Jeszcze wczoraj widziałem prognozę deszczu ze śniegiem, więc zdecydowałem się wyjść na rower na godzinkę, bo to mogła być ostatnia okazja przed nadejściem ujemnych temperatur. Mimo że od kilku dni pada deszcz lub mży, to postanowiłem przejechać się w terenie. Tylko ze względu na niekorzystny wiatr, przed którym nie było możliwości ucieczki. No, może poza tym, że wsiadłbym do pociągu i wrócił do Legnicy z Chojnowa na przykład.
Na Starych Piekarach wjechałem w teren, ale zrezygnowałem w połowie, żeby nie taplać się w błocie, i odbiłem na Pątnowską. Za rondem wpadłem do kałuży. Tak się kończy jazda zbyt blisko prawej krawędzi jezdni. Na szczęście woda nie dostała się do butów. Na nieszczęście zaczęło padać. Nie był to jednak na tyle duży deszcz, abym musiał zawrócić. Z każdym kilometrem padało coraz mocniej. Nie mogłem jednak odpuścić krajowej trójce, do której zmierzałem.
W końcu, gdy przedarłem się przez błotnisty teren, dojechałem do drogi krajowej. Panował duży ruch, więc trochę minęło zanim ruszyłem. Deszcz ustał, ale wiatr wiał z boku zupełnie nie tak, jak chciałem.
Tuż przed Legnicą znowu zaczęło padać, mocniej niż przedtem, ale nie zatrzymywałem się. I tak wiedziałem, że po tej wyprawie wszystko będzie do czyszczenia.