Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2018

Dystans całkowity:647.20 km (w terenie 0.10 km; 0.02%)
Czas w ruchu:28:54
Średnia prędkość:19.52 km/h
Maksymalna prędkość:57.38 km/h
Suma podjazdów:4784 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:71.91 km i 3h 36m
Więcej statystyk

Maj 2018 (GT)

  83.01 
Krótkie przejazdy.
Kategoria kraje / Japonia, rowery / GT

Japońskie specjały z telewizji

  140.14  07:02
To prawdopodobnie ostatnia wycieczka w tym miesiącu. W przyszłym tygodniu lecę z plecakiem na tydzień do Korei, a potem mam zaplanowaną ciekawą wyprawę po Japonii. Dzisiaj dzień był nieznośnie upalny, ale nie powstrzymało mnie to przed ruszeniem do miasteczka, które zostało przedstawione niedawno w reportażu w lokalnej telewizji.
Ruszyłem o 9 i w południe, po przebyciu 60 km, byłem na miejscu. Ruch był średni, więc pozwalałem sobie na jazdę po drogach zamiast po chodnikach. Mój pierwszy cel był niepozorny. Nieznajomość japońskiego z pewnością nie pomagała, ale był to jedyny budynek z parkingiem w okolicy, więc musiała to być właściwa restauracja. Menu też było po japońsku, choć przygotowali też plakat ze zdjęciami, więc pokazałem palcem i dostałem zestaw trzech makaronów soba. Niestety nie pomyślałem o tym, że było wiele rodzajów do wyboru i kucharz wybrał za mnie. Chciałem bowiem spróbować makaronu soba o smaku cytrynowym, a dostałem: tradycyjny, z ziarnami sezamu i trzeciego smaku nie rozgryzłem. Gdy płaciłem za obiad, właściciel podśmiechiwał się, że musiałem być głodny, bo zjadłem porcję dla dwóch osób. W telewizji reporter zamówił to samo danie!
Kolejny sklep znajdował się nieopodal. Wzdłuż ulicy stało wiele lokali usługowych i w jednym z nich mieścił się sklep z wyrobami cukierniczymi, a dokładnie z mochi, a jeszcze dokładniej z daifuku. Mochi jest ciastem ryżowym o ciekawej konsystencji (podobno nie każdy za tym przepada). Z kolei daifuku jest ciastkiem mochi z nadzieniem. Chyba najczęściej spotykana jest pasta (określana również jako dżem) anko wytwarzana z fasoli azuki. Miałem ochotę wypróbować pełen talerz z wszystkimi rodzajami, jak pokazali w telewizji, ale cena ok. 50 zł mnie zniechęciła. Wziąłem kilka różnych rodzajów, wliczając daifuku nadziewane truskawkami czy pastą zunda, która z kolei jest specjałem w Sendai. Wytwarzana z młodych ziaren soi, które można jeść również jako przekąskę zwaną edamame. Tak, Japończycy wiedzą dużo o jedzeniu, więc myślę, że wystarczy tych nazw.
Drogę powrotną oczywiście wybrałem inną dla urozmaicenia widoków. W miasteczku Ōsaki trafiłem na jakąś historyczną dzielnicę, ale pogubiłem się i odwiedziłem wyłącznie park stróżowany przez, jak mniemam, lokalną postać historyczną. Dalej, no cóż, nic ciekawego. Słońce rzuciło blask na góry, dzięki czemu miałem piękne widoki późnym popołudniem. Jakoś tak wyszło, że odwiedziłem Miyatoko po raz trzeci. I tyle, wróciłem do domu przed zmrokiem.
Kategoria kraje / Japonia, setki i więcej, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Historyczna wieś Miyatoko

  37.06  02:02
Dzisiaj znowu krótko. Znalazłem na mapie muzeum w Miyatoko, więc postanowiłem spróbować jeszcze raz zobaczyć tę wieś. Było pochmurno, ale ciepło i duszno. Czuć zbliżające się lato.
Na miejscu trochę zabłądziłem, bo choć miejsce na mapie było, to nie wiedziałem jak się do niego dojechać. W końcu znalazłem drogę koło szkoły, zostawiłem rower i... nikogo nie zastałem. Pierwszy budynek był otwarty, ale nikogo nie było w środku, więc nie wiedziałem jak zapłacić za bilet. Przed drugim budynkiem wisiało wielkie ogłoszenie, z którego zrozumiałem, że jest zamknięte. Wszedłem więc na ogólnodostępny szlak na wzgórze. Na szczycie, jak się domyślam, można było przeczytać (po japońsku) o zamku, który stał na sąsiednim wzgórzu. Tyle zwiedzania. Drogę powrotną obrałem przez miasto Tomiya. Chmury skomponowały kilka ładnych widoków.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Aoba Matsuri

  10.58  00:32
Rozpoczął się duży festiwal w Sendai. Z japońskiego: matsuri. W sumie chyba każde miasto ma swój festiwal, a byłem już na kilkunastu podczas mojego pobytu w Japonii. Aoba Matsuri trwa dwa dni i wczoraj nie chciało mi się nagrać trasy, ale zebrałem tyle zdjęć, że musiałem dodać jakiś wpis. Będzie więc mało tekstu, a dużo widoków.
Wczorajsza część festiwalu była wypełniona wyłącznie paradą taneczną. Kilkanaście grup konkurowało ze sobą, przechodząc po miejskim deptaku, tańcząc i śpiewając. Dzisiaj atrakcją była parada, która przeszła głównymi ulicami. Poza grupami z dnia poprzedniego pojawili się ludzie w przebraniach z dawnych epok, a także mobilne kapliczki i inne pojazdy ciągnięte przez kolejnych ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, dobrze się bawili i dali przepiękny pokaz. Było co oglądać. Parada przeniosła się na kolejną ulicę, gdzie po widowisku nastało oficjalne zakończenie festiwalu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Miyatoko

  51.47  02:39
Lało przez kilka dni. Dzisiaj też coś miało popadać, więc przez niebo sunęły ciężkie chmury. Zaryzykowałem, dzięki czemu uchwyciłem kilka ładniejszych zdjęć.
Chciałem pojechać tylko kawałek na północ. Najpierw po drogach osiedlowych, potem po trochę bardziej zatłoczonych, aż dojechałem do miasteczka Taiwa. Tam zdecydowałem się na powrót drogą przez dolinę, w której trafiłem na znaki kierujące do historycznej wsi Miyatoko. Niestety przegapiłem któryś ze znaków, bo we wsi się znalazłem, ale nic szczególnego nie przyciągnęło mojego wzroku i nieświadomie przejechałem przez nią. Przynajmniej widoki były przepiękne.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kamafusa-ko

  75.32  03:48
Dzisiaj wybrałem się na zachód. Moim celem było jezioro Kamafusa-ko. Niebo pokrywały chmury, choć było upalnie.
Przez horyzont przewijała się okryta śniegiem góra Zao, którą próbowałem zdobyć dwukrotnie. Raz w sierpniu i raz w październiku. W sumie trzykrotnie, gdzie trzeci raz był zimą, ale ciężko było znaleźć nocleg i nawet nie ruszyłem w jej kierunku. Po dotarciu do jeziora, jak zwykle wybrałem drogę powrotną inną trasą. Wypadło na drogę wzdłuż rzeki. Potem trochę gór i wjechałem na znaną mi drogę do centrum miasta.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Tam, gdzie kiedyś było życie

  36.31  01:59
Jako że ostatnio odwiedziłem Ishinomaki, miasto mocno zniszczone w 2011 roku przez tsunami, postanowiłem pojechać na wybrzeże w Sendai. Centrum miasta jest wyniesione kilkadziesiąt metrów nad poziom morza i wielka fala tam nie dotarła. Nigdy nie byłem na wybrzeżu. Byłem ciekaw jak wyglądał krajobraz 7 lat po tragedii.
Było upalnie, ale dojazd do oceanu poszedł nie najgorzej. Nie zastałem tam jednak nic. Nikt nie odważył się odbudować domu lub miasto na to nie zezwoliło. Wielkie wały przeciwpowodziowe były wciąż w budowie, a i to zaplanowali je daleko od brzegu, więc może teren pomiędzy oceanem i wałem pozostanie niezamieszkany. Ze zdjęć wynikało, że całe wybrzeże było pokryte budynkami, a jak okiem sięgnąć, wszystko zostało zmyte przez tsunami. Po uprzątnięciu terenu pozostały tylko fundamenty budynków.
Pomimo budowy wału przeciwpowodziowego, znalazłem pomiędzy nim i oceanem drogę dla rowerów wzdłuż niewielkiego kanału. Niestety prowadziła donikąd, więc zawróciłem, aby pojechać z powrotem do domu.
Kategoria kraje / Japonia, za granicą, Japonia / Miyagi, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

W japońskiej niezgodzie z przyrodą

  127.58  06:19
Nastał piękny, choć upalny poranek. Zdecydowałem, że dokończę plan z poprzedniego dnia i objadę Półwysep Oshika. Wydawało mi się, że będzie to lekka i przyjemna wycieczka, ale okazało się coś zupełnie innego.
Podjazdy towarzyszyły mi od początku. Najpierw były lekkie górki z widoczkami na zatoki. Przejechałem przez wiele przysiółków, które zostały zmyte z powierzchni ziemi podczas tsunami przed siedmiu laty. Wały przeciwpowodziowe wciąż były w budowie, wiele ulic na mapie zdezaktualizowało się, po niejednym domie pozostały puste działki, które zdążyły pokryć się roślinnością. Mimo tej tragedii widziałem wiele nowych budynków. Brak lądu pod zabudowę mieszkalną jest w Japonii problemem, dlatego odważniejsi wracają na swoje.
Na południu półwyspu wjechałem na wysokość ponad 200 m n.p.m. Tym samym zacząłem mozolny powrót do domu. Centralna część półwyspu była górzysta, więc zmieniły się krajobrazy. Zabudowania zniknęły i natura zaczęła dominować w pełni. Gdyby tylko pozbyć się ludzi, byłoby idealnie. Niestety tamten odcinek drogi był wykorzystywany przez idiotów na motocyklach, którzy ze zmodyfikowanymi tłumikami jeździli jeden za drugim jak na jakiejś paradzie. Zamiast jechać spokojnie denerwowałem się. Irytowała mnie bezsilność.
Za ostatnią, najwyższą górą był bardzo długi i stromy zjazd, który sprowadził mnie prawie do centrum miasta Ishinomaki. Jako że spędziłem pół dnia na półwyspie, byłem bardzo głodny. Zatrzymałem się na szybki obiad w supermarkecie. Pozostała prosta droga do domu. Zmrok złapał mnie jeszcze przed Matsushimą. Potem już tylko jazda nocą. Temperatura spadła do przyjemnego poziomu, więc jechało się dobrze.
Kategoria góry i dużo podjazdów, kraje / Japonia, po zmroku i nocne, setki i więcej, za granicą, Japonia / Miyagi, mikrowyprawa, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Niebieski Dzień Dziecka

  85.73  04:33
Będzie dzisiaj trochę nostalgicznie, bo wybrałem się w region zniszczony w 2011 roku przez tsunami. Ale też z dozą optymizmu.
W tym roku majówkę spędziłem trochę mniej rowerową. Wybraliśmy się z Aki do ogrodów w odległych prefekturach, aby obejrzeć kwiatki. Zdążyły lekko przekwitnąć, ale to szczegół. Po powrocie trochę padało, jednak ostatnie dni majówki miały być pogodne. Gdy się dzisiaj obudziłem, padało. Chciałem to przeczekać, bo deszcz był przelotny, ale prawie zastałem południe. Nie mogłem czekać. Padało, gdy ruszałem, ale to był ostatni prysznic z nieba. Wyszło słońce i nawet zrobiło się gorąco.
Pojechałem do Matsushimy. Droga standardowa, więc nic specjalnego. W Matsushimie już od granic miasta tragedia. Auto na aucie, że musiałem na chodnik uciec, a i tam człowiek na człowieku i skończyłem na spacerze przez miasto. Na szczęście nie przez całe.
Wjechałem do Higashi-Matsushimy, sąsiedniego miasteczka, w którym znalazłem kilka kwitnących wiśni (w Matsushimie nie było już ani jednej). Dostałem się nad wybrzeże, które po siedmiu latach od tragicznego tsunami nadal jest jednym wielkim placem budowy. To tam znajdowała się największa atrakcja w okolicy. Nastolatek zainicjował tradycję, która dziś przyciąga setki osób. Po tym, jak żywioł zabrał całą rodzinę nastolatka, zapragnął on spełnić marzenie swojego zmarłego brata i rozwiesił błękitne koinobori (zwykle różnokolorowe chorągwie w kształcie karpia wywieszane z okazji Dnia Dziecka). Wkrótce potem ludzie z całej Japonii zaczęli słać niebieskie ryby, dzięki czemu obecnie kolekcja liczy prawie tysiąc sztuk (jak nie więcej). A ponieważ dzisiaj wypadł Dzień Dziecka, to można było zobaczyć, a nawet wziąć udział w występach scenicznych. Ja trafiłem na zespół muzyczny zachęcający zebranych do machania, ale widziałem, że za sceną szykowała się kolejna grupa. Zostałem tylko na parę minut, bo gonił mnie czas.
Ishinomaki to jedno z najbardziej dotkniętych przez kataklizm z 2011 roku miast. Budynki na wybrzeżu zostały zmyte z powierzchni ziemi. Skalę zniszczeń można zobaczyć na niejednym zdjęciu dostępnym w sieci. Choć do dzisiaj prawie wszystkie uszkodzone domy zostały rozebrane, wiele działek stoi niezagospodarowanych. Prawdopodobnie właściciele zginęli lub nie chcą wracać z powodu traumy. Ponieważ żywioł towarzyszy Japończykom od zawsze, mieszkańcy pogodzili się ze stratą i wspólnymi siłami odbudowano miasto. Tylko drogowcy się ociągają, bo chodniki – jeśli są – straszą wybojami.
Nad wybrzeżem, na górze stał chram, z którego można zobaczyć okolice. Zdjęcia na barierkach ukazywały miasto sprzed tragedii, więc można porównać, jak bardzo skurczyła się liczba zabudowań.
Zatrzymałem się na obiedzie. Ishinomaki to również miasto rybackie, więc gdzie indziej, jak nie tam można spróbować owoców morza. Wśród wielu restauracji, znalezienie tej właściwej nie jest proste, zwłaszcza gdy wszystko jest zapisane japońskim pismem. Moją uwagę przyciągnął sklep z lokalnymi produktami, nad którym była restauracja. Zamówiłem kaisen-don, czyli kawałki surowych ryb i innych owoców morza na ryżu. Zdrowo i smacznie.
Planowałem pojechać wokół półwyspu, ale zabrakło mi dnia. Pomyślałem, że pojadę w zamian wokół morza Mangokūra. Ehe! Droga zamknięta, bo budowali nową. Zawróciłem, a po drodze tunel przykuł moją uwagę. Szukając widoku zachodzącego słońca, pojechałem tamtędy. Przed tunelem stał znak zakazu wjazdu rowerem, ale nie widziałem alternatywy, więc chyba po raz pierwszy złamałem prawo. I tak droga była pusta. Po drugiej stronie znalazłem okręt Sain Juan Bautista, atrakcję turystyczną. Wyglądało jednak na to, że była nieczynna. Pokręciłem się jeszcze chwilę i wróciłem do miasta, trafiając na drogę omijającą tunel. Chciałem okrążyć tę część miasta przed końcem wycieczki, ale trafiłem na drogę do innej dzielnicy. Szybko dałem się namówić na zwiedzenie jej. Trafiłem na tymczasowe domy, w których osiedlono mieszkańców, którzy stracili swój dobytek przez tsunami. Niektóre wyglądały na wciąż zamieszkane. Dokończyłem pętlę i po zmroku dojechałem do hostelu. Oszczędności w tym mieście spowodowały, że latarnie uliczne są tu rzadkością.

Kategoria kraje / Japonia, po zmroku i nocne, za granicą, Japonia / Miyagi, mikrowyprawa, wyprawy / Japonia II 2018, rowery / GT

Kategorie

Archiwum

Moje rowery