Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:61209.00 km (w terenie 5377.79 km; 8.79%)
Czas w ruchu:3177:17
Średnia prędkość:19.02 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:413379 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:461
Średnio na aktywność:132.77 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Waterford Greenway

  124.05  07:06
Dzisiaj obudziło mnie słońce na bezchmurnym niebie. Nie trwało to jednak długo, bo chmury pojawiły się zanim zdążyłem wysuszyć namiot z porannej rosy.
Zorientowałem się, że do Corku miałem kawał drogi. Musiałem więc przejechać dziś dłuższy dystans. Zacząłem też ciąć szlak EuroVelo 1. Trafiałem na wystarczająco spokojne drogi. Wiatr był niewyczuwalny. Słońce jeszcze od czasu do czasu się pojawiało.
Przepłynąłem zatokę promem i dostałem się do miasta Waterford. Chwilę pokropiło, co wykorzystałem na zakupy. Potem dotarłem do atrakcji dnia – drogi położonej na miejscu dawnej linii kolejowej. Obok biegła też czynna linia kolejki wąskotorowej, o czym dowiedziałem się później. Przy okazji zaczęło padać.
Kolejka uciekła mi, gdy droga na chwilę odbiła od torów, ale złapałem ją później, gdy wracała ze swojej krótkiej trasy. Zakręt dalej znajdowała się też stacja końcowa.
Na 20. kilometrze szlaku przestało padać. Na 40. znów zaczęło kropić. Podobno linia była jedną z najpiękniejszych w kraju. Szkoda, że aura nie pokazała tych widoków. Na trasie były 3 wiadukty, z czego do dwóch udało mi się zjechać. Był też tunel. Standardowo rowerzyści mają obowiązek przeprowadzić przez niego rower. Dopiero końcówka szlaku, po osiągnięciu wybrzeża, pokazała odrobinę swojego piękna.
Znów się rozpadało. Miałem do pokonania podjazd. Na nim deszcz zmienił się w gęstą mgłę, która przepadła dopiero po wytraceniu wysokości. Za to znów zaczęło kropić. Już mniej uciążliwie, ale przeszkadzało to do końca dnia.
W okolicy nie było żadnych kempingów akceptujących namioty, więc zatrzymałem się w domu gościnnym. Przynajmniej mogłem wyschnąć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Gorąca Irlandia

  119.28  07:23
Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Najpierw musiałem dostać się do sklepu, bo zorientowałem się, że nie mam drobnych, żeby zapłacić za nocleg. Sklep z kolei był w remoncie, ale stał otwarty. Dostępne dwa regały na krzyż, a reszta to istny sajgon. Monterzy mieszali się z kupującymi i obsługą sklepu.
Kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. Najpierw mnie poprowadził wzdłuż wybrzeża, potem wśród farm, aż w góry. Słońce prażyło, cień rzucały tylko nieliczne drzewa, niekończące się podjazdy pojawiały się za zjazdami, a widoki nie cieszyły tak bardzo, o ile cokolwiek dało się zobaczyć. Wiatru, jak na złość, prawie nie było, a na termometrze widziałem nawet 30 °C. Był to jeden z najmniej przyjemnych niedeszczowych dni tutaj.
W końcu dotarłem do kempingu. Byli całkowicie zarezerwowani, ale pan powiedział, że uda się mnie wcisnąć. Akurat wypadło święto bankowe, co w połączeniu z pogodą dało duży ruch turystyczny. A jutro podobno ma być rekordowo ciepło.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Dún Briste

  122.70  07:29
Dzień zaczął się tak samo, jak skończył poprzedni – pochmurnie i wietrznie. Kontynuowałem jazdę po szlaku EuroVelo 1. W tej części Irlandii jest on słabo oznaczony, często przeplata się z innymi szlakami.
Jechałem wzdłuż wybrzeży, przez rozległe torfowiska, po wzgórzach wszelakich, z widokami na klify. Słońce coraz śmielej wyglądało, aż zaczęło podsmażać.
Dotarłem do parkingu pod atrakcją dnia – kolumną Dún Briste, z irlandzkiego: zepsuty fort. Robi wrażenie. Obok jest też grota, a fale rozbijające się o skały nasuwają myśl: kiedy to runie?
Trafiłem na nieutwardzoną ścieżkę, częściowo na nasypie dawnej linii kolejowej. Była to najgorsza droga, jaką się poruszałem. Jakbym wjechał na pumptrack. Tutaj chyba mają jakieś konkursy na najgorsze nawierzchnie do jazdy czy coś.
Czas mnie gonił, a na drogach pojawiały się niekończące się pagórki. Na kemping dotarłem po czasie pracy recepcji, ale dogadałem się telefonicznie, że pieniądze wrzucę do skrzynki na listy. Gorąc trwał do zachodu.
Na ostatnich kilometrach poczułem mało powietrza z tyłu, ale dopompowałem raz i dotarłem do celu. Po rozbiciu namiotu jednak miałem pełnego kapcia. Już myślałem, że obędzie się bez awarii. Znalazłem dziurę w oponie. Szkoda, bo była dobra. Gdy chciałem założyć zapasową dętkę, ta okazała się dziurawa. To już kolejna dętka z takim samym nacięciem, jaką kupiłem we francuskim sklepie sportowym. Zakleiłem starą dętkę, a nowe będę musiał zacząć kupować gdzieś indziej.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Limerick Greenway

  111.99  06:33
Oczywiście, że padało. Świeciło słońce i padało. Czasem na zmianę, czasem jednocześnie. Tylko świeciło słońce, gdy ruszałem. Ulice pokrywały kałuże. W centrum miasteczka zaczęło padać. Niedługo, więc nawet nie wiadomo, jak się ubrać.
Wjechałem na greenway, czyli drogę dla pieszych i rowerów zbudowaną na nasypie dawnej linii kolejowej. Całość tej miała około 50 km. Sama nazwa Limerick Greenway odnosi się do 40-kilometrowego odcinka w hrabstwie Limerick. Nawet oficjalna strona ignoruje trasy zaczynające się w miastach Listowel czy Tralee. W każdym razie jest to najrówniejsza droga Irlandii. Nie spodziewałem się, że w tym kraju trafię na tak dobrej jakości asfalt. Jechało się wygodnie, podjazdów nie było czuć. Jedynie do szykan na skrzyżowaniach mógłbym mieć pretensje, ale tu rowerzystów traktuje się jak dzieci i w wielu miejscach każą zsiąść z roweru i go przeprowadzić. Trochę brakowało widoków. Za to okresowy deszcz zapewniał atrakcje.
Przyjemność nie mogła wiecznie trwać. EuroVelo 1 prowadził po bocznych drogach, póki nie natrafiłem na drogę zamkniętą z powodu budowy autostrady. Objazd był po drodze krajowej, a ta miała pobocze szerokości pasa ruchu. Pojechałbym dalej, do końca, ale wygoda się skończyła, pobocze znikło, a duży ruch pozostał. Musiałem wrócić na okrężny szlak.
Dotarłem do miasta Limerick. Poboczami, koślawymi drogami dla rowerów i buspasami przedostałem się przez korki. Zjechałem ze szlaku, aby podążyć za nowym planem, póki pogoda nie załamała się kompletnie, o czym słyszałem od ludzi. Nieważne jednak, jak nie pojechałbym, w okolicy nie było kempingów. Znów musiałem zatrzymać się w noclegu.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, po dawnej linii kolejowej, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

An Chonair

  115.41  07:05
Trochę pokropiło, niezmiennie wiało. Słońce zaczęło wyglądać, gdy ruszyłem. Na początek podjazd. Widoki przed – całkiem ładne, ale za nim to inna bajka. Szkoda było jechać, ale dystans się nie zrobiłby.
Szlak wiódł męczącą drogą krajową, potem męczącymi drogami bocznymi. Niebo pociemniało, zrobiło się dziwnie chłodno. W oddali widziałem opad, ale do mnie nie dotarł.
Znalazłem się w miasteczku, gdzie zaczynał się podjazd do przełęczy An Chonair (z irlandzkiego: droga, ścieżka). Jedna z najwyżej położonych dróg w Irlandii, więc wyżej już pewnie tu nie wjadę. Ruch był całkiem spory, ale nie czułem stromizny, jak przedwczoraj. Widoki na górze ładne, ale ten z rana wywarł większe wrażenie. Zjazd był ciekawy, bo na pewnym odcinku robiło się bardzo wąsko (z tego też powodu jest tam zakaz wjazdu dla niektórych pojazdów). Trudno jest zgadnąć, gdzie można się wyminąć i akurat dwa auta przede mną miały ten problem. Jedno musiało się cofać.
Dalsza droga była nudna. Świeciło nieznośne słońce (przynajmniej był wiatr), szlak prowadził po głównych drogach, które były szalenie nierówne.
Znalazłem się w mieście Tralee. Chciałem tam coś zjeść, ale nic nie wpadło mi w oko. Nie podobają mi się irlandzkie miasta. Są ciasne. Wąskie chodniki, wąskie drogi, a do tego auto zaparkowane na aucie. Oni chyba to lubią. Mnie zostaje cieszyć się naturą.
Zrobiło się płasko. Na horyzoncie dało się dostrzec tylko nieliczne wzniesienia, a drogi nieco się wyprostowały. Nie mam tu na myśli nawierzchni, bo ta niezmiennie denerwowała. Jechałem za to dwoma odcinkami dróg dla rowerów na dawnych liniach kolejowych i te wyszły im całkiem dobrze.
Zorientowałem się, że u celu nie stał kemping, a jakiś postój dla kamperów. W okolicy nie było alternatyw, a wracać się już nie chciałem. Zatrzymałem się w prywatnej kwaterze. Taka odrobina luksusu na urodziny.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą, po dawnej linii kolejowej

Carrauntoohil

  108.30  06:55
Dzień zaczął się tak nijak. Trochę świeciło słońce, trochę mżyło. Ruszyłem po drogach dla rowerów, których w Irlandii prawie nie ma. Przypadkiem trafiłem pod zamek, bo pomyliłem zakręty i musiałem przeciskać się z dorożkami, aby się stamtąd wydostać.
Wyjechałem z miasta. Mżawka tylko sporadycznie się pojawiała. Częściej podpiekało słońce. Jechałem wzdłuż masywu najwyższych szczytów Irlandii. Niestety na górze panowały słabe warunki pogodowe, więc nie wiem, czy za mgłą udało mi się dostrzec Carrauntoohil, najwyższy szczyt Irlandii, czy któraś z sąsiednich gór go przysłoniła.
Pokonałem większy podjazd i wróciłem na szlak EuroVelo 1. Ten doprowadził mnie wzdłuż doliny do kolejnej przełęczy. Na szczęście coś było z niej widać. Następny podjazd mogłem sobie darować, bo nie przyniósł niczego ciekawego.
Wróciłem nad ocean. Już wiedziałem, że będzie słabo. Po paru zakrętach wylało się mleko. Czasem jeszcze dało się coś dojrzeć, ale znów wiele straciłem. Najgorszy był podjazd we mgle. Wąsko, tłoczno i biało. Za nim dostałem się na wyspę Valentia. Skusiły mnie klify, chociaż rozważałem skrócić sobie drogę. Przez mgłę nie było widać wiele.
Dotarłem do jedynego w okolicy kempingu, przez co wyszło więcej kilometrów. Mgła opadła, ale zaczęło mżyć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Irlandia, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Irlandia 2025, z sakwami, za granicą

Krynica Morska

  125.31  06:26
Dzień zaczął się ciepło, mimo że wiał chłodny wiatr – dzisiaj z południa. Ruszyłem do Mierzei Wiślanej. Dużo betonowych płyt, również tych starych. W końcu pojawiły się lasy, szutrówki i setki rowerzystów. Jazda była ciężka, ale dostałem się aż do granicy państwa. No, prawie, bo był jeszcze zalesiony pas graniczny i zakazy powstrzymujące przed wyjściem na niego.
Na powrót wybrałem ulicę, aby odpocząć od korków. Ruch był sporadyczny. W centrum Krynicy chwilę się podkręciłem i schowałem pod wiatą, gdy zaczęło padać. Chmura przeszła i wróciłem na szlak, bo ruch na drodze był ciężki. Pędziłem na zachód, gdy złapał mnie kolejny deszcz. Tym razem z grzmotami. Znalazłem schronienie w ośrodku wypoczynkowym.
Wróciłem do jazdy, gdy się wypadało. Nawet słońce wróciło. Niestety mokry piasek lepił się do kół tak bardzo, że rower wymagał czyszczenia. Dopiero gdy wrócił szlak R10, jakość nawierzchni poprawiła się. Po drogach leśnych dostałem się na prom przez Wisłę, potem drogami o różnej jakości do noclegu. W Gdańsku kałuże były spore.

Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Świnoujście – Krynica Morska 2025, z sakwami

Przez Trójmiasto

  130.04  07:08
Musiałem pokonać kawał paskudnej drogi, by opuścić półwysep. Liczba rowerzystów urosła, majówka rozpoczęta. Dzisiaj wiało w plecy, przynajmniej przez chwilę. Droga na południe miała różną jakość, od szutrów po stare, betonowe płyty. Powróciły szlaki EuroVelo 10 i 13.
Dotarłem do Trójmiasta. Przywitały mnie zawiłe drogi przy porcie. W centrum Gdyni było mnóstwo ludzi. Szlak przeniósł się na nadmorskie ścieżki. Źle się jechało, było mnóstwo ludzi. Zmieniłem plany, odwiedziłem mój ulubiony bar mleczny i Park Oliwski. Kontynuowałem jazdę po mniej zatłoczonej drodze, aż do centrum Gdańska. Coś mnie podkusiło, by przespacerować się po zatłoczonej starówce.
Wydostałem się z Gdańska po znajomej drodze. Miałem do pokonania trochę kilometrów pod wiatr. Droga była bardzo nudna, ale przynajmniej większość ruchu leciała równoległą ekspresówką.
Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Świnoujście – Krynica Morska 2025, z sakwami

Highway to Hel

  137.47  07:26
Z prognozowanej mgły nie zostało nic. Za to mocno wiało, ale głównie w plecy. Szlak biegł dzisiaj mocno po leśnych drogach. Na jednej tak się rozpędziłem, że przegapiłem zjazd. Winne oczywiście fatalne oznakowanie, a właściwie jego brak. Zdarzały się nawet znaki kierujące w złą stronę, nie mówiąc już o źle użytych znakach (np. znak zjazdu na chodnik, podczas gdy powinien być znak skrętu). Gdy się zorientowałem o pomyłce, byłem już w dolinie. Nie chciałem zawracać i spróbowałem dostać się do szlaku drogą okrężną. Dobrze wyszło, bo tamten odcinek tonął w oceanie piachu.
Jechałem przez lasy po drogach o różnej jakości nawierzchni. Szkoda, że Lasy Państwowe tak ochoczo rozdają pozwolenia na wjazd do lasu, bo na niektórych odcinkach ruch był zbyt duży, co przekładało się na stan dróg.
Szlaki EuroVelo 10 i 13 uciekły na Puck, a ja zostałem z R10. O wygodzie mogłem pomarzyć. Asfalty rozwalone przez korzenie drzew, remont drogi bez wyznaczonego objazdu, o krawężnikach nie wspominając. Ciężkie jest podróżowanie na rowerze.
Wreszcie wjechałem na Półwysep Helski. Przypomniałem sobie, czemu go nie lubię. Droga dla rowerów ze starej, rozlatującej się kostki. Potem parę razy się zmieniła, aż pojawiły się szutry. W końcu poprawili ich jakość.
Dojechałem na Hel. Nic spektakularnego. Chwilę się przespacerowałem i wróciłem do Jastarni, gdzie zaplanowałem nocleg.
Kategoria kraje / Polska, Polska / pomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Świnoujście – Krynica Morska 2025, z sakwami

Trzeci dzień nad morzem

  131.87  07:09
Dzień zaczął się całkiem ciepło. Kontynuowałem jazdę po szlakach EuroVelo 10 i 13. Dużo lepiej zapamiętałem odcinek za Kołobrzegiem. Czasem lepiej nie wracać do czegoś, z czym wiąże się dobre wspomnienia. Dlatego tak trudno mi jest wrócić na Islandię, o której myślę od niemal dziesięciu lat.
W Ustroniu Morskim wyznaczyli wariant alternatywny, zalecany latem. Nie dziwię się, bo było wąsko, a już teraz nawet garstka pieszych sprawiała trudności w poruszaniu się, nie mówiąc o jeździe. Potem było dużo różnych dróg, najczęściej starych, zniszczonych, wąskich, źle zaprojektowanych. Najgorzej było chyba z Mielna do Darłowa.
Wiatr miał mi dzisiaj pomagać, ale wiało z innych kierunków niż w prognozie. Za Darłowem były betonowe kratki, które mocno się postarzały. Wjechałem też na Szlak Zwiniętych Torów, ale asfalt leżał jedynie na niewielkim odcinku. Mimo to może kiedyś przejadę większą część szlaku.
Do Ustki wiodła ostatnia droga na dziś. W mieście szlak gdzieś przepadł, choć oznakowanie całej trasy jest czasami tak słabe, że muszę się posiłkować mapą. Po raz kolejny poszedłem obejrzeć zachód nad morzem.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / pomorskie, Polska / zachodniopomorskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Świnoujście – Krynica Morska 2025, z sakwami

Kategorie

Archiwum

Moje rowery