiem

Kategorie

Archiwum

Moje rowery