Trwa ładowanie…
Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2013

Dystans całkowity:180.12 km (w terenie 33.22 km; 18.44%)
Czas w ruchu:08:15
Średnia prędkość:21.83 km/h
Maksymalna prędkość:44.90 km/h
Suma podjazdów:1288 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:36.02 km i 1h 39m
Więcej statystyk

Złotniki

20.8300:55
Miałem wyjść na rower wczoraj, ale nim się obejrzałem, zapadł zmrok. Dzisiaj nie odpuściłem. Choć w nocy padał deszcz, to do popołudnia droga za oknem zdążyła wyschnąć. Nie było specjalnie chłodno, tylko wietrznie. Postanowiłem więc pojechać do Warmątowic Sienkiewiczowskich i wrócić krajową trójką.
Po drodze zaczął mi przeszkadzać przeskakujący łańcuch. Sądziłem, że założyłem odwrotnie kółko przerzutki podczas czyszczenia, ale włożenie go odwrotnie nic nie zmieniło. Prawdopodobnie ostatnia mokra jazda zanieczyściła przerzutkę i teraz za słabo naciąga łańcuch. Najgorzej jest na biegu, na którym najczęściej jeżdżę, czyli najbardziej zużytej zębatce. Nie było więc łatwo przejechać całą dzisiejszą trasę.
Ponieważ wiatr wiał zbyt mocno, to zrezygnowałem z dalszej jazdy i skręciłem na Złotniki, a później włączyłem się do ruchu po drodze krajowej. Dobrze, że nie musiałem nią jechać aż z Małuszowa. Jechałem bowiem pod wiatr, a i ruch na drodze był wzmożony. Głównie wyprzedzały mnie tiry i choć są one niebezpieczne, to zawsze podmuch powietrza dodawał mi rozpędu.
Ponieważ jazda miała być godzinna, to postanowiłem jeszcze nakręcić trochę kilometrów i pojechałem przez Bartoszów. Miałem niestety pod wiatr prawie całą drogę, a najgorzej było jechać na zachód. Dzisiaj wyjątkowo wyprzedzali mnie w większości normalni kierowcy. A może to wietrzna pogoda zmusiła ich do myślenia i uważania na chwiejnie jadącego rowerzystę?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

W deszczu po lasach lubińskich

27.3301:12
Jeszcze wczoraj widziałem prognozę deszczu ze śniegiem, więc zdecydowałem się wyjść na rower na godzinkę, bo to mogła być ostatnia okazja przed nadejściem ujemnych temperatur. Mimo że od kilku dni pada deszcz lub mży, to postanowiłem przejechać się w terenie. Tylko ze względu na niekorzystny wiatr, przed którym nie było możliwości ucieczki. No, może poza tym, że wsiadłbym do pociągu i wrócił do Legnicy z Chojnowa na przykład.
Na Starych Piekarach wjechałem w teren, ale zrezygnowałem w połowie, żeby nie taplać się w błocie, i odbiłem na Pątnowską. Za rondem wpadłem do kałuży. Tak się kończy jazda zbyt blisko prawej krawędzi jezdni. Na szczęście woda nie dostała się do butów. Na nieszczęście zaczęło padać. Nie był to jednak na tyle duży deszcz, abym musiał zawrócić. Z każdym kilometrem padało coraz mocniej. Nie mogłem jednak odpuścić krajowej trójce, do której zmierzałem.
W końcu, gdy przedarłem się przez błotnisty teren, dojechałem do drogi krajowej. Panował duży ruch, więc trochę minęło zanim ruszyłem. Deszcz ustał, ale wiatr wiał z boku zupełnie nie tak, jak chciałem.
Tuż przed Legnicą znowu zaczęło padać, mocniej niż przedtem, ale nie zatrzymywałem się. I tak wiedziałem, że po tej wyprawie wszystko będzie do czyszczenia.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Jawor

51.6802:11
Dzisiaj zapowiadała się grupowa wycieczka na ok. 60 km. Jeszcze przed wyjazdem rozmawiałem z Bożeną. Ona niestety, widząc wiatr silniejszy od prognozowanego, bała się nawrotu przeziębienia i zrezygnowała. Ruszyłem do parku, gdzie mieli czekać pozostali (w sumie nawet nie wiedziałem kto). Przez pół godziny krążyłem po ścieżkach, czekając na jakąkolwiek znajomą twarz, ale bezskutecznie.
Wyjątkowo do nagrania trasy użyłem aplikacji Traseo, ponieważ ta, z której zwykle korzystam (Moje trasy od Google) nie potrafiła znaleźć przez ponad 3 km jazdy żadnego satelity. Nie lubię Traseo, bo skraca ilość punktów do jednego tysiąca, także przejeżdżając idealnie prostą, 10-kilometrową drogę przy idealnym zasięgu satelitów, na mapie pojawiłyby się tylko 2 punkty – początku i końca. Pominięte więc zostałyby wszelkie wzniesienia czy zmiany prędkości jazdy.
Nie miałem dużego wyboru, bo temperatura wynosiła nieco ponad 5 °C, więc na długą jazdę się nie zapowiadało. Skierowałem się do Warmątowic Sienkiewiczowskich, z których był plan powrotu przez Legnickie Pole. Postanowiłem jednak, że pojadę do Jawora. Nim do niego dojechałem, słońce wyjrzało zza chmur i zaczęło się robić gorąco, mimo że temperatura maksymalnie dochodziła do 7,5 °C.
W Starym Jaworze przystanąłem przed drogą do Piotrowic i zastanawiałem się nad Myśliborzem. Rozmyśliłem się, bo zaczynało mi się robić zimno w stopy, chociaż miałem w plecaku zwykłe buty, w których minionej zimy było mi ciepło. Nie zakładałem ich, bo lepiej się jedzie w butach z zatrzaskami.
W Jaworze blachosmród wyprzedził mnie, żeby skręcić w prawo. Powoli zaczynam się przyzwyczajać. Tym razem kierowała blondi.
Ta droga do Legnickiego Pola byłaby bardzo dobra, gdyby tylko w Ogonowicach powstał przynajmniej chodnik. Bruk, prowadzący przez wieś, stracił swoją ważność kilkadziesiąt lat temu. Rowerem jedzie się okropnie ciężko, zwłaszcza mając przemarznięte stopy, które na każdej nierówności zaczynają boleć od wibracji.
W Legnickim Polu zmieniłem zdanie, co do jazdy przez Gniewomierz i skierowałem się na Księginice. Stąd już niestety pod wiatr, który był znacznie silniejszy niż prognozowano. W sumie całą drogę miałem pod wiatr. Może za szybko jechałem?
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Pod Górzcem, pod Chełmkiem

54.4502:55
Za oknem słońce oświetlało drzewa, na niebie nie było chmur. Jak nic dzień zapowiadał się piękny. Tak było niestety do południa. Później pociemniało, ale nie zrażałem się. Chciałem wyjść na rower. Prognoza zapowiadała deszcz ok. godz. 16. Uważałem, że zdążę dojechać na Górzec i wrócić. Tuż przed godz. 14 byłem więc w drodze.
Temperatura wynosiła jakieś 12 °C, wiatr wiał lekko w twarz, słońce prześwitywało między chmurami. Ubrałem się jak zwykle, ale chyba za rzadko jeżdżę, bo spociłem się na prostej drodze, a co dopiero miało być na podjeździe. Myślałem, żeby podjechać Górzec asfaltem i przez Stanisławów wrócić do Legnicy, ale zmieniłem zdanie.
W Warmątowicach Sienkiewiczowskich zauważyłem nową mapę obok bramy do pałacu. Oby jak najwięcej takich elementów turystycznych! Na drodze do Bielowic złapała mnie kolka. To znak, że stanowczo za mało jeżdżę. Trzeba wychodzić częściej na rower.
Najpierw myślałem, żeby wjechać z Bogaczowa na drogę terenową, ale zmieniłem zdanie, obawiając się zbyt mokrego podjazdu i boksowania kół (nadal mam te zjeżdżone opony). Pojechałem z Męcinki szutrami, mijając zaledwie dwóch rowerzystów, z czego jednego miejscowego, prowadzącego rower na górę. Za Dębnicą niepotrzebnie skręciłem i prawie pojechałbym do Jerzykowa, jednak w porę zorientowałem się i wyjechałem z lasu.
Zmieniłem zdanie, nie chciałem jechać w dół do Pomocnego, a później przedzierać się po pagórkach. Pomyślałem, że zbadam drogę, której nie ma na mapie OpenStreetMap. Miałem nadzieję na dostanie się do czerwonego szlaku z Bogaczowa do Stanisławowa. Droga była widoczna, dopóki nie wyjechałem z lasu. Tam był koniec śladów. Niestety niepotrzebnie pojechałem na południe i przez to zmarnowałem cenny czas. Słońce z pewnością już zdążyło się schować za horyzontem (było dużo chmur i nie widziałem).
Nie poddałem się jednak. Gdy zobaczyłem, że zbliżam się do Pomocnego, skręciłem, bo wiedziałem, że czeka mnie zjazd, a później mozolne podjazdy. Zacząłem kombinować aż w końcu znalazłem się po raz kolejny w lesie. Jechałem przed siebie, uważnie patrząc na drogę, którą pokrywały duże ilości liści. Po drodze spłoszyłem kilka stad saren, chociaż kilka razy to one bardziej wystraszyły mnie. Minąłem nawet Chełmek i zastanawiałem się jak mogłem podczas mojej wizyty tutaj nie zauważyć tej drogi.
Udało mi się dojechać do znanych miejsc. Niestety gdy dotarłem do czerwonego szlaku (zauważony jeden piktogram na drzewie), niepotrzebnie skręciłem. Po prostu przegapiłem miejsce, w którym szlak skręca, bo właściwie było to skrzyżowanie, na którym się znalazłem. Nie miałem ochoty zsuwać się jak ostatnim razem w przepaść, więc zawróciłem i odnalazłem drogę.
To miała być szybka wycieczka z minimalną ilością terenu, a teraz miałem ubłocony cały rower. Zrzuciłem z grubsza błoto, powyciągałem patyki i liście z napędu, i zauważyłem, że zniknął przystanek. Może i miał dziurę w ścianie, ale czemu od razu go likwidować?
Szybka jazda w dół. Przed Sichowem zaczęło kropić i do samej Legnicy na zmianę wzmagało się i ustawało. Jak zwykle zaczynałem przemarzać w stopy, bo było ok. 6 °C, ale na szczęście to nic w porównaniu z zimą. Nie żałowałem powrotu nocą, bo w Kozicach zobaczyłem piękny widok na Legnicę. Przejrzystość powietrza była dziś wzorowa. Cieszę się też, że pogoda okazała się łaskawa, nie zatrzymując mnie na żadnym z wciąż istniejących przystanków.
Kategoria Polska / dolnośląskie, po zmroku i nocne, terenowe, góry i dużo podjazdów, kraje / Polska, Park Krajobrazowy Chełmy, rowery / Trek

10 tys., cel osiągnięty

25.8301:02
Jeszcze miesiąc temu wydawało mi się, że osiągnięcie tego celu będzie wymagało dużego wysiłku. Brakowało mi niecałego tysiąca kilometrów, ale dzięki dobrej pogodzie i wolnemu czasowi prawie dojechałem do mety. Prawie, bo zabrakło niecałych 14 kilometrów. Dzisiaj wypełniłem brakujący dystans i tym samym wykonałem cel na bieżący rok, czyli przejechanie 10 tys. km. Nie jest to oczywiście koniec, bo szkoda byłoby tak odstawić rower.
Od kilku dni pogoda nie sprzyja wychodzeniu z domu. Dzisiaj nie padało, więc postanowiłem zrobić trochę kilometrów. Nie pchałem się w teren, a przy prognozie wiatru z południowego-zachodu nie miałem zbyt wielu opcji. Zrobiłem pętlę przez Miłogostowice i Bieniowice. W obie strony pod wiatr. Kierowcy wyjątkowo jeździli dzisiaj zgodnie z przepisami. Zadziwiające.
Nie będę dzisiaj robił podsumowania z racji osiągnięciu celu. Zrobię to na koniec sezonu. Ciekawe ile jeszcze razy do tego czasu uda mi się wyjść na rower.
Kategoria Polska / dolnośląskie, kraje / Polska, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery