Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

dojazd pociągiem

Dystans całkowity:15767.10 km (w terenie 1828.87 km; 11.60%)
Czas w ruchu:769:58
Średnia prędkość:20.25 km/h
Maksymalna prędkość:70.30 km/h
Suma podjazdów:82694 m
Maks. tętno maksymalne:130 (66 %)
Maks. tętno średnie:150 (76 %)
Suma kalorii:73898 kcal
Liczba aktywności:152
Średnio na aktywność:103.73 km i 5h 10m
Więcej statystyk

Zielone Ujście Warty

  67.88  03:37
Chodziła za mną wycieczka gdzieś dalej, więc wsiadłem w pociąg, który wlekł się i zrobił duże opóźnienie. Dotarłem nim do Gorzowa. Chciałem jechać standardowo wałami, ale w końcu zaczęli wylewać tam asfalt. Ostatnio jechało się tragicznie, więc w końcu coś zmienią. Niestety drogi alternatywne nie były najlepsze, ale doprowadziły mnie do dalszej części szlaku na wałach.
Trochę dzisiaj wiało, ale głównie w plecy. Widoki nie były najlepsze. Niski stan wody przez suszę hydrologiczną, mało zwierząt (najwięcej wypatrzyłem szerszeni i łabędzi), zieleń przesłaniała wszystko. Bardziej mi tu się podobało wiosną. Może jeszcze późną jesienią spróbuję. Tymczasem dotarłem do Parku Narodowego „Ujście Warty”. Przejechałem się i przespacerowałem po kilku ścieżkach. Powrót przez Dąbroszyn do Kostrzyna, gdzie czekał na mnie pociąg.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Park Narodowy „Ujście Warty”, Polska / lubuskie, rowery / Fuji, terenowe

Wrzosowiska

  86.34  04:59
Już od początku miesiąca napotykałem wrzosy. Ostatnim razem w Okonku spóźniłem się. Wziąłem wolne i wsiadłem w pociąg. Przywitały mnie mokre ulice i kałuże. Gdybym ruszył wcześniej, to miałbym więcej atrakcji.
Dojechałem do wrzosowiska. Pejzaż nie zwalał z nóg, ale przespacerowałem się po wyznaczonym szlaku. Słońce z wolna zaczęło przeciskać się przez chmury, ukazując piękno wrzosów. Widok zyskał na atrakcyjności, której brakowało na początku.
Skierowałem się jeszcze na Wrzosowiska Kłomińskie. Kolor różowoliliowy (za Wikipedią) rozciągał się po horyzont. To był dobry dzień, by tu przybyć.
Jechałem po drogach wszelakich, ale głównie przez lasy i na szczęście z minimalną ilością piachu. Wjechałem nawet na polną drogę na dawnej linii kolejowej. W końcu dotarłem do Piły. Pierwotnie zakładałem, że dojadę aż do Chodzieży, ale do pociągu zostało mi pół godziny, więc pojechałem prosto na stację.
Pęknięta rama. Z początku pęknięcie przeraziło mnie. Od paru lat szukałem źródła stukania i ostatnio obwiniałem o nie tylne koło, ale okazuje się, że winne było pęknięcie obok spawu ramy podsiodłowej. Niby mam jeszcze rok gwarancji na ramę. Sklep rowerowy wykręcił się, że to gwarancja producenta, a Fuji w tym roku zamknął swój oddział europejski. Próbowałem się kontaktować, to na wiadomość odpowiedział amerykański oddział. Polecili mi skontaktować się z firmą-matką. Ci z kolei nie odzywają się. Mam teraz dwa wyjścia: spawanie tego dziadostwa (czytałem, że pęknięcie obok spawu może być winą przegrzania ramy, czyli jest to wada fabryczna) lub kupno nowej ramy i przełożenie osprzętu. Może do przyszłego roku wpadnę na jakiś pomysł.
Pod koniec wyprawy po Irlandii zauważyłem luz na suporcie. Zajrzałem do środka. Najwidoczniej dostała się tam woda. Prawe łożysko ma lekki luz i ciężej chodzi, więc czeka mnie kolejna wymiana.
Chciałem też naprawić dętkę z Decathlonu, która była fabrycznie uszkodzona. Gdy ją nadmuchałem, zrobiła się jak wąż, który połknął kilka strusich jaj. Tak słabej jakości dętek dawno nie widziałem.

Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Polska / zachodniopomorskie, rowery / Fuji, terenowe

Na drugą stronę Irlandii

  22.05  01:24
Padało chwilami, ale wiatr zdążył przesuszyć namiot, gdy zbierałem obóz. Słońce ledwo przeciskało się przez chmury. Ruszyłem do Sligo. Tuż pod marketem lunęło. Nawet nie zdążyłem zaparkować. Przeczekałem najgorsze pod daszkiem sklepu, a po zakupach ruszyłem na stację kolejową.
Pierwotnie planowałem po dwóch tygodniach podróży ruszyć przez Irlandię. Poznałem ten kraj wystarczająco, by stwierdzić, że nie będzie mi się to podobało. Zyskałem więc tydzień, by dokończyć poznawać wybrzeże. Jest to również mój trzeci plan, bo drugi zakładał podróż z miasta Galway. Miałem jednak tak duże tempo, że nie wiedziałbym, co zrobić z czasem. Dodatkowo konieczna była przesiadka wymagająca zmiany stacji na oddaloną o kilka kilometrów, bo mają taki dziwny układ sieci kolejowej. W ten sposób znalazłem się w Sligo.
Tutaj chyba każda stacja jest dozorowana. Nie można było wejść na peron przed określoną godziną. W pociągu miejsca na rowery były dwa, ale takie dziwne, że bałem się o błotnik, bo nie dało się roweru ustawić, by się na nim nie opierał. 3-godzinna podróż do stolicy przebiegła bez niespodzianek. Za oknami nie widziałem niczego szczególnego. Trochę popadało, trochę słońce podsmażyło. Parę dni temu rowerzysta powiedział, że kazali mu złączyć sakwy, bo dozwolona była jedna szuka bagażu, ale nikt się mnie nie czepiał. Pociąg 4-wagonowy (wagony od A do C, a nie 271, 272, 273 itd.), spalinowy, bezprzedziałowy, tylko brudny.
W Dublinie miałem ponad 2 godziny na przesiadkę. Oczywiście wykorzystałem ten czas na zwiedzaniu. Straszne miasto. Skrzyżowanie na skrzyżowaniu, a do tego cuchnie. Kilka razy pokropiło, ale za mocno oddaliłem się od stacji i w końcu lunęło. Znów musiałem suszyć się w pociągu.
Mojego pociągu nie było na żadnym ekranie. Pytałem obsługi, ludzie też pytali, bo nic nie wiadomo. Nadjechał opóźniony, ogłoszony jedynie z megafonów. Nie tylko w Polsce jest bałagan. Komfort był mniejszy, bo na trasie trochę telepało, a do tego panowało istne zoo: dzieciaki drące się na cały głos, każdy telefon wydawał inny dźwięk, by to zagłuszyć, a konduktor nawet się nie zjawił. Dziki to kraj. Za to widoki na linii były fantastyczne. Aż chciało się wysiąść na którejś stacji i kontynuować na rowerze.
Dotarłem do miasteczka Wexford, gdzie trochę padało. Peronowy mnie przepędził, bo chciał zamknąć dostęp. Pojechałem na kemping, gdzie rozpadało się, gdy stawiałem namiot.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Jasne Błonia

  120.92  06:17
Dzień zaczął się chłodno. Najpierw objechałem Moryń, a potem kontynuowałem jazdę po Trasie Pojezierzy Zachodnich. Ptactwo dzisiaj dopisywało. Zjechałem do mostów na Odrze, gdzie ptaki były jeszcze liczniejsze. Co więcej, duża kolonia gęsi towarzyszyła mi w podróży.
Rozważałem między jazdą do Kostrzyna lub Szczecina. Ostatecznie wygrał ten drugi, gdzie chciałem zobaczyć kwitnące krokusy. Niestety wiatr dzisiaj już nie sprzyjał i wiał chyba głównie w twarz. Jechałem po znajomym szlaku Odra – Nysa. W jednym miejscu otworzyli zamknięty odcinek, w innym zamknęli. Zabójcze nierówności pod jednym miastem nie zostały usunięte przez tyle lat. Za to bramy mające na celu powstrzymać migrację dzików zostały zamienione na znane mi ze Skandynawii zapory powstrzymujące owce.
Wróciłem do Polski. Jakoś dostałem się do Szczecina, który jest jednym z najmniej przyjaznych rowerom miast. Tylu absurdów już dawno nie widziałem. Ronda o trzech pasach, pasy rowerowe tuż przy zaparkowanych autach, a auta zaparkowane na pasach rowerowych. To się w głowie nie mieści.
Jakimś cudem dotarłem do Jasnych Błoni. Tam zdumiał mnie widok, który przypominał mi okres podziwiania kwitnących wiśni w Japonii. Mnóstwo ludzi oraz dywany krokusów. Wyglądało to przepięknie. Pokręciłem się chwilę po placu i pojechałem na pociąg powrotny.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, Polska / zachodniopomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, za granicą, kraje / Niemcy

Pełniejsza Trasa Pojezierzy Zachodnich

  113.38  05:38
Ten plan chodził za mną od paru tygodni. Ruszyłem pociągiem do Choszczna. Po rewitalizacji linii jest to nieco ponad godzina drogi. W Choszcznie coś mi nie pasowało i szybko zrozumiałem, że brakowało fontanny. Drzewom też się oberwało. Teraz betonują chyba wszystko.
Wjechałem na odcinek Trasy Pojezierzy Zachodnich wybudowany w dużej części na nasypie dawnej linii kolejowej. Od mojej ostatniej wizyty został ukończony. Poza kilkoma wyjątkami, bo między Myśliborzem i Trzcińskiem-Zdrojem nie było nigdy linii kolejowej. Szlak ciągnie się jeszcze dalej, aż do Miastka, choć już w większości po zwykłych drogach. Na pewno odcinek pod Ińskiem mam w planach, a reszta trasy jest do rozważenia.
Słońce zdążyło rozgościć się na niebie. Termometr pokazał nawet 21 °C. Miałem w dużej mierze z wiatrem. Odwiedziłem kolejno Pełczyce i Barlinek. Przyjemnie się jechało, aż do drogi ekspresowej koło Myśliborza, gdzie zrobili niewygodny objazd. Spróbowałem znaleźć inny, ale też nie podobał mi się.
W Myśliborzu zjadłem pyszny i tani obiad w restauracji obleganej przez starsze osoby (brak kolei na pewno nie wpływa pozytywnie na to miasto). Potem wróciłem na chwilę do jazdy po dawnej linii kolejowej, już wyasfaltowanej. Dalej czekała mnie gehenna po tragicznej jakości drogach, aż wróciłem na wygodną drogę po nasypie dawnej linii kolejowej.
Zbliżał się zachód, temperatura odczuwalnie spadła, ale w porę dotarłem do Morynia, gdzie czekał na mnie nocleg.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, mikrowyprawa, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, z sakwami, Polska / zachodniopomorskie

Zamek Goraj

  125.49  05:44
Wziąłem dzień wolnego. Pierwotnie planowałem 4-dniową wyprawę, ale prognoza deszczu mnie zniechęciła. Wiało z południa, więc ruszyłem na północ. Temperatura była nadal wysoka. Słońce przyświecało tylko do południa.
Ruch był strasznie duży. Na szczęście nie musiałem się długo męczyć. W Szamotułach wręcz przeciwnie. Oddali do ruchu drogę dla kaskaderów, która prowadzi donikąd, nie ma wjazdów i nie łączy się z żadną istniejącą infrastrukturą. Przez Puszczę Notecką chciałem przejechać po drogach leśnych. Niestety leśnicy tak je zniszczyli, że miałem ograniczony wybór.
W Goraju dotarłem do celu – zamku, w którym obecnie mieści się Zespół Szkół Leśnych. Tablica przed nim głosi: „Na skraju Puszczy Noteckiej, w najpiękniejszym zakątku Szwajcarii Czarnkowskiej, znajduje się zamek Goraj, wybudowany w latach 1909–1912 przez hrabiego Wilhelma Bolko Emanuela von Hochberga. Pierwowzorem dla tej neorenesansowej budowli był Varenholz – zamek w Westfalii”. Pokręciłem się tam tylko chwilę i pojechałem do Czarnkowa.
Dalsza droga nie była przyjemna. Stare, nierówne asfalty nie dawały się polubić. W Ujściu złapał mnie zmrok. Potem wjechałem na drogę dla rowerów bezmyślnie lawirującą wokół drogi. W Pile też trafiłem na kilka absurdów biegnących donikąd. Na szczęście to był koniec, bo wsiadłem w pociąg i wróciłem do domu.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe

Ujście Warty we mgle

  59.82  03:30
Zdałem sobie sprawę, że co roku w styczniu odwiedzam Park Narodowy „Ujście Warty”. Nie mogłem przerwać tej tradycji. Wczorajsza pogoda zaskoczyła słońcem. Niestety prognoza na dzisiaj sprawdziła się – było mgliście. Nadzieja umiera ostatnia, więc wsiadłem w pociąg i dostałem się do Gorzowa. Stamtąd obrałem drogę inną niż zwykle, bo po lewym brzegu Warty. Było całkiem pusto, mgła z czasem zaczęła rzednąć, aż wyjrzało słońce. Nie nacieszyłem się nim długo, bo kilka zakoli dalej znów wjechałem we mgłę. Później słońce jeszcze próbowało się przedrzeć, ale bez sukcesu.
Dotarłem do granic parku i kontynuowałem standardowym szlakiem po polderze północnym. Ludzi bardzo mało, zwierząt w sumie też. Najwięcej szczęścia miałem do łabędzi. Pomyślałem, by odwiedzić ścieżkę przyrodniczą „Olszynki”. Trochę ją odświeżyli, ale poza zamglonym widokiem nie było większych różnic. Dostałem się do Bobrowej Drogi, a potem wyjątkowo niezalaną drogą do ostatniej kładki, by wrócić na drogę na wale. Dalej już nie było atrakcji. Mgła zgęstniała, ja dostałem się na dworzec i złapałem pociąg powrotny.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, Park Narodowy „Ujście Warty”, Polska / lubuskie, rowery / Fuji, terenowe

Znów po Poznaniu

  13.44  00:46
Powrót był mniej uciążliwy, bo miałem zaledwie pół godziny opóźnienia spowodowanego koniecznością wymiany lokomotywy. Mając sporo dnia, przejechałem się na Rynek, żeby zobaczyć zmiany. Lodowisko postawili w miejscu, z którego zwykłem fotografować kamieniczki, więc przez zimę nie będę tego robił.
Kategoria dojazd pociągiem, kraje / Polska, po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, rowery / Fuji, z sakwami

Ścieżka przyrodnicza „Bobrówka”

  92.10  05:02
Zabrakło mi jednego dnia, by wrócić prosto do domu. Skoro musiałem wsiąść do pociągu, to wybrałem opcję poranną, nieco rozszerzoną, bo pojechałem kawałek dalej na północ. Był mróz, gdy jechałem przed świtem na dworzec, ale w Parczewie zaskoczyło mnie słońce. Przynajmniej przez chwilę. Do zachmurzenia doszedł wiatr w twarz.
Wjechałem na szlak Trakt Królewski biegnący lasami do Ostrowa Lubelskiego. Było sporo brązów, a niektóre liście wpadały w odcień złota. Cały ten plan miał służyć wejściu na ścieżkę „Bobrówka”, która przypominała mi znane z Poleskiego Parku Narodowego kładki. W trakcie spaceru dowiedziałem się, że wszedłem pod prąd, jednak wejście i wyjście nie informowały o tym. Ktoś wpadł na debilny pomysł zrobienia w środku lasu miejsca na ognisko. Zadymiona połowa ścieżki, a biwakowicze spłoszyli się, zostawiając palenisko. Tylko czekać na pierwszy pożar. Sama ścieżka wygląda na pewno lepiej wiosną, bo teraz przyroda układa się do snu zimowego.
Jako że po drodze miałem Poleski Park Narodowy, to ruszyłem do ścieżki „Dąb Dominik”. Ta ścieżka również nie wyglądała tak ładnie, jak podczas moich poprzednich wizyt. Przynajmniej było prawie pusto. W międzyczasie przepadły wszystkie chmury i zrobiło się słonecznie. Nie mogłem więc odpuścić sobie wizyty na ścieżce „Czahary”, którą uważam za najbardziej fotogeniczną ze wszystkich. Niskie słońce rozświetlało bagna porosłe trzcinami. Chyba nawet trafiłem w porę, gdy większość turystów zeszła ze szlaku.
Reszta drogi bez atrakcji. Sporo piachów, zmierzch i temperatura niewiele wyższa niż o poranku.
Koniec późnojesiennej wyprawy. Wykręciłem ponad tysiąc kilometrów i, choć widziałem dużo, to brakowało mi złotych widoków. Słońce zbyt krótko rozświetlało krajobrazy, a temperatury bywały zbyt niskie, by komfortowo podróżować. W przyszłym roku muszę to odrobić.

Kategoria Chełmski Park Krajobrazowy, dojazd pociągiem, kraje / Polska, Poleski Park Narodowy, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, terenowe, wyprawy / Niejesień 2024, z sakwami

Jesienny Lublin

  10.05  00:37
Wybieram się jak sójka za morze na moją już coroczną jesienną wyprawę. Tym razem nie Dolny Śląsk. Ruszyłem w rodzinne strony pociągami. Ktoś wpadł pod pociąg, bo przechodził w miejscu niedozwolonym. Po dwóch godzinach podstawili zastępczy pociąg. Trudno się przesiada, gdy peronów brak. U celu przejechałem się chwilę po jesiennym Lublinie. Trochę mnie zmartwiła liczba gołych drzew. Mam nadzieję, że siedząc w cieplejszym Poznaniu, nie przegapiłem jesieni w innych częściach kraju.
Kolejny pociąg był przepełniony. Nie mogłem kupić biletu przez internet, więc w kasie dowiedziałem się, że wprowadzili limity na przewóz rowerów w pociągach regionalnych i najbliższy pociąg z wolnym miejscem miał jechać 2 godziny później. Dostałem się do Chełma, gdzie przywitała mnie gęsta zupa w składzie mgły i gryzącego smogu. Mogłem zabrać maskę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, rowery / Fuji, z sakwami, dojazd pociągiem

Kategorie

Archiwum

Moje rowery