Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Japonia / Iwate

Dystans całkowity:311.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:20
Średnia prędkość:17.95 km/h
Maksymalna prędkość:49.75 km/h
Suma podjazdów:2378 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:77.78 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Hachinohe

112.8006:00
Znów zebrałem się wcześnie rano. Akurat kończyłem śniadanie pod lokalnym konbini, gdy rozległ się sygnał alarmowy. Korea Północna znów wystrzeliła rakietę. Japończycy chyba już do tego przywykli, bo nikt się specjalnie tym nie przejął. Na razie, bo jeśli dojdzie do eksplozji rakiety nad terenami zamieszkałymi albo do testów broni jądrowej, które doprowadzą do skażenia większego niż elektrownia Fukushima, wtedy skończą się słowne potyczki.
Jechałem głównie drogą nr 4. Czasem udawało się po ulicy, gdy aut było mniej, chociaż najczęściej lądowałem na chodnikach, które były różnej jakości. W jakiejś wiosce trafiłem na podobny festiwal, co poprzedniego dnia w Morioce, ale tylko przyjrzałem się mu z daleka, bo gonił mnie czas.
W Ninohe miałem szczęście zobaczyć występ młodzieży z okazji innego festiwalu. Jako jedyny obcokrajowiec zwróciłem swoją uwagę i jeden z uczestników przedstawienia wymienił ze mną kilka zdań. Kilka ulic dalej trafiłem na karawan, ale nietypowy, bo znalazły się na nim wielkie penisy wyrzeźbione z drewna. Z efektami specjalnymi w postaci pary buchającej ze szczytu jednej z rzeźb. Sądząc po dekoracjach, jest to coś związanego z religią szintoistyczną.
Do Hachinohe dojechałem po zmroku. Temperatura spadła do 15 °C, ale na rowerze jest zawsze cieplej. Do ustalonego miejsca dojechałem w ostatniej chwili, chociaż i tak musiałem chwilę poczekać na Ryosaku, który był moim dzisiejszym gospodarzem. Zabrał mnie na wycieczkę autem po mieście, a potem poszliśmy zjeść lokalne specjały. Znalezienie parkingu nie było łatwe.
Kategoria góry i dużo podjazdów, na trzech kółkach, po zmroku i nocne, setki i więcej, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Iwate, Japonia / Aomori, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Spacer po Morioce

40.6702:38
Zatrzymałem się pod Morioką na 2 dni. Dzisiaj nie padało, więc miałem okazję zwiedzić miasto. Poranek był bardzo chłodny i żałowałem, że nie wziąłem cieplejszej bluzy, ale potem i tak musiałem zdjąć z siebie tę, którą miałem, bo zaczęło się robić upalnie.
W mieście trafiłem na paradę. Ozdobiony wóz był ciągnięty przez kilkudziesięciu ludzi. Na wozie grały bębny, śpiewała młodzież. Policja organizowała lokalnie ruch, aby kolumna mogła swobodnie toczyć się przez miasto. Wyglądało to bardzo ciekawie.
Dojechałem pod dworzec kolejowy, jako że w wielu miastach wokół nich skupia się większość ważniejszych obiektów. Zatrzymał mnie strażnik, bo chyba nie mogłem jechać po placu dworcowym, więc zapytałem go o parking. Po długim zastanowieniu i upewnieniu się, że ja tylko na moment, wskazał mi miejsce pod budynkiem dworca. Wszedłem do środka i wyszedłem z pustymi rękoma. Znalazłem centrum informacji, ale było zamknięte. Pojechałem dalej.
Miałem szczęście trafić na kolejną grupę ciągnącą kolejny powóz. Potem spotkałem jeszcze 2 czy 3 inne grupy, które krążyły po całym mieście. Wiedziałem, że coś się szykuje.
Moja chęć zdobycia wiedzy o mieście zaprowadziła mnie do jeszcze kilku punktów informacji, które okazały się udzielać informacji wyłącznie po japońsku. W końcu się poddałem i ruszyłem z powrotem pod dworzec. Zauważyłem znak informujący o zakazie parkowania roweru z zaznaczonym dosyć rozległym obszarem wokół dworca. Nie chciałem wykorzystywać uprzejmości strażnika po raz kolejny, więc na własną rękę zacząłem poszukiwania parkingu. Ostatecznie poddałem się i zostawiłem rower na płatnym parkingu rowerowym. Zacząłem tęsknić za Sendai, gdzie było dużo prościej. Może po prostu brakowało mi wiedzy o nowym mieście.
W informacji turystycznej dostałem plan miasta oraz dowiedziałem się, że wieczorem miał być organizowany festiwal. Wyjaśniło się skąd tak uroczyście w całym mieście.
Poszedłem do restauracji, którą polecił mi spotkany wczoraj Japończyk. Zaskoczyło mnie to, że była bardzo ekskluzywna. Prefektura Iwate znana jest z ramenu podawanego na chłodno. Tutaj zamówiłem jego odmianę – reimen, specjalność z Morioki. Nie przypadł mi jednak do gustu. Po wyjściu z restauracji zobaczyłem długą kolejkę. Pora lunchowa się rozpoczęła, więc byłem szczęściarzem.
Podczas pieszej wędrówki po mieście wybrałem się do dzielnicy świątynnej, a potem zatrzymałem się w Starbucksie, żeby popracować. Jako że chciałem zobaczyć choć kawałek festiwalu, wyszedłem wieczorem na ulice festiwalowe i... nic nie zobaczyłem. Gdy już miałem wracać, zrozumiałem, że powinienem iść za tłumem, bo nagle zrobiło się tłoczno. Niestety nie zobaczyłem za dużo albo trafiłem w złe miejsce. Zabrakło mi czasu, bo musiałem wrócić po rower, a potem pojechać szybko do domu Couchsurfera, bo poprosiłem o zbyt krótką przerwę w pracy. Było bardzo zimno, gdy wracałem.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Iwate, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Morioka

69.9503:56
Do wczorajszego szeregu trzeba dopisać jeszcze jednego kapcia, gdy opuściłem hotel. Napompowałem koło, nic nie zeszło, więc pojechałem dalej. Kierunek: Morioka, czyli na północ.
W Hanamaki dostrzegłem dom pokryty strzechą, więc skręciłem do niego. Spotkałem po drodze kilka grup dzieci, które przywitały się ze mną, a potem jeszcze z samochodu powitała mnie dwójka Japończyków. Rodzeństwo zauważyło mnie na głównej drodze, gdy skręcałem do tego obiektu i postanowili ze mną porozmawiać. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, wymieniliśmy kontaktem i nawet dostałem coś do picia z pobliskiego automatu. Bardzo sympatyczni ludzie z dobrą znajomością angielskiego.
Konieczność dopompowania powietrza co kilkadziesiąt kilometrów zmusiła mnie do zatrzymania się i zajrzenia do dętki. Znalazłem dziurę i ją załatałem. Opona zaczyna łapać dziury, mimo że wymieniłem ją jakoś niedawno, 2 tys. kilometrów temu.
Dotarłem do Morioki, ale już nie miałem czasu na zwiedzanie. Pojechałem do najbliższego Starbucksa, żeby zabrać się do pracy. Po kilku godzinach ruszyłem dalej, już po zmroku – w kierunku mojego celu. Miałem się zatrzymać wyjątkowo u Couchsurfera. Pojawiła się przeszkoda w postaci mżawki, która po kilku kilometrach jazdy przekształciła się w ulewę. Był to ostatni odcinek drogi, więc nie zatrzymywałem się. Dojechałem na stację kolejową, gdzie umówiłem się z Suzukim. Akurat gdy dotarłem na miejsce, deszcz przestał padać.

Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, po zmroku i nocne, Japonia / Iwate, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Szereg niefortunnych zdarzeń na drodze do Kitakami

87.7104:46
Dzień zaczął się gorąco. Droga z początku była prosta, zaledwie kilka niewielkich pagórków, ale wąsko. Dużo pojazdów ciężarowych zmuszało mnie do częstego zatrzymywania się, aby umożliwić im wyprzedzanie mnie. Taki mój gest bycia dobrym Polakiem na obczyźnie.
Dojeżdżałem do miasta Ichinoseki, gdy zauważyłem krzywą obręcz w tylnym kole. Tym razem szprycha pękła przy nyplu. Rozpocząłem poszukiwania serwisu rowerowego. Pierwsze miejsce oczywiście nie przyniosło rezultatu, bo nikogo przez ponad kwadrans nie było w środku. Tak to jest podczas pory lunchowej. Pojechałem do drugiego serwisu. Tam mechanik sprawnie wstawił nową szprychę i byłem znów w drodze, chociaż ze sporym opóźnieniem.
Na obiad zatrzymałem się, jak zwykle, w konbini (rodzaj sklepu osiedlowego), ale ruszając w dalszą drogę, zapomniałem o okularach, które położyłem na sakwie. Całe szczęście nie odjechałem za daleko zanim się zorientowałem, że miałem coś lekko na nosie. Zawróciłem i odnalazłem okulary całe, a właściwie z tym samym zestawem rys, co ostatnio.
W Ōshū spełnił się mój koszmar. Mechanik napompował oponę do granic wytrzymałości, więc była jak skała podczas jazdy. Drogi w Japonii nie są najczystsze i kamienie są codziennością na poboczach czy chodnikach. Trafiłem na wyjątkowo paskudny wysyp żwiru i wtedy tylko usłyszałem syk. Nie mam pojęcia, co się stało, ale dętka została przebita w dwóch miejscach, jak przy snake'u, tyle że miałem za duże ciśnienie, aby doprowadzić do takiego przebicia. Zagadki nie potrafiłem rozwiązać, ale dostałem loda od chłopczyka, który był na spacerze ze swoją mamą. Być może dojrzał mnie z okna, gdy męczyłem się z łataniem. Tym razem napompowałem oponę na tyle, abym mógł kontynuować bez obaw.
Dojechałem do Kitakami spóźniony przez cały szereg niefortunnych zdarzeń. Tym razem zatrzymałem się w hotelu. Podobno z restauracją; gdyby tylko była czynna. Postanowiłem spróbować regionalnych dań, bo każda prefektura, a czasem nawet każde miasto mają swoje unikalne kompozycje smakowe. Nie mam jakiegoś dobrego poczucia smaku, żeby móc opowiadać o jedzeniu jak jakiś wirtuoz kulinarny, ale skoro mam możliwość skosztować Japonii, to nie przejmuję się tym.
Kategoria na trzech kółkach, kraje / Japonia, z sakwami, za granicą, Japonia / Miyagi, Japonia / Iwate, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery