Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2016

Dystans całkowity:992.51 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:47
Średnia prędkość:21.12 km/h
Maksymalna prędkość:42.56 km/h
Suma podjazdów:2452 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:165.42 km i 7h 56m
Więcej statystyk

Grudzień 2016 (GT)

115.09
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / GT

Grudzień 2016 (Trek)

206.16
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Sylwester w Toruniu

118.5104:42
Rok temu wybrałem się w zimową podróż. Sylwester spędziłem w Toruniu, chociaż wtedy coś mnie rozłożyło i przespałem północ. Postanowiłem wrócić do tego miasta i tym razem obejrzeć pokaz sztucznych ogni nad Wisłą.
Wyjrzałem z rana przez okno, a tam biało. Bynajmniej nie od śniegu, ale obawiałem się, że będzie ślisko. Z tego powodu zebranie się zajęło mi trochę czasu i wyjechałem po godz. 11. To nadal za wcześnie. Już nie biel na drogach była przeszkodą, a woda ze stopniałej szadzi. Myślałem nawet o powrocie do domu, aby zmienić rower, ale skoro już uwaliłem kolarzówkę, nie robiło to żadnej różnicy. Najgorsze warunki panowały na poboczach, ale na szczęście ruch był dzisiaj niewielki, więc jechałem często środkiem pasa. Temperatura ok. 2,5 °C, wiatr z zachodu i brak chmur. Słońce czasem oślepiało w lusterko.
Wybrałem Gniezno na pierwszy punkt przejazdowy i przystanek obiadowy. Dojazd oczywiście dawną krajówką. Spędziłem tam tylko chwilę. Kolejne miasto to Inowrocław. Pusta krajowa 15 wydawała się idealna. Późnym popołudniem nawet drogi wyschły. Po kilku kilometrach skręciłem na Mogilno, bo zbliżał się zmierzch. Drogi mniej równe, ale nocą bezpieczniejsze, zwłaszcza że ruch na nich był ułamkiem tego z krajówki. Tak dojechałem do Inowrocławia. W sumie identycznie, jak rok temu, tylko w dużo krótszym czasie. Zatrzymałem się, aby zjeść i rozejrzeć się za noclegiem w Toruniu, bo oczywiście planowanie zostawiłem na ostatnią chwilę – nigdy nie wiadomo, czy pogoda pozwoli wyruszyć, a nie przepadam za anulowaniem rezerwacji. Nie było miejsca w hostelu sprzed roku, nie było miejsca w żadnym obiekcie w pobliżu, nie było miejsca w chyba całym mieście. Co zrobić? Nocy na mrozie spędzić nie chciałem, więc zostałem w Inowrocławiu, aby odczekać kilka godzin i wrócić pociągiem do domu. Trafiłem na zbyt wielu idiotów. Dzwoni mi w uszach od petard.
Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / GT

To jeszcze z Puław do Lublina

50.5102:16
Dzisiejsza wycieczka jakoś tak wyszła. Miałem pojechać tylko na dworzec, bo w prognozie był deszcz, ale skusiłem się na Lublin.
Ulice były mokre, jednak nie padało. Nawet mimo temperatury bliskiej zeru było ciepło. Wszystko dzięki wiatrowi z zachodu, który mnie pchał do Lublina.
Tuż przed Lublinem zaczął padać śnieg z deszczem. Do tego cały Lublin był przesiąknięty słoną wodą. Miałem dość takiej jazdy. Wodę czułem w butach i w pampersie, i szkoda mi było roweru, więc nawet nie planowałem dalszej jazdy. Ruszyłem prosto na dworzec. Niby takie rowerowe miasto na nie trafiłem nawet na jedną drogę dla rowerów.
Część moich ubrań pokrywała nawet kilkumilimetrowa warstwa błota. Najgorzej ucierpiały od soli buty oraz napęd. Co mnie podkusiło do tej wycieczki? Muszę rozważniej podchodzić do moich tras. Miałem oszczędzać kolarzówkę.
Kategoria kraje / Polska, Polska / lubelskie, mikrowyprawa, rowery / GT

Zmrożony na pół

457.1722:20
Miałem więcej nie jeździć po nocy, ale to jest silniejsze ode mnie. 2 lata temu spróbowałem pobić mój rekord i wrzucić piątkę na przód trzycyfrowego dystansu. Wtedy przerwał mi deszcz. Wybrałem się więc po raz drugi w tę jeszcze bardziej szaloną podróż. Przez pół Polski zimą.
Mozolnie zebrałem się, spakowałem bardzo lekko do plecaka, wziąłem szosę i punkt 11 pojechałem. Niebo bezchmurne, wiatr z południa, niezbyt silny, na termometrze utrzymywały sie 2 °C. Moim pierwszym głównym celem był Kalisz. Prawie godzinę zajęło mi wydostanie się z Poznania. Mapa tego miasta w mojej głowie robi się coraz bardziej skomplikowana. Przydałoby się w końcu zmienić miejsce zamieszkania.
Kawałek przed Środą Wielkopolską trafiłem na betonową ścieżkę. Wciąż w trakcie wykańczania, ale widać, że znaleźli się testerzy, którzy przejechali się po wciąż płynnym betonie. Po pewnym czasie pojawiły się i znaki drogi dla pieszych i rowerów. Jest odrobinę wygodniej niż po dziurawym asfalcie, chociaż przez wspomnianego testera i fachowość inżynierów kładących beton nawierzchnia jest po prostu słaba.
Ledwo wyjechałem z domu, a łańcuch zaczął skrzypieć. Nie wyobrażałem sobie smarować go co 50 km. Smar Greenline to pomyłka. Dobrze, że wziąłem mój niezawodny Shimano. Dojechałem do Pleszewa, gdzie złapał mnie zmrok. Trafiłem na Rynek, wokół którego – jak w cyrku – krążyły autka. Wyglądało to przekomicznie. Godziny szczytu w miasteczkach potrafią zaskoczyć.
Przejechałem kawałek drogami lokalnymi i wyjechałem na krajową 12. Całe szczęście wzdłuż niej ciągnie się droga dla rowerów. Uznałem, że ruch jest zbyt duży, aby się do niego włączyć. Za Kaliszem też znalazłem w polu coś, co przypominało drogę dla rowerów. Asfaltowa nawierzchnia, ale oszroniona, że trochę strach. Nie było jednak ślisko, więc na pewien czas miałem idealną alternatywę. Potem zaczęło zalatywać kostką Bauma, ale to nic w porównaniu do wody z solą na ulicy. Dojechałem do Sieradza, skąd już mniejszymi drogami znalazłem się w Łasku, aby po chwili jechać do Piotrkowa Trybunalskiego. Temperatura spadała nawet do -5 °C. Ruch był jednak znikomy, dominowały oczywiście tiry. Przysypiałem od czasu do czasu i musiałem się wtedy zatrzymać i rozgrzać zziębnięte palce. Gorąca herbata z termosu nie była wtedy najlepszym pomysłem, bo rozszerza naczynia krwionośne, prowadząc tym samym do większej utraty ciepła, ale mrożonej wody też nie mogłem pić. Z czasem wpadłem na pomysł wymieszania ich razem i to było dobre rozwiązanie.
Tę noc wykorzystałem strasznie nieefektywnie. Już w Piotrkowie zastał mnie poranek. Nie czułem zmęczenia, a zimno. Gdyby nie grudzień (wszak pierwszy dzień zimy), mógłbym tak wiele. Co ciekawe, najdłuższą noc w roku skróciłem dzięki jeździe ku wschodowi. Na śniadanie zatrzymałem się w barze, których pełno wzdłuż dróg krajowych. Podwójna jajecznica i mogłem jechać dalej. Ruch zdążył wrócić do normy.
Temperatura o poranku wynosiła od -2 °C w słońcu do -4 w cieniu, a za dnia nawet 2 °C. Skierowałem się na Tomaszów Mazowiecki, aby potem po mniej ruchliwej drodze krajowej nr 48 zjechać na Radom. Tam złapał mnie zmierzch. Martwiłem się o dalszą podróż, bo do celu już nie dojechałbym. Pomyślałem, aby pojechać tylko do Lublina, a dalej wybrać pociąg albo nocleg. Po raz pierwszy zostałem otrąbiony i to z jakiegoś widzimisię. Wydaje mi się, że chciał mnie zepchnąć do rowu, bo nawet wyprzedził mnie niebezpiecznie. Jakiś początkujący kierowca tira.
Wyjechałem z Radomia i przeraziłem się ruchem. Na szczęście znalazłem idealną drogę tuż obok. Równa, pusta, do tego oświetlona. Czego chcieć więcej? No, chyba wyższej temperatury. Noc była cieplejsza od wczorajszej, bo tylko -3 °C, jednak pojawiła się mgła i nawet rękawice narciarskie nie dawały rady. Na szczęście, gdy już myślałem, że mi palce odmarzną, trafiłem na bar. Ogrzałem się i zjadłem zawijasa nadwiślańskiego, który wydawał mi się daniem regionalnym.
Była 21. Nie było mowy o dostaniu się do Lublina. Znów musiałem przerwać jazdę w Puławach. Jakieś pechowe to miasteczko. Następnym razem muszę trzymać się od niego z daleka. Obdzwoniłem lokalne miejsca noclegowe i pojechałem do hotelu. Jutro ma padać śnieg. Takiej ilości zanieczyszczeń już dawno nie nawdychałem się. Mój nos to kopalnia węgla.

Kategoria Polska / mazowieckie, Polska / łódzkie, kraje / Polska, Polska / lubelskie, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, mikrowyprawa, rowery / GT

Pod Poznaniem, część 10

45.0702:29
Mgła nie zachęcała do jazdy, toteż zwlekałem z wyjściem do późnego popołudnia. Zabrałem jednak aparat, wziąłem staruszka i ruszyłem w kierunku Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Gdy wyszedłem, to cała tam mgła widoczna z mojego okna była niewidoczna. Może to był smog? W każdym razie, pojechałem do Cytadeli, gdzie miałem nadzieję zrobić kilka zdjęć, ale nic z tego. Szaro, buro i ponuro. Nie wpadło mi nic w oko, więc pojechałem dalej, trafiając przypadkiem na Rynek, gdzie jarmark świąteczny trwa na całego. Dużo ludzi się kręciło, więc pojechałem dalej na południe. Niestety temperatura bliska zeru i być może zbyt leniwa prędkość spowodowały, że dojeżdżając do granic Poznania, przestałem czuć palce u rąk. Musiałem się zatrzymać i coś zjeść, a najbardziej widocznym na horyzoncie był niestety fast food. Chyba za często tam jadam. Ostatnio chyba zeszłej zimy w Kórniku miałem taki przystanek.
Gdy się zagrzałem, zorientowałem się, że zaczął zapadać zmrok. Z sesji fotograficznej i tak była klapa przez brak mgły, którą to chciałem ująć na fotografiach. Zacząłem wracać do domu, a dla urozmaicenia, pojechałem w kierunku Ławicy. Trafiłem na zabawną sytuację na przejeździe Poznań Junikowo, gdzie z powodu jakiejś awarii został zamknięty przejazd, a mimo to w kierunku Plewisk utworzył się długi sznurek. Rozumiem tych daleko, mogli nie zauważyć znaku ślepej uliczki, ale ci na przedzie, którzy widzieli zakaz ruchu, raczej powinni wpaść na to, że jednak nie przejadą. Ciekawe, czy pojawią się plotki, jakoby mieli oni stać w tym korku do samych świąt.
Dojechałem jeszcze na Stare Miasto i musiałem ominąć korki. W niedzielę. Skąd? Nawet w godzinach szczytu czegoś takiego nie widziałem. Dostałem się na Rynek, a tam jeszcze większe tłumy niż za dnia. Objechałem jarmark, nawąchałem się różnych zapachów i zawróciłem do domu.
Półtora tygodnia temu wpadłem w poślizg podczas powrotu do domu. Potłukłem się i zmiażdżyłem prawy pedał. Musiałem go wymienić i trafiłem na platformy o większej powierzchni. Nie chciałem brać takich do jazdy wyczynowej z wkrętami, bo szkoda mi butów na zwykłe dojazdy do pracy (wszak ostatnio jeżdżę tylko kolarzówką na wyprawy), dlatego przystałem na plastiki. Wydają się być wygodne, choć czasem zahaczam nimi o różne przedmioty. Muszę uważać, bo wcześniej miałem metalowe i nie martwiłem się o takie rzeczy.
Kategoria po zmroku i nocne, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery