Chciałem zajrzeć dzisiaj w kilka miejsc i prawie mi się to udało, ale po kolei. Był ciepły, jesienny dzień, gdy ruszyłem na wschód. Od dawien dawna interesowała mnie świątynia Eikan-dō Zenrin-ji. Dzisiaj miałem czas, aby zajrzeć do jej środka.
Dojechałem na miejsce, przecisnąłem się przez tłumy ludzi na parking rowerowy, potem znowu przez te tłumy do kolejki do kas i po odstaniu swojego wszedłem na teren kompleksu. Nie wiedziałem od czego zacząć, tyle drzew uśmiechało się do mnie swoim blaskiem jesiennych kolorów. Jeśli była tam jakaś niepisana trasa spacerowa, to ja chyba szedłem w przeciwnym kierunku, bo zawsze mijała mnie duża liczba osób.
Nie mogłem za dużo czasu poświęcać jednemu miejscu. Po godzinnym zwiedzaniu ruszyłem w drogę do kolejnej świątyni, zaczepiając po drodze o biuro imigracyjne. Chciałem się dowiedzieć, czy mogę przedłużyć moją wizę, bo byłem za półmetkiem mojego pobytu i marzyło mi się zostać odrobinę dłużej. Niestety specyfika programu
„Zwiedzaj i pracuj” nie pozwala na taką zmianę. Będę musiał znaleźć inny sposób, aby przedłużyć moją wizytę w Azji.
Odnalazłem Enkō-ji i przypomniałem sobie, że
kiedyś tam zajrzałem, ale wtedy nie chciałem wydawać pieniędzy. Dzisiaj nie miałem wyboru, bo świątynia wyglądała pięknie na zdjęciach innych osób. W środku było trochę tłoczno, więc czekanie w kolejkach na zrobienie zdjęcia to standard, ale opłacało się, bo było przepięknie.
Ostatnim miejscem, które zaplanowałem na dzisiaj był Rurikō-in. Po pokonaniu wielu zakrętów i ślepych uliczek dojechałem na miejsce i osłupiałem. Kolejka na sto osób i przesuwała się w zabójczym tempie (takim, że czekałbym do następnego dnia). Darowałem sobie atrakcję i wróciłem do mieszkania. Turystyczna strona Kyōto nie jest piękna.