Polska złota jesień się skończyła. Zaczęły się mgły, smog (a tym samym chodzenie w maseczce ochronnej) oraz deszcze. Te ostatnie pojawiły się chyba w całej Polsce i w ten oto sposób trzeci z kolei weekend prób wyruszenia w góry, aby zobaczyć kolory jesieni był zmarnowany. No, może prawie, bo wyszedłem w nocy pokręcić pod Poznaniem.
Było bardzo gorąco w stosunku do ostatnich dni. Zgrzałem się już po kilkunastu kilometrach jazdy. Plan miałem prosty – przejechać przez poligon, omijając wszelki teren. Drogi były mokre, tak jakby ledwo przestało padać. Na szczęście nie utworzyło się zbyt wiele kałuż.
Tylko wjechałem na teren wojskowy i od razu zaczęły się mgły. Zwierzęta buszowały w zaroślach, więc palce miałem na klamkach. Ludzi prawie nie spotkałem. Jeden jedynie osobnik świecił latarką daleko w terenie niedostępnym dla cywili. Na drodze przez poligon pojawiły się rosnące liczby od 1 do 9. Jakaś atrakcja tej nocy. Mgły robiły się tak gęste, że czasem asfaltu nie widziałem. Nawdychałem się też siarkowodoru. Smród nie do wytrzymania. Miałem wrażenie jakby ktoś rzucał mi pod koła zgniłe jaja. W tej mgle było wszystko możliwe. Potem już bez atrakcji. Jedynie w Poznaniu zabłądziłem, bo chciałem skrócić sobie drogę.