Dzisiaj mnie ciągnęło do lasu. Ruszyłem najpierw na Dębiec, a potem lasami na południe. Znów spotkałem mnóstwo ludzi. Niczym w letnią niedzielę. W lasach sucho, aż się kurzy. Wyschło nawet bagno na starorzeczu Warty, w którym zawsze można było zabłocić sobie rower. Niby na najbliższe dni zapowiadają deszcze. Zobaczymy, czy będzie inaczej niż z tymi ostatnimi.
Im dalej na południe, tym mniej ludzi. Rozważałem powrót po własnym śladzie przez Wielkopolski Park Narodowy lub dojazd do najbliższego mostu na Warcie. Pewnie jeszcze trochę i będzie można przedostać się, jadąc wpław po płytkim korycie rzeki. Tymczasem wybrałem most i powrót drugą stroną Warty. Dałem się namówić na więcej terenu, co nie wyszło mi na dobre. Najpierw grzebałem się w głębokim piachu wśród pól, a potem tłukłem po betonowych płytach w lesie. Reszta drogi bez rewelacji. Niebo się zachmurzyło i parę stopni spadło na termometrze. Wymęczyła mnie ta krótka przygoda.