Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

setki i więcej

Dystans całkowity:59726.47 km (w terenie 5137.43 km; 8.60%)
Czas w ruchu:3092:35
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:72.10 km/h
Suma podjazdów:402495 m
Maks. tętno maksymalne:150 (76 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:175271 kcal
Liczba aktywności:449
Średnio na aktywność:133.02 km i 6h 58m
Więcej statystyk

Loch Ness

  107.89  06:10
Rano spakowałem suchy namiot. Dzień był cały pochmurny z przelotnymi przejaśnieniami na horyzoncie. Na kilku zjazdach pojawiła się sporadyczna mżawka.
Objechałem zatokę. Droga po drugiej stronie była niebezpieczna ze względu na ściany skalne (usunąłem jeden kamol z jezdni), do tego te strome podjazdy. Trafił się nawet pierwszy tunel, choć bliżej mu do bariery lawinowej.
Po kilku męczących podjazdach dotarłem do drogi krajowej biegnącej na wyspę Skye. Największy ruch był właśnie w jej kierunku, ale i tak jechało się ciężko. Najgorzej, że brakowało alternatyw (no, może przemilczę szlak MTB). Widziałem zatłoczony zamek, potem wjechałem na przełęcz i zacząłem powoli kierować się w stronę jeziora Loch Ness. Brakowało sklepów, a znalezione były już zamknięte. Zamiast tego odwiedziłem kilka kawiarń.
Ostatnia droga była niemal pusta. Ruch jakby zamarł. Były ostrzeżenia o zamknięciu drogi, ale dotyczyły godzin wieczornych. Nawet sam spieszyłem się, aby zdążyć. Udało się, ale w piątki i tak jej nie zamykali. Przynajmniej miałem więcej czasu dla siebie. Drugi dzień z rzędu atakowały te nieznośne muszki. Wczoraj prawie niezauważalne, ale dzisiaj mnie pogryzły, a zostawiają brzydkie ślady. Wciąż jednak daleko do inwazji, jaką przeżyłem nad jeziorem. Pękła kolejna szprycha – wymiana znów wymaga zdjęcia kasety. Na spodniach wypatrzyłem dorosłego kleszcza. Musiałem oprzeć się o sakwę podczas rozbijania obozu. Tylko skąd znów on wziął się na sakwie?
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Koniec NC500

  109.34  06:59
Przestało padać wieczorem i do rana namiot prawie wysechł. Usunąłem kleszcze spod podłogi i ruszyłem. Było pochmurno, ale słońce wyjrzało kilka razy.
Chciałem ominąć krajówkę, więc wjechałem na szlak rowerowy biegnący przez lasy. Wszystko szło pięknie, aż na mojej drodze stanęła wycinka i zakaz wjazdu. Oni tam golą zbocza na potęgę, więc nawet nie chciałem próbować się prześlizgnąć. Nie chciałem wracać do punktu wyjścia, a na mapie był tylko niedostępny most kolejowy. Na zdjęciach satelitarnych wypatrzyłem inne przejście, które było chyba elektrownią wodną. Żaden zakaz mnie nie zatrzymał, choć już za plecami zobaczyłem jeden w drugą stronę.
Dalsza droga bez większych przygód. Za pierwszym podjazdem była panorama na piękną dolinę i chwilę pokropiło. Drugi podjazd również wiódł przez piękną dolinę z rezerwatem, spektaklem słonecznym i także zaczęło padać. Tym razem wydawało się, że poważnie, ale uciekłem spod chmury. Trzeci podjazd wyszedł poza szlak North Coast 500. Nie zauważyłem podczas planowania, że ten biegnie wybrzeżem. W sumie dobrze, bo potem był do pokonania podjazd na 626 m n.p.m., a znając szkockie stromizny, to robiłbym przerwę co 10 metrów. Ostatni podjazd to już formalność, bo po nim dotarłem do kempingu. Praktycznie dopiero jutro zjadę z NC500, ale do końca zatoki nie powinno być radykalnych zmian widoków, więc uznaję, że koniec nastąpił dzisiaj.
Aktualizacja do stanu mojego licznika Sigmy. Rano był tak blady, że ledwo coś dało się na nim zobaczyć, a w pobliżu nie było żadnego sklepu rowerowego. Pozostałby mi mało dokładny zapis trasy z Garmina, ale na szczęście, jak wyświetlasz zanikł, tak do wieczora powrócił do akceptowalnej czytelności. Taki niezbyt on wodoszczelny, zważywszy na to, że wczoraj nie padało jakoś mocno.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Hebridean Way

  103.35  06:21
W nocy trochę padało, więc mój namiot nie ma szczęścia. Za to wiatr się zmienił i w dużej mierze mnie pchał. Na mojej drodze stały przynajmniej dwa większe podjazdy. Wraz z nimi pojawiła się okresowa mżawka, która czasem zmieniała się w deszcz. Mimo to nie narzekałem na widoki.
Niemal cały dzień jechałem po szlaku rowerowym Hebridean Way biegnącym po Hebrydach Zewnętrznych. Nie ma tu zbyt wielu dróg, więc szlak prowadził po tych głównych.
Po południu wiatr musiał osłabnąć, bo odcinek pod wiatr nie był taki straszny. Szkoda, że ciągle ciapał ten deszcz.
Dojechałem do Calanais, gdzie znajduje się kilkanaście mniejszych lub większych megalitycznych struktur. Kilka kamiennych kręgów zobaczyłem z daleka, po jednym się przespacerowałem. Cóż, kamień był tam w użyciu od tysięcy lat.
Dotarłem do kempingu, rozbiłem obóz i niedługo potem rozpadało się. Szkocja jest ładna, ale nie wyobrażam sobie tu żyć.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Nieznośny obóz

  102.78  06:25
Poranek przyniósł chmury i chłód. Słońce wyjrzało tylko na chwilę. Z początku planowałem dostać się przez góry do jeziora Loch Ness, ale nie miałem ochoty na ponowne pchanie roweru, więc znalazłem informację o tej drodze i nie spodobała mi się. Szlak wyglądał na przejezdny, ale nawierzchnia z kamienia mnie odrzuciła. Ruszyłem w zupełnie innym kierunku.
Nie przejechałem daleko, a poczułem kapcia. Dziura wyglądała na wadę fabryczną. Załatałem ją i gdy już kończyłem, usłyszałem syk. Od razu wiedziałem, co to. Puścił wentyl, który już wcześniej nie podobał mi się. Jak dobrze, że zabrałem zapasową dętkę.
Wjechałem na krajówkę. Nie było najgorzej, choć Norwegowie wydają się być nieco cierpliwszymi kierowcami. Zjechałem na szlak. Był pusty, choć nie najwygodniejszy. Zaczęło też padać, jak prognozowali. Potem jeszcze kilka mżawek przeszło nad moją głową.
Po krajówce dostałem się do chyba jedynego w promieniu kilkudziesięciu kilometrów sklepu i znów wjechałem na szlak bez ludzi, biegnący wzdłuż jeziora. Potem znów krajówka, ale wieczorem ruch był mały. W końcu, na bocznej drodze zacząłem się rozglądać za noclegiem na dziko. Upatrzyłem sobie jedno miejsce nad jeziorem. Po śladach było widać, że ktoś wcześniej rozbijał się tam. Niestety był to chyba najgorszy dziki obóz, na jaki trafiłem. Kilka minut po tym, jak zacząłem się rozbijać, zainteresowałem sobą tysiące muszek. Walczyłem z nimi długo, a gdy wydawało się, że po zachodzie słońca przepadły – musiałem z nimi walczyć ponownie wewnątrz namiotu, bo dostało się do środka kilkaset tych gryzących, szatańskich stworzonek. Rano dopiero będę miał zabawę, bo znalazłem 4 kleszcze. Pewnie rozbiłem się w jakimś legowisku.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Wielka Brytania, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Szkocja 2024, z sakwami, za granicą

Droga wzdłuż Dee

  101.85  07:28
Wczoraj wszystko poszło bez problemów. Zatrzymałem się w domu gościnnym, gdzie zostawiłem karton na rower. Dzisiaj ruszyłem odkrywać Szkocję. Mój pierwotny plan wywaliłem w dużej mierze do kosza i ruszyłem w innym kierunku niż planowałem. Myślę, że to dobra decyzja.
Pojechałem do centrum Aberdeen. Prawo Wielkiej Brytanii pozwala rowerzystom jechać po drodze dla rowerów lub po ulicy wedle uznania. Ja nie czułem się pewnie, więc wybierałem drogi dla rowerów, mimo że nie są najwygodniejsze.
Widziałem tyle niuansów, że pewnie rozłożę je na kilka wpisów. Tymczasem odwiedziłem sklep sportowy, żeby kupić butlę z gazem. Obawiałem się zostawić rower, bo wiem o wysokim współczynniku kradzieży i minąłem kilka rowerów rozczłonkowanych bardziej niż te w Poznaniu. Nic złego jednak nie przytrafiło się i mogłem w końcu opuścić miasto.
Znalazłem się na szlaku na nasypie dawnej linii kolejowej. Biegł wzdłuż rzeki Dee. Towarzyszył mi bardzo długo. Rozpadało się. Tunel z drzew dawał schronienie, więc nie zatrzymywałem się. Wyjechałem spod chmury i pojawiło się słońce. Zaczęło być gorąco. Z deszczu pod rynnę, jak to mawiają. Na szczęście chmury nie opuszczały mnie, więc jeszcze wiele razy dały cień czy trochę deszczu. Temperatura wahała się od 18 do 22 °C.
Wjechałem do lasów. Pojawiły się pierwsze poważne podjazdy. Potem droga zwęziła się, jak na singletracku. Całe szczęście byłem jedynym rowerzystą i ślamazarnie pokonywałem kolejne kilometry.
Nie było zbyt wielu kempingów w okolicy. Zjechałem z drogi wzdłuż Dee. Najpierw po innym szlaku dostałem się do Tarland, potem wjechałem na drogi – najpierw lokalne, potem główne. Wieczorem ruch był znikomy, ale zaczęło wiać.
Przekroczyłem granicę Parku Narodowego Cairngorms. Widoki wyjaśniały, czemu obszar objęto ochroną. Objechałem kilka gór i dostałem się do zarezerwowanego kempingu. Temperatura spadła przynajmniej do 13 °C.
Kategoria góry i dużo podjazdów, po dawnej linii kolejowej, pod namiotem, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, z sakwami, za granicą, wyprawy / Szkocja 2024, kraje / Wielka Brytania

Grożąca puszcza

  119.37  04:57
Niebo pokrywała gruba warstwa chmur. Zaryzykowałem i pojechałem do Puszczy Noteckiej, aby zrobić moją klasyczną setkę. Tym razem w przeciwnym kierunku niż zwykle. Ruszyłem w kierunku Obornik. Chmury czasem się oddalały, czasem groziły nad głową, a mimo to było gorąco. Przynajmniej wiatr dawał odrobinę ochłody. Przebyłem puszczę i wróciłem do domu suchy.
Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Buk – Modrze – Mosina

  100.05  04:05
Chodził mi po głowie Buk, więc ruszyłem do niego, omijając główne drogi. Mimo słonecznego dnia nie było zbyt gorąco. Wpadłem na kilka nieplanowanych polnych dróg, więc wyszło trochę kolarstwo terenowe. Do Modrza przeszkadzał południowy wiatr. Do Mosiny już nie. Dalej standardowo do Poznania. W Luboniu złapałem kapcia. Założyłem osiemnastą łatkę na przednią dętkę i pokręciłem się trochę dłużej po okolicy, żeby wyszła stówka.
Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT, setki i więcej, Wielkopolski Park Narodowy

Dziurawa puszcza

  118.99  04:51
Ruszyłem do Puszczy Noteckiej, standardową trasą. Było przyjemnie chłodno, choć bezchmurnie. Jeszcze nie wyjechałem z Poznania, a już złapałem kapcia. To chyba dętka i opona z Japonii. Nałożyłem siedemnastą (sic!) łatkę i mogłem jechać dalej.
W Mrowinie trafiłem na nową drogę dla rowerów. W Cerekwicy skusił mnie nowy asfalt, ale szybko się skończył. Zabrakło 700 metrów, abym mógł ominąć tę paskudną wojewódzką, chociaż wolałbym, żeby skończyli asfalt między Rokietnicą i Pamiątkowem. Byłby to najlepszy skrót na kolarzówkę.
Z Obrzycka do Obornik miałem pod wiatr. Drzewa nie dawały takiej ochrony, jak oczekiwałem. W Obornikach dwa smarkacze postanowiły nie patrzeć na drogę i wjechały mi na czołówkę. Jednego uniknąłem, drugi uderzył mnie kierownicą w palce trzymające klamkomanetki. Niestety nie wywrócił się, więc nie wyciągnie z tego lekcji.
Do Poznania ruszyłem nielubianą trasą, choć rozważałem nadrobić drogi dłuższym objazdem. Nie zrobiłem tego, więc zaskoczyło mnie, że w końcu wyremontowali tę katastrofę między Kowalewkiem i Wargowem. Co więcej, zrobili zakaz wjazdu rowerem, a obok puścili nie najgorszą drogę dla rowerów. Dalej, w Złotkowie, zauważyłem powstającą drogę dla rowerów. Szkoda, że nie pokwapili się, żeby dociągnąć ją do skrzyżowania. Będzie się kończyć w bezsensownym miejscu bez możliwości legalnego kontynuowania jazdy, poruszając się w kierunku północnym. Podobny debilizm powstał w Suchym Lesie na Obornickiej.

Kategoria kraje / Polska, po dawnej linii kolejowej, Polska / wielkopolskie, Puszcza Notecka, rowery / GT, setki i więcej

Pułtusk

  120.85  06:56
Pierwotnie planowałem jechać na zachód, ale dobrze, że zabrałem się za planowanie wyprawy z wyprzedzeniem, bo nie było miejsc w pociągu powrotnym z Olsztyna. Musiałem się dostać do Warszawy.
Na dzisiaj były prognozowane opady, a tym samym zachmurzenie. Niestety prognoza się zmieniła i jechałem w słońcu. Najpierw do Wielbarku po lasach pełnych ptasich śpiewów. Do Chorzeli spróbowałem krajówki, bo była pusta. Szybko się to zmieniło, a ja wróciłem na drogi leśne. Niestety były pełne grząskiego piachu. Najgorszego podczas tej wyprawy. Do Przasnysza biegła pusta droga, obok której zrobili dziurawą drogę dla kaskaderów. Wreszcie pojawiły się chmury, ale tylko nieznacznie obniżyły temperaturę. Na koniec drogami lokalnymi dojechałem do Pułtuska. Wpadłem na kilka odcinków szlaku Velo Mazovia i zrobiło się dziwnie płasko w porównaniu do ostatniego tygodnia.
Zatrzymałem się na stacji benzynowej. Okazuje się, że prowadzą niewielki motel na zapleczu. Szkoda tylko, że przede mną zatrzymał się tam ludzki odpad, który miał za nic zakaz palenia, bo jedyny wolny pokój był przesiąknięty nieznośnym odorem.

Kategoria kraje / Polska, Polska / mazowieckie, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami

Ryn

  114.31  06:56
Ruszyłem do Węgorzewa. Poranek był przyjemnie chłodny w porównaniu do poprzednich dni. Szlak wiódł po dawnej linii kolejowej. W mieście trafiłem na półmaraton poprowadzony po moim szlaku. Całe szczęście udało mi się stamtąd uciec zanim dobiegli pierwsi biegacze. Zahaczyłem nawet o szlak Green Velo.
Wiatr się trochę rozszalał, ale dzięki temu tumany kurzu zostawiane przez egocentryków szybciej przepadały. Ta część szlaku znacznie obfitowała w drogi gruntowe. W Mamerkach przejechałem się po bunkrach, ale jest ich tyle, że wystarczyło mi kilka. Chciałem jeszcze rzucić okiem na największy, ale dozorca wytłumaczył, że muszę kupić bilet na cały kompleks. Może będę miał powód do powrotu w te strony.
Droga się dłużyła, a im bliżej Ryna, tym grząższe były piaski na drogach leśnych, polnych, a nawet na nasypie dawnej linii kolejowej. Chciałem zobaczyć zamek, ale jest w nim hotel, a zwiedzanie odbywa się w ustalonych godzinach i pewnie trzeba być gościem. Musiałem obejść się smakiem i ruszyłem do miejsca noclegowego, znów trafiając na paskudne piachy.

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Polska / warmińsko-mazurskie, rowery / Fuji, setki i więcej, terenowe, wyprawy / Mazury 2024, z sakwami, po dawnej linii kolejowej

Kategorie

Archiwum

Moje rowery