Noc była bardzo chłodna, nie czułem komfortu termalnego. Jednakże lepiej mi się spało niż przez ostatnich parę nocy, bo byłem na kempingu. Lepszy komfort psychiczny – wiedziałem, że nikt nie przyjdzie i mnie nie przegoni.
Nieopodal kempingu było mnóstwo restauracji i straganów. Zjadłem śniadanie rolnika, jak oznajmiała pozycja w menu, i kontynuowałem jazdę szlakiem Odra – Nysa. Trochę pokropiło, ale wyjechałem spod ciężkiej chmury i groźba większego deszczu minęła. Nawet zaczęło świecić słońce. Pojawił się kolejny objazd na szlaku, jednak nie wydłużył mi drogi znacząco. Wiał okropny wiatr. Dobrze, że w plecy.
Jechałem po Parku Narodowym Doliny Dolnej Odry. Dzisiaj wyjątkowo, poza niezwykle licznym ptactwem, widziałem także parę saren. Miałem też szczęście złapać odrobinę tej licznej fauny na zdjęciach.
W Schwedt zdałem sobie sprawę, że już raz
jeździłem po tym mieście. Pojechałem więc do Polski na obiad. Niemal wszystko było pozamykane, ale znalazła się jedna restauracja. Potem wróciłem na szlak i od razu wydał mi się znajomy. Wtedy jednak szlak prowadził po objeździe. Zdołali przywrócić ruch, ale droga okazała się okropnie nierówna. Tak jakby układali ją Polacy, bo taką samą tarkę na drogach asfaltowych spotykam właśnie w Polsce.
Gartz zwiedzałem podczas tej samej wycieczki, co Schwedt, więc nawet nie wjeżdżałem do centrum. Za to za miastem wjechałem na najgorszy asfalt na trasie. Prawie wypadła mi kierownica z rąk, bo tak korzenie zniszczyły drogę. Koszmar, chociaż droga biegła przez bardzo ładne lasy. Ciche i urokliwe miejsce. Miałem mieszane uczucia.
W miejscowości Mescherin kusił mnie kemping, ale miałem tyle czasu, że ruszyłem do Polski. Tuż za granicą pojawił się znak kierujący na pole namiotowe, a śladu po tym polu nie było – wszędzie chaszcze.
To już nie pierwszy raz, gdy na taki nieaktualny znak trafiłem. Pojechałem po okropnej drodze do Gryfina i odwiedziłem o dziwo czynny kemping. Mieli nawet ciepłą wodę. Pani specjalnie włączyła bojler, bo został po sezonie wyłączony.
Zrobiłem szybki objazd miasteczka.
Byłem w nim ostatnio zimą, gdy zwiedzałem pobliskie szlaki po polskiej stronie. Potem wróciłem na kemping, aby rozbić się. Komary oszalały. Były tak samo agresywne, jak 2 dni temu w Kostrzynie. Pod kempingiem przechodziło mnóstwo ludzi i było głośno. Miałem nadzieję, że rower nikomu się nie spodoba.