Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2019

Dystans całkowity:847.86 km (w terenie 19.75 km; 2.33%)
Czas w ruchu:35:55
Średnia prędkość:20.48 km/h
Maksymalna prędkość:59.28 km/h
Suma podjazdów:5601 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:65.22 km i 3h 15m
Więcej statystyk

Październik 2019 (GT)

35.83
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / GT

Październik 2019 (Trek)

76.38
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Jesienne oborniki

134.0806:10
To nie tak miało być. Planowałem pojechać gdzieś daleko, ale prognoza pogody mnie rozczarowała. Musiałem skrócić plan diametralnie i korzystać z połowy pogodnego weekendu. Popatrzyłem na mapę, obrałem pobieżny plan i ruszyłem.
Było całkiem ciepło. Pojechałem w kierunku Kórnika. Tam przejechałem się bulwarem i po raz kolejny mój Garmin wyłączył się, gdy byłem pod zamkiem – w tym samym miejscu, co zawsze. Na moich oczach zgasł, bo pilnowałem urządzenia. W tamtym miejscu musi być jakaś nieczysta energia.
Przez resztę wycieczki nie miałem przygód tego typu. Skierowałem się na Nowe Miasto nad Wartą. Po drodze wpadłem na kilka gruntowych dróg. Nic przyjemnego, gdy jedzie się kolarzówką. Zwłaszcza, gdy taka nawet znośna droga zamienia się w piaszczyste wydmy, po których jedzie się jak nożem po maśle, które leżało za długo na słońcu. Okropność.
Stwierdziłem, że dojazd do najbliższego mostu w Pyzdrach zająłby mi za dużo czasu, więc zmieniłem plan na przejazd przez Miłosław. Zwłaszcza że zbliżał się wieczór, więc nie chciałem wrócić późną nocą.
Ostatecznie zmierzch złapał mnie w Miłosławiu i miałem na liczniku sporo kilometrów. Nie sprawdziłem przed wyjazdem dystansu i wyszło dwa razy więcej niż chciałem, choć mogła to być trzykrotność, gdyby zakładać pierwotny plan. Jestem taki lekkomyślny. Przynajmniej wziąłem ze sobą bluzę, bo po zmroku temperatura nieco spadła.
Sezon nawożenia pól obornikiem w pełni. Co kilka kilometrów można było poczuć się jak na wsi – poznać ją od kuchni. Tak że miałem dodatkowe urozmaicenie poza zapachami z kominów.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Polska złota pomyłka

25.1001:19
Zachęcony zobaczeniem jesieni w Poznaniu, ruszyłem po pracy do centrum, aby dostać się na Cytadelę. Korki mnie odrobinę spowolniły. Na miejscu zastałem resztki promieni zachodzącego słońca i widok z ostatnich dni – brązy zmieszane z zielenią obok bezlistnych drzew. Polska złota jesień w tym roku jest jakimś nieporozumieniem. Daleko jej do jesieni z ostatnich lat. Oby w przyszłym roku mnie nie zawiodła.

Kategoria kraje / Polska, Polska / wielkopolskie, rowery / GT

Dolina Bystrzycy

74.1803:35
Na Ślężę wbiegłem wczoraj, aby dzisiaj mieć lekki dzień. Chłodnawy i mglisty poranek przyniósł kilka przyjemnych dla oka widoków.
Zaplanowałem pojechać wzdłuż Doliny Bystrzycy. Zawiodłem się brakiem dróg. Przekroczyłem Bystrzycę kilkoma mostami i tyle. Żadnej drogi przez dolinę. Może jakieś leśne ścieżki znalazłyby się, ale nie miałem ochoty brudzić kolarzówki. Musiałem się obejść smakiem. Zresztą, ruch samochodowy wzdłuż doliny nie przyniósłby niczego dobrego dla natury, więc po części dobrze jest, jak jest.
Dotarłem do Wrocławia. Do centrum zabrała mnie mierna sieć dróg dla rowerów, chociaż zdecydowanie było lepiej niż w Dzierżoniowie. Pojechałem na sekundę na Rynek, a potem na dworzec. Ostatecznie wróciłem do Poznania pociągiem. Próbowałem kupić bilet w dwóch biletomatach, ale za każdym razem był błąd. Z kolei pani w okienku kazała lecieć do kierownika pociągu, bo podobno nie zdążyłbym kupić biletów w 5 minut. Ostatecznie ten czas przesiedziałem w pociągu, a konduktor naliczył opłatę dodatkową. Polskie koleje są coraz mniej ludzkie.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, dojazd pociągiem, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Ślęża po zmroku

46.3902:17
Z początku planowałem pojechać na Ślężę przed zatrzymaniem się na nocleg, ale miałem dość dźwigania plecaka, więc zmieniłem plany i już bez bagażu ruszyłem w kolejne góry.
Temperatura spadła. Zmierzch zapadł, gdy dotarłem na parking pod Ślężą. Zostawiłem rower i ruszyłem pieszo w górę, mijając ostatnich turystów schodzących ze szczytu. Co mnie zaskoczyło, to zakaz wjazdu. Lata temu mogłem wjechać tamtędy rowerem na sam szczyt.
Zmrok zapadł, gdy wbiegłem na szczyt. Było pusto i prawie cicho (gdyby nie te zwierzęta). Zrobiłem kilka nocnych zdjęć i zszedłem do roweru. Latarka w telefonie była nieodzowna.
Postanowiłem nie wracać po własnym śladzie. Zrobiłem pętlę. Pojawiły się mgły. Narzuciłem na siebie dodatkową warstwę i skierowałem się na Dzierżoniów. Tam znajdowały się jedyne w okolicy sklepy. Przed powrotem zatrzymałem się na kolacji w restauracji. Zamówiłem intrygującego kurczaka w sosie malinowym. Dla mnie bomba.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Potrącenie, palmiarnia i pierogi

87.4204:21
Mój spontaniczny urlop dobiega końca. Postanowiłem wrócić do Poznania na rowerze. Poranek nie był najcieplejszy, chociaż słońce świeciło przeraźliwie. Pojechałem wzdłuż doliny Bobru.
Kolory jesieni o poranku są zupełnie inne. Jakby bardziej złote. Wpadłem na sporo znanych dróg, kilka nowych, trochę terenowych.
Na drodze miałem sporo górek, niektóre ładne, zadrzewione. Podjeżdżałem taką jedną, gdy nagle „wyprzedzające” mnie auto zahaczyło lusterkiem o przedramię. Impakt nie uszkodził kości, ale miałem zdartą skórę. Kobieta w okularach przeciwsłonecznych tłumaczyła się, że mnie nie zauważyła przez słońce. Ja w zerówkach nie miałem z tym problemu. Musiała korzystać z telefonu w trakcie jazdy. Nie miałem ochoty tracić czas na wzywanie mundurowych, więc tylko spisałem numer telefonu.
Dojechałem do Wałbrzycha. Bilet na zamek pozwalał na wejście do Palmiarni, więc skorzystałem z okazji. Było duszno i upalnie niczym latem w Japonii. Widziałem dużo roślin podobnych do tych, na które natrafiłem w Azji. W tamtejszej kawiarni mieli przepyszny deser malinowy. Smak jak u babci.
Zrobiłem się głodny, a ostatnim razem zauważyłem reklamę okolicznej pierogarni. Wtedy nie znalazłem miejsca. Dzisiaj było zamknięte, ale w centrum trafiłem na inną restaurację. Wałbrzyszanie chyba lubią pierogi. Zamówiłem dwa nadzienia, ale smak nie był zadowalający.
Miałem przed sobą długą drogę w dół aż do Świdnicy. Pomijając kilka dziur, był to całkiem przyjemny zjazd. Opuściłem góry i przez Świdnicę pojechałem prosto do domu gościnnego. Zaczęło się robić chłodno.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Zanim odejdzie jesień

75.0603:43
Jeszcze nie byłem w Jeleniej Górze, więc wplotłem ją do dzisiejszego planu. Przede wszystkim chciałem dojechać do Starej Kamienicy. Był to najcieplejszy dzień mojego urlopu.
Już na początku zaskoczyła mnie polna droga. Nie miałem ochoty na teren, dlatego zacząłem szukać objazdu. Tak szukałem, że dojechałem do przedmieści Jeleniej Góry. A w teren i tak potem wjechałem.
Zaledwie tydzień temu niecierpliwiłem się przed nadejściem jesieni. Teraz z trudem odnajduję złote liście na drzewach. Wjechałem na drogi, na których rok temu uchwyciłem dziesiątki zdjęć. Dzisiaj nawet nie było po co stawać. Jeżeli liście jeszcze były na drzewach, to brązowe.
W Piechowicach byłem zbyt pewny siebie i zabłądziłem. Musiałem nadrobić jeszcze trochę drogi. W nagrodę dostałem pozłacane drzewa. A mogłem zatrzymać się pod Izerami.
Ze Starej Kamienicy pojechałem do Jeleniej Góry. Unikając ruchliwych dróg, trafiłem do Cieplic, południowej dzielnicy. Dokręciłem do centrum. Było nieco za późno na obiad, więc skusiłem się na pączka z manufaktury. Miałem blisko do pensjonatu. Temperatura zaczęła szybko spadać, choć wieczorem nadal była wyższa niż przez kilka ostatnich dni.
Teraz zwróciłem uwagę, że na mapie ze śladu przebytej drogi wyszedł łabędź. Od kilku lat rozważałem stworzenie GPS Art, a tu sztuka sama się wykreowała.
Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Góry Sokole

29.3901:33
Po późnym powrocie byłem niechętny do wczesnego wstawania. Ruszyłem w połowie dnia. Było nawet cieplej niż poprzedniego dnia. Pojechałem prosto do mojego kolejnego celu zaplanowanego jeszcze na wczoraj.
Dotarłem do podnóża Gór Sokolich. Musiałem pokonać kawałek terenu i znalazłem się pod schroniskiem „Szwajcarka”. Zostawiłem rower i ruszyłem pieszo na Krzyżną Górę. Rozciągały się z niej piękne widoki.
Mając jeszcze sporo energii, wspiąłem się na Sokolik. Niemal co druga grupa ludzi miała ze sobą przynajmniej jednego psa. Widziałem też sporo rozłożonych namiotów. Najbardziej moją uwagę zwrócił brak szlaków rowerowych, którymi niegdyś jeździłem. Ciekawe, co się z nimi stało.
Po wędrówce zgłodniałem. Tym razem w schronisku mieli szarlotkę. Zamówiłem też naleśniki. Wbiłem jeszcze dwie pieczątki do pamiętnika i ruszyłem w drogę powrotną.
Dostałem się do doliny, przez którą płynie Bóbr. Zrobiło się chłodno. Do tego w powietrzu wisiała chmura dymu. Mijając domy, było czuć rodzaj używanego opału: węgiel, drewno, śmieci. Człowiek jedzie odetchnąć górskim powietrzem, a tutaj go nie ma. Może gdybym przyjechał wcześniej, gdy było cieplej. Zobaczyłbym więcej złota na drzewach, bo teraz, jeśli nie gołe gałęzie, to brązy.
Wróciłem wcześniej do pensjonatu, dzięki czemu mogłem wreszcie odwiedzić pobliską smażalnię ryb, których jest tutaj kilka.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Kopalnia uranu, Okraj, ser i kapeć

74.5604:18
W nocy coś popadało albo jakaś silniejsza mgła przeszła, bo było mokro. Wyruszyłem bez pośpiechu. Słońce tak ładnie grzało, że nie zakładałem bluzy. Śnieżkę okrywały chmury, więc nie był to najlepszy cel na dzisiaj. Postanowiłem wjechać na przełęcz, którą minąłem wczoraj.
Dojechałem do Kowar. Przejechałem przez miasto i na mapie zauważyłem drogę omijającą dziury, po których tłukłem się poprzedniego dnia. Musiałem spróbować. Było dużo wygodniej, no i ruch znikomy. Na rozwidleniu zmieniłem plany. Pojechałem w kierunku dawnej kopalni uranu. Dziwiły mnie znaki ostrzegające przed oszustwem i przeczytałem trochę opinii o sporze między obiektami.
Pojechałem do bardziej oddalonego obiektu, który był w tej sprawie poszkodowany. Nie wiedziałem, w co się pakuję. Droga była usłana kolcami. W przenośni. Było stromo, a do tego co kilkadziesiąt metrów czekały rynny o ostrych krawędziach. Ostatkiem sił wspiąłem się i dowiedziałem, że przyjechałem kilkanaście minut za późno. Do kolejnego wejścia była niemal godzina. Miałem kontynuować podróż, ale uciąłem sobie pogawędkę z pracownikiem, czas zleciał i zdecydowałem się zostać.
Spędziłem tam niemal 3 godziny, włącznie z oczekiwaniem na wejście. Przewodnik bardzo ciekawie opowiadał, wplatał żarty i ciekawostki. Tworzyłem w sumie grupę jednoosobową, więc nawet dane mi było spojrzeć w kilka zakamarków, do których podobno zwykli turyści nie mają dostępu. Było interesująco, a i trochę wiedzy o atomie sobie odświeżyłem.
Czas mnie gonił, więc dokończyłem podjazd. Słońce schowało się za wielką chmurą. Drzewa wokół drogi były pokryte złotem. Wydaje mi się, że przyjechałem w ostatniej chwili, bo w niektórych partiach lasu liście były już brązowe albo zdążyły opaść.
Okraj przywitał mnie wiatrem. Byłem głodny, więc odwiedziłem schronisko. Zjadłem tam zasmażany ser i napiłem się gorącej herbaty. Liczyłem na szarlotkę, ale nie mieli. Zauważyłem za to stempel. Mój zawód po powrocie z Japonii zniknął. Jest nadzieja w podtrzymaniu różnorodności w moim dzienniku. Wystarczy, że zacznę odwiedzać górskie schroniska. Może to nie ostatnia przełęcz podczas tej wyprawy.
Zebrałem się w drogę, założyłem dodatkową warstwę ubrań na zjazd i dostrzegłem kapcia. Nie miałem ochoty na brudzenie się. Dopompowałem koło i to wystarczyło do zjazdu. Miałem w planach Czechy, ale za mocno wiało po tamtej stronie gór. Lubawka ostatecznie też odpadła, bo zaczęło robić się późno. Pojechałem na Kamienną Górę, żeby nie wracać po własnym śladzie. A żeby nie jechać jeszcze raz przez Kamienną Górę, to skręciłem na Rudawy Janowickie. Droga okazała się stroma, szybko zapadł zmrok, a co kilka kilometrów musiałem dopompować koło. Nie było jednak odwrotu.
Dojechałem do Janowic Wielkich. Padły baterie w latarce. Ruch był znikomy, ale całe szczęście nowoczesne telefony mają wbudowaną lampkę, która czasami daje nawet lepsze światło od latarki. Linki od przerzutek na baranku posłużyły za uchwyt do telefonu. Poczułem się jak złota rączka. Sprawnie dotarłem do mojej bazy, gdzie wydłubałem odłamek szkła z opony, który psuł mi humor przez połowę wycieczki.

Kategoria kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, góry i dużo podjazdów, po zmroku i nocne, wyprawy / Dolny Śląsk 2019, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery