Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2015

Dystans całkowity:779.82 km (w terenie 19.02 km; 2.44%)
Czas w ruchu:18:17
Średnia prędkość:21.38 km/h
Maksymalna prędkość:46.10 km/h
Suma podjazdów:2297 m
Suma kalorii:4354 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:155.96 km i 4h 34m
Więcej statystyk

Listopad 2015

388.97
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Po Poznaniu, część 19

18.5900:57
Ostatnio nie mogę zebrać się na wycieczkę. Praca stała się męcząca i po całym tygodniu spędzam weekend na odpoczynku. Nawet jak już znalazł się mniej deszczowy dzień, to nie miałem ochoty na długą wyprawę. Dzisiaj wyjechałem od tak, żeby móc cokolwiek tutaj napisać.
Był wieczór, więc chciałem się tylko pokręcić po mieście. Za oknem choć mokro, nie padało. Zawróciłem do domu dopiero, gdy zaczęło kropić. Bateria w moim telefonie do nagrywania tras była na wyczerpaniu, więc ślad nagrałem moim drugim urządzeniem. Wyszło fatalnie. Temperatura niska, ale przymrozki minęły. Ostatnio było -4 °C. Nawet przyjemnie. Przypominam sobie zeszłoroczne wypady do miast wielkopolskich przy niskich temperaturach. Liczę na dobry początek grudnia, zwłaszcza że specjalnie kupiłem zimowe buty tuż po zeszłorocznym sezonie. Jeszcze muszę się rozejrzeć za rękawicami narciarskimi. Te są równie drogie. Trzeba było ich szukać wiosną. Teraz mnie coś naszło, gdy zobaczyłem połowę alejki sklepowej wypełnioną ciepłymi rękawicami.
W zeszłym tygodniu po raz pierwszy od roku przebiłem moje Continentale. Tak właściwie tylko jedną oponę – dwa razy. Wróciłem do domu i następnego dnia rano zmieniłem dętkę, bo znalazłem kawałek szkła w oponie. Z tyłu guma tak się zużyła, że w kilku miejscach pojawiła się pomarańczowa wkładka antyprzebiciowa. Na nieszczęście, gdy tylko wsiadłem na rower, usłyszałem dziwny, rytmiczny dźwięk. Sprawcą okazał się drugi odłamek szkła, który przebił nowo założoną dętkę. Zabawne, że powietrze schodziło tylko wtedy, gdy dziura stykała się z podłożem, więc pojechałem do pracy, zatrzymując się tylko dwa razy, żeby dodać trochę powietrza.
Chciałem wypróbować opony Continental Travel Contact, ale jedyny sklep z nimi był do końca tygodnia zamknięty. Pojechałem do mojego ulubionego serwisu i tam, mając do wyboru założyć po raz kolejny Continental Tour Ride oraz o połowę tańszy CST, wybrałem opcję drugą. Z ciekawości, ponieważ mają 5-milimetrową wkładkę antyprzebiciową i są wyjątkowo sztywne. W dodatku to 38C z agresywniejszym bieżnikiem (wcześniejsze to 35C, ale różnica i tak jest duża). Spodobały mi się. Montowało się je wyjątkowo ciężko. Nawet pomyślałem, że to model nie na moją obręcz, ale udało się. Na początek wpuściłem do nich zbyt mało powietrza, przez co sterowność była uciążliwa, ale nawet nie widać zbyt niskiego ciśnienia (kapcia). Dodałem powietrza i jechało się już lepiej. Jestem ciekaw, jak będzie w terenie. Jeszcze nie próbowałem, bo jest na to trochę za mokro.
Do swoich zakupów dorzuciłem też okładziny do hamulców, a także nową sztycę podsiodłową. Wciąż coś skrzypi, więc byłem przekonany, że to właśnie ona. Zmieniłem tym razem na sztywną i co? Przez kilka dni wydawało mi się, że jest dobrze, ale potem było jak dawniej. Przymierzam się do zmiany amortyzatora (on wciąż pozostaje głównym podejrzanym) na sztywny widelec i jakoś nie mogę się do tego zabrać. Przy okazji zauważyłem, że moja przednia obręcz nie jest w najlepszym stanie. To już chyba 30 tys., jak jej nie wymieniałem. Chcę taką samą, jak z tyłu. Tylko że mój serwis się ociąga ze sprowadzeniem tego egzemplarza. Napęd też szwankuje odkąd zużyłem jedną zębatkę w kasecie. Te rowery wcale nie są takie tanie w utrzymaniu. Jak to dobrze, że nie mam auta.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Rychwał

144.8405:54
Pobudka po godzinie 6 utwierdziła mnie w tym, jak kiepska pogoda jest za oknem. Silne stukanie w okno za sprawą deszczu nakazało wrócić do snu i nie przejmować się niczym. Nie przejmowałem się do tego stopnia, że na rower wyszedłem późnym przedpołudniem. Na zachód, z wiatrem; był bardzo porywisty. W końcu smog przeszedł, ale nie było mowy o kiszeniu się w Poznaniu. Jest tyle gmin do zaliczenia. Na dzisiaj wybrałem dwie pod Koninem.
Było ciepło, wręcz upalnie. Słońce na niebie przygrzewało tak, że temperatura maksymalna wyniosła 19 °C. Wziąłem lekką bluzę, ale po kilku kilometrach zamieniłem ją na wiatrówkę, a potem w ogóle zdjąłem wszystko, zostając w koszulce. Jechało się wyśmienicie. Powyżej 40 km/h bez większego oporu. Jedynie sił mógłbym mieć więcej, ale nie jestem sportowcem, więc nie tym razem. Praca za biurkiem wyniszcza organizm.
Wybrałem typową trasę do Środy Śląskiej, omijając wszelki teren. Pas rowerowy na ul. Topolskiej wciąż powiewa absurdem (chyba pisałem o nim, ale wspomnę, że znaki poziome są narysowane odwrotnie do kierunku jazdy). Potem na Miłosław. Zrobiłem kilka zdjęć na wpół gołych drzew. Przegapiłem jesień i będę teraz żałował, że nie odwiedziłem gór. Gdybym tylko nie zaspał tydzień lub dwa tygodnie temu.
Dojechałem do Pyzdr z odrobiną niespodziewanego terenu. Głupi maperzy. Złapał mnie też zmierzch. Potem wjechałem na zaplanowany teren, bo nie chciało mi się jechać kilka kilometrów dalej do asfaltu. Trafiłem na wygodną leśną drogę pożarową, choć nie mogłem się rozpędzić tak, jak na asfalcie. Gdy wydostałem się z Puszczy Pyzdrskiej (bo to przez nią jechałem w terenie), droga zrobiła się nudna. Niebo było czarne, choć gwiaździste.
Przejechałem przez Grodziec, Rychwał, ostatni teren, który był gorszy nić w Puszczy Noteckiej i dojechałem do dróg dla rowerów pod Koninem. Nie wiem, jak można zezwolić komuś, kto nie umie jeździć na rowerze, aby zaprojektował drogę rowerową. W Koninie też nie jest lepiej. Najgorsze jednak są światła. 5 minut oczekiwania, aby przedostać się przez węzeł drogowy, bo głupcy wpakowali mnie na trzy przejścia dla pieszych (a może to ja dałem się oszukać?). To miasto jest na równi z Poznaniem w precyzyjnym ignorowaniu zasad zrównoważonego transportu. W ogóle zapomniałbym dodać, że w Poznaniu budują jakąś nową galerię oraz wiadukt. Zdenerwowałem się, gdy nowa droga dla rowerów skończyła się na zaroślach. Mogli jakikolwiek znak postawić, żebym nie marnował czasu.
Po chwili błądzenia po Koninie dotarłem do dworca, kupiłem bilet, wziąłem chińszczyznę na wynos i pojechałem do domu. Było sporo ludzi, więc pozostało mi rozsiąść się na podłodze. Listopad zapowiada się bardzo deszczowo. Martwi mnie to. Nienawidzę jeździć poznańskimi tramwajami.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Pod Poznaniem, część 2

39.8201:54
Polska złota jesień się skończyła. Zaczęły się mgły, smog (a tym samym chodzenie w maseczce ochronnej) oraz deszcze. Te ostatnie pojawiły się chyba w całej Polsce i w ten oto sposób trzeci z kolei weekend prób wyruszenia w góry, aby zobaczyć kolory jesieni był zmarnowany. No, może prawie, bo wyszedłem w nocy pokręcić pod Poznaniem.
Było bardzo gorąco w stosunku do ostatnich dni. Zgrzałem się już po kilkunastu kilometrach jazdy. Plan miałem prosty – przejechać przez poligon, omijając wszelki teren. Drogi były mokre, tak jakby ledwo przestało padać. Na szczęście nie utworzyło się zbyt wiele kałuż.
Tylko wjechałem na teren wojskowy i od razu zaczęły się mgły. Zwierzęta buszowały w zaroślach, więc palce miałem na klamkach. Ludzi prawie nie spotkałem. Jeden jedynie osobnik świecił latarką daleko w terenie niedostępnym dla cywili. Na drodze przez poligon pojawiły się rosnące liczby od 1 do 9. Jakaś atrakcja tej nocy. Mgły robiły się tak gęste, że czasem asfaltu nie widziałem. Nawdychałem się też siarkowodoru. Smród nie do wytrzymania. Miałem wrażenie jakby ktoś rzucał mi pod koła zgniłe jaja. W tej mgle było wszystko możliwe. Potem już bez atrakcji. Jedynie w Poznaniu zabłądziłem, bo chciałem skrócić sobie drogę.
Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

Byłoby daleko na zachód

187.6009:32
Późny przyjazd do miasta wiązał się z krótkim snem. Albo późną pobudką. Mnie przytrafiło się to drugie. Lepiej zresztą dać odpocząć mięśniom niż męczyć się cały dzień. Choć z drugiej strony ostatnio często zdarza mi się zaspać. Nie wróży to dobrze.
Z Gorzowa udało mi się wyjechać po drodze dla pieszych i rowerów z kostki. Jednak to, co ujrzałem dalej – w Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym – przeszło moje wszelkie oczekiwania. Kilkanaście kilometrów drogi otoczonej złotymi drzewami. Tyle szczęścia. Myślałem, że tak pięknie może być tylko w górach. Nie mogłem się nacieszyć tymi widokami. Żeby jednak nie marnować czasu na postoje co minutę, zdjęcia robiłem w trakcie jazdy. Gdybym tak miał kamerę na kasku.
Rozważałem, jak zaliczyć dodatkowe gminy, nie zużywając zbyt dużo czasu. Niestety przekombinowałem swój plan i trafiłem na niewygodne oraz bardzo niewygodne drogi. Osłodziłem sobie tę niewygodę pod jabłonią. Wyglądało na to, że kiedyś był tam sad, ale po domostwach pozostały jedynie nieliczne ślady.
Dotarłem do Myśliborza. Tego miasta, które zawsze pojawiało się na pierwszych miejscach w wynikach wyszukiwarki, gdy chciałem się czegoś dowiedzieć o dolnośląskim Myśliborzu. Przypomniałem sobie, że wszystko było zamknięte z powodu święta, więc zatrzymałem się na stacji benzynowej. Tam zjadłem i wylosowałem figurkę R2-D2, robota z Gwiezdnych Wojen. Wszędzie jest szaleństwo na punkcje tej serii, więc Orlen wprowadził zdrapki, pod którymi można wylosować zabawki oraz jakieś większe nagrody.
Jazda nie szła mi najlepiej. Opadałem z sił, więc gdy dojechałem do Witnicy, zrezygnowałem z dalszego planu. Byłoby daleko na zachód, aż po kraniec Polski, ale istniała obawa, że nie zdążę na pociąg powrotny. Ruszyłem więc krajówką na północ i gdzieś przed zjazdem z niej wróciłem do mojego planu dostania się do Stargardu Szczecińskiego. Zmrok zapadł w połowie drogi krajowej, więc nieplanowane piaszczyste drogi terenowe były bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem. Zwłaszcza z sakwami. Czas strasznie się dłużył, a droga ani trochę nie była ciekawa. Mgły zaczynały coraz bardziej dokuczać, a gdy dotarłem na północ jeziora Miedwie, mgła była tak gęsta, że momentami nie widziałem drogi pod kołami. Do dworca dotarłem na pół godziny przed odjazdem pociągu. Wagon był prawie pusty. Tylko jeden wieszak na rowery został zajęty. Przeze mnie.
Kategoria Polska / zachodniopomorskie, Polska / lubuskie, kraje / Polska, z sakwami, terenowe, setki i więcej, po zmroku i nocne, dojazd pociągiem, mikrowyprawa, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery