Trwa ładowanie…
Trwa ładowanie…

Widzisz podstawowy wygląd strony. Wystąpił problem z serwerem plików. Napisz do mnie, gdyby problem występował zbyt długo.

Andrzej na rowerze

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:1169.31 km (w terenie 93.01 km; 7.95%)
Czas w ruchu:37:07
Średnia prędkość:22.53 km/h
Maksymalna prędkość:51.30 km/h
Suma podjazdów:4122 m
Suma kalorii:9055 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:167.04 km i 6h 11m
Więcej statystyk

Kwiecień 2015

  333.08 
Dojazdy do pracy.
Kategoria kraje / Polska, rowery / Trek

Zaniemyśl ponownie

  121.63  05:49
Miał być Wolsztyn, miało być miło i przyjemnie, ale nie wyszło, nie chciało mi się. Udało mi się przekonać siebie do wyjścia po południu. Przekonać na krótką przejażdżkę bez plecaka.
Wiatr dmuchał w twarz – cieplutki wiatr. Niespiesznie skierowałem się na Kórnik. Szybko zresztą się nie dało, bo z jakiegoś powodu na drogach było mnóstwo aut. Nie było wygodnie, ale co tam. „Opuszczę Poznań i będzie luźniej” – pomyślałem. Rzeczywiście dopiero za miastem zaczęło być spokojnie. Na autostradzie widziałem konwój tirów na tablicach brytyjskich wiozący sprzęt wojskowy i eskortowany przez Żandarmerię Wojskową. Jakieś buraki rozwaliły szyk, wjeżdżając między kolumnę pojazdów, przez co żandarmeria zdecydowała się zablokować także drugi pas autostrady. Dosyć nieudolnie, bo barany i tak próbowały wciskać się na trzeciego. Warszawa obchodzi polskie święto przy pomocy brytyjskiego sprzętu wojskowego?
Zrezygnowałem z Kórnika. Nie wiem dokładnie czemu. Nie miałem żadnego planu. Pomyślałem o dostaniu się do mostu kolejowego w Solcu trochę inną drogą niż ostatnio. Niestety tak się zmęczyłem, brnąc przez piaszczyste drogi, że gdzieś na południe od Zaniemyśla zawróciłem. W Zaniemyślu jednak przemyślałem sprawę. Nie chciałem marnego dwucyfrowego dystansu. Ruszyłem na Śrem.
Droga nie była łatwa, bo miałem pod południowo-zachodni wiatr. W Śremie natknąłem się na plac rynkowy. Nie sądziłem, że to miasto go ma. Do Mosiny pojechałem standardowo przez Rogaliński Park Krajobrazowy i został najgorszy powrót do domu. W Puszczykowie blachosmrodziarz zwolnił do 30 km/h, aby mnie... okrzyczeć, żebym pojechał ścieżką dla rowerów. Świetnie – metrowej szerokości brukowany chodnik o rozdzielonym ruchu dla pieszych i rowerów, nie biegnący dla kierunku, w którym się poruszałem. Po pół metra dla pieszego i rowerzysty – ruch dwukierunkowy. Weź się tam miń z pieszym, który sam ledwo się mieści. Czy tamten kierowca mnie obraził? Powinienem go pozwać do sądu? Nawet nie pamiętam na jakich rejestracjach jechał. Znów przydałaby się kamera.
Przez Luboń i dalej do centrum Poznania bez niespodzianek. W sumie nawet nie wiem kiedy pokonałem tamtą drogę. Chyba byłem zbyt wzburzony przez spotkanego ciołka. Dzień, choć mocno pochmurny, był bardzo ciepły. Wróciłem po zachodzie słońca, ale szczęśliwy, że wyszła setka. Najtrudniej jest zacząć, ale potem można zapomnieć o ograniczeniach. No, chyba że trzeba zdążyć na ostatni pociąg powrotny.

Kategoria kraje / Polska, setki i więcej, terenowe, Polska / wielkopolskie, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Kilka pętel po zachodnim klinie zieleni

  52.91  02:10
Krótka wycieczka po pracy, żeby powalczyć z ogarniającym mnie od kilku dni lenistwem. Chciałem się rozruszać, bo dojazdy do pracy to za mało, a że zbliża się deszczowy weekend, to nie było co siedzieć w tak piękny dzień w domu.
Wyjechałem z domu bez planu, ale z pomysłem, aby znaleźć się w zachodnim klinie zieleni. Gdy już tam dotarłem, pojechałem na wpół pustymi ścieżkami dalej na zachód, potem z wiatrem na wschód po asfalcie, i tak ze 3 razy. Chciałem więcej, ale pomyślałem, że trzeba coś zjeść, coś poczytać, wykonać kilka dobrych uczynków – trzeba było wracać do domu. Ruszyłem szlakiem rowerowym wzdłuż klina do centrum, potem, dokręcając do 50 kilometrów, na Cytadelę i na moje osiedle. Przyjemnie się dzisiaj jeździło. Miło byłoby tak częściej wychodzić. Tylko dokąd?
Kategoria kraje / Polska, terenowe, Polska / wielkopolskie, rowery / Trek

W kierunku Ostrzeszowa

  176.58  07:10
Dzień zaczął się leniwie, bo zamiast wstać o piątej zrobiłem to 2 godziny później. Odbiło się to na przebiegu mojej dzisiejszej wyprawy i później tego żałowałem, bo bardzo chciałem przejechać ponad 200 km. Przeszkodziły mi w tym także rzadko kursujące pociągi oraz silny północno-zachodni wiatr.
Moje wyprawy od kilku miesięcy organizuję, jadąc z wiatrem do celu i wracając pociągiem. Dzisiaj miało wiać najpierw z północnego-zachodu, aby zmienić się w okolicach godzin południowych na wiatr z północny. Mój plan sprzed kilku miesięcy zamieniłem z przejazdu przez Śrem na przejazd przez Środę Wielkopolską. Z rana nagrzany słońcem licznik wskazywał temperaturę poniżej 10 °C. Założyłem bluzę, której już nie zdjąłem, bo przez cały dzień nie było zbyt ciepło.
Zauważyłem, że Poznań zaczął pozbywać się drzew. Znikają wzdłuż kolejnych ulic. Mam nadzieję, że ktoś przyjdzie po rozum do głowy. Chociaż nie wiem, czy ktoś w tym mieście myśli. Za rondem Rataje wpadłem na rozkopaną drogę dla pieszych i rowerów, i oczywiście brak jakiegokolwiek objazdu. Miejskie peryferie mają swój klimat, jednak w Poznaniu nie czuć tego tak bardzo jak na przykład w Krakowie. Pojechałem wzdłuż pustej sześcio czy tam ośmiopasmowej drogi, aby jakoś się wydostać z miasta. Jazda na południowy-wschód nigdy nie była dla mnie prosta, ale może kiedyś coś się zmieni. Na pewno już mnie w tym mieście nie będzie.
Dojechałem szybko do Środy Wielkopolskiej, potem skierowałem się do Solca. Jest tam kolejowy most kratownicowy. Przeczytałem o możliwości przejazdu rowerem po nim i stąd też znalazłem się na tamtej kładce. Rowerem to jednak zbyt odważnie powiedziane. Drewniana kładka wygląda, jakby któraś z rozklekotanych desek miała lada chwila odpaść. Sam most jednak robi wrażenie.
Do Jarocina dojechałem wzdłuż drogi krajowej, bo nie znalazłem innej możliwości na mojej mapie. Stara kostka brukowa nie była najwygodniejsza, ale to jedyne wyjście, gdy przy jezdni stoją zakazy wjazdu rowerem. W centrum miasta trwała impreza z udziałem wielu motocyklistów, więc nie czułem się bezpiecznie, gdy po raz kolejny mijał mnie kretyn ze zmodyfikowanym tłumikiem. Uznałem, że do Zdun najbezpieczniej będzie dostać się, trzymając się z dala od drogi krajowej.
Pogoda zaczęła grozić, zasłaniając niebo chmurami, gdy wyjeżdżałem z Jarocina. Zrobiło się chłodniej i temperatura 13–14 °C utrzymywała się do końca dnia. Za Koźminem Wielkopolskim trafiłem na drogi w tak strasznym stanie, że pobiły nawet te w Lubuskiem. Za Krotoszynem też ominąłem krajówkę, ale tym razem trafiłem na polne drogi, niektóre piaszczyste. W Zdunach pomyślałem jeszcze o pojechaniu na Dolny Śląsk do Cieszkowa, który jest zaznaczony na mapie jako zawierający zabytki. W tej wsi nie spodobał mi się zakaz wjazdu rowerem, obok którego był tylko chodnik i żadnej drogi, która chociaż przypominałaby drogę dla rowerów. Wolałem jednak brnąć między pieszymi niż martwić się, że jakiś bezmózg mnie przejedzie.
Wyjeżdżając z domu, nie sprawdziłem prognozy pogody dla rejonów innych niż Poznań. Okazało się, że zmienny wiatr nie był taki zmienny na południe od Poznania. Dlatego też do Ostrzeszowa dmuchało w plecy, choć prędkość wiatru trochę zmalała. Przynajmniej na niebie się przejaśniło. Pomyślałem, że nie warto zjeżdżać z drogi wojewódzkiej, bo kończył mi się czas. Miałem taki piękny plan, by pojechać aż do Kępna. Gdybym nie zaspał, byłoby zdecydowanie inaczej.
W Odolanowie podjąłem decyzję o zmianie celu podróży. Miałem 40 minut i 26 km na dojazd do Ostrzeszowa na ostatni pociąg. Nie brzmiało to optymistycznie. Skręciłem na Ostrów Wielkopolski oddalony o połowę wspomnianego dystansu i znalazłem się na dworcu na ponad pół godziny przed pociągiem. Byłbym jeszcze szybciej, ale wiatr spowolnił mnie drastycznie. Może innym razem znajdę więcej szczęścia do południowych peryferii Wielkopolski. Może nawet zabiorę ze sobą namiot.

Kategoria setki i więcej, Polska / dolnośląskie, Polska / wielkopolskie, kraje / Polska, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Pakość

  130.99  05:29
Wiatr zmienił kierunek, a po drodze do Inowrocławia czekało na mnie kilka gmin, dlatego pozostało tylko ruszyć na wschód. No, może północny-wschód. Wyruszyłem nieco za późno, ponieważ było chłodniej niż wczoraj. Jechałem cały czas w bluzie.
Najpierw skierowałem się na Kostrzyn, bo w jego okolicy źle pociągnąłem kreskę na ściennej mapie. Nie bardzo chciałem jechać drogą krajową, choć jazda 50 km/h za tirem była ciekawym doświadczeniem. Zjechałem na boczne drogi i nimi dotarłem do Glinki Duchownej, gdzie źle skręciłem i wylądowałem w Iwnie. Potem mniejszymi drogami wzdłuż drogi ekspresowej dojechałem do Łubowa, a dalej miałem po prostej do Gniezna. Prosta w sumie nie była, bo oczywiście postawili zakaz wjazdu rowerem tuż przed węzłem drogowym Gniezno Południe. Na szczęście są drogi serwisowe i lokalne, więc z wiatrem w plecy szybko znalazłem się w mieście. Chwilę się pokręciłem i ruszyłem dalej. Po raz kolejny miałem nadzieję zdążyć na wcześniejszy pociąg powrotny.
Wjechałem do lasów. Akurat wiatr zaczął się zmieniać na północno-zachodni, więc jedna przeszkoda z głowy. Po pewnym czasie trafiłem na asfaltową dróżkę, która prowadzi do osady leśnej Sarnówko. Minąłem grób żołnierza napoleońskiego narodowości francuskiej, zauważyłem też Amerykę nieopodal, ale nie była mi po drodze, toteż jechałem dalej, trafiając wciąż na asfaltowe drogi leśne. Zdecydowanie przydałaby mi się kamera, bo nie dość, że kretyni wjeżdżają do lasu blachosmrodami, to jeszcze jadą całą szerokością i tak wąskiej drogi. Ludzie potrafią być tacy kompromitujący.
Droga za lasem była mało ciekawa. Płasko, bez widoków. Jedną jedynie górę zobaczyłem, ale zastanawia mnie, czy ją usypują, czy może rozbierają. W pobliżu znajduje się kopalnia odkrywkowa, więc może jednak góra rośnie.
Do Inowrocławia miałem już z wiatrem, a ponieważ wiało 30 km/h, to z taką też prędkością się poruszałem. Na dworcu w Inowrocławiu znalazłem się na kwadrans przed odjazdem pociągu. Tym razem opaliłem nogi.

Kategoria Polska / kujawsko-pomorskie, kraje / Polska, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, rowery / Trek

Sława, ale tylko na chwilę

  185.31  08:33
Tuż przed godziną 9 wysiadłem na stacji w Lesznie. Temperatura jeszcze wyższa niż rankiem, na niebie słońce i brak chmur, wiatr nieznaczny. Idealnie.
Plan wycieczki opracowałem kilka miesięcy temu z pomocą map Google i dzisiaj zdziwiłem się, gdy kierując się do Wschowy, wjechałem na ruchliwą drogę krajową. Niestety nie miałem alternatywy. Dopiero po kilku kilometrach zjechałem na boczną drogę, aby choć chwilę odpocząć od tego zła. Wschowa jest bardzo ładnym miasteczkiem. Niektóre zabytki zostały zrewitalizowane, a wieża kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika jest tak monumentalna, że aż byłem zachwycony.
Drogi lokalne w województwie lubuskim są straszne. Nie wiem jak ja to wytrzymam, gdy będę się zapuszczał wgłąb. Może przyjdzie mi poruszać się drogami krajowymi? Cieszyłem się z każdej leśnej drogi. Jeszcze te zapachy świeżo ściętych drzew sosnowych. Muszę wrócić do Puszczy Noteckiej.
Nie tylko rowerzyści poczuli wiosnę. Robactwo wylazło tak licznie, że strząsałem je garściami. Winą jest także ciepła zima. Nie jeździ się przyjemnie, gdy setka robaków atakuje z każdej strony. Dobrze przynajmniej, że jusznica deszczowa jeszcze nie atakuje. Może powinienem zawczasu odwiedzić Zielonkę? Tam w lecie te robaki polowały chmarami.
Dotarłem do Sławy, małego miasteczka w Lubuskiem. W zeszłym roku spędzałem tam imprezę integracyjną, z której dobrze wspominam żeglowanie po jeziorze. Koniecznie odwiedziłem park pełen drzew porośniętych bluszczem. Z miasta wyjechałem po drodze dla pieszych i rowerów. Nie musiałem, ale była wygodniejsza od ulicy. Gdy tylko przekroczyłem granicę województwa, droga stała się drogą. Zupełnie jakbym przejechał z Polski do Niemiec.
Natknąłem się na swojej drodze na iście prywatną miejscowość. Minąłem tysiące tabliczek ostrzegających o terenie prywatnym. Właściciele krzątali się, przygotowując wszystko na przyjazd pierwszych gości. Ciekawe gdzie w tym roku będziemy się integrować.
Stuknęło kilka gmin i nie tylko. Podejrzewałem amortyzator widelca i sztycę podsiodłową za hałasowanie. Muszę moje podejrzenia zrewidować, ponieważ stukanie objawiło się zarówno podczas stania na pedałach, jak i jazdy bez trzymania kierownicy. Ja znów zgłupiałem, a stukanie się nasiliło, i nic nie wróży szybkiego rozwikłania zagadki, która nurtuje mnie od kilku już lat. Może znowu jakaś miska się poluzowała? Muszę kupić narzędzia i nauczyć się rozkręcać większe części w rowerze. Wizyta w serwisie może bowiem odciąć mnie od roweru na kilka dni, bo sezonowi rowerzyści na pewno zdążyli już zaatakować wszystkie punkty serwisowe.
Dotarłem do miejsca, w którym miałem zakończyć wycieczkę i wrócić pociągiem do domu. 100 kilometrów mnie nie satysfakcjonowało, dlatego wybrałem opcję powrotu do domu rowerem. Na mapie przed wycieczką wypatrzyłem Racot oznaczony jako miejscowość z zabytkami, więc w jego kierunku się udałem. Zmienny wiatr akurat wiał z południowego-zachodu, więc mogłem przyspieszyć. Przynajmniej dopóki nie pojawiły się zakazy wjazdu rowerem i coś, co nazwali drogami dla pieszych i rowerów. W Poznaniu dużo rowerzystów. Do domu dotarłem, gdy słońce prawie zniknęło za horyzontem. Pierwsza opalenizna już jest.

Kategoria Polska / lubuskie, kraje / Polska, Polska / dolnośląskie, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, Wielkopolski Park Narodowy, terenowe, rowery / Trek

Do Rawicza i prawie 250 km

  168.81  07:56
Zaczął się leniwy poniedziałek. Po dwóch tygodniach deszczu przeplatanego wymówkami udało mi się wybrać na rower. Pogoda podpowiedziała, abym zaliczył kilka gmin na południu. Przy 4 °C, chłodnym wietrze z północy i lekkim śniegu ruszyłem do Rawicza.
Po mieście przemknąłem leniwie. Nieliczni ludzie spacerowali tu i ówdzie, młodzieniaszki z pistoletami na wodę polowali na białogłowy, jedynie aut niezmienna liczba na drogach. Nic szczególnego. Do Puszczykowa dojechałem znanymi drogami, potem trochę pobłądziłem, musiałem objechać rozkopaną drogę w Mosinie (znaki objazdu zniknęły za pierwszym zakrętem), a do Śremu dojechałem przez Manieczki. Już wtedy zaczynałem odczuwać zmieniający się wiatr z północnego na północno-wschodni. Mierzyłem się z tą przeciwnością aż do Pogorzeli.
Poniedziałek wielkanocny jest dniem wolnym od pracy i niełatwo było spotkać czynny sklep. Pozostały mi stacje benzynowe. Zatrzymałem się w sumie na dwóch. Nie marnowałem czasu, ponieważ pociąg odjeżdżał z Rawicza tuż przed godziną 18. Może gdybym wyszedł wcześniej, nie byłoby takiego spinania się.
Za Pogorzelą wiatr przestał złośliwie przeszkadzać. Nawet słońce wyszło zza chmur. Tę radość psuła jedynie świadomość o tym, że nie zdążę na wcześniejszy pociąg. Na kolejny trzeba czekać ponad 2 godziny, więc już niespiesznie przemęczyłem się z bocznym wiatrem do Miejskiej Górki, potem przecierpiałem kawałek drogi krajowej i dotarłem do Rawicza. Zrobiłem rozjazd w kierunku dworca, dowiedziałem się, że kasa jest nieczynna, a na pociąg poczekam 40 minut. Pomyślałem, żeby spędzić ten czas, objeżdżając uliczki miasta.
40 minut to dużo, prawda? Mógłbym na przykład dojechać do następnej stacji. Tylko którą wybrać? Pojechać do Żmigrodu z wiatrem? Daleko. A jeżeli nie zdążę przed pociągiem? To ostatni dzisiaj. Musiałbym wracać taki kawał. A może na północ? Pod wiatr. Miałbym jednak jakąś przewagę nad pociągiem. Ruszyłem na północ. Wiatr nie był taki straszny, ale powyżej 21 km/h ciężko się było rozpędzić.
W połowie drogi przyszły wątpliwości. A jeśli nie zdążę? Ten wiatr mocno mnie opóźnia. Trzeba było kręcić się po Rawiczu. Nie zdołam nawet zrobić rozjazdu. O której ten pociąg? Mogłem przynajmniej to sprawdzić. Dojechałem do Bojanowa. Pociągu nie ma, pojechał 3 minuty temu. Opadam z sił, wyciągam resztki jedzenia i patrzę na przedostatni tego dnia pociąg. Jechał do Wrocławia. Tylko co robią ci pozostali ludzie? Pociąg do Leszna dopiero za 2 godziny. Opóźnienie. Tak się ucieszyłem. Jeszcze w drodze marzyłem o tym, aby się spóźnił. Szczęściarz ze mnie. W przeciwnym wypadku dodatkowe 100 km. Nie przy takim zmęczeniu, a i jutro do pracy.

Kategoria kraje / Polska, po zmroku i nocne, setki i więcej, Polska / wielkopolskie, dojazd pociągiem, Wielkopolski Park Narodowy, rowery / Trek

Kategorie

Archiwum

Moje rowery