W tym roku okres świąteczny był na zmianę deszczowy i biały. Z tego powodu nie miałem okazji na rower. Wróciłem z rodzinnych stron do Poznania i nie mogłem sobie odmówić rozpoczęcia kolejnego sezonu przygód na rowerze.
Wyjechałem z planem krótkiego objazdu. Dojechałem do Kiekrza, a potem do giełdy samochodowej, za którą skręciłem do centrum Poznania. Garmin znów się wyłączył. Co za licho go wzięło ostatnio?
Rok 2018 minął strasznie szybko. Pierwsza połowa była wyjątkowo intensywna, gdy podróżowałem po Azji. Po powrocie do zwyczajnego życia w Polsce już mi się tak nie chciało jeździć. Nie miałem dokąd, bo prawie wszystko wokół Poznania zjeździłem, a i inny tryb życia też na mnie wpłynął.
Pokonałem prawie 11 tys. km. Sezon zacząłem nieco później
na Kyūshū. Stamtąd dostałem się na przepiękną
wyspę Amami-ōshima. Po tygodniu przeniosłem się
na Okinawę, która już nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Tam zmieniłem swoje plany i ruszyłem
do Tajwanu. Po początkowym zniesmaczeniu i paru przygodach przekonałem się do tego kraju. Niestety po miesiącu trzeba było wracać. Wylądowałem ponownie w Japonii, tym razem na lotnisku
pod Ōsaką. Akurat w sezonie kwitnienia moreli japońskich. Pojechałem
pod Fuji-san, gdzie spadł śnieg.
W Tōkyō zobaczyłem kwitnące wiśnie. Po raz kolejny odwiedziłem
Sendai, skąd popłynąłem na przepiękną
wyspę Hokkaidō. Spędziłem tam strasznie mało czasu, ale trzeba było wracać
do Polski. W przerwach od pracy wybrałem się na kilka wypraw.
Pierwsza zabrała mnie do Budapesztu, jesienią pojechałem
w Sudety, a w trakcie niespodziewanych przymrozków odwiedziłem
Podlasie.
Co w tym roku? Sam nie mam pewności. Czekam na odpowiedź w kilku kwestiach i może będę mógł zacząć coś planować. Pewnie znowu wyjdzie spontanicznie.