Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2017

Dystans całkowity:751.57 km (w terenie 13.05 km; 1.74%)
Czas w ruchu:46:07
Średnia prędkość:16.20 km/h
Maksymalna prędkość:50.74 km/h
Suma podjazdów:5343 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:30.06 km i 1h 55m
Więcej statystyk

Listopad 2017 (GT)

4.34
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Japonia, rowery / GT

Ruszam na zachód

78.1304:32
Przedwczoraj robiłem za fotografa, więc kilka zdjęć z tej okazji trafiło do mojej galerii, a wczoraj przez cały dzień padało i nie udało mi się wybrać w pożegnalną wycieczkę po Kyōto. Dzisiaj wyruszyłem na zachód, aby uciec przed zimą. Do kolekcji dorzucam jeszcze kilka zdjęć z wizyty (pociągiem) w Kyōto, gdy zatrzymałem się w Ōsace.
Dzień był pochmurny, ale ciepły. Po miesiącu jazdy na lekko musiałem znowu robić to samo i powoli uczyć się jazdy z ciężkim bagażem. Zaplanowałem trochę gór, aby nie pchać się ponownie do Kōbe. Jechało się całkiem lekko, choć po kilkudziesięciu kilometrach w oddali dojrzałem deszcz, który próbował mnie dopaść. Całe szczęście tylko chwilę pokropiło i nie musiałem nawet zakładać przeciwdeszczowych ubrań.
W mieście Sasayama kusił mnie zamek, ale rozmyśliłem się, gdy zobaczyłem cennik. Słońce pokazało się na koniec dnia, ale akurat w najpiękniejszym momencie, czyli złotej godzinie. Szkoda tylko, że tak mało miałem obiektów do fotografowania.
Dojechałem do domu gościnnego w mieście Tanba. Przywitała mnie właścicielka ze swoją córką. Zaskoczyło mnie to, że nastolatka mówiła bardzo dobrym angielskim. Porównując ze starszymi od niej Japończykami było to dość intrygujące. Czyżby program nauczania w japońskich szkołach się zmienił?

Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, na trzech kółkach, z sakwami, za granicą, Japonia / Hyōgo, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Ogrody Arashiyamy

8.1600:39
Po raz kolejny wybrałem się z Aki do Arashiyamy. Na liście miejsc do odwiedzenia było kilka z tamtejszych ogrodów. Poszliśmy do świątyń Jōjakkō-ji oraz Giō-ji. W pierwszej było dużo do zobaczenia, a druga bardziej kameralna, ale też piękna. Przespacerowaliśmy się jeszcze po historycznej ulicy Saga-Toriimoto, gdy zimno zmusiło nas do zrezygnowania z dalszego zwiedzania i trzeci ogród zostawiłem na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Byōdō-in

49.1402:41
Dzisiaj chciałem dokończyć plan z wczoraj i ruszyłem do Uji, aby odwiedzić świątynię Byōdō-in. Było ciepłe, niedzielne popołudnie. Chcąc uniknąć ruchliwych ulic, pojechałem wzdłuż rzek. Nie bez problemów i... niespodzianek. Pierwszą były kwitnące drzewa wiśni. Jesienią. Kto to widział? Matka Natura ma trudny okres. Potem jeszcze pojawiło się kilka przeszkód w postaci murów i ślepych uliczek, i w końcu dotarłem do Uji.
Było późno, gdy znalazłem się pod świątynią. Widziałem kilkadziesiąt osób ustawionych w kolejce, ale w kasie dowiedziałem się, że to osobne wejście na nocny pokaz. Nie miałem zamiaru czekać półtorej godziny, więc kupiłem bilet i wszedłem. Nie opłacało się, bo wstęp do świątyni feniksa był dodatkowo płatny, a z zewnątrz jakoś ona nie powalała widokiem. W kompleksie znajdowało się też muzeum, ale szybko je obszedłem, zwłaszcza że było oblegane przez nieuważną młodzież szkolną.
Zrobiłem kilka ostatnich zdjęć wieczornych, ale podświetlenie świątyni i całego ogrodu miało nastąpić dopiero po wyjściu ostatniego odwiedzającego. Włączyli światła tylko przy wejściu, tak na zachętę. Zaraz za bramą zobaczyłem kilkaset osób ustawionych w kilometrowej długości kolejkę z wieloma zakrętami. Nawet do Wieliczki tylu chętnych nie ma, co tam.
Wybrałem się na spacer po mieście. Chciałem zjeść kilka popularnych w Uji specjałów. Na początek skusiłem się na manjū o smaku matcha, choć nie był na mojej liście. Odwiedziłem kilka sklepów z herbatą, a potem poszedłem odszukać restauracje polecone przez Aki. Niestety obie były nieczynne i zrezygnowany, wróciłem po rower. Akurat wpuszczali ludzi z kolejki, która wydłużyła się jeszcze bardziej. Ciężko było wydostać rower z parkingu pod świątynią. Wróciłem do mieszkania, zatrzymując się przy kilku oświetlonych chramach i świątyniach.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Pod Arashiyamą

38.5402:23
Szukając ciekawych miejsc do odwiedzenia, trafiłem na jedno pod Arashiyamą. Nie podejrzewałem, że zejdzie mi tam więcej czasu niż zaplanowałem, ale po kolei. Był piękny dzień, nawet ciepły. Ruszyłem na dobry początkek do Arashiyamy. Policjant poprosił mnie, abym poprowadził rower, ale gdy zsiadłem, dziesięciu rowerzystów właśnie wyjechało z tłumu. Szaleństwo, bo ludzi było okropnie dużo. Ulica została zamknięta dla aut, ustawiono specjalne barierki, a na jej końcu stało kilku policjantów, którzy pilnowali, aby piesi pozwolili autom przejechać przez skrzyżowanie.
Całe szczęście nie planowałem Arashiyamy na dzisiaj. Pojechałem na południe, trafiając na chram Matsunō-taisha. Myślałem, że to mój pierwszy cel, ale niespodzianka, bo jednak nie. Miałem jeszcze kawałek na południe. Zostawiłem rower w przypadkowym miejscu (prawie pod mostem) i ruszyłem pieszo na eksplorację terenu. Pierwsza była świątynia Suzumushi-dera, nazywana również świątynią świerszczy. Nie spodobała mi się kolejka, więc poszedłem dalej, bo i tak nie miałem tamtego miejsca na liście.
Mój pierwszy właściwy cel to Saihō-ji, znana również jako świątynia mchu. Obiekt dziedzictwa narodowego i frustracji. Tak, gdy doszedłem do bram, okazało się, że wymagają zaproszenia, które to można otrzymać poprzez wysłanie kartki pocztowej, a na to potrzeba około tygodnia. Szkoda, bo mech formuje piękne kształty i na pewno spodobałoby mi się w środku.
W ramach pocieszenia przeszedłem się wzdłuż rzeki, gdzie zrobiło się przeraźliwie zimno i nie zaszedłem daleko. Wracając, trafiłem na jeszcze jedną świątynię – Jizō-in. Znana jest też pod nazwą świątyni bambusa. Za dużo tych bambusów tam nie było, ale przynajmniej wszedłem do środka. Był to raczej szybki obchód, bo czas uciekał, a ja miałem jeszcze dwa miejsca na oku.
Ruszyłem w kierunku Uji. Chciałem zobaczyć jedną ze świątyń, którą latem ominąłem. W połowie drogi uświadomiłem sobie, że nie zdążę przed zachodem słońca. Nie wiem, gdzie uciekł mi cały czas, a chciałem odwiedzić aż 3 miejsca dzisiaj. Aby nie tracić wieczoru, zawróciłem i pojechałem na Gion. Ludzi było równie dużo, co w Arashiyamie. Zrobiłem więc mozolny spacer po turystycznych ulicach. Lubię klimat tamtego miejsca. Tłumy to tylko tło, a ich powolny ruch pozwala zostać dłużej i cieszyć się widokami i zapachami.
Na koniec pojechałem jeszcze do centrum w poszukiwaniu sklepu sportowego. Zima zbliża się powoli i z dnia na dzień robi się chłodniej, więc zaczynam się rozglądać za ciepłymi ubraniami, bo do moich maleńkich sakw zapakowałem bardzo mało rzeczy. Tak szczerze to pierwotnie nie planowałem spędzać jesieni w Kyōto, ale więcej o tym napiszę wkrótce.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Piękne Kyōto

33.4302:06
Chciałem zajrzeć dzisiaj w kilka miejsc i prawie mi się to udało, ale po kolei. Był ciepły, jesienny dzień, gdy ruszyłem na wschód. Od dawien dawna interesowała mnie świątynia Eikan-dō Zenrin-ji. Dzisiaj miałem czas, aby zajrzeć do jej środka.
Dojechałem na miejsce, przecisnąłem się przez tłumy ludzi na parking rowerowy, potem znowu przez te tłumy do kolejki do kas i po odstaniu swojego wszedłem na teren kompleksu. Nie wiedziałem od czego zacząć, tyle drzew uśmiechało się do mnie swoim blaskiem jesiennych kolorów. Jeśli była tam jakaś niepisana trasa spacerowa, to ja chyba szedłem w przeciwnym kierunku, bo zawsze mijała mnie duża liczba osób.
Nie mogłem za dużo czasu poświęcać jednemu miejscu. Po godzinnym zwiedzaniu ruszyłem w drogę do kolejnej świątyni, zaczepiając po drodze o biuro imigracyjne. Chciałem się dowiedzieć, czy mogę przedłużyć moją wizę, bo byłem za półmetkiem mojego pobytu i marzyło mi się zostać odrobinę dłużej. Niestety specyfika programu „Zwiedzaj i pracuj” nie pozwala na taką zmianę. Będę musiał znaleźć inny sposób, aby przedłużyć moją wizytę w Azji.
Odnalazłem Enkō-ji i przypomniałem sobie, że kiedyś tam zajrzałem, ale wtedy nie chciałem wydawać pieniędzy. Dzisiaj nie miałem wyboru, bo świątynia wyglądała pięknie na zdjęciach innych osób. W środku było trochę tłoczno, więc czekanie w kolejkach na zrobienie zdjęcia to standard, ale opłacało się, bo było przepięknie.
Ostatnim miejscem, które zaplanowałem na dzisiaj był Rurikō-in. Po pokonaniu wielu zakrętów i ślepych uliczek dojechałem na miejsce i osłupiałem. Kolejka na sto osób i przesuwała się w zabójczym tempie (takim, że czekałbym do następnego dnia). Darowałem sobie atrakcję i wróciłem do mieszkania. Turystyczna strona Kyōto nie jest piękna.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Północna Arashiyama

8.8000:47
Dzisiaj pojechałem z Aki do Arashiyamy. Przespacerowaliśmy się odrobinę wśród tłumów nad rzeką Katsura-gawa, pod popularnymi świątyniami, przez lasek bambusowy i dotarliśmy do świątyni Nison-in. Nie ma co tutaj opowiadać, to trzeba zobaczyć.
Spędziliśmy dużo czasu na spacerowaniu po ścieżkach usłanych jesiennymi liśćmi. W tym czasie niestety zrobiło się chłodno i późno, więc plan odwiedzenia kolejnych ogrodów i świątyń odłożyliśmy na inny raz.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kifune-jinja

32.7401:48
Jako że nastała jesień, to pomyślałem, żeby wybrać się w góry do chramu Kifune-jinja, w którym byłem latem. Ciekawiło mnie jak się zmieniła sceneria. Było chłodno, ale jazda oczywiście zawsze rozgrzewa.
Droga na północ poszła szybko. Zajrzałem nawet do mojego ulubionego chramu Kamigamo-jinja, który był po drodze. Jeszcze tylko wąski podjazd wzdłuż rzeki Kifune-gawa i znalazłem się na górze. Wszystkie restauracje nad rzeką zniknęły. Najwidoczniej jesień to nie jest pora na jedzenie na zewnątrz.
Trafiłem na jakąś chińską wycieczkę i było ciężko robić zdjęcia. Zrobiłem więc krótki spacer i zabrałem się do drogi powrotnej. Temperatura w międzyczasie spadła do 6 °C, ale tylko na górze, bo po mroźnym zjeździe zrobiło się cieplej. Moim zwyczajem, wybrałem nieco inną drogę powrotną. Nawet słońce się pokazało.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Pustki w Shōden-ji i tłok w Genkō-an

17.8401:07
Było bardzo pochmurno, ale nie zatrzymało mnie to przed odkrywaniem kolejnych pięknych miejsc w Kyōto.
Wybrałem na mapie kilka miejsc, ale po drodze do pierwszego pomyślałem, aby odwiedzić Ryōan-ji. Wejście jest płatne, ale jest pewien haczyk. Bilet kupuje się przed wejściem do ogrodu, do którego wstęp jest darmowy, a sprawdzają bilet dopiero w świątyni. Wykorzystałem to, aby przespacerować się po ogrodzie. A potem pojechałem zgodnie z planem.
Po chwili poszukiwań znalazłem się pod Shōden-ji, małą, ale uroczą świątynią. Znajduje się tam niewielki las bambusowy. Było pusto w przeciwieństwie do Arashiyamy. W ogrodzie też prawie pusto, więc spędziłem tam trochę czasu na kontemplacji i planowaniu dalszej drogi.
Coś mnie podkusiło, aby odwiedzić chram Kamigamo-jinja. Po drodze trafiłem jeszcze do świątyni Jinkō-in. Gdy jednak dotarłem pod chram, rozmyśliłem się. Pojechałem do kolejnej atrakcji – Genkō-an. Kompletne przeciwieństwo Shōden-ji. Ludzi było tyle, że musiałem stanąć w niejednej kolejce, aby zrobić to samo zdjęcie, co kilkanaście osób przede mną. Ale nie mogłem odpuścić. Kto wie, czy jeszcze wrócę do Japonii, więc chcę zachować jak najwięcej nieulotnych wspomnień.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Jesień w Japonii

20.9601:51
Wspólnie z Aki pojechaliśmy odwiedzić Gion. Było słonecznie, ale wietrznie, przez co temperatura nie przekraczała 10 °C. Do tego zaczęło padać... przez chwilę. Krople deszczu ładnie wyglądały w słońcu.
Zaparkowaliśmy rowery w przypadkowym miejscu, przespacerowaliśmy się po parku Maruyama-kōen, po chramie Yasaka-jinja, po uliczce Ishibe-kōji i trafiliśmy do Starbucksa. Jest on na tyle wyjątkowy, że powstał w japońskim stylu. Po odstaniu pół godziny w kolejkach znaleźliśmy się na piętrze, gdzie znajdowało się kilka pokojów. Część z nich była wyłożona matami tatami (tradycyjna wykładzina podłogowa), stoliki i poduszki zamiast krzeseł. Dla kogoś, kto nie miał możliwości odwiedzenia domu w japońskim stylu, jest to pewien sposób, aby poczuć tradycyjną Japonię. Dla mnie to nic specjalnego, bo nasiedziałem się w takich miejscach wystarczająco dużo czasu, ale i tak przyjemnie było spędzić tam czas.
Zapadł zmrok i ruszyliśmy do świątyni Kiyomizu-dera. Zaczęli wpuszczać odwiedzających na nocny pokaz. Podświetlone drzewa w jesiennych kolorach to coroczne wydarzenie, które przyciąga niezliczone liczby ludzi. Kolejki do kas rosną nawet do kilometra. Dzisiaj nam się poszczęściło i do świątyni dostaliśmy się szybko. Przeszliśmy standardową trasę, ale słabo wychodziło mi robienie nocnych zdjęć. Trochę się pozmieniało, bo od lata, gdy byłem tam ostatnim razem, nadal trwa remont głównej świątyni, ale jedną mniejszą budowlę skończyli odnawiać. Skusiliśmy się jeszcze na zaproszenie do Jōjū-in, świątyni z ogrodem, ale przewodnicy mówili po japońsku i zakazywali robić zdjęcia.
Temperatura spadła do 5 °C, więc trzeba było powoli wracać. Bardzo powoli, bo odwiedziliśmy jeszcze niedrogą restaurację z sushi. Będzie mi brakowało dobrego sushi po powrocie do Polski.
Kategoria po zmroku i nocne, kraje / Japonia, za granicą, ze znajomymi, Japonia / Kyōto, wyprawy / Japonia 2017/2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery