Z początku planowałem pojechać na Ślężę przed zatrzymaniem się na nocleg, ale miałem dość dźwigania plecaka, więc zmieniłem plany i już bez bagażu ruszyłem w kolejne góry.
Temperatura spadła. Zmierzch zapadł, gdy dotarłem na parking pod Ślężą. Zostawiłem rower i ruszyłem pieszo w górę, mijając ostatnich turystów schodzących ze szczytu. Co mnie zaskoczyło, to zakaz wjazdu.
Lata temu mogłem wjechać tamtędy rowerem na sam szczyt.
Zmrok zapadł, gdy wbiegłem na szczyt. Było pusto i prawie cicho (gdyby nie te zwierzęta). Zrobiłem kilka nocnych zdjęć i zszedłem do roweru. Latarka w telefonie była nieodzowna.
Postanowiłem nie wracać po własnym śladzie. Zrobiłem pętlę. Pojawiły się mgły. Narzuciłem na siebie dodatkową warstwę i skierowałem się na Dzierżoniów. Tam znajdowały się jedyne w okolicy sklepy. Przed powrotem zatrzymałem się na kolacji w restauracji. Zamówiłem intrygującego kurczaka w sosie malinowym. Dla mnie bomba.