Dzisiaj zaskoczenie, bo na niebie była masa chmur, a temperatura nawet akceptowalna – 28 °C. Zapowiadał się dobry dzień. Zaplanowałem przenieść się do drugiego miasta, aby zobaczyć kolejny festiwal, który zaczyna się jutro.
Drogę do mojego celu dzielił masyw górski. Szukając najkrótszej drogi, trafiłem na niekoniecznie najłatwiejszą, ale znów skusiła mnie stacja drogowa. Ruszyłem podobną drogą, którą jechałem wiosną. Dojechałem do gór, które przygotowały dla mnie długą serpentynę. Jeszcze wczoraj nieco słaniałem się na nogach, pewnie przez niedawne przeziębienie oraz upały. Mimo wszystko zakręt za zakrętem i wspiąłem się na przełęcz. Szybki zjazd przez stare wioski i dotarłem do zapory wodnej, na końcu której była stacja drogowa.
Południe, połowa drogi za mną, a na niebie chmury zaczęły znikać. Koniec taryfy ulgowej. Jedyny plus to drzewa. Zdałem sobie sprawę czemu jest ich tak mało w miastach. Przyczyna jest prozaiczna – cykady. Co z tego, że można usiąść w cieniu drzewa, jeżeli zaraz straci się słuch. Dużo drzew można spotkać przy chramach, jako że shintoizm jest mocno związany z naturą. Tam też można usłyszeć, jak bardzo dokuczliwe są to owady.
Kolejna góra pokonana i miałem przed sobą kolejną serpentynę. Ta przypomniała mi o Słowackim Raju, z tą różnicą, że na japońskiej drodze był ruch. Piękny kawałek drogi. Niestety skończył się, a ja dotarłem do miejskiej betonozy. Dzisiaj nieco mniej upalnie, bo tylko 38 °C, ale musiałem się zatrzymać kilka razy, aby ochłonąć.
Zrobiłem zakupy i ruszyłem w kolejne góry, gdzie znajdował się jeden z nielicznych noclegów, które udało mi się znaleźć w mieście. Japonia jest droga, a od października ma być jeszcze drożej, bo wzrasta podatek od wydatków (w Europie znany jako VAT) z 8% do 10%.
Dom gościnny, w którym się zatrzymałem miał przemiłą obsługę i równie przyjaznych gości. Zostałem zaproszony na kolację, która nawet nie była wliczona w cenę noclegu, a jak spojrzałem na cenę w menu, to złapałem się za głowę. Japończycy bywają tacy gościnni. Noclegi w Japonii bywają unikalne. Po raz pierwszy trafiłem na toaletę kompostową. Zapach nieco przyjemniejszy niż w latrynie. I jeszcze jeden plus tego miejsca – było dużo chłodniej niż w mieście.